Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 Dzięki, nawet nie wiesz, jak mi pomogłeś... pov: Holly

W tym roku zdecydowałyśmy, że nie chcemy wyjeżdżać na wakacje. Hope zajęła się treningami jazdy konnej, a ja miałam moje lodowisko i... prokuratora Browna, na całe dwa miesiące. Nie spodziewałam się, że tak miło będzie wrócić „na stare śmieci".

Bracia szykowali się do ciotki Honorii, ale kobieta uznała, że koniecznie musi nas zobaczyć, więc planowała odwiedzić Atlantę w połowie czerwca. Harry już zakrywał kocykami swoją w chuj drogą kanapę z Włoch, ale podejrzewałam, że szatany i tak się do niej dobiorą. 

Od kilku miesięcy obserwowałam, iż związek mojego najstarszego brata i błyszczącej Barbie stawał się coraz poważniejszy. Kobieta często zostawała u nas na noc i równie często wychodziła z Harrym, a nawet wyjeżdżała na weekendowe, romantyczne wypady.

- Dobrze, że Harry ma Livię, przynajmniej nie siedzi tyle w pracy, tylko wreszcie zajmuje się... życiem – stwierdziła Hope. Leżałyśmy sobie na kocyku pod wielkim drzewem i w zasadzie obijałyśmy od rana. Nie licząc mojego treningu i zabaw na koniu mojej siostry mogłyśmy powiedzieć, że nie robiłyśmy nic.

 Bliźniaczka bawiła się łańcuszkiem ze swoim imieniem, a ja rozwaliłam się jak żaba na liściu i przymknęłam oczy. Było mi dobrze: ciepło, spokojnie, bezpiecznie... Po raz kolejny musiałam docenić rozległą posesję Andersonów i wszystkie jej zakamarki.

- Dokładnie. Jutro podobno zabiera ją na cały tydzień do Paryża, bo Barbie chce odwiedzić matkę i rodzeństwo. Przez kilka godzin mamy się słuchać Harveya, bo Henry wyląduje dopiero wieczorem – odparłam. Przyglądałam się liściom drzewa, które delikatnie poruszał wiatr. Słońce przeświecało przez nie i miałam wrażenie, że ich zieleń zmieniała się w zależności od tego, jak bardzo się ruszały.

 Zjebałam się w myślach za te poetyckie głupoty: na to jeszcze przyjdzie czas, gdy ciotka Honoria zawita w nasze skromne progi. Wtedy będę mogła pierdolić od rzeczy, a ona będzie się mną zachwycać, jak zawsze.

- Cieszę się, że dogaduje się z Livią i jej rodziną. Jest za młody, żeby całymi dniami siedzieć w pracy i nie mieć własnego życia – dodała i położyła się obok mnie.

Podniosłam się i przekręciłam w jej stronę, a następnie podparłam głowę ręką.

- Podsłuchałam, jak Andrew spowiadał się Penny z akcji odzyskiwania twojego łańcuszka – zerknęłam wymownie na biżuterię, którą cały czas miętoliła w palcach. Zmarszczyła czoło i rzuciła mi smutne spojrzenie.

- Nie przypominaj mi... Zgubiłam ten łańcuszek u Asha, gdy... namówił mnie na pożegnalny seks. Gdy go szukałam, znalazłam koronkowe majtki pod jego materacem, więc po prostu wyszłam stamtąd.

- Andrew opowiadał, że gdy tylko dostali cynk o porzuconym, błękitnym Bugatti i rannym ochroniarzu, od razu sprawdzili nadajnik i pół oddziału naszej ochrony zrobiło nalot na chałupę Pajaca. Przetrząsnęli mu dom do góry nogami. Ash prawie się popłakał ze strachu, bo myślał, że to ty ich nasłałaś. Ostatecznie żałuję, że jednak mu nie wpierdolili – dodałam.

- Nie chcę już do tego wracać. Ashton to zamknięty rozdział. Mam nadzieję, że więcej go nie spotkam – westchnęła Hope – w tym roku odpuściłam sobie... wszystko. Znajomych, naukę. Teraz tak nie będzie: zamierzam skupić się na szkole, bo zależy mi na najlepszych wynikach egzaminu. Chyba chciałabym... studiować na MIT. Lukas mnie namawia, bo on twardo się tam wybiera. Twierdzi, że razem będzie nam raźniej.

Podniosłam się i usiadłam po turecku. Nie podobało mi się to, co słyszałam.

- MIT? Przecież to kawał drogi za Nowym Jorkiem! To jakieś – szybko przeliczyłam na Google Maps – ponad 1000 mil! To prawie już Nowa Szkocja! No nie przesadzaj, Hope... Przecież wiesz, że Katia i Wirian nie opuszczą Atlanty, a ja również nie zamierzam. Miałyśmy być razem, pamiętasz? - zapytałam i zmrużyłam oczy – nie ma mowy, żebyś wyjechała. Zostajesz ze mną.

Nic na to nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko i skupiła na swoim telefonie.

Nie było takiej opcji, żebym gdziekolwiek ją puściła! Miałyśmy być razem, a przecież Uniwersytet Stanowy Georgii też był dobry i miał wiele kierunków. Wcale nie trzeba było uciekać na drugi koniec Stanów, żeby studiować na przyzwoitej uczelni.

Chyba robiłam się lokalnym patriotą jak i Harvey...

Po południu siostry ponownie wybrały się do stadniny, a ja wróciłam do pokoju. Trochę się pokręciłam, nakarmiłam Księcia, ale też zauważyłam, że mój ropuch nie miał za bardzo apetytu. Całymi nocami darł ryja, a w dzień był niemrawy i niechętny nawet na świeżutkie karaczany.

- Chyba czegoś chcesz... - zastanawiałam się na głos i spoglądałam na wystające znad torfu oczy żaby. Pomyślałam sobie wtedy, że... może powinnam zabrać go na spacer? Na świeże powietrze? Oczywiście zamierzałam cały czas go pilnować, ale chwilka hasania w zielonej trawce nie powinna mu zaszkodzić.

- Może spotkasz jakąś żabę? Co ty na to? - pytałam Księcia, gdy delikatnie przekładałam go do plastikowego pudełka – mógłbyś w końcu zaliczyć panienkę i wiesz, rozładować napięcie. Może byś w końcu nie rechotał po nocach? - kontynuowałam, schodząc z nim po schodach.

- Tylko pamiętaj, nie bierzemy odpowiedzialności za żadne małe żaby. Bądź jak Henry: zalicz i zapomnij na szesnaście lat. Potem może cię nie znajdą. Potraktuj ten spacerek jak taką seksturystykę – tłumaczyłam Księciu, gdy już znaleźliśmy się na dworze. 

Rozejrzałam się uważnie i stwierdziłam, że najbezpieczniej będzie puścić żabę na okrągły trawnik z fontanną (ten, ze słynnym krzakiem wykoszonym przez moją siostrę), gdyż nie był taki duży, ale znajdowało się tu wystarczająco wiele roślin, żeby ropuch mógł oddawać się orgiom bez obawy, że ktoś będzie podglądać. Do tego, gdyby jednak spierdolił, to nie uciekłby za daleko, bo dookoła trawnika położona była kostka, więc i tak bym go zauważyła.

Jak pomyślałam, tak zrobiłam – wyjęłam Księcia z pudełka i wysadziłam w trawę.

- Znaj me dobre serce i korzystaj z życia, chłopie – powiedziałam i przyglądałam się, jak mój ropuch kręcił się po równo ostrzyżonym trawniku. Miguel naprawdę musiał to robić pod linijkę. Mój telefon zawibrował, więc odebrałam. Mały Preston dzwonił na ploteczki. Nudziło się mu u babci i wypytywał, co i jak w Atlancie.

- Nie dawaj głupich pomysłów Hope! - zjebałam go za namawianie na studiowanie w MIT. Ona miała zostać ze mną. Koniec i kropka.

- Tak tylko zaproponowałem. To najlepsza uczelnia w całych Stanach, a Hope ma potencjał...

- Który może rozwijać na każdej uczelni, bo jest zdolna i wszędzie sobie poradzi – dokończyłam.

- Też tak myślę. Nie burz się, Holly. To była taka luźna propozycja. Myślałem, że ty też będziesz chciała wyjechać i opuścić dom ojca. O niczym innym nie marzyłaś...

W zasadzie, to miał rację, kiedyś często o tym mówiłam. Niestety Katia i Wirian przystopowali moje plany. Nie chcieli się co chwilę przeprowadzać, a i mieszkanie w Atlancie im pasowało. Mieli tu pracę (Wirian kolejny rok odbywał letnie praktyki na Andersonowym lotnisku), swój kościół, nawet znajomych. Poza tym... mój przyjaciel był szaleńczo zakochany i chciał zostać ze swoim chłopakiem, dopóki nie skończą studiów. Potem mieli zdecydować co i jak.

Pożegnałam Lukasa, gdy zauważyłam, iż pod dom podjeżdża czarna limuzyna z charakterystycznymi małymi flagami po bokach – pojazd dyplomatyczny.

Nie widziałam ambasadora od kilku tygodni, a dokładnie od tej pojebanej sytuacji z Dimitrisem. Kilka razy byłam wzywana, żeby składać zeznania, ale zawsze towarzyszył mi adwokat Brown. Zadbał o to, żebym miała jak najbardziej komfortowe warunki i starał się wywalczyć odpowiednią karę dla Vlachosa. Wiedziałam, że prawdopodobnie czekała go ekstradycja do Aten, ale na razie siedział w lokalnym areszcie. Prokurator nie zgodził się na jakąkolwiek grzywną. Grek miał zostać w areszcie bez możliwości wpłacenia kaucji.

Sebastian dzwonił do mnie nie raz i w ramach wdzięczności nie ignorowałam połączeń od niego, a starałam się rzeczowo i kulturalnie z nim rozmawiać, w końcu bardzo mi pomógł przy Dimitrisie. Gdyby nie on... nie chciałam nawet myśleć, co by było. Każda nasza rozmowa dotyczyła mojego samopoczucia i powrotu do zdrowia.

 Ambasador był uprzejmy i po prostu pokazywał, że interesuje się mną po tym wszystkim, tak z czystej sympatii. Stwierdziłam, że wybaczę mu to całowanie na balkonie i po prostu zapomnę o tym. Było, minęło. To nic ważnego.

Mężczyzna ucieszył się na mój widok, a i ja uśmiechnęłam się, gdy zaczął się zbliżać.

- Panno Holly, dzień dobry – odezwał się i obdarował mnie miłym uśmiechem.

- Panie Jones, dzień dobry – odparłam mu od razu. Musiałam zadzierać głowę do góry, bo nie dość, że Sebastian był wysoki, to jeszcze ja siedziałam na trawniku, bo przecież pilnowałam żaby...

O kurwa! Pilnowałam żaby...

Rozejrzałam się po trawniku. Nigdzie jej nie widziałam. Spojrzałam spanikowanym wzrokiem na ambasadora.

- Mój Książę! - krzyknęłam, a mężczyzna przestał się uśmiechać i zmarszczył brwi.

Od razu spojrzałam na teren wokół niego. Oby tylko nie rozdeptał mojego ropucha. Sebastian chciał się wycofać z trawnika, ale szybko go zatrzymałam. Musiałam znaleźć żabę zanim ktokolwiek zrobi z niej zieloną papkę.

- Stój! - krzyknęłam do mężczyzny – Siadaj na trawie! No już! Siadaj!

Spoglądał na mnie, jakbym była z deka pierdolnięta, ale nie skomentował tego, tylko posłusznie kucnął. Cały czas mi się przyglądał. Ja z kolei podniosłam się tak, że klęczałam na trawniku, a rękami przesuwałam trawę.

- Coś zgubiłaś? - zapytał po dłuższej chwili. Cały czas siedział na trawniku, tak jak mu kazałam. Zaczął się nawet nieufnie rozglądać po okolicy.

- Tak, Księcia.

- Zgubiłaś... Księcia? - powtórzył po mnie.

Przeczesałam już najbliższy mi teren i teraz powoli, na czworakach zbliżałam się do Sebastiana.

- Yhym... zabrałam go na spacer, żeby użył trochę życia i zaliczył jaką laskę, a potem zadzwonił mój przyjaciel i chwilę rozmawialiśmy i Książę mi uciekł. Muszę go złapać, zanim ktoś go zgniecie: na przykład ty... - dodałam patrząc na niego wymownie.

- Jak rozumiem ten Książę... to jakieś zwierzątko? - dopytał. Zaczął się mi ciekawie przyglądać i chyba pierwsze zaskoczenie wywołane moim niestandardowym zachowaniem już zaczęło mu mijać. Zbliżyłam się tak, że dzieliły nas dosłownie centymetry.

- Tak. Żaba. Powinnam go pocałować, żeby zamienił się w prawdziwego księcia, ale niestety trochę mnie to obrzydza, więc będzie musiał żyć w swojej nieprzemienionej, płaziej formie.

- Najważniejsze, żebyś go nie ugryzła podczas całowania – rzucił kąśliwy tekst, ale puściłam go mimo uszu, gdyż... za plecami ambasadora zauważyłam jakiś ruch. Przyczaiłam się, niczym tygrys do skoku, ale Sebastian uznał, że w tym momencie powinien się poprawić, bo chyba niewygodnie mu się tak kucało. Nie mogłam na to pozwolić, bo jego nierozważne przemieszczanie się zagrażało mojemu Księciu.

- Stój! - krzyknęłam i skoczyłam tak, żeby zatrzymać Jonesa w jednym miejscu. Mój agresywny głos bardzo go zaskoczył. Jeszcze bardziej to, że ruszyłam centralnie na niego, a biorąc pod uwagę niezbyt stabilną pozycję ciała, jaką przyjął podczas kucania, to... nikogo nie powinno dziwić, ze padł plecami na trawę.

A ja padłam prosto na niego.

Nie wiedziałam, kto był bardziej zaskoczony: on, ja, jego ochroniarz, czy biedna żaba, która szybko poskakała sobie pod krzaczek. To nie był mój Książę...

Sebastian położył dłonie po obu stronach mojej talii, a ja podniosłam się trochę na rękach i tak jakby zawisłam nad panem ambasadorem. Dłuższą chwilę patrzeliśmy sobie w oczy. W tym świetle jego tęczówki wydawały się złote w ich wnętrzu, a ciemnozielone na zewnątrz. Miał fascynujące oczy, u nikogo nie widziałam takiego koloru.

- Masz ładne oczy – powiedziałam, zanim ugryzłam się w język. Miałam ochotę pacnąć się w głowę za ten durny tekst, który zapewne wywali ego ambasadora w kosmos.

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.

- Ty również masz ładne oczy, Holly – oddał mi komplement, ale przyuważyłam, że jego wzrok uciekł trochę niżej...

- Chyba nie mówimy o tych samych oczach – delikatnie wytknęłam mu to, iż wiedziałam, że gapił się na moje cycki. W tej pozycji były niestety dość wyeksponowane.

- Podziwiam łańcuszek – odparł od razu i tym razem spojrzał w te „właściwe" oczy. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do niego. Słaba wymówka, no słaba...

Dłonie mężczyzny cały czas obejmowały moją talię. Poczułam, że delikatnie poruszał kciukami, jakby chciał mnie pogładzić.

- Powinnaś ze mnie zejść – powiedział, gdy w dalszym ciągu nic nie robiliśmy, tylko tak leżeliśmy i przyglądaliśmy się sobie.

- Powinnam – odpowiedziałam, ale nie ruszyłam się nawet na milimetr. W sumie nie wiedziałam dlaczego, ale bliskość Sebastiana nie przeszkadzała mi tak, jak wcześniej. Co więcej... podobała mi się.

Nie miałam pojęcia, ile tak na nim leżałam i podziwiałam jego oczy, ale w którymś momencie zauważyłam, że coś dużego porusza się za głową mężczyzny. To zdecydowanie był mój ropuch. Spojrzałam na niego uważnie i wyciągnęłam jedną rękę trochę do góry. Ambasador zdziwił się na ten gest i też uniósł głowę, ale w tej chwili wybiłam się do przodu.

- Tu cię mam! - krzyknęłam do żaby i złapałam ją tą ręką, którą wcześniej przygotowałam.

Niestety mój kolejny nagły zryw i mimowolne podniesienie głowy przez Sebastiana spowodowało, że teraz... leżałam cyckami centralnie na jego twarzy. Aż jęknął, gdy przygniotłam go i wbiłam w trawnik.

Byłam z siebie taka dumna! Złapałam żabę. Trzymałam Księcia w rękach i już miałam zamiar go opieprzyć za uciekanie, gdy usłyszałam, że zbliżał się do mnie Harry. Brat stanął na kostce obok okrągłego trawnika i rzucił mi neutralne spojrzenie.

- Dusisz go.

- No gdzie duszę! - oburzyłam się od razu – delikatnie trzymam, nic nie duszę. Znam się na trzymaniu żab! - nawet pomachałam mu Księciem i pokazałam, że wszystko z nim okej.

- Nie miałem na myśli żaby, a naszego... gościa – dodał brat i wymownie spojrzał na trawnik.

 Dopiero teraz podniosłam się tak, że mój biust odkleił się od twarzy Sebastiana.

- Całkowicie zapomniałam, że tu leżysz – powiedziałam i zaczęłam się z niego zsuwać.

- Dałbym znać, ale miałem... ograniczone pole manewru – odparł od razu i rzucił sugestywne spojrzenie na mój dekolt. Uśmiechnęłam się tylko.

- Przynajmniej dokładnie obejrzałeś łańcuszek, który cię tak interesował – dodałam i podniosłam się, aby zanieść Księcia do pudełka. Po tym gigancie zacznę ograniczać mu smaczki, bo za bardzo szaleje.

Ambasador również wstał i otrzepał się z trawy. Przywitał z moim bratem, a następnie poszedł za nim do domu. Oczywiście, że zanim wszedł, odwrócił się i rzucił mi rozbawione spojrzenie. No oczywiście...

Dopiero przed kolacją miałam chwilę, żeby porozmawiać z Harrym. Nie, żebym go unikała, po prostu zajęłam się sprzątaniem terrarium, wkurwianiem Haidena i nabijaniem z ruchów Hope podczas ujeżdżania konia i tak minął mi cały dzień.

- Możesz mi wyjaśnić, co się działo po południu na trawniku przed domem? - zaczął brat, gdy zajęłam swoje miejsce przy stole.

- Szukaliśmy mojej żaby – wzruszyłam ramionami i spojrzałam na niego. Nie wydawał się przekonany.

- I tyle? - dopytał.

- A czego się spodziewałeś?

Harry westchnął i skrzyżował ręce na piersi.

- W zasadzie to spodziewałem się historii typu: szłam sobie po trawniku i potknęłam się o pana ambasadora i pomyślałam, że pewnie smutno mu tak leżeć w samotności, więc stwierdziłam, że poleżę na nim dla towarzystwa – powiedział zmienionym, bardziej piskliwym głosem (chyba próbował naśladować mnie).

Parsknęłam głośno śmiechem i pokręciłam głową.

- Harry... ty ze mnie kpisz. Jesteś złośliwy...

- Uczyłem się od mistrzyni.

- Ciesz się, że cię lubię, bo inaczej dostałbyś ochrzan – dodałam. Ten mój Harry zaczął się wyrabiać jak nic. Obcowanie ze mną znacząco zmieniło jego podeście do życia i nieprzystępny image. Teraz zachowywał się inaczej. I to wszystko dzięki mnie.

- Wolałabym, żebyś nie wystraszyła ambasadora, bo zapowiada się, że podpiszemy z nim bardzo korzystny kontrakt – Harry spojrzał na mnie uważnie.

- Dlaczego miałabym go wystraszyć?

Przez chwilę ważył słowa.

- Jesteś dość... charakterystyczna i ekscentryczna. Myślę, że pan Jones jadąc do nas nie spodziewał się, iż wyląduje na trawniku przykryty córką swojego przyszłego partnera biznesowego. Nie chciałbym, żeby poczuł się urażony takim zachowaniem, bo naprawdę zależy mi na tej umowie z jego państwem.

Nie wdawałam się w dyskusję z bratem, bo inni zaczęli pojawiać się w jadalni, ale miałam wrażenie, że Sebastian nie wyglądał na zasmuconego po tym, jak jego twarz znalazła się między moimi cyckami, oj nie wyglądał...

Gdy już trafiłam do sypialni to pomyślałam sobie, że powinnam zmienić mój stosunek, jeśli chodziło o pana Jonesa. Do tej pory myślałam, że zależało mu tylko na jednym... że chciał mnie zaliczyć i o mnie zapomnieć, ale po tym całym uratowaniu mnie, miałam co do niego trochę cieplejsze uczucia.

Do tego Harry wyraźnie chciał, abym trzymała się od niego z daleka... Chyba nic nie mogło mnie bardziej zachęcić... do zbliżenia się do Sebastiana.

Wyszukałam jego numer w moim telefonie (w dalszym ciągu zapisany był jako „Mój Książę" – musiałam to w końcu zmienić, ale tak jakoś nie mogłam się za to zabrać) i wcisnęłam zieloną słuchawkę.

- Holly? - usłyszałam zaskoczony głos mężczyzny. W zasadzie miał powód: po raz pierwszy do niego dzwoniłam. Do tej pory to on inicjował rozmowy, a ja często go olewałam. On mnie nie olał... odebrał już po drugim sygnale.

- Cześć. Mój brat martwi się, że za mocno cię przydusiłam i może to negatywnie wpłynąć na waszą umowę. Mam mu powiedzieć, że według mnie podobało ci się, czy utrzymujemy wersję, że czujesz się obrażony moim nieobyczajnym zachowaniem?

Teraz zaskoczyłam go jeszcze bardziej. Dłuższą chwilę nie wiedział co powiedzieć.

- Nie czuję się obrażony i mogę to przekazać twojemu bratu, natomiast... jest też coś, co mógłbym powiedzieć tylko tobie, Holly...

- Co?

- Że masz rację. Podobało mi się – dodał cicho, na co się tylko uśmiechnęłam.

- To świetnie, bo zamierzam zacieśnić z tobą stosunki, Sebastianie – odparłam z zadowoleniem.

- W jaki sposób chcesz zacieśnić ze mną stosunki, Holly? - zapytał. Czyżbym słyszała w jego głosie nadzieję i ekscytację?

- Chcę... żebyś został moim przyjacielem. Tak w ramach wdzięczności za to, że mi pomogłeś, a poza tym brat między słowami kazał mi się trzymać od ciebie z daleka, dlatego też zamierzam częściej cię spotykać – wyjaśniłam szczerze, w końcu szczerość w przyjaźni to podstawa.

- Przyjacielem? - dopytał. Chyba jednak myślał o czymś innym.

- Oczywiście. Jestem świetna w przyjaźń, więc nie pożałujesz. Mogę cię rozbawiać do łez i chodzić z tobą na zakupy, albo na siłownię... Nawet na obiad z tobą pójdę. Możemy razem obgadywać innych ludzi i zwierzać się sobie z intymnych rzeczy.

- Te intymne rzeczy chyba najbardziej mnie interesują – odparł od razu.

Wiedziałam, że będzie nadawał się na przyjaciela – mamy podobne poczucie humoru. To będzie epicka przyjaźń... Byłam tego pewna.

- Dobra, to w ramach naszej nowej przyjaźni, mam do ciebie intymne pytanie – uśmiechnęłam się do telefonu, w sumie nie wiedziałam dlaczego, przecież on nie mógł mnie zobaczyć.

- Jak intymne to jak najbardziej jestem zainteresowany. Słucham. Holly, co chciałabyś wiedzieć.

- Podobają ci się moje cycki? - wypaliłam.

Tego to zdecydowanie się nie spodziewał. Chyba nawet westchnął, bo dopiero po chwili wydusił z siebie kilka słów.

- Tak, masz bardzo ładny biust.

- A moje nogi? Mam ładne nogi?

- Oczywiście. Masz świetne nogi.

- A co mam lepsze? Cycki czy nogi?

- To podchwytliwe pytanie? - zaśmiałam się krótko.

- Nie podchwytliwe. Potrzebuję szczerej odpowiedzi: co mam lepsze?

- Jak dla mnie wszystko masz piękne. Jesteś wyjątkowo atrakcyjną dziewczyną – odparł, wydawało mi się, że szczerze.

- Czyli co powinnam bardziej podkreślać? Biust, nogi, czy i to, i to? Pytam o ubrania. W czym wolałbyś mnie widzieć: krótkich sukienkach, czy dużych dekoltach, a może i w jednym i drugim? – wyjaśniłam.

- We wszystkim będziesz wyglądała zjawiskowo.

- Bo jestem taka ładna?

- Zgadza się. Jesteś piękna, a pięknemu wszystko pasuje – powiedział cicho.

- Dzięki, nawet nie wiesz, jak mi pomogłeś... - zaczęłam tajemniczo.

- W wybraniu stroju na nasze spotkanie?

- A kto powiedział, że w najbliższym czasie zamierzam się z tobą spotykać? To dopiero początek naszej przyjaźni, więc na razie będziemy poznawać się telefonicznie.

- To po co pytałaś o strój?

- Aaaa, no właśnie. Potrzebowałam męskiej opinii, bo zamierzam wyrwać takiego jednego chłopaka z kampusu i pieprzyć się z nim całe wakacje, gdyż podobają mi się jego mięśnie, a mój najlepszy przyjaciel jest gejem i nie patrzy na mnie tak, jak chłopaki patrzą na dziewczyny, jestem dla niego całkowicie aseksualna. Mój drugi przyjaciel w sumie też tak na mnie patrzy, a mój były boi się na mnie patrzeć, więc drogą eliminacji zostałeś mi tylko ty: mój nowy przyjaciel. Dzięki za poradę: na spotkanie z Andym nałożę kurewsko krótką kieckę z dekoltem do pępka i nie założę stanika, myślę, ze mu się spodoba – uśmiechnęłam się sama do siebie – oczywiście, że wyślę ci zdjęcie, w końcu po przyjacielsku pomagasz mi wyrwać tego chłopaka. Dzięki, dobranoc – powiedziałam i szybko się rozłączyłam.

Położyłam się zadowolona na łóżku.

Przyjaźń z Sebastianem naprawdę dobrze rokowała... Będzie ciekawie... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro