15 E tam, ja jestem ładniejsza Pov: Hope
Z powrotem weszłam do jadalni. Tym razem zauważyłam, że na drugim końcu stołu zostały przygotowane nakrycia, a dokładniej siedem. Domyśliłam się, że powinnam tam usiąść.
Tylko przez chwilę byłam sama, bo zaraz przyszli moi nowi bracia. Wszyscy rozsiedli się przy stole, żaden jednak nie zajął miejsca u szczytu. Myślałam, że siądzie tam Harry, bo wydawało się, że on tu rządził, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, ale on też usiadł z boku.
Harvey tym razem nie spoglądał na mnie ze złością, gdyż w ogóle na mnie nie patrzył. Udawał, że mnie nie ma. Haiden podobnie – też nie nawiązywał ze mną kontaktu wzrokowego, tylko przeglądał coś w telefonie. Zauważyłam, że obok Haidena brakuje krzesła – była taka przerwa w rzędzie, luka. Czyżby pomoc domowa się pomyliła? Zapomniała dostawić? Zastanawiałam się nad tym przez moment, ale po chwili rozwiązanie zagadki pojawiło się samo.
Do jadalni wjechała dziewczynka na wózku inwalidzkim. Towarzyszyła jej pielęgniarka Laura, którą już dziś poznałam.
Dziewczynka była drobna i blada, miała długie jasnoblond włosy zaplecione w dwa urocze warkocze i wielkie, intensywnie zielone oczy, które patrzyły na mnie trochę z przejęciem, a trochę z ciekawością. Zieleń zwiewnej sukienki tylko podkreślała piękny kolor jej oczu.
- Jesteś już tygrysku, odpoczęłaś? - zapytał dziwnie miłym głosem Haiden i od razu odłożył telefon, by całą uwagę poświęcić swojej siostrze.
- Tak. Już się wyspałam – odpowiedziała spokojnym głosem dziewczynka. Dalej mi się przyglądała. Haiden zauważył, gdzie skierowane są jej oczy i uśmiech momentalnie zszedł mu z twarzy. No cóż – milusio.
Żeby odwrócić wzrok od jego wykrzywionej miny spojrzałam znowu na Hattie i uśmiechnęłam się do niej. Dziecko wyglądało najmilej z całej tej zgromadzonej przy stole zgrai, więc najbezpieczniej było patrzeć się właśnie na nią, a nie było to trudne, bo siedziała naprzeciwko mnie. Dziewczynka również odwzajemniła mój uśmiech.
- Podobały ci się delfiny? - Haiden próbował zdobyć jej uwagę, ale ona w dalszym ciągu była zainteresowana mną.
- Były fajne, takie wesołe. Śmiesznie piszczały... Haiden? - teraz dziewczynka spojrzała na brata
- Tak Hattie?
- To jest nasza siostra?
- To nikt ważny tygrysku i długo tu nie zostanie – odpowiedział Harvey. No tak, dalej był w formie i przestał już niestety mnie ignorować. Znowu patrzył się, jakbym mu zrobiła coś złego, a przecież powiedziałam do niego ledwie kilka słów i to wcale nie obraźliwych.
- Tak to nasza siostra, ma na imię Hope i wygląda na to, że chwilowo będzie tu z nami mieszkała – powiedział zdecydowanym głosem Harry. Nie patrzył na Hattie, tylko prosto na Harveya.
- Dlaczego Harv jest dla niej taki niemiły? - zapytała dziewczynka. O, to dobre pytanie, też chciałabym wiedzieć. Aż spojrzałam na wrednego brata.
- Bo się nie wyspał w samolocie. Cały czas grał w różne gry i teraz jest zmęczony – w dalszym ciągu mówił Harry. Harvey zacisnął usta, ale nic nie powiedział. Hattie uśmiechnęła się do najstarszego brata, a o dziwo – on odwzajemnił jej uśmiech.
To było zaskakujące, jacy oni potrafili być mili w stosunku do tej małej dziewczynki. Nie przerażający, agresywni czy obojętni. Ciekawie się to obserwowało.
- Cześć Hope, ja jestem Hattie i nigdy nie miałam siostry, tylko dużych braci. Oni są kochani, ale czasami dziwnie się zachowują, nie przejmuj się tym – powiedziała dziewczynka zwracając się prosto do mnie.
- Cześć Hattie, miło cię poznać. Ja za to całe życie miałam siostrę, ale nigdy nie miałam braci, no może z wyjątkiem takiego jednego, który nie jest moim prawdziwym bratem, ale wychowałam się z nim i dlatego traktuję go jak brata, takiego jedynego i najprawdziwszego – odpowiedziałam. Siostra zainteresowała się tematem mojego nieprawdziwego, ale prawdziwego brata, bo dopytywała:
- To teraz będziesz za nim tęskniła?
- Tak, już za nim tęsknię, ale mam nadzieję, że szybko wrócę do swojego domu – Harry spojrzał się na mnie ze zrozumieniem, a pozostali z wyraźnym zadowoleniem. To było chyba jedyne, co nas łączyło.
- Nie podoba ci się nasz dom? - zapytała dziewczynka
- Jest bardzo ładny – odpowiedziałam ostrożnie. Wiedziałam do czego zmierza.
- To dlaczego nie chcesz tu zostać?
- Bo wszystkie ważne dla mnie osoby, oprócz mojej siostry zostały tam. A my obie bardzo chcemy być z nimi.
- I dlatego nie chcesz być z nami?
- Myślę, że wszyscy tego nie chcemy – spojrzałam po twarzach braci. Żaden nie zaprzeczył, nawet Harry.
- Wręcz przeciwnie, ja bardzo chcę, żebyście zostały z nami – odwróciłam się w stronę, z której dobiegł nieznany mi głos.
W wejściu do jadalni stanął elegancki mężczyzna. Ubrany był w twarzowy, czarny garnitur i białą koszulę. Włosy miał zaczesane do tyłu, na skroniach dało się zauważyć jaśniejsze pasma. Był wysoki i dobrze zbudowany. Przy oczach i w kącikach ust miał niewielkie zmarszczki, które tylko dodawały mu uroku. Jego brązowe włosy i niebieskie oczy były identyczne jak moje, dlatego nawet nie musiałam się domyślać kim był...
W końcu zobaczyłam ojca.
Zamurowało mnie na chwilę. Mężczyzna przyglądał mi się inaczej, niż bracia – nieoceniająco, niekrytycznie, nie zauważyłam też w jego spojrzeniu niechęci czy odrazy, a raczej... radość? Jakąś taką czułość? To było raczej niemożliwe, bo przecież dopiero się poznawaliśmy. Nie interesował się nami tyle lat, a teraz wziął nas tylko dlatego, że sąd się z nim skontaktował. Nie sądziłam, że żywi do nas jakiekolwiek uczucia.
Ojciec podszedł powoli do stołu i stanął przy mnie. W dalszym ciągu przyglądał mi się z zastanowieniem. Nie wiedziałam, co mam zrobić – wstać? Siedzieć? Uściskać go nie zamierzałam, nawet nie wiedziałam, czy chcę podać mu dłoń. Ostatecznie nic nie zrobiłam, a i on nie wykonał żadnego gestu w moją stronę.
- Dlaczego usiadłaś tak daleko? Usiądź obok Harrego – powiedział. Rzeczywiście pomiędzy mną a starszym bratem było puste krzesło. Z drugiej strony stołu wszyscy siedzieli przy sobie, a ja wyglądałam, jakbym się izolowała od grupy.
Nie za bardzo wiedziałam jak zaprotestować, więc przesiadłam się na wskazane przez ojca miejsce. Teraz naprzeciwko mnie siedział Haiden i wcale nie był uradowany takim obrotem sprawy. Ojciec usiadł u szczytu stołu. Cały czas patrzył na mnie.
- Twoja siostra czuje się już lepiej? – zapytał mnie po chwili, gdy kucharki zaczęły podawać obiad. Dostaliśmy inne dania, niż to, które jadła Holly. Na naszych talerzach leżały roladki schabowe nadziewane karmelizowaną marchewką, cebulą i żółtym serem. Podane były z puree z batatów i sosem myśliwskim. Poczułam się, jakbym była w jakiejś wykwintnej restauracji, a nie na domowym obiedzie. Danie smakowało wyśmienicie – chyba jeszcze nigdy nie jadłam czegoś tak dobrego.
- Tak, poszła się odświeżyć po podróży, bo wcześniej nie miała okazji – powiedziałam między jednym kęsem dania, a drugim. Chwilę mnie zastanowiło, skąd wiedział o samopoczuciu mojej siostry, ale on – jakby wyczuwając moje myśli dodał:
- Conrad mówił mi, że źle znosiła lot, a Harry że pierwsze godziny w domu też były dla niej nie najlepsze.
- To prawda. Holly nie lubi latać, bo nawet po wyjściu z samolotu odczuwa skutki lotu jeszcze przez jakiś czas – no tak, mogłam się domyślić, że adwokat i najstarszy syn o wszystkim mu powiedzieli.
- Mam nadzieję, że chłopcy miło was przyjęli – powiedział po chwili ojciec. Dobrze, że nie miałam nic w ustach, bo chyba bym się zakrztusiła. Spojrzałam nerwowo na Harveya i Haidena, ponieważ miałam ich naprzeciwko, ale oni uparcie wpatrywali się w swoje talerze. Czyżby bali się przyznać? Przeszło mi przez myśl, żeby ich wkopać przed ojcem, ale ostatecznie się powstrzymałam:
- Tak naprawdę nie mieliśmy okazji oficjalnie się poznać, bo Holly zemdlała i... zajęliśmy się nią – chłopakom chyba ulżyło, że ich nie wydałam. Haiden nawet przelotnie na mnie zerknął. Gdy skończyliśmy nasze dania kucharki przyniosły deser – tiramisu. O matko, jakie to było dobre.
Ojciec rozmawiał chwilę z chłopakami o jakichś wydarzeniach z Sydney, ale nie byłam wtajemniczona, więc nie wnikałam – w końcu mnie to nie dotyczyło. Zapytał też Harrego o postępy w sprawie ostatniej inwestycji, ale Harry powiedział tylko:
- Preston się stawia, ale to chyba tylko tak dla zasady, bo ostatecznie i tak na tym zyska. Pracuję nad nim.
- Dobrze. Nie chcemy opóźnień – stwierdził ojciec, po czym dodał patrząc na mnie - Chciałbym z tobą porozmawiać Hope. I z twoją siostrą. Na osobności. Myślę, że macie do mnie kilka pytań.
- Tak to prawda, mamy.
- Będę w swoim gabinecie. Harry was zaprowadzi – mówiąc to ojciec wstał z krzesła. Spojrzał jeszcze raz na mnie i chłopaków, Hattie omijał wzrokiem, jakby jej tam nie było.
Podczas obiadu nie zamienił z nią nawet jednego słowa. Uśmiechnął się do mnie, ale nie potrafiłam odwzajemnić tego uśmiechu, więc tylko skrzywiłam usta w niepewnym grymasie. Ojciec wyszedł z jadalni.
- Smakował ci obiad? - zapytała mnie Hattie. Mogłam się spodziewać, że to ona pierwsza do mnie zagada.
- Tak, bardzo. Spodziewałam się, że dostaniemy to, co moja siostra, ale jestem mile zaskoczona odmianą – powiedziałam szczerze. Nie przepadałam za gotowanymi warzywami i rybą.
- Z dokumentacji medycznej wiem, że Holly nie toleruje glutenu i laktozy, a biorąc pod uwagę informacje od Conrada o przebiegu waszej podróży stwierdziłem, że lepiej, żeby kucharki przygotowały dla niej coś lekkostrawnego – odparł Harry. Jakoś nie byłam zaskoczona, że to właśnie on o wszystko zadbał. Wydawał się taki drobiazgowy i dobrze zorganizowany. Miałam wrażenie, że jest prawą ręką ojca.
- Dziękuję – nie zdołałam powiedzieć nic więcej, bo w tym momencie przy wejściu do jadalni stanęła Holly. Włosy miała rozpuszczone i bardzo napuszone – musiała po umyciu używać suszarki. Przebrała się również w krótką, czarną i dopasowaną bluzkę i szare, szerokie spodnie dresowe. Hattie zerknęła na nią z ciekawością, a ona odwzajemniła spojrzenie.
- Jesteście takie same! - krzyknęła z ekscytacją dziewczynka.
- E tam, ja jestem ładniejsza – powiedziała przekornie moja siostra i puściła oko do Hattie. Dziewczynka zaśmiała się.
- Jesteś śmieszna i tak samo ładna jak Hope – ja też się uśmiechnęłam na to stwierdzenie.
- Holly, musimy iść na spotkanie – powiedziałam do siostry.
- Z kim znowu mamy się spotkać? - zapytała. Wyczuwałam niechęć w jej głosie. Chciałam powiedzieć, że z ojcem, ale to słowo nie mogło wyjść z moich ust. Nie w obecności braci i siostry. Nie potrafiłam tego z siebie wydusić.
- Z naszym ojcem. Zapraszam za mną – wyręczył mnie Harry. Specjalnie podkreślił słowo naszym, gdyż wiedział, że nie spodoba się jej to.
Spodziewałam się, że to właśnie on przyjdzie mi z pomocą. Spojrzałam na siostrę. Z jej miny nie dało się nic wyczytać. Ruszyłyśmy za Harrym, który podniósł się z krzesła i właśnie mijał wejście do jadalni.
To miała być ciekawa rozmowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro