Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25 Weź tego nie psuj Pov: Hope

Po południu udało mi się dodzwonić do Wiriana. Holly oczywiście nie chciała z nim rozmawiać, ale ostatecznie dała się przekonać. Wirian wytłumaczył jej, że wcale nie tańczy w parze z Kate, że po prostu razem trenowali, ale to nie znaczy, że będą wspólnie startować. Oczywiście Kate bardzo chciałaby spróbować swych sił w zawodach razem z Wirianem, ale on kategorycznie odmawiał. 

Trochę udobruchał moją siostrę, nawet humor jej się poprawił. Opowiadała mi, że rano dała wycisk Harveyowi na sali gimnastycznej, ale jakoś nie mogłam w to uwierzyć - on jest taki wielki, a ona drobniutka przy nim. Prędzej uwierzyłabym, gdyby mówiła o Haidenie – on nie ma aż tylu mięśni, co Harv.

Dzień upłynął nam szybko – zabrałam Holly do stadniny i razem oglądałyśmy jak Hattie trenuje. Nawet weszłam do stajni i głaskałam niektóre konie – siostra trzymała się z boku. Powtórzyła słowa Haidena – konie śmierdzą. No cóż, Holly nie miała podejścia do zwierząt. 

Po południu grałam w planszówki z Hattie w ogrodzie, a moja bliźniaczka rozłożyła się na leżaku obok nas i oglądała coś na telefonie. Przed kolacją zdążyłyśmy jeszcze obejrzeć „Zwierzogród" w sali kinowej – Laura zrobiła nam nawet popcorn. Bardzo miło spędzałam czas z Hattie, a i ona chyba coraz bardziej się do mnie przyzwyczajała. Holly oczywiście też nam towarzyszyła, ale nie wchodziła w głębsze interakcje z naszą najmłodszą siostrą.

Podczas kolacji dowiedziałyśmy się, że jutro rano Henry wyjeżdża. Wraca do Sydney, bo czeka go dużo pracy, której nie może robić zdalnie, a która wymaga jego obecności tam na miejscu.

- Za kilka tygodni znowu się spotkamy. Na pewno zdążę wrócić przed 15 sierpnia na urodziny Harrego – powiedział ojciec – to raptem 4 tygodnie. W ferie będę chciał się wybrać z wami na tydzień do ciotki Honorii. Bardzo chce poznać dziewczynki – mówiąc to zerkał na mnie i Holly. - W czasie mojej nieobecności opieką nad wami zajmuje się Harry, dlatego słuchajcie go we wszystkim. Wy też – tu zwrócił się do chłopaków – żadnych numerów. Harry o wszystkim mi powie.

- Wiemy, wiemy. Będziemy grzeczni – powiedział Harvey, ale dało się wyczuć delikatną drwinę w jego głosie. Haiden też próbował ukrywać uśmiech, ale z marnym skutkiem. Tylko Harry był poważny, jak zawsze.

Następnego dnia wybrałam się z Holly na lodowisko, na którym miała trenować – jak na razie sama, bo nasz brat jeszcze szukał odpowiedniego dla niej towarzystwa. Pojechałyśmy z szoferem, a za nami jak zwykle podążył Klaus w swoim aucie. Harry niestety nie mógł się wybrać z nami – obowiązki zawodowe zatrzymały go w biurze.

Lodowisko nie było tak duże jak to w naszym rodzinnym mieście, ale nie wyglądało źle. Na miejscu dowiedziałyśmy się, że brat zarezerwował je na 2 godziny na wyłączność dla Holly, także mogła sobie spokojnie jeździć bez obawy, że ktoś będzie plątał jej się pod nogami. Holly była szczęśliwa – od kilku tygodni nie jeździła na łyżwach, a przecież tak to uwielbiała. Z wielką radością weszła na lód i zaczęła swoje czary – dziś delikatnie, bez trudniejszych podskoków, bo jednak chwila przerwy od treningów dała o sobie znać. Holly nie od dziś się tym zajmowała i dlatego wiedziała, co robić, żeby powrót na lodowisko był dla niej bezpieczny, a jednocześnie satysfakcjonujący.

Po treningu wróciłyśmy do domu – siostra musiała uzupełnić kalorie, na szczęście nasz powrót zsynchronizował się z porą obiadową. Na obiedzie byłyśmy tylko my i Hattie – żaden z braci nie dołączył do nas, a ojca już nie było – poleciał rano do Sydney tak, jak wczoraj mówił. Ta nieobecność męskiej części rodziny sprawiła, że przy stole panowała miła i luźna atmosfera – żartowałyśmy, śmiałyśmy się, opowiadałyśmy sobie różne głupoty. Hattie chciała zobaczyć nagrania z treningów Holly, więc po obiedzie przeszłyśmy do salonu, gdzie siostra połączyła swój telefon z telewizorem i dziewczynka na dużym ekranie mogła zobaczyć, jak moja bliźniaczka radzi sobie na lodzie.

- Jesteś wspaniała! Jak gwiazda! - mówiło z ekscytacją w głosie dziecko.

- Pewnie, jestem najlepsza – Holly szeroko się uśmiechała, podobał jej się podziw młodszej siostry.

- Szkoda, że ja tak nie mogę... nic nie mogę... - Hattie nagle się zasmuciła. Podeszłam do niej i ją przytuliłam. Biedna... była taka drobniutka i delikatna, taka bezbronna. Zamknięta w domu, schowana od całego świata, samotna. Postanowiłam sobie, że coś wymyślę, żeby poczuła się lepiej.

- E tam, jak nic nie możesz? A kto wymiata na koniach, co? Ja bym w życiu tak nie umiała, nawet bym nie wsiadła na takiego wielkiego zwierzaka. Jesteś w tym świetna, pamiętaj o tym mała – Holly zawsze wiedziała co powiedzieć. Hattie bardzo ucieszyła się na te słowa.

Całe popołudnie znowu spędziłyśmy we trzy – nawet Holly – zapewne zadowolona po ponownym szaleństwie na lodowisku – z ochotą dołączyła się do naszych zajęć: gier planszowych, zabaw w gameingroomie, wspólnego oglądania bajek.

- Fajnie, że jesteście, wiecie? Chłopcy są kochani, ale prawie nigdy ich nie ma i lubią trochę inne rzeczy, niż ja, a wy jesteście przecież dziewczynami i z wami się jednak lepiej bawię. Tylko im tego nie mówcie, dobrze? - dziewczynka zwierzyła nam się ze swoich przemyśleń, gdy kierowałyśmy się w stronę jadalni, na kolację. Nawet pielęgniarka się uśmiechnęła na te słowa, a mi zrobiło się tak miło – Hattie była pierwszą osobą w tym domu, która się cieszyła z naszej obecności – tak szczerze. Henry też utrzymywał, że się cieszy, ale na ile to była prawdziwa radość, a na ile wyrachowanie? Nie wiedziałam, ale byłam pewna, że słowa mojej najmłodszej siostry są uczciwe.

Na kolacji byliśmy w komplecie – znaczy się całe rodzeństwo, bo ojca miało nie być przez następnych kilka tygodni. Atmosfera przy stole też była inna niż podczas poprzednich posiłków z Henrym – chłopcy więcej mówili, żartowali, przekomarzali się, nawet zaczepiali Holly, a ona nie pozostawała im dłużna. Zaczynałam mieć wrażenie, że bracia lubią prowokować moją bliźniaczkę, szczególnie Harvey.

- Chcemy na kilka dni jechać do Miami, posurfować, co ty na to Harry? - zapytał Haiden naszego najstarszego brata.

- Oczywiście, że nie możecie jechać sami. Jesteście nierozsądni. Ojciec by mi nie wybaczył gdybym zgodził się na wasz wyjazd. A nie mam teraz czasu, żeby jeździć z wami. W przerwie świątecznej pojedziemy do ciotki Honorii i tam posurfujecie – głos Harrego brzmiał zdecydowanie.

- Przerwaliśmy wakacje z ojcem, żeby wrócić tu do nich – Harv machnął w naszą stronę ręką – Należy się nam za to chociaż krótki wyjazd, chociaż weekend... No weź Harry, bądź człowiekiem. Jeden weekend cię nie zbawi – Harvey patrzył się wyczekująco na starszego brata, Haiden również wlepił w niego bystre spojrzenie.

- Nie zostawię dziewczyn samych w domu – Harry nie zaprotestował tak mocno, jak jeszcze przed chwilą, więc Haiden zapuścił atak:

- Możemy wziąć bliźniaczki ze sobą, wiesz taki rodzinny wypad – zacieśnimy więzy bratersko – siostrzane i takie tam... - Harry przez chwilę się nie odzywał, analizował propozycję brata.

- Jeden weekend. Potem dajecie mi spokój aż do powrotu ojca, jasne? - powiedział po dłuższej chwili milczenia.

- Oczywiście – po tym weekendzie będziemy usuwać ci się z drogi, zapomnisz, że tu mieszkamy – w głosie Harva słychać było delikatną kpinę.

- A Hattie? - zapytałam. O niej nie wspomnieli, a chciałam się upewnić, że pamiętają o najmłodszej siostrze.

- Hattie nie nadaje się na takie wypady, tylko by się z nami nudziła. Zostanie z Laurą w domu – powiedział szybko średni brat.

- Ale skoro to wypad w celu zacieśniania więzów rodzinnych, to Hattie też powinna jechać, przecież wszyscy jesteśmy rodziną, prawda? - drążyłam temat. Harry spojrzał na mnie z uwagą.

- Będzie się tylko nudziła... - powtórzył Harvey.

- Zmęczy się, tam nie ma co robić dla takich dzieci... - dodał Haiden.

- Poszukacie czegoś, co będzie pasowało każdemu. Jak to sobie wyobrażacie – my będziemy się gdzieś bawić, a ona ma siedzieć w domu? - nie dawałam za wygraną.

- Hope ma rację. Nie możemy zostawić Hattie. Lot trwa tylko godzinę, myślę, że spokojnie sobie poradzimy – te słowa mój starszy brat skierował do chłopaków.

- Jaki lot? Ja nigdzie nie lecę! - tym razem wtrąciła się Holly. Oho, z nią będzie się trudno pertraktowało. Harvey i Haiden wbili nieprzyjemne spojrzenia w moją siostrę. Jakby nie było – niszczyła im plany na ciekawy weekend.

- To tylko godzina, dasz radę – powiedział do niej Harvey.

- Weź tego nie psuj – dodał Haiden. Holly chciała im coś odpyskować, ale wtedy odezwał się Harry:

- Dobrze, w takim razie ja polecę z Hattie i Laurą, a wy – to mówiąc wskazał dłonią na chłopaków – pojedziecie autem z bliźniaczkami.

- Ale to jebane 4 godziny drogi, a samolotem tylko godzina! - oburzył się Harv.

- Chcesz weekend w Miami, to dasz radę. Chyba że zapominamy o temacie... - Harry spojrzał wyczekująco na chłopaków. Widać było, że walczą ze sobą, ale w końcu Harvey się odezwał:

- Niech tak będzie, ale jedziemy w piątek po południu...

Przez chwilę jedliśmy w milczeniu. Chłopaki cieszyli się, że tak łatwo poszło, ja jednak czułam wyrzuty sumienia. Mam się bawić, gdy moja mama... ona... Poczułam, że łzy napływają mi do oczu, więc opuściłam głowę zaczęłam szybko mrugać, żeby tylko nikt nie zauważył. Harry siedział jednak za blisko i oczywiście zauważył.

- Mam dla was jeszcze jedną informację, może to wam poprawi humor – spoglądał przede wszystkim na mnie. - Lekarz z Anchorage dał nam zielone światło na przewóz waszej mamy. Według wstępnych ustaleń śmigłowiec medyczny powinien być w Atlancie za 8 dni, czyli w piątek koło południa. Jeśli tylko będzie taka możliwość i lekarz pozwoli, po południu będziecie mogły ją zobaczyć.

Teraz już nie ukrywałam, że płaczę, tym razem były to łzy radości. Mama będzie z nami! Może nie tak, jak bym tego chciała, ale będzie! Znowu będę mogła ją widzieć, mówić do niej i tak po prostu... być z nią. Nawet w ciszy.

Holly też się ucieszyła, bo z większym entuzjazmem zaczęła jeść kolację. Nie pokazywała za bardzo swojego zadowolenia, ale późnym wieczorem skakała po łóżku krzycząc, że nareszcie zobaczymy mamę. Czułam to samo, co ona. Ulgę, spokój i szczęście. W końcu odzyskamy ją, jeszcze będzie dobrze.

Harry przystał na pomysł wyjazdu do Miami i tak to zaledwie 3 dni później pakowałam się na podróż. Nigdy nie byłam w tym mieście, nie wiedziałam, czego się spodziewać. 

Trochę wygooglowałam, poczytałam, ale zapewne sama obecność tam wszystko zweryfikuje...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro