Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17Coś wymyślę... Pov: Hope

Po rozmowie w gabinecie ojca, Harry zabrał nas na wycieczkę po domu. Mężczyzna poprosił go o to, gdy zauważył, że byłyśmy trochę zdezorientowane i nie za bardzo wiedziałyśmy jak wrócić z części pracowniczej do rodzinnej.

- Tu mamy gabinety – mój i taty, poczekalnię, salę konferencyjną. Czasami pracujemy z domu i dlatego zadbaliśmy, aby były tu odpowiednie do tego warunki. Tata często podróżuje, ja natomiast zazwyczaj jestem w naszym biurze w centrum miasta. Na pewno mijałyście nasz wieżowiec, gdy jechałyście tu z lotniska. - Przeszliśmy kawałek dalej. - Tutaj jest pomieszczenie szefa ochrony, najczęściej można tu spotkać Penny, czasami jej zastępców – brat otworzył masywne drzwi.

 Kobieta, o której przed chwilą wspominał Harry siedziała na dużym, czarnym fotelu i przeglądała jakieś dokumenty. Na nasz widok skinęła głową, ale nie oderwała się od swojego zajęcia. Pomieszczenie nie było imponujące jak gabinety brata i ojca.

 Jedną z jego ścian zajmowały monitory. Wyświetlały się na nich różne obrazy – dom na zewnątrz, korytarz pracowniczy, hol w domu, podjazd, widok na tyły domu, na ogród... byłam zaskoczona, że dom jest tak napakowany kamerami. Ciekawe, czy w pokojach też mamy jakieś podsłuchy albo inne takie?

Harry jakby czytał w moich myślach, bo dodał po chwili:

- Kamery zostały umieszczone w głównych miejscach w domu i na zewnątrz: przy wejściu, przy części pracowniczej, na korytarzach przy pomieszczeniach wspólnych. Tam, gdzie mamy część rodzinną nie ma kamer – ani w pokojach, ani na korytarzach na pierwszym i drugim piętrze.

- Czym się zajmujecie, że potrzebujecie aż takiej ochrony?- zapytałam. Miałam wrażenie, że jestem w jakimś bardzo strzeżonym muzeum, może w Białym Domu, to ta atmosfera była taka... niepokojąca.

- Mamy szereg firm transportowych w Stanach i na całym świecie. Tata zajmuje się przede wszystkim nowymi rynkami, dlatego też dużo podróżuje i rzadko bywa w domu. Nasze amerykańskie filie podlegają mnie. Staram się nie ruszać z domu, gdy są tu bracia i Hattie, gdyż ktoś musi się nimi wtedy opiekować. Jako transport mam na myśli tu każdy jego rodzaj – zajmujemy się przewozem osób i mienia drogą lądową, powietrzną i morską. Mamy całą sieć lotnisk i portów, kilkaset firm spedycyjnych, własne linie lotnicze, statki i koleje. Na dobrą sprawę obstawiamy 90% transportu w Stanach i 60% na całym świecie – ale oczywiście pracujemy nad tym, by ta liczba się zwiększyła. Zatrudniamy setki milionów pracowników. Od 15. lat rozszerzyliśmy również swoją działalność na usługi hotelarskie. Wybudowaliśmy kilkadziesiąt hoteli o różnym standardzie przy naszych lotniskach, portach i dworcach. Mamy też kilkanaście bardzo ekskluzywnych hoteli w najbardziej turystycznych miejscach świata – Harry bardzo szczegółowo odpowiedział na moje pytanie.

 Nie spodziewałam się, że ta rodzina zajmuje się aż tyloma rzeczami. Czyli... To, co jakiś czas temu o nich znalazłam w internecie – setki różnych firm związanych z nazwiskiem Anderson, to nie są firmy różnych Andersonów, jak wcześniej myślałyśmy – to wszystko firmy jednego Andersona – mojego ojca...

Przeszliśmy z części pracowniczej do tej rodzinnej. Tu już znałyśmy niektóre pomieszczenia – salon, jadalnię, hol, nawet kuchnię. Tym razem jednak brat przedstawił nam kucharki i opowiedział o funkcjonowaniu kuchni:

- Zapoznajcie proszę naszą kucharkę Marię i jej pomoc Jane. Mamy jeszcze jedną kucharkę – Sofię, ale w tym momencie jest na urlopie. Maria i Sofia wymieniają się pracą – czasami rano spotkacie jedną, czasami drugą. Jane zajmuje się pomocą w kuchni, ale także sprzątaniem całego domu, pilnuje porządku w naszych pokojach, prasuje i pierze nasze ubrania. Oczywiście – nie jest w tym osamotniona – pomaga jej Carla, ale ona teraz również jest na urlopie, dlatego ją i Sofię poznacie dopiero za kilkanaście dni. W związku z waszym przybyciem zostanie zatrudniona jeszcze jedna pomoc domowa. Kuchnia pracuje od 6 do 22 – w tych godzinach zawsze ktoś tu jest. Jeśli zgłodniejecie w nocy, to zawsze coś będzie przygotowane do samodzielnego podgrzania. Gdy będziecie chciały zjeść śniadanie czy obiad to zgłaszajcie to w kuchni – kucharki wszystko przygotują i zaniosą do jadalni. Nie mamy określonych pór podawania posiłków z wyjątkiem kolacji – tę jemy codziennie o 19. Dzisiejszy wspólny obiad to rzadkość. Zorganizowany był głównie z waszego powodu - mężczyzna spojrzał na nas.

Poczułam się trochę przytłoczona wielością tych informacji. Dom funkcjonował jak jakiś pałac królewski – kucharki, sprzątaczki, ochrona... To nie był świat, do którego byłam przyzwyczajona. Nasi rodzice należeli do śmietanki towarzyskiej w mieście – funkcja kapitana policji mówi sama za siebie, jednak wychowywali nas na normalne dziewczyny, którym woda sodowa nie powinna uderzać do głowy.

 W moim przypadku wyszło im to lepiej niż z Holly – ona bez skrępowania korzystała z przywileju bycia córką kapitana. Lubiła pokazywać innym, że miała nad nimi władzę taką, jakiej nikt nad nią nie miał. Często była bezkarna. Co będzie teraz, jak tu zamieszkamy?

Nasz dom na Alasce należał do ładniejszych w mieście, ale nie dorównywał temu, do którego trafiłyśmy. Miałyśmy wprawdzie gosposię i pomoc domową, a tak to obowiązkami dzieliłyśmy się z mamą.

- Tutaj mamy bibliotekę. Chłopcy nie korzystają z niej za często, ale Hattie uwielbia czytać i to głównie dla niej księgozbiór jest na bieżąco aktualizowany. Jeśli będziecie potrzebowały jakichś konkretnych pozycji, to dajcie znać. Zakupimy. Za tymi drzwiami z lewej jest natomiast archiwum. Tam raczej nie znajdziecie nic ciekawego dla siebie, ot stare papiery. - Harry w dalszym ciągu robił za naszego przewodnika.

Pomieszczenie, w którym znajdowała się biblioteka było jasne i bardzo wysokie – łączyło w sobie parter i piętro. Przez podwójne okna z dołu jak i te z piętra wlewało się tam dużo światła słonecznego. Regały ustawione wzdłuż ścian sięgały sufitu i całe były zastawione książkami. W kącie pomieszczenia zauważyłam fantazyjnie wygięte okrągłe schodki, po których można było wejść na antresole, by sięgnąć do pozycji umieszczonych na wyższych półkach.

 Centralne miejsce w bibliotece zajmowało wielkie biurko z nowoczesnym komputerem, drukarką i innymi biurowymi gadżetami. Był tu też kominek i wygodna kanapa, jak i dwa fotele. Idealne miejsce, żeby zaszyć się z książką w zimowe wieczory... Zaraz, zaraz, zaraz. Stop. Do zimy to nas tu nie będzie, nie ma się co zapędzać. Na pewno coś wymyślimy, żeby wyrwać się stąd.

Za biblioteką zaczynała się „strefa sportowa" – jak to sobie w myślach nazwałam. O ile Holly nie zainteresowała się wcześniejszym pomieszczeniem, to teraz rozglądała się z ciekawością. Pierwszy przystanek – siłownia. Ja nigdy z żadnej nie korzystałam, ale moja siostra chodziła regularnie, więc z chęcią spacerowała pomiędzy sprzętami.

 Za siłownią była sala rehabilitacyjna z której codziennie korzystała Hattie. Wyglądała trochę jak sala gimnastyczna – były tu drabinki, materace, jedna ściana w całości została zrobiona z luster. Za salą sportową było kolejne pomieszczenie – basen.

 Tak były tu dwa baseny – zewnętrzny i wewnętrzny. Wewnętrzny basen był przestronny, a przez okna można było zobaczyć tyły domu i ten drugi basen. Akurat Harvey i Haiden szaleli w wodzie razem z Hattie, która głośno się śmiała. Gdy nas zauważyła, to pomachała nam wesoło. Odwzajemniłam jej gest, a Holly chyba nie zauważyła, bo skupiła się bardziej na pomieszczeniach z saunami i na dużym jacuzzi. 

Na zewnątrz też było kolejne, ale teraz nikt z niego nie korzystał. Wyszłyśmy przez szklane drzwi za Harrym na dwór – w stronę pozostałego rodzeństwa.

Temperatura tam była masakryczna – nigdy chyba nie byłam w miejscu, które byłoby tak ciepłe. Cieszyłam się ze swojego luźnego i przewiewnego ubrania i nie zazdrościłam Holly długich spodni. Harvey wskoczył do wody z takim impetem, że prawie pochlapał moją siostrę.

 Ona w odpowiedzi pomachała mu środkowym palcem, gdy nasz najstarszy brat nie widział. Obeszliśmy z Harrym dom dookoła – a była to długa trasa. Ruchem ręki wskazywał nam różne miejsca, na które powinnyśmy zwrócić uwagę.

- Tam za ogrodem mamy stadninę koni. Została zbudowana dla Hattie, bo ona uwielbia jeździć konną, a to też pomaga jej w rehabilitacji. Jeśli macie ochotę również możecie próbować swoich sił w jeździe – mamy kilka koni na stanie. A tam – machnął ręką w prawą stronę, gdzie wyjątkowo rosło mało krzaków i w ogóle... mało czegokolwiek. Jakiś taki pusty, wygolony plac tylko widziałam – jest lądowisko dla helikopterów. Czasami się przydaje... - Yhym, taki standard, co będę oszukiwała, na Alasce wszyscy to mamy... Nie no, żart.

 Zastanawiałam się, czy zaraz pokaże nam jakiś jacht w garażu, ale taki w rozmiarze minimum Titanica, bo po tym wszystkim, to niczego innego się nie spodziewałam.

Tu wszystko było z rozmachem. Zaczęłam się zastanawiać, czy gdybyśmy wspomniały o zamiłowaniu Holly do jazdy na łyżwach, to czy wybudowaliby jej tu lodowisko? Wydawało się to mało prawdopodobne, bo jednak nie byłyśmy dla nich tak ważne jak Hattie, a do tego miałyśmy tu zostać jedynie na chwilę.

 Zanim weszliśmy do domu Harry wspomniał, że ogrodem zajmuje się Miguel i jego trzej pomocnicy. On przycina wszystkie krzewy i dba o dostarczanie świeżych kwiatów na kompozycje do wazonów.

- Przyniósł ci nowe, za te zniszczone przeze mnie? - zapytała go Holly z wrednym uśmieszkiem.

- Tak, a czujesz potrzebę ponownie z nich skorzystać? - odparł nie mniej złośliwie Harry. Teraz to mnie zaskoczył – do tej pory wydawał się cały czas spokojny i opanowany, ale od czasu do czasu potrafił rzucić coś dosadnego czy ironicznego. Natomiast dalej się do nas nie uśmiechał – jedynie Hattie obdarzał lekkim uniesieniem kącików ust i łagodnym spojrzeniem.

- Chwilowo nie, ale w razie czego będę wiedziała, gdzie szukać – powiedziała moja siostra. Wchodziliśmy właśnie z powrotem do domu. Teraz Harry pokazał nam drzwi obok kuchni:

- Tu mamy zejście do piwnicy. Piwnica jest częściowo zabudowana: mamy tu salę kinową, która służy też jako sala gameingowa, bawialnię dla chłopaków z bilardem i piłkarzykami, automaty do gier, stół do ping – ponga, tor do kręgli, rzutki, ruletkę i dużo miejsca do tańca. Staramy się nie zapraszać obcych ludzi do domu, ale chłopcy lubią czasami przyprowadzić kolegów ze szkoły, to wtedy najczęściej tu przesiadują. Jest tu też część gospodarcza – kotłownia, pralnia i suszarnia, a także piwnica z alkoholami, ale to nie powinno was interesować. Piwnica i tak jest zamknięta na klucz, który mam ja, żeby chłopcy przypadkiem nie dobierali się do tego, czego nie powinni – mówiąc ostatnie zdanie patrzył się prosto na nas.

Holly wzruszyła ramionami, jakby to jej nie obeszło. Podeszła do jednej ze skórzanych kanap i usiadła. Ta część domu wyglądała trochę jak jakiś klub nocny albo bar (choć nigdy nie byłam w jednym, ani drugim to tak to sobie właśnie wyobrażałam). Na suficie była nawet wielka, srebrna dyskotekowa kula – teraz wyłączona. Sufit był ciemny i błyszczący – jakby zrobiony z wypolerowanego kamienia. Na tym tle – niczym gwiazdy świeciły małe błękitne i fioletowe punkciki – oświetlenie ledowe.

Po dokładnym obejrzeniu wszystkich sprzętów w męskiej bawialni (Holly nawet sprawdziła spis gier w automatach) wybraliśmy się z powrotem na górę.

- Ten dom wygląda jak hotel. Po co wam tyle pokoi? - zapytała bliźniaczka.

- Główna część budynku, czyli ta, w której się teraz znajdujemy ma kilkadziesiąt lat. Każdy kolejny Anderson chciał zostawić coś po sobie dla potomnych i oprócz kolejnych firm rozbudowywał też dom. Pierwotnie budynek był piętrowy i zbudowany na planie prostokąta. Północne i południowe skrzydło zostało dodane później, tak samo jak drugie piętro. Jak gdzieś znajdę stare fotografie, to wam pokażę.

- Dzięki, nie trzeba. Aż tak to to nas nie interesuje. Tak tylko zapytałam...- Siostra wzruszyła ramionami chcąc okazać jak największe lekceważenie.

Harry pożegnał się z nami przy schodach tłumacząc obowiązkami związanymi z pracą. Doceniałam, że poświęcił nam ponad godzinę na tę wycieczkę krajoznawczą, chociaż i tak pewnie nie zapamiętałam wszystkiego, o czym mówił. Weszłyśmy z siostrą po schodach, po czym udałyśmy się do swoich pokoi. Nie nasiedziałam się jednak długo sama, po po chwili przyszła Holly na ploteczki. Położyła się na moim łóżku obok kota, którego nawet próbowała trochę przesunąć, ale ten ignorował ją jak zwykle.

- Jak wrażenia po oglądaniu pałacu Andersonów z Atlanty? - zapytała krzywiąc się z niesmakiem.

- Co ci mogę powiedzieć – ładnie tu jest – powiedziałam szczerze.

- Przerost formy nad treścią. Muszą być bardzo zakompleksieni i rekompensują to sobie zbędnymi gadżetami i innymi salami gameingowymi – prychnęła Holly.

- Jednak ten zmarły Henry Anderson z Nowego Jorku, to nie był ten Henry Anderson... - stwierdziłam bardziej sama do siebie, niż do mojej bliźniaczki.

- Wiem. Szkoda. - westchnęła – mam wrażenie, że jesteśmy w jakimś reality show, te kamery... być może i podsłuchy...

Wstałam z fotela i postanowiłam w końcu się rozpakować.

- Co robisz? - zapytała siostra widząc, że łapię za walizkę i niosę ją do garderoby.

- Rozpakowuję się, ty chyba też powinnaś.

- Pojebało cię! My tu nie zostajemy! Nawet się nie wygłupiaj...

- Słyszałaś Henrego – nie pozwoli nam stąd odejść.

- Słyszałaś mnie – ja tu nie zostanę.

- Holly – westchnęłam – ja też tego nie chcę. Też wolałabym wrócić do Katii i żadne pałace czy inne bajery nie przekonałyby mnie do zmiany zdania, ale coś czuję, że on nas nie puści.

- Jak dobrze to rozegramy, to puści. Trzeba przekonać przygłupów, żeby poparli nasz pomysł – powiedziała Holly.

- I jak to niby chcesz zrobić? Oni nas nienawidzą...

- I bardzo dobrze, właśnie o to chodzi. Zamierzam tak bardzo uprzykrzać im życie, aż będą błagali swojego ojca, żeby nas oddał... Będę tą ich najbardziej koszmarną siostrą – Holly rozmarzyła się. Chyba układała w głowie plan.

- Ale jak chcesz to zrobić? Chyba nie zamierzasz spędzać z nimi czasu? - spojrzałam na nią ze strachem – wolałabym ich unikać. Nie wchodzić w żadne interakcje. Oni też na szczęście nie szukają naszego towarzystwa. Najdłuższą chwilę, jaką z nimi spędziłam to przy stole podczas obiadu, a wtedy był też Henry i zachowywali się bardzo poprawnie. Chyba się go boją...

- Coś wymyślę...

I tego właśnie się boję. Ona coś wymyśli. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro