Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 Chodź tu i pomóż mi go złapać!pov: Hope

 Sunęłam powolnym krokiem do szatni. Holly nie ukrywała, że podoba jej się, iż wepchnęła mnie na trening z Danielem. Czułam się skrępowana samą myślą o grze z nim – w końcu nie byłam jakimś super zawodnikiem, on na pewno radził sobie o wiele lepiej.

- Chyba kiedyś zrobię ci krzywdę – syknęłam do siostry, gdy tylko przebrałam się w strój sportowy. Zdjęłam zegarek i inne ozdoby, które mogłyby się uszkodzić podczas rozgrywki i schowałam je do torby.

- Myślałam, że mnie kochasz – odparła podejrzanie słodkim głosem bliźniaczka, a do tego obdarzyła mnie szerokim uśmiechem – jeszcze mi podziękujesz. Jeśli to, co Barbie mówiła o jego bananie jest prawdą, to w końcu użyjesz życia, Hope. Należy ci się po piłkarzyku i Pajacu. Prawdziwy facet... nawet jeśli tylko na chwilę, ale pomyśl, jakie wspomnienia ci zostaną... - westchnęła z udawaną nostalgią. - Choć ja i tak wierzę, że za jakiś czas będę dekorować kościół na wasz ślub, a wcześniej zorganizuję ci tak wykurwisty panieński, że nawet ten Livii będzie się chował.

Prawie zapomniałam, że Holly miała niecne plany, co do wieczoru panieńskiego narzeczonej brata. Wiedziałam jedynie tyle, że ma się odbywać w Europie. Siostra nie chciała zdradzać żadnych szczegółów. Żeby nie było – nikt nie prosił jej o organizację czegokolwiek, sama zdecydowała, że to zrobi, no i robi. Koleżanki Livii nie miały odwagi zaprotestować, a i sama zainteresowana nie chciała się za bardzo wychylać. Jakoś tak nie dziwiłam się jej...

Zmrużyłam wrednie oczy, gdy odwróciłam się do bliźniaczki.

- Pomyśl, jakie ty miałabyś wspomnienia, gdybyś porządnie zajęła się Sebastianem... To też w końcu prawdziwy facet... bardzo męski i przystojny, a nie jakiś tam Andy, który boi się naszego brata. Ambasador raczej nie wygląda, jakby bał się kogokolwiek. Użyłabyś życia, poznała jego wyspiarskiego banana... – sparafrazowałam jej słowa.

Od razu przestała się tak wesoło uśmiechać.

- Używam życia co drugi dzień z Ryanem. Nie narzekam. Sebastian jest tylko przyjacielem i naprawdę muszę znaleźć mu dziewczynę, bo nic nas nie będzie łączyło. Nigdy.

Pokręciłam głową z politowaniem. Kogo ona chciała oszukać? Chyba tylko siebie.

Czy zdziwiłam się, że polazła za mną do Daniela, żeby przyglądać się, jak trenujemy? Oczywiście, że nie.

Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Prestona w sportowym stroju. Do tej pory widziałam go tylko w garniturach, a teraz miał na sobie T-shirt i dresowe spodnie. Musiałam przyznać, że wyglądał... stanowczo za dobrze.

- Ćwiczysz coś jeszcze oprócz ganiania za piłeczką? - zapytała go Holly. Nie ukrywała, że przygląda się mu uważnie i raczej podobało jej się to, co widziała. Poczułam się z tym dziwnie. Nie wiedziałam, dlaczego, ale podeszłam do mężczyzny i stanęłam tak, żeby odsunąć go od siostry.

- Pływam. Gram też w golfa i tenisa. - Odparł Daniel. Skupił na mnie swoje spojrzenie, gdy tylko się do niego zbliżyłam. - Gotowa, Hope? - zapytał.

Nie byłam gotowa, ale przecież nie mogłam się przyznać, dlatego lekko skinęłam głową.

- Pokaż jej, jak powinna się ustawić i machać tą paletką, bo wiesz... moja siostra zazwyczaj gra z koleżanką, która nie jest zbyt dobra w przekazywaniu wiedzy, więc mogła nauczyć ją nieprawidłowych ruchów – dodała Holly, gdy tylko zajęliśmy z Prestonem odpowiednie pozycje.

- Ariana dobrze mnie nauczyła – zaczęłam się tłumaczyć, jednak wtedy mężczyzna podszedł do mnie i stanął tak, iż praktycznie ocierał się torsem o moje plecy.

- Stań w lekkim rozkroku – polecił, a na dodatek... położył dłoń na moim biodrze i powoli przesunął ją na udo.

O matko...

- Jesteś cała spięta, Hope – powiedział cicho. Gdy delikatnie przekręciłam głowę, zauważyłam, iż był bardzo blisko mnie. Bardzo blisko.

Jak mogłabym być niespięta? No jak?

- Może jakoś pomasuj jej te spięte mięśnie? Żeby sobie krzywdy nie zrobiła, gdy będzie aportowała – zasugerowała Holly. Daniel chyba rzeczywiście chciał się posłuchać, ale szybko zareagowałam.

- Stresuje mnie towarzystwo. Gdy sobie pójdziesz na pewno poczuję się lepiej – rzuciłam do niej. Do tego zmroziłam też wrednym spojrzeniem, ale olała to i dalej podjudzała Prestona.

- A wymachy? Pokaż jej jak się robi prawidłowe. Nie chcę, żeby moja kochana siostra nabawiła się kontuzji...Zaraz zaczyna się szkoła, jak ona biedna sobie poradzi, gdy coś się jej uszkodzi? Wszystko będzie na ciebie, Preston... będziesz musiał się nią zaopiekować... - rzuciła sugestywnie.

- Holly... czasami pomyśl, zanim coś powiesz – odgryzłam się. Jej durne insynuacje naprawdę mnie denerwowały. Siostra tylko się zaśmiała.

- Po co? Nie zastanawiam się nad tym, co mówię, bo lubię być zaskoczona, tak jak i moi rozmówcy – odparła lekko. - A przynajmniej nieczęsto to robię.

Naprawdę miałam ochotę machnąć rakietą tak, żeby trafić bliźniaczkę w głowę... I uszkodzić, tak porządnie, ale w gruncie rzeczy głowa Holly już i tak była wystarczająco zdewastowana, więc ograniczałam się tylko do mordowania jej wzrokiem.

Daniel chwycił moją dłoń i wykonał taki ruch, w którym musiałam przycisnąć sprzęt do siebie. Musiał mi wszystko dokładnie pokazać, więc i on przyciskał swoje ramię do mnie.

- A teraz płynnie... - demonstrował, gdy prowadził moją dłoń z rakietką. Już nie udawałam, że nie opieram się o niego. Czułam się niezręcznie, gdy tak przybliżał się, bo wyglądało to, jakby mnie przytulał. Na szczęście Holly znudziło się oglądanie naszych ćwiczeń i po kilku minutach poszła do siebie. Od razu odetchnęłam z ulgą.

Ale tylko na chwilę.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że zostałam z Danielem... sama.

Najbliższą godzinę mieliśmy spędzić we dwoje...

- Siostrę coś ugryzło? Jakaś taka kąśliwa - zapytał neutralnie mężczyzna i uśmiechnął się lekko. Odpowiedziałam mu dopiero po chwili. Tak jakoś... zapatrzyłam się. Dlaczego on był taki przystojny? Po co to komu?

- Dzień jak co dzień. Nasi bracia wyjechali do Europy i nie ma się kogo czepiać, więc odbija sobie na mnie.

- Co zwiedzają?

- Hiszpanię. Bardzo sobie chwalą.

Podobała mi się taka lekka rozmowa. Daniel odsunął się ode mnie i ustawił na swojej pozycji.

- Gotowa?

Czułam, że spociły mi się dłonie, ale starałam się nie okazywać zdenerwowania. Nie chciałam wyjść przed nim na jakąś strachliwą ofermę, więc odważnie przytaknęłam.

Kolejna godzina upłynęła nam naprawdę miło. Nie przypuszczałabym, iż Preston będzie takim współpracującym zawodnikiem, jakoś tak zawsze wyobrażałam go sobie jako agresywnego zdobywcę (może wszystko przez nasze pierwsze spotkanie, podczas którego mordował mnie wzrokiem za zniszczone auto?), a na sali sportowej zachowywał się naprawdę przyzwoicie. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, iż był bardzo opiekuńczy w stosunku do mnie. Podejrzewałam, że nie grał tak, jak to miał w zwyczaju z kolegą, tylko dawał mi fory, ale mimo to czułam się przy nim dobrze. Nie jak ofiara losu, która ledwie sobie radziła. Czułam się jak... pełnoprawny partner rozgrywki.

- Jesteś świetna – pochwalił mnie na sam koniec. O ile komplement mnie ucieszył, o tyle poczułam się trochę niezręcznie, gdy uświadomiłam sobie, iż jestem delikatnie zmachana i zasapana, a po nim nie widać żadnego wysiłku. Wyglądał, jakby dopiero wszedł na salę, a nie jak po godzinnej, dość intensywnej rozgrywce.

- Dobrze mi się z tobą grało. Doceniam, że byłeś wyrozumiały dla moich umiejętności i nie dałeś mi odczuć, iż jestem gorszym zawodnikiem – odpowiedziałam szczerze.

Daniel przesunął się w moją stronę tak nagle, że nie miałam czasu, żeby odskoczyć. Położył dłoń na moim policzku i spojrzał swoimi ciemnymi oczami prosto w moje.

- Nie jesteś w niczym gorsza, Hope. Nigdy tak o sobie nie myśl. - Powiedział cicho. Czy to normalne, że na ten gest i słowa mężczyzny moje ciało zareagowało pojawieniem się gęsiej skórki... wszędzie? Na pewno standard w kontaktach z partnerem biznesowym rodziny, który był wrogiem numer jeden twojego starszego brata... na pewno.

- Jesteś wspaniała. Piękna, mądra, zdolna... - kontynuował wyliczanie. Czułam, że moje policzki robią się coraz bardziej czerwone.

Westchnęłam cicho, kiedy Preston nachylił się nade mną i delikatnie pocałował mój policzek.

- Nigdy nie myśl o sobie inaczej, Hope, bo poczuję się obrażony.

- Obrażony? - powtórzyłam szeptem. Przez krótką chwilę trudno było mi pozbierać myśli. Daniel był zdecydowanie za blisko, a jego obecność... odurzała mnie jak nic innego.

- Tak – uśmiechnął się delikatnie. Przesunął palcami po mojej twarzy, żeby odgarnąć z niej zabłąkany kosmyk włosów – obrażając siebie, obrażasz mój gust – rzucił enigmatycznie.

Nie chciałam wiedzieć, co miał na myśli.

W drodze powrotnej cały czas myślałam o nim. Prowadziłam lekką i w zasadzie durną rozmowę z siostrą, ale w mojej głowie cały czas był Daniel. Dobrze, że po weekendzie zaczęła się szkoła, ponieważ zajęcie się lekcjami sprawiło, iż mogłam na chwilę oderwać się od rozmyślań o bracie Lukasa. Niewłaściwych rozmyślań.

Ja też w ramach prezentu od Ariany dostałam wibrator... może nie nazwałam go tak, jak to zrobiła moja siostra i nie używałam zbyt często, ale w weekend po niewinnej godzinie z Danielem byłam pewna, że niedługo będę musiała zmienić baterie. To wszystko przez niego...

W poniedziałek na stołówce dowiedzieliśmy się o nowych uczniach w naszym liceum. Wymiana z Londynu... Chyba nic nie zaskoczyło mnie tak, jak słowa Holly, iż ten cały Charles ma ją wyrywać.

 Jak to??? To ona chce być wyrywana??? A ambasador, to co???

- Holly... - zaczęłam, gdy podzieliła się z nami swoim pomysłem – może daj im spokój. Ty chyba masz już wystarczająco wielu PRZYJACIÓŁ, żeby szukać sobie kolejnego – spojrzałam na nią sugestywnie.

Czy to zaskoczenie, że mnie olała?

Jakoś tak nie bardzo...

- Charlie nie będzie moim przyjacielem – odparła od razu.

- Jaki masz na niego plan? - zapytała Alexandra. Ona również spoglądała na moją bliźniaczkę z zaskoczeniem. Właściwie każdy przy stoliku tak na nią patrzył.

- Dam mu się uwieść, a potem będziemy się pieprzyć. Za kilka miesięcy i tak wyjedzie, więc miłości z tego nie będzie, ale zapewnię mu niezłe rodeo... - uśmiechnęła się Holly.

- Żebyś dała mu się uwieść, on będzie musiał chcieć cię uwieść – zwróciłam jej uwagę na ten aspekt jej planu.

- Oczywiście, że będzie chciał. Od dzisiaj – odparła pewnie.

- On chyba nie wie, że istniejesz – rzuciła nieśmiało Mia, siostra Livii, którą w tamtym roku Holly przygarnęła pod swoje skrzydła.

- Za chwilę się dowie – nie miałam szansy zapytać siostry, co miała na myśli, bo złapała mnie za rękę i gwałtownie podciągnęła do góry.

- Gdzie idziemy? - zapytałam, kiedy zaczęła mnie odciągać od naszego stolika. Nie kierowała się jednak w stronę Anglików... Szłyśmy do... cheerleaderek...

- Hej, tępe suki – zaczęła bliźniaczka, gdy tylko zajęła ostatnie wolne miejsce przy stoliku dziewczyn – tęskniłyście za mną?

Abby i jej świta od razu się spięły. Przestały jeść swoje sałatki i spoglądały na moją siostrę z daleko idącą rezerwą.

- Chcę wstąpić do waszej drużyny – oznajmiła nieoczekiwanie Holly. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Dziewczyny były w jeszcze większym szoku, niż ja...

- Nic ci nie zrobiłyśmy! Hope też nic! - wydusiła wreszcie Abigail. Jej głos był tak spanikowany, iż przypominał pisk. Wpatrywała się w moją siostrę z prawdziwym przerażeniem.

Czy powinno mnie zaskoczyć to, że nie tylko ona tak zareagowała na pomysł Holly? Chyba nie. Już nie.

- I macie, kurwa szczęście, bo inaczej nie byłabym taka wyrozumiała. Jutro robicie kasting do drużyny. Na pewno się dostanę. Zastanawiam się, czy chcę być kapitanem, ale muszę to jeszcze przemyśleć. - Instruowała je bliźniaczka. Gdy tak przyglądałam się jej z boku, musiałam przyznać, iż budziła respekt. Rzeczywiście miała w sobie coś z „królowej".

- Kasting miał być dopiero we wrześniu... - wydukała Rebecca. Skuliła się, gdy tylko oberwała wrednym spojrzeniem od mojej siostry.

- Mam to w dupie, co sobie planowałyście. Nie jesteście od myślenia. Skoro mówię, że jutro będzie kasting, to... - przejechała spojrzeniem bardzo powoli po wszystkich dziewczynach przy stoliku.

- Jutro będzie kasting – powtórzyła Abby.

- Musimy zgłosić to trenerce i pani Stafford – dodała jedna z dziewczyn.

- No to spierdalacie ze stołówki i robicie, co musicie – odparła od razu Holly. Machnęła też dłonią, jakby odganiała od siebie jakieś insekty – Już. Won mi stąd. Załatwiać formalności. Jak się nie spiszecie, będę zła. Bardzo zła.

Nie musiała powtarzać im tego dwa razy. Cheerleaderki jak jeden mąż zerwały się z krzeseł i ruszyły ku wyjściu. Żadna z nich nie obejrzała się za siebie, gdy opuszczały pomieszczenie. Ciekawe, dlaczego...

- Ma się te dyplomatyczne talenty – westchnęła Holly. Nie ukrywała, iż jest zadowolona z takiego obrotu spraw. Nie ukrywała też, że nie brała innego scenariusza pod uwagę.

- To nie dyplomacja, a terror – zwróciłam jej uwagę, gdy wstała i wsunęła rękę pod moje ramię. Zostało nam tylko kilka minut przerwy, więc zaczęłyśmy zbierać się do wyjścia.

- Szczegóły – prychnęła z obojętnością. - Byłam skuteczna? Byłam. Słuchają się? Słuchają. - Rzuciła mi zadowolone spojrzenie. - Nareszcie zrozumiały, że nie warto mi podskakiwać, bo...

Nie dane było jej dokończyć. Niestety nie zachowałyśmy należytej uwagi, ponieważ skupiłyśmy się na sobie i przez to Holly wpadła na jakiegoś ucznia.

Pierwsze co zobaczyłam, to taca z resztkami lunchu leżąca na podłodze. Zaraz potem mój wzrok przesunął się po osobie, która zderzyła się z moją bliźniaczką.

O cholera.

Lord Charles.

Zdenerwowany Lord Charles.

- Ups... - powiedziała niewinnie Holly. Rzuciła wściekłemu chłopakowi naiwne spojrzenie.

- Klękaj i to zbieraj, Amerykanko – rzucił zimnym głosem blondyn. Zadrżałam ze strachu, gdy to usłyszałam. Charlie był tak bardzo zły. Zacisnął szczękę, a jego błękitne oczy ciskały lodowe błyskawice w stronę... zadowolonej Holly...

Taa... Zaczęłam podejrzewać ją o zerowy instynkt samozachowawczy, bo ja po jednym spojrzeniu Anglika miałam ochotę zwiewać ze stołówki, a ta przecież musiała pokazać, jak bardzo jest jej to obojętne.

 Puściła moje ramię i zrobiła krok w stronę chłopaka, a następnie położyła dłoń na jego torsie i zaczęła delikatnie przesuwać palcem po krawacie Charlesa. Nie odrywała wzroku od jego twarzy.

- Nie klękam przed nikim. To przede mną klękają... i uwierz mi... chłopcze... - przysunęła się tak, żeby usłyszał jej szept – gdy przede mną klękają, nie zajmują się zbieraniem rzeczy z podłogi... mają inne, równie ekscytujące zadania - dodała.

Lord nie spodziewał się takich słów. Holly wykorzystała moment zaskoczenia i chwyciła za moją rękę. Pociągnęła mnie do wyjścia nie patrząc na Anglika.

- Holly... to było niewłaściwe. To ty na niego wpadłaś, powinnaś przeprosić i posprzątać.

Wesoły chichot siostry jasno wskazywał, iż miała gdzieś, że to była jej wina.

- Jebie mnie to – odparła od razu – Lordzik nie będzie potrafił o mnie zapomnieć. O to właśnie chodziło.

Nie wątpiłam w to, iż Charles nie zapomni mojej siostry. Jednak... czy poznanie kogoś od tej złej strony, powinno być powodem do dumy? Miałam wątpliwości.

***

Przez cały tydzień Holly wchodziła w interakcje z Anglikami. Bawiło ją to stokrotnie. Do tego znalazła uciechę w dręczeniu dziewczyn z drużyny i nic nie powstrzymywało jej przed udziałem w treningach. Tyle dobrze, że w czwartej klasie miałyśmy mało zajęć, bo wszystkie obowiązkowe wyrobiłyśmy w ciągu wcześniejszych lat i teraz mogłyśmy się skupić na tym, co było dla nas ważne. Nigdy nie przypuszczałam, że cheerleadering stanie się kolejną pasją siostry, ale chyba właśnie tak było.

- Ja pierdolę – krzyknęła Holly po zajęciach fizyki w piątek rano – jebany chuj wstawił mi uwagę za brak zeszytu! Harry już dzwonił z fochem z dupy, ale olałam jego pretensje. Tylko Henry może się mnie czepiać, ale jego wyjątkowo nie ma. Ten weekend spędza w pracy – opowiadała nam wszystkim podczas lunchu.

- Znasz zasady. Pan Hastings wymaga zeszytu i podręcznika na każdych zajęciach. - Informowałam ją zachowując iście stoicki spokój.

- To nie moja wina, że nie potrafi tłumaczyć i dlatego musiałam iść do Wiriana. Termodynamika to pizda i tyle – odparła od razu niezadowolona bliźniaczka.

- Nie macie przypadkiem fizyki w poniedziałek? - zapytał Lukas, na co Holly zaklęła szpetnie.

- Kurwa. No mamy. Mój zeszyt leży w pokoju Wiriana, a ja nawet nie będę miała kiedy uzupełnić braków, bo cały weekend spędzam z przyjacielem. Wybieramy meble – przewróciła oczami. Od razu też spojrzała na mnie.

- Hope... mogłabyś skoczyć po ten pierdolony zeszyt? Dam ci klucze, bo nikogo nie ma w mieszkaniu. Wirian spędza ostatnie tygodnie wakacji z Taylerem w San Francisco, a Katia wyjechała do SPA z przyjaciółką i wróci dopiero we wtorek. - Poprosiła mnie cicho.

- Sama nie możesz? Będę się źle czuła, myszkując po ich mieszkaniu – zaznaczyłam z niechęcią.

- Nie mogę, bo mam spotkanie ze ździrlederkami. - Wyjaśniła od razu – skoro dali mi klucze, to chyba ufają, prawda? To tylko jeden jebany zeszyt, wpadniesz tam na minutę i go zgarniesz. Leży na biurku w pokoju Wiriana.

- Ździrlederki? - dziwiła się Ariana. Od razu podłapała dziwne słówko Holly.

- Noo... moje nowe kumpele z drużyny. Na początku wołałam do nich per „tępe suki", ale potem stwierdziłam, iż powinnam naprawić relacje i złagodziłam nomenklaturę. Padło na ździry. Nie protestują, więc chyba im się podoba – wyjaśniła beztrosko moja siostra.

- To... zdecydowanie... inaczej niż suki – Alexandra wysiliła się na dyplomatyczną odpowiedź. Te jej polityczne i protokołowe nauki nie poszły w las.

- Pewnie. Moje ździry mnie kochają. Bez wzajemności, ale przecież nie będę psuła dobrego nastroju – dodała Holly.

Wiedziałam, że moja siostra była ekscentryczna, ale czasami przebijała nawet ciotkę Honorię. Zdecydowanie pasowała do Andersonów...

Zaraz po lekcjach odprowadziłam Holly na boisko, a sama ruszyłam w stronę parkingu. Prawie godzinę przebijałam się przez miasto, żeby dostać się do centrum. Ile się pod nosem naklęłam na korki w Atlancie, to moje...

Czułam się niezręcznie wchodząc do pustego mieszkania Katii. Nie wiedziałam, dlaczego, ale pomimo braku mieszkańców, starałam się być cicho. To głupie, przecież nikogo nie było, jednak mimo wszystko, myszkowanie po cudzym terenie powodowało u mnie dyskomfort.

Zeszyt Holly rzeczywiście leżał w pokoju Wiriana. Wzięłam go do ręki i ruszyłam w stronę wyjścia. Zamykałam pokój przyjaciela, gdy usłyszałam to.

Dziwny dźwięk.

Jakiś podejrzany hałas z sypialni Katii.

Momentalnie mnie zmroziło. Czyżby ktoś... włamał się do kamienicy i właśnie plądrował pokój trenerki?

Zaczęłam żałować, że kazałam Edowi czekać za drzwiami. Ruszyłam powoli w stronę korytarza. Starałam się nie wydawać żadnych dźwięków.

Te z sypialni znów się powtórzyły...

- Potrzebuję pomocy – wyszeptałam do ochroniarza, gdy tylko uchyliłam zewnętrzne drzwi – ktoś włamał się do mieszkania i siedzi w głównej sypialni – wyjaśniłam.

Ed od razu się spiął i spojrzał na mnie czujnie.

- Skoro są tam włamywacze, to powinnaś wyjść, panno Anderson.

- Nie mogę zostawić mieszkania przyjaciół na pastwę jakiegoś zbira – oburzyłam się od razu – chodź tu i pomóż mi go złapać! Jak nie, to pójdę tam sama – zagroziłam.

Ochroniarz nie miał wyjścia. Ruszył szybkim krokiem w stronę głównej sypialni, z której tym razem nie dobiegały żadne dźwięki. Szłam zaraz za nim i uważnie obserwowałam rozwój sytuacji. Ed pokazał mi, że mam się odsunąć, po czym wyjął broń z kabury i podniósł, jakby szykował się do strzału.

Momentalnie pchnął drzwi pokoju. Wbiłam się od razu za nim. Musiałam mieć pewność, że napastnicy zostaną zatrzymani, a do tego chciałam zapamiętać ich wygląd, gdyby trzeba było zeznawać w sądzie.

Głośny pisk sprawił, iż na moment zdębiałam.

W sypialni Katii nie było żadnego złodzieja.

Była Katia.

Nago. W łóżku. Z mężczyzną.

Gdy pierwszy szok minął, przeniosłam wzrok na półnagiego faceta obok trenerki. Powinnam zdementować. Szok wrócił ze zdwojoną siłą.

- Tato? - wyszeptałam.

Nie... To nie mogła być prawda...  

https://youtu.be/NvGWfLG4mPQ

Dzień dobry! Pisząc o Holly, wsłuchuję się w tę piosenkę, bo tak jakoś mi do niej pasuje :) A refren:

"Nienawidzisz mnie, ale kochasz, nie wierzysz w przeznaczenie, no to popatrz" - i w tym momencie wokalistka wjeżdżająca na białym koniu... Czyży to był znak, że książę Holly właśnie się pojawił :D 

"Ciągle czuję, że jestem ponad gwiazdami, które błyszczą jak Madonna" - no idealnie skromna Holly :D 

Miłego weekendu :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro