Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22 Nie róbcie ze mnie wariatki!!! Pov: Holly

Hope jak zwykle była za miękka i szybko się poddawała. Jak ona mogła się rozpakować?! A gdzie nasze plany o szybkim opuszczeniu tej jebanej willi?! To nie tak miało być!

Wiedziałam, że tylko ja byłam na tyle zdeterminowana, żeby wyrwać nas stąd. Nie potrzebowałyśmy nowej rodziny. Nie potrzebowałyśmy tego cholernego pseudo ojca! Chciałyśmy wrócić do naszego domu, do ludzi, którzy byli dla nas ważni.

Ta cała zgraja Andersonów nigdy nie stanie się istotna.

Czekałam, aż Hope się ogarnie i mnie przeprosi za swoje durne zachowanie. Specjalnie nie odzywałam się do niej cały wieczór, a rano zeszłam wybitnie wcześnie na śniadanie, żeby tylko nikogo nie spotkać.

Okazało się, iż były to marzenia ściętej głowy, bo w jadalni siedzieli Henry i Harry. Aż mnie cofnęło, gdy ich zobaczyłam, ale po chwili pomyślałam sobie, że przecież nie będę się ukrywać jak debil, bo nie miałam się czego bać.

- Dzień dobry – odezwał się ojciec, gdy tylko mnie zobaczył. Skinęłam mu głową i zabrałam czysty talerz z przygotowanego dla mnie miejsca, po czym usiadłam jak najdalej od nich.

- Przysuń się bliżej. Nie będziemy krzyczeć przez stół – zachęcił Henry, ale olałam jego propozycję.

- Nie musimy krzyczeć, bo nie zamierzam z wami rozmawiać – odparłam z wrednym uśmiechem.

- Co się stało, że nie zamierzasz z nami rozmawiać? - zapytał Harry.

Westchnęłam. W końcu miałam się do nich nie odzywać, ale nie zaczaili bazy.

- Może to, że przetrzymujecie mnie wbrew mojej woli? Że musiałam opuścić mój dom, żeby znaleźć się tu, a wcale nie chcę tu być! - ostatnie zdanie im wykrzyczałam. Przecież siedzieli daleko, a ja chciałam, żeby dokładnie do nich dotarło.

- Rozumiem, że jest ci trudno przyzwyczaić się do nowej sytuacji, ale nie odbieraj nas jako wrogów. Jesteśmy rodziną i mam nadzieję, że z biegiem czasu to zaakceptujesz – ojciec przyglądał się mi z powagą, tak samo jak i najstarszy z braci.

- Na pewno szybciej bym to zaakceptowała, gdybym wróciła do własnego domu. Może nawet zaakceptowałabym was na tyle, że byłabym skłonna wysyłać wam pocztówki na święta – odwzajemniłam zdecydowane spojrzenie. Henry tylko pokręcił głową.

- Wiesz, że nie pozwolę na wasz powrót do Anchorage. Wasze miejsce jest przy nas.

- Nasze miejsce jest tam, gdzie są ludzie, których kochamy, a to na pewno nie jesteście wy!

- Musisz nas lepiej poznać, Holly. Nie skreślaj nas tak na samym starcie – dodał Harry, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak mnie rozpoznał? Po chwili zdałam sobie sprawę, że jednak styl mojej siostry znacznie się różni od mojego, a do tego pewnie zauważył tatuaż i kolczyk. Musiałam niechętnie przyznać, że brat miał dobrą pamięć i był bystry.

- Nie chcę was poznawać! Nie chcę, żebyście poznawali mnie! Nie zamierzam udawać, że wszystko jest dobrze, bo to nieprawda! Mieliście szesnaście lat, żeby nas spotkać, a teraz jesteśmy tu tylko dlatego, że sąd tak zdecydował! I nie wmawiajcie mi, jaka to rodzina jest dla was ważna. Tyle lat mieliście nas w poważaniu! Nawet nie wiedzieliście o mnie! - odeszła mi ochota na śniadanie. Wstałam z miejsca i nie przerywałam swojego wywodu – Gdybyśmy rzeczywiście były dla was istotne, to już dawno byśmy się poznali. Widocznie tak nie było...

- Usiądź, kochanie – odezwał się Henry – przez te wszystkie lata wielokrotnie prosiłem waszą mamę o spotkanie, jednak zawsze mi odpowiadała, że moja córka nie jest tym zainteresowana. Proponowałem, że będę zabierał Hope na wakacje, jednak Lisa się nie zgadzała. Może rzeczywiście powinienem być bardziej natarczywy. Może powinienem zignorować prośby waszej mamy i po prostu pojechać na Alaskę i was zabrać, bez względu na to, czy chciałybyście, czy nie.

Zagotowałam się na te słowa. Nikt nigdy by nas nie zabrał mamie!!! A gdyby tylko spróbował, to znienawidziłybyśmy go do końca życia

- Nie mów do mnie kochanie! Tak mówił do mnie mój prawdziwy tata, a ty nie masz do tego prawa! - krzyknęłam na odchodnym i wyszłam z jadalni. 

Gdyby były drzwi, to pewnie bym nimi trzasnęła, ale niestety pomiędzy salonem, a jadalnią było tylko szerokie przejście zwieńczone łukiem. Nie było czym pierdolnąć.

Odbiłam to sobie w pokoju – trzasnęłam tak mocno, że nawet telefon spadł z komody. Akurat na tym sprzęcie mi zależało, bo był moim jedynym artefaktem normalności i przekaźnikiem informacji, więc szybko go podniosłam.

Przypomniało mi się, co wczoraj prawił Harry o bezpieczeństwie i publikacji właściwych treści. Stwierdziłam, iż mam to w dupie i nie pozwolę, żeby ktoś mi mówił, co wrzucać na portale, a czego nie.

Moje dotychczasowe konta na Instagramie i Facebooku były naprawdę spokojne – w zasadzie tylko zdjęcia z zawodów i treningów. Nie za wiele prywatnych, a jeśli już, to z wycieczek.

- Ważne kurwa nazwisko, tak... - powiedziałam sama do siebie – nadęte snoby z Atlanty... Ja wam pokażę odpowiednie treści...

Założyłam sobie dwa nowe konta. W każdym podałam pełne imię i nazwisko, oczywiście też oznaczyłam Atlantę. Wyszukałam wszystkich braci i profile firmowe i od razu ich zaprosiłam. Na razie jeszcze nie opublikowałam żadnego zdjęcia. Czekałam, aż mnie przyjmą.

Na Harrego nie musiałam długo czekać. W sumie na kontakcie z nim najbardziej mi zależało... Przygłupy chyba jeszcze spały, więc olałam ich i zaczęłam planować sesję zdjęciową.

Powyciągałam wszystkie sukienki z występów: były dość krótkie i powycinane, ale na zawodach zawsze pod spód nakładałam cieliste, termiczne legginsy, gdyż zgodnie z zasadami musiałam mieć zakryte minimum 70% ciała (dzięki temu, że spodnia odzież była jak druga skóra, widzowie mieli wrażenie, iż zawodniczki mają na sobie tylko wymyślne sukieneczki, gdy w rzeczywistości były ciepło ubrane, przecież w końcu tańczyły na lodzie...) i zamierzałam zrobić sobie kilka fotek... tylko w nich. 

Przedtem oczywiście machnęłam sobie najbardziej kurewski makijaż, na jaki moje niewielkie umiejętności pozwalały, a do tego podkręciłam włosy i trochę je rozwichrzyłam, żeby wyglądały, jakbym dopiero co wyszła z łóżka.

Bielizny też nie zakładałam, a co...

Stanęłam przy lustrze w garderobie. Tu planowałam pierwsze zdjęcie, żeby dobrze było widać moją sylwetkę odzianą w wybitnie krótką sukienkę w jaskraworóżowym kolorze, z cienkim ramiączkiem na jednym ramieniu i dwoma wielkimi wcięciami przy biodrach. 

Ponachylałam się z każdej strony i zrobiłam kilka bardzo prowokacyjnych fotek. Potem przebrałam się w inną sukienkę – taką z bardzo głębokim dekoltem. Położyłam się na łóżku na brzuchu i wyciągnęłam przed siebie rękę z telefonem. Ta pozycja sprzyjała bardzo niegrzecznym zdjęciom... Zajebiście.

Zrobiłam jeszcze kilka innych w różnych stylizacjach, wszystkie łączył jeden element: byłam bardziej rozebrana, niż ubrana.

Poszukałam też informacji o Henrym i Harrym: najwięcej peanów pochwalnych było na stronie firmowej, ale kilka ciekawych określeń znalazłam też na stronach miasta: burmistrza, rady miejskiej, jakichś organizacji charytatywnych. Spisałam sobie na kartce wiele ciekawych określeń. Gdy zauważyłam, że przygłupy w końcu dodały mnie do znajomych, stwierdziłam, iż czas coś opublikować...

Dodałam pierwsze zdjęcie. Oznaczyłam pod nim braci i firmę. Nawet urząd miejski i jakąś fundację na rzecz osób z chorobami serca. Fotka była wybitnie dwuznaczna, ale podpisy do niej to inny wymiar patologii. Postarałam się.

Mój nowy dom i moja nowa rodzina!!! Wyjebana willa z milionem kamer (na szczęście na piętrze ich nie ma) i z gwardią ochrony. A ze mnie taka niegrzeczna dziewczynka... Ciekawe, czy mają tu jakieś ciekawe sposoby, aby mnie ukarać... Nie ma to jak być córeczką Henrego Andersona – prezesa Anderson Corporation GI i siostrą Harrego Andersona – dyrektora generalnego tejże firmy. Dajcie znać w komentarzach, czy chcecie home tour, to wszystko wam pokażę... zaczniemy oczywiście od mojej sypialni..."

Przy drugiej serii zdjęć dałam inny podpis:

Wiecie, że dla niektórych rodzina jest tak ważna, że mają wywalone na swoje dzieci przez 16 lat, a potem nagle budzą się z ręką w sedesie i próbują zgrywać ojca roku??? Nie idźcie w ślady Henrego Andersona – nie bądźcie chujami... Chociaż patrząc na debilizm jego synów, to może lepiej, że nie brał się za wychowanie córek XD".

Wulgaryzm musiałam delikatnie ocenzurować, żeby nie dostać bana. Pod jeszcze innym zdjęciem zrobiłam wyzwanie:

Jeśli pod tym zdjęciem będę miała tysiąc komentarzy i polubień, to nagram livea z pływania w basenie... NAGO... Takie rzeczy tylko u Holly, córki szanowanego biznesmena, filantropa i konesera sztuki Henrego Andersona!!!"

Oczywiście, że oznaczyłam większość urzędów miejskich, komisariat policji i prokuraturę... tak jakoś poszło z rozmachem.

Przebrałam się w krótkie spodenki i równie kusy top i rozsiadłam się na leżaku na tarasie. Czekałam na reakcje...

W ciągu pięciu minut od publikacji usłyszałam, że ktoś bardzo niedelikatne stuka w moje drzwi. Olałam to. Mocniej wcisnęłam okulary na nos i rozkoszowałam się ciepłem.

Intruz nie chciał odejść. Dobijał się jeszcze chwilę, a potem po prostu wszedł jak do siebie. W zasadzie to weszli: Harry i ta cała Penny, szefowa ochrony.

- Czego? - burknęłam, gdy pojawili się na tarasie. Miałam gdzieś kulturalne zachowanie. Próbowałam im pokazać, że nigdy nie będę taką siostrą, jak Hattie. Nie dam się podporządkować.

- Rozmawiałem wczoraj z tobą o tym, co należy, a czego nie należy publikować w internecie. Powiedz mi, której części mojego wywodu nie zrozumiałaś? Może powinienem coś powtórzyć? - zapytał mężczyzna podejrzanie miłym głosem.

- Zrozumiałam wszystko, przecież nie jestem głupia. Mam wywalone na twoje zasady i nie interesują mnie, tak jak i ty. Spłyń sobie gdzieś i nie oddychaj moim tlenem – rzuciłam od niechcenia.

- Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Jesteś wybitnie głupia – podniosłam się gwałtownie na te słowa. Nawet zsunęłam okulary.

- Nie pozwalaj sobie, cwaniaku w garniturku. Może wydaje ci się, że jesteś ważny, ale jak dla mnie jesteś przypadkowym gościem, który lubi się rządzić, a do tego włazi w dupę ojcu, bo myśli, że dzięki temu będzie szanowany. To tak nie działa: na szacunek trzeba sobie zapracować, a nie tylko udawać ważniaka i rzucać rozkazy.

Harry zignorował mój wywód. Spojrzał na Penny i skinął jej głową, na co kobieta ruszyła się w moją stronę tak gwałtownie, że nie miałam kiedy zareagować. Wyrwała mi telefon z ręki.

- Oddawaj!!! To moje!!! - wstałam i skierowałam się w jej stronę, ale głupi brat zagrodził mi przejście, a Penny w tym momencie wyszła z pokoju z moim telefonem.

- Przesuń się, albo cię sama przesunę! - krzyknęłam, jednak nawet nie drgnął.

- Proszę bardzo.

Wrzasnęłam tak głośno, że po chwili w drzwiach mojej sypialni stanął najgorszy z przygłupów: Harvey. Gdy zobaczył, że jest jakaś aferka, od razu do nas podszedł.

- Czego drzesz ryja?

- Bo twój pojebany brat nie chce mnie stąd wypuścić! - krzyknęłam i ponownie ruszyłam w stronę wyjścia z tarasu, jednak Harry się nie ruszył. Cały czas przyglądał mi się twardo i bez emocji.

- Pomóc ci w czymś? - Harv zwrócił się do starszego brata, na co ten potwierdził.

- W pilnowaniu Holly. Jest młoda, szalona i bardzo nierozsądna.

- Jestem jaka jestem i chuj wam do tego!!! - próbowałam przecisnąć się między Harrym, a futryną, ale średni brat stanął zaraz za plecami starszego, więc nie miałam szans. Pomyślałam sobie wtedy, że jak nie drzwiami... to balkonem.

Wprawdzie byliśmy na piętrze, a pode mną praktycznie cały teren aż do basenu wyłożony był kostką, ale w tym momencie nie myślałam logicznie. Byłam wkurwiona i chciałam im pokazać, jak bardzo mam na nich wyjebane. Uśmiechnęłam się wrednie do Harrego, a potem momentalnie odwróciłam się do niego plecami i pognałam w stronę szklanej barierki...

Harvey niestety miał refleks, bo ledwie podniosłam nogę, a już zostałam złapana w talii i szarpnięta do tyłu.

- Puść mnie ty głupi, bezmózgi gorylu!!! - darłam się tak głośno, że ogrodnicy wyłączyli kosiarki i spoglądali na balkon z niepokojem. Musieli mieć niezłe przedstawienie...

Brat, pomimo szarpania, drapania, a nawet prób ugryzienia go, wniósł mnie do sypialni i bezceremonialnie rzucił na łóżko. Od razu się podniosłam, gotowa do ataku. Spoglądałam to na jednego, to na drugiego.

- Zaraz poproszę Laurę o podanie ci czegoś na uspokojenie. Harvey cię przytrzyma... - oznajmił mi spokojnym głosem Harry.

- Nic nie potrzebuję!!! wyjdźcie stąd!!! - krzyknęłam, ale nie ruszyli się z miejsca.

- Ja nie żartuję, Holly. Jeśli sama się nie uspokoisz, to wyciszymy cię farmakologicznie. Jeśli w dalszym ciągu będziesz miała problemy z emocjami, będziemy musieli pomyśleć o innej terapii, być może nie tyle psychologicznej, co psychiatrycznej.

- Nie róbcie ze mnie wariatki!!!

- To nie zachowuj się jak wariatka – Harv spoglądał na mnie z zadowoleniem. Cieszył go mój wybuch. Czerpał satysfakcję z tego, że dałam się złamać przy nich i pokazałam się w złym świetle.

 Poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimniej wody. Od razu się uspokoiłam, przecież nie będę dobrowolnie dostarczała mu radości. Usiadłam na łóżku i wlepiałam w nich złowrogie spojrzenia.

- Tak lepiej – dogryzł mi Harry. Nie czekał na ripostę z mojej strony, tylko od razu kontynuował – rozumiem, że jest ci ciężko. Wiele ostatnio przeżyłaś i nie radzisz sobie z natłokiem nowych informacji. Staramy się być wyrozumiali, jednak nie będziemy pozwalać na obrażanie naszej rodziny i kreowanie jej negatywnego wizerunku w mediach. Być może nie zdajesz sobie sprawy, ale z naszym nazwiskiem wiążą się pewne zobowiązania. Należymy do elity tutejszej społeczności. Nasz ojciec współpracuje z przedstawicielami różnych państw: nierzadko prezydentami i monarchami. Musimy dbać o dobry obraz naszej rodziny, gdyż nasze firmy są reklamowane jej nazwiskiem. Nie możemy pozwolić sobie na żadne afery. Dopóki tego nie zrozumiesz, nie odzyskasz telefonu.

- To moja własność! Nie masz prawa mi jej zabierać! - powiedziałam głośniej, niż planowałam.

- Kupiłem ci nowy. Razem z numerem.

- Nie chcę nowego! Chcę mój. Oddaj mi go!

- Dostaniesz, gdy zmądrzejesz.

Harvey parsknął śmiechem.

- Stary, wierzysz w to? Wariatki nie mądrzeją – zakpił ze mnie i zarechotał jak debil.

- Mimo wszystko wierzę, że Holly pokaże nam, iż jest inaczej. W końcu to córka naszego ojca. Nie może być tak głupia, na jaką się kreuje – odparł powoli Harry. Specjalnie wkurzał mnie chamskimi tekstami, więc zmieniłam taktykę: zaczęłam ich ignorować.

Najstarszy z braci poinformował mnie, że wszystkie moje konta zostały usunięte. Nawet te, które miałam wcześniej. Podkreślił, że reakcja Penny była na tyle szybka, iż praktycznie nikt nie zdołał wyświetlić moich postów, a poza tym ludzie od wizerunku mają zrzucić ten „wypadek" na atak hakerski.

Do tego zmienili hasło do wifi... chuje.

Gdy wyszli, jeszcze długo leżałam z głową wciśniętą w poduszkę i myślałam, jak powinnam się zemścić na Harveyu i Harrym, bo to, iż miałam to zrobić, było faktem.

Tym razem musiałam dobrze się zastanowić, jak to powinno wyglądać, żeby przede wszystkim nie było na mnie, ale żeby zdawali sobie sprawę, iż mogłam to być ja...

Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Spojrzałam w dal, na majaczący za drzewami budynek stajni... Chyba miałam już połowiczny plan.

 Nagle jednak mój wzrok padł... 

Na Hope. I Hattie. I jednego z przygłupów. Szli sobie, jak gdyby nigdy nic i uśmiechali się do siebie. Haiden chyba powiedział coś śmiesznego, bo dziewczyny zaczęły chichotać.

Zacisnęłam ręce w pięści.

Hope to zdrajca!

Jak ona tak może! Bratać się z wrogiem! Spędzać z nimi czas?! Może jeszcze będą razem filmy oglądać albo pływać w basenie???

Nigdy na to nie pozwolę... To MOJA siostra. Oni mają swoją – tę bezwolną kukiełkę, Hope jest moja! Ze mną ma spędzać każdą wolną chwilę i robić to, co jej każę!

Wypadłam jak burza z pokoju. Czas na poważną rozmowę z bliźniaczką... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro