53 Robię to, co chcę pov: Hope
Na szkolnej dyskotece trochę nas poniosło i pozwoliłam Robowi na więcej, niż zazwyczaj. Nie spodziewałam się, że zostaną mi po tym ślady naszej zbrodni i że będę je musiała ukrywać przed chłopakami.
„Jakbym za bardzo nie wyciągała szyi, to nie powinni nic widzieć" pomyślałam sobie ubierając się następnego dnia do szkoły. Maść Holly rzeczywiście trochę przygasiła kolor moich malinek, ale w dalszym ciągu były widoczne.
Planować to jedno, a wykonać drugie. Ciężko było tak cały czas pilnować się, żeby nie kręcić głową i ciągle trzymać wysoko ramiona.
- Co ci się stało w szyję? - w pewnym momencie zapytał mnie Haiden, gdy jechaliśmy we czwórkę do szkoły. Jak zwykle siedział ze mną z tyłu, a ja akurat wychyliłam się, żeby coś powiedzieć Holly.
- Eeee... uderzyłam się – czułam, że moje policzki robią się różowe. Nie lubiłam kłamać, a ostatnio zdarzał mi się to zadziwiająco często.
- W szyję??? - brat nie mógł w to uwierzyć.
- Siedziałam przy biurku i chciałam pogłaskać kota... tak wyszło – dalej brnęłam w oszustwo.
- Ach te niebezpieczne biurka... Nigdy nie wiesz, kiedy cię zaatakują - westchnęła Holly z przedniego siedzenia.
- Uważaj następnym razem – Haiden przez chwilę zastanawiał się nad tym, co mu powiedziałam, ale ostatecznie odpuścił wnikanie w sprawę i zaczął zaczepiać Harva.
Po południu, gdy Holly została odwieziona do domu, a bracia skończyli zajęcia dodatkowe i też już się zbierali, miałam po raz pierwszy zostać sama na wolontariacie, do którego zgłosiłam się w tamtym tygodniu. Dwie godziny pracy na rzecz szkoły co środę w ramach dodatkowego wpisu do dokumentów o działalności prospołecznej – takim argumentem przekonałam Harrego. Próbował namówić do tego pozostałe rodzeństwo, ale cała trójka zgodnie go wyśmiała. Ulżyło mi, gdy uświadomiłam sobie, że żadne z nich nie dołączy do mnie na tych tak naprawdę schadzkach z Robertem.
Opiekunka wolontariatu, pani Thomlinson przydzieliła mi i Robowi porządki w kantorku obok hali gimnastycznej: pompowanie piłek, segregację sprzętu, układanie materacy na zapleczu. Nasza praca skończyła się po wniesieniu trzeciego materaca do przeznaczonego dla niego pomieszczenia. Potem sami się tam ułożyliśmy w ramach „poznawania się". Poprosiłam chłopaka, żeby tym razem był delikatny, bo musiałam się tłumaczyć ze znaków na mojej szyi.
- Tak ciężko się powstrzymać – powiedział rozpinając moją bluzkę. W ciągu ostatnich dwóch tygodni nasza znajomość bardzo się rozwinęła. Przyzwyczaiłam się do dotyku jego rąk na moich udach i do pocałunków po szyi i dekolcie. Nie byliśmy na etapie całkowitego rozbierania się przy sobie, na razie powoli odkrywaliśmy swoje ciała, a właściwie to Rob odkrywał moje. Z każdym spotkaniem posuwał się o guzik dalej.
Całowanie mieliśmy wyćwiczone do perfekcji, w końcu długie minuty, a nawet pewnie i godziny poświęcaliśmy na to. Postanowiłam dziś przejąć inicjatywę i to ja pierwsza pocałowałam chłopaka, a następnie oderwałam się od jego ust i przesunęłam swoimi po policzku, szczęce i szyi Roberta. Zaskoczyłam go, bo aż westchnął.
- Co ty mi robisz Hope? – powiedział w pewnym momencie. Przestraszyłam się, że może go krzywdzę i odsunęłam od chłopaka. Uśmiechnął się na widok niepokoju w moich oczach. - Nie chodziło mi o nic złego. To, co robisz jest przyjemne, bardzo przyjemne. Nie wiem, czy długo zdołam nad sobą panować... - gdy w dalszym ciągu nie rozumiałam po prostu złapał za mą dłoń i położył sobie na spodniach. Aaaa... więc tak to działa. Teraz na mojej twarzy już nie było strachu, a raczej zaskoczenie. Znowu się zaśmiał. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Mogłabyś całkiem zdjąć bluzkę? I stanik? - zapytał, gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie. Zdębiałam. Takiej prośby się nie spodziewałam, w dodatku tak bezpośredniej... - Tylko popatrzę, nie będę jeszcze dotykał – te słowa miały chyba mnie uspokoić, ale jeszcze bardziej się spięłam. Zauważył to. - Mówiłaś, że ci na mnie zależy, a ja teraz bardzo tego potrzebuję.
Wahałam się jeszcze przez chwilę. Miał rację, nie dalej jak wczoraj powiedziałam mu te słowa, które właśnie przywołał. Musiałam mu pokazać, że mówiłam prawdę. Zrobiłam to, o co mnie prosił.
- Jesteś zajebista, Hope – pocałował mnie jeszcze raz, mocno i szybko, po czym wstał. - Muszę iść do łazienki. Za chwilę wrócę. Nie uciekaj – mrugnął i wyszedł z magazynku.
Zaczęłam się ubierać, ale zdążyłam tylko założyć bieliznę, gdy usłyszałam kroki. „Rzeczywiście szybko wrócił" – pomyślałam.
- Hope? Robercie? Jak wam idzie? - to nie był głos Roba. Pani Thomlinson przyszła na kontrolę. Cholera. Spojrzałam na moją zmiętą bluzkę, która leżała na materacu. Nie zdążę jej założyć, nie ma takiej opcji. Szybko podniosłam materac i stanęłam pod ścianą, zasłaniając się nim. - O tu jesteś – nauczycielka weszła do magazynku.
- Układam materace – powiedziałam jej i się uśmiechnęłam. Jaki sztuczny był to uśmiech...
- A Robert? - zapytała rozglądając się.
- Wyszedł do łazienki.
- Fakt, przy takiej pracy można się ubrudzić – pani Thomlinson przyjrzała mi się uważnie. Z tego stresu poczułam, że pocą mi się ręce. Zacisnęłam paznokcie na materacu. Oby tylko się nie wysunął, bo jak spadnie... - Cieszę się Hope, że pomagasz w ramach wolontariatu. Jesteś taką porządną i poukładaną młodą damą. Możesz być wzorem dla innych uczniów, którym tylko rozrywki i inne nieodpowiednie rzeczy w głowie, wiesz co mam na myśli – nauczycielka zaśmiała się, a ja odwzajemniłam jej uśmiech. O tak, dokładnie wiem...
- Jak skończycie z tymi materacami, to jesteście wolni. Zgłoście ochronie, to was wypuści, bo o tej porze drzwi zewnętrzne są zamknięte.
- Oczywiście pani Thomlinson, tak zrobimy.
Nauczycielka pożegnała się i wyszła. Odetchnęłam dopiero, gdy dźwięk jej kroków ustał. Ubrałam się tak, jak powinnam to zrobić jeszcze przed przyjściem nauczycielki. Rob dalej nie wracał, więc wniosłam i ułożyłam resztę materacy – w końcu po to tu przyszliśmy: pracować na rzecz szkoły. Gdy już miałam zbierać się do wyjścia mój chłopak nareszcie się pojawił.
- Co tak długo? - zapytałam delikatnie oburzona. Zostawił mnie samą z robotą i do tego na pastwę pani Thomlinson.
- Długo? Myślałem o tobie i szybko poszło – uśmiech nie schodził z jego twarzy. Przyjęłam obrażoną minę i założyłam ręce na piersi, ale nic sobie z tego nie zrobił. Objął mnie za ramiona i pocałował. Na początku udawałam niewzruszoną, jednak ostatecznie uległam. Jak zawsze.
- Jesteś słodka jak się boczysz, ale chyba nie mam siły na bis... - znowu się zaśmiał. Przewróciłam oczami. Czasami tak mnie denerwował, bo miałam wrażenie, że chodzi mu tylko o jedno. Jakby tak obiektywnie na to spojrzeć, to większość wspólnego czasu spędzaliśmy na pieszczotach, nie na rozmowach. Fakt faktem – nie mieliśmy za bardzo o czym rozmawiać: on nie interesował się komputerami, technologią ani ogólnie niczym, co by wymagało wysiłku umysłowego, ja z kolei nie znałam się na futbolu i mogłam tylko kiwać głową, gdy coś mi opowiadał. Dlatego też woleliśmy się całować, niż mówić, wtedy przynajmniej oboje byliśmy aktywni.
- Nie mam z tobą fotki... musimy to nadrobić – zatrzymał mnie na korytarzu i wyjął telefon. Przytuliłam się do niego, a on zrobił nam zdjęcie, potem nachylił się, żeby mnie pocałować. Znowu usłyszałam dźwięk migawki.
- Robisz zdjęcie, gdy się całujemy? Jak to gdzieś opublikujesz, to będziemy mieli kłopoty -powiedziałam delikatnie niepewna, co o tym myśleć.
- Wyluzuj, nigdzie tego nie umieszczę. Będzie tylko dla mnie. Zamierzam podziwiać, jaką mam piękną dziewczynę za każdym razem, gdy się za tobą stęsknię.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Ach ci chłopcy, tacy uroczy czasami...
- Mam coś dla ciebie – Holly zaatakowała, gdy tylko przekroczyłam próg mojego pokoju. Tak mojego. Leżała rozwalona na łóżku jak gdyby nigdy nic.
- Dlaczego leżysz w moim pokoju?
- Bo nie stoję. Przebieraj się szybko, musimy porozmawiać.
Gdy już nałożyłam swój tradycyjny, domowy strój i posmarowałam ślady po ustach Roba resztką maści od siostry, wróciłam do sypialni.
- To dla ciebie – siostra wręczyła mi... pierścionek. W zasadzie wyglądał jak prosta, srebrna obrączka z wygrawerowanymi liniami. Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Dzięki... - nie wiedziałam, jak mam to skomentować.
- To pierścień czystości. Zapisałam nas dziś do Bractwa Powściągliwości Przedmałżeńskiej. Penny i Klausa też zapisałam, bo wejście na spotkania jest tylko dla członków, a oni wszędzie za nami tuptają. Nie mam pojęcia, jak tam u nich z seksem, ale Penny jest tak przerażająca, że na miejscu każdego faceta i każdej kobiety bałabym się jej dotknąć, a Klaus jest tak kamienny, że pewnie sam by nikogo nie dotknął, także może odnajdą się w Bractwie. Dla siebie i dla nich też mam takie pierścionki.
Myślałam, że spadnę z krzesła, jak to usłyszałam. Że co?
- Ale po co? Holly! Oszalałaś? Ja nie chcę do żadnego Bractwa – krzyknęłam. - Skąd u ciebie takie pomysły?
- Dziewictwo to twój największy skarb, ofiaruj go mężowi. Czyń świadomie. Tu mam ulotkę, poczytaj sobie – to mówiąc wyciągnęła rękę z jakąś kartką, ale nie kwapiłam się, żeby ją przejąć. W dalszym ciągu spoglądałam na siostrę z mieszanką szoku i złości.
- Po co mi to?
- Wiesz, że jak pójdziesz na całość z byle kim, to już po ptakach? Twój wymarzony mąż na pewno wolałby czystą i nieskalaną żonę, niż taką, która zaliczyła jakiegoś miernego sportowca.
- Chyba zaczynam żałować, że byłam z tobą szczera w kwestii Roba, bo zaczynasz świrować – potarłam się otwartą dłonią po czole. Po co mi to było?
- Czy to, że martwię się o ciebie i twoje dziewictwo to świrowanie?
- Oczywiście. Jak powiedziałaś: to moje dziewictwo. Ja sama o sobie decyduję...
- A rzeczywiście tak jest? Nie robisz nic, żeby przypodobać się blond Cassanovie?
Zamknęłam oczy. Co jak co, ale takiej rozmowy tego wieczoru to się nie spodziewałam.
- Robię to, co chcę, dobrze? Wiem, że nie masz treningów i się nudzisz, ale serio: zajmij się sobą Holly, nie mną i moimi intymnymi sprawami.
- Trafiłaś w samo sedno. Mam teraz dużo czasu, który poświęcam przede wszystkim na myślenie i czytanie. Wiesz, że w początkowej fazie związku powinno się skupiać na wzajemnym poznaniu intelektualnym, odkryciu wartości i własnych charakterów, a nie na sferze seksualnej, bo przysłania ona możliwość prawdziwego uświadomienia sobie cech drugiej osoby? Ja to wiem z ulotki z Bractwa. Czytałam Penny w samochodzie i stwierdziła, że się z tym zgadza.
- Penny tak powiedziała? - skrzywiłam się nie mogąc w to uwierzyć.
- Nie dosłownie. Wiesz, ja ją znam prawie tak dobrze jak ciebie, bo spędzamy razem bardzo dużo czasu. Potrafię rozpoznać, kiedy jej milczenie znaczy: tak, a kiedy po prostu mnie ignoruje. Dziś milczała potwierdzająco.
Parsknęłam, ale raczej z politowaniem na te brednie, które opowiadała moja siostra. Niech ona w końcu wróci na lodowisko, bo zaraz to ja przez nią zeświruję.
- Holly... Rozumiem, że się o mnie martwisz, bo pierwszy raz jestem w związku i wszystko jest dla mnie i dla ciebie nowe. Ja też czasami się martwię, czy robię coś dobrze, czy powinnam coś robić, albo nie robić. Obiecałaś dać mi żyć własnym życiem, prawda? To mi daj, a nie na siłę zmuszaj mnie do udziału w jakichś praktykach religijnych, co do których mam wątpliwości. Daj mi się nacieszyć tym, co dzieje się między mną i Robem.
Siostra przestała się uśmiechać: wysłuchała, pokiwała głową. Może w końcu dotarło. Wstała z łóżka i pokuśtykała do drzwi.
- Ja wszystko rozumiem Hope, poznawaj sobie tego piłkarzyka, ale w metafizyczny sposób, nie w fizyczny, bo to nie gość dla ciebie. Powiedziałam Harremu, że co sobotę mamy zgromadzenie w Bractwie i po pierwszym szoku ostatecznie zaakceptował naszą decyzję o manifestowaniu czystości przedmałżeńskiej. Na pewno poruszy temat podczas kolacji, także lepiej przeczytaj te ulotki...
Przysięgam, gdyby nie była kulawa, to rzuciłabym w nią krzesłem.
Podczas kolacji było spokojnie. Najstarszy brat rzucił mi kilka dziwnych spojrzeń, ale nic nie komentował, więc ucieszyłam się, że będę miała spokój. Wszystko zmieniło się, gdy Laura zabrała Hattie na wieczorną toaletę. Chciałam uciec razem z nimi, ale Harry zatrzymał mnie.
- Zostań Hope. Porozmawiajmy.
Usiadłam. O nie... Zaczyna się.
Haiden i Harv mieli też mieli wychodzić, ale zdecydowany ton naszego brata sugerował, że to będzie poważna rozmowa, więc zostali. Jak zawsze liczyli na dobrą zabawę.
- Holly powiedziała mi dzisiaj coś zaskakującego... - zaczął Harry.
- Że w końcu będzie miła i spokojna? - rzucił Harv i zaczął się głupio uśmiechać do Haidena.
- To nie było aż tak zaskakujące - najstarszy brat spojrzał poważnie na pozostałych. Chłopcy w końcu się uspokoili. - Podobno zapisałyście się do Bractwa Powściągliwości Przedmałżeńskiej...
Haiden w tym momencie dopijał sok, więc na te słowa prawie się zakrztusił. Harv musiał przez chwilę stukać go po plecach.
- Tak, zgadza się. Poczułyśmy misję walki o czystość sakramentu małżeństwa w tym zdeprawowanym świecie – siostra spojrzała z zadowoleniem na mężczyznę.
- Muszę przyznać, że nie spodziewałem się czegoś takiego. Zwłaszcza po Holly...
- Próbuję naprawić straty moralne spowodowane moim wyuzdanym zachowaniem w Miami. Hope, jako wierny i cnotliwy towarzysz wspiera mnie w mojej nowej drodze nawrócenia - bliźniaczka spojrzała na mnie złośliwie.
- Hope jest wspaniałym wzorem dla was wszystkich. Jestem z niej dumny, że poświęca swój wolny czas i pracuje w czynie społecznym na rzecz szkoły. Powinniście brać z niej przykład, naprawdę. Nie zdziwiło mnie, że to z jej inicjatywy dołączyłyście do Bractwa, bo nasza siostra jest osobą ceniącą wartości moralne. Po pierwszym szoku stwierdzam, że to dobry pomysł, żebyście tam dołączyły. Szczególnie dla ciebie Holly... - Harry spojrzał uważnie na naszą siostrę.
- Tak, wiem. W porównaniu do naszej świętej Hope jestem zdemoralizowana do szpiku kości, ale staram się wyjść na prostą. Siostra jest dla mnie takim wzorem, że zrobię wszystko, żeby choć trochę zbliżyć się do tego ideału...
Czułam się okropnie podczas tej rozmowy. Holly jechała po bandzie. Grała na uczuciach.
- Przestańcie... nie jestem taka wspaniała ani święta, za jaką mnie macie. Jestem po prostu sobą i... też popełniam błędy. Nie róbcie ze mnie nie wiadomo kogo.
- I do tego skromna ta nasza Hope. Ideał jak nic – siostra kontynuowała dręczenie mnie.
- Pewnie, jesteś świetna. Dobra, miła. Nie bez powodu trzymam z daleka tych wszystkich chłopaków od ciebie. Nie chcę, żeby zrobili ci krzywdę. - Harvey przestał biernie się przysłuchiwać i dołączył do rozmowy.
- Ja myślę, że tacy chłopcy z drużyny to nie nadawaliby się do Bractwa, prawda Harv? - Holly dopytywała niewinnym głosem.
- Gdzie tam, oni i czystość... To się w jednym zdaniu nie klei – przytaknął średni brat.
- A jaki stosunek mają do związków? Nadają się na chłopaków? Pytam dla koleżanki – dodała bliźniaczka.
- Powiedz koleżance, że jak chce być rozczarowana, to jak najbardziej. Żaden z drużyny nie był dłużej w związku, niż kilka tygodni. Zazwyczaj zostawiają dziewczyny, gdy dostają to czego chcą.
Jeszcze przez jakiś czas trwała ta żenująca rozmowa. Gdy Holly przekonała wszystkich o swoim nagłym nawróceniu, poszłyśmy na górę, do naszych sypialni. Tym razem to ja wbiłam bez pukania do siostry.
- Jeśli myślisz, że mnie tym zniechęcisz do Roba, to się mylisz. Tym bardziej chcę go poznać, także w intymny sposób. Nie uda ci się to, Holly.
- Kurwa – skomentowała siostra.
- Aczkolwiek, gdy tak się przysłuchiwałam tej okropnej rozmowie, to mogę stwierdzić, że rzeczywiście za bardzo się ostatnio spieszymy. Obiecuję, że zwolnimy z... tym co robimy i będziemy więcej rozmawiać. Zwolnimy, ale nie zrezygnujemy, wiesz?
- Dobre i to.
Odwróciłam się w stronę drzwi.
- Holly? Naprawdę musimy iść w sobotę na spotkanie Bractwa?
- Oczywiście. Jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Idziemy.
Wyszłam z jej pokoju z nietęgą miną. Tylko tego mi brakowało...
W ciągu następnych kilku dni starałam się trzymać Roba na dystans. Zauważyłam, że Holly prawie cały czas mnie obserwuje i dlatego mój chłopak musiał nacieszyć się jedynie wspólnymi chwilami podczas wolontariatu.
- Coś ty taka niechętna, koteczku? Tęsknię za twoim ciałem – powiedział mi w środę, gdy zostaliśmy sami. Tym razem sprzątaliśmy zaplecze sali teatralnej.
- A za mną nie tęsknisz?
- Przecież mówię, że tęsknię. Za całą tobą tęsknię. Dalej się złościsz, że sama ostatnio sprzątałaś salę? Doprowadziłaś mnie do takiego stanu, że po prostu musiałem wyjść – pociągnął mnie na swoje kolana i zaczął całować po szyi. - Nie każ mi długo czekać Hope...
- Tak sobie myślę, że może trochę za bardzo się spieszymy... - próbowałam odchylić głowę, ale nic sobie z tego nie robił. Znowu dobierał się do guzików w mojej koszuli.
- Uwierz mi, nigdy tak długo nie spotykałem się z dziewczyną. Jesteś wyjątkowa skarbie. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- W takim razie nie będziesz miał nic przeciwko, jak zwolnimy? Skoro jestem taka wyjątkowa... - rozpiął bluzkę do końca i oderwał się od mojej szyi. Zaczął luzować krawat.
- Coś dziś dużo mówisz... Chyba za mało się całujemy... - zbliżył twarz, ale się odwróciłam.
- Waśnie o to chodzi, chcę z tobą więcej rozmawiać niż tylko... obściskiwać się. - W końcu spojrzał na mnie bez próby przyklejania ust... gdziekolwiek.
- Co cię tak nagle wzięło na rozmowy? Boisz się, że ktoś się dowiedział o naszych spotkaniach?
Westchnęłam. Chwila szczerości.
- Holly wie. - Chłopak zmarszczył brwi.
- Przecież się pilnujemy, jak...
- Powiedziałam jej. Do tego widziała to, co zostawiłeś na mojej szyi...
- Kurwa. - Poczułam, że się spiął. Nawet delikatnie odsunął mnie od siebie. - Co jak co, ale ona??? Przecież mnie zajebie, jak się do ciebie zbliżę – przeczesał ręką włosy.
- Ona nie jest taka zła. Wie, że mi na tobie zależy i po prostu się o mnie martwi. Obiecałam, że będę rozsądna i... dlatego chciałam trochę zwolnić. - Rob przyglądał mi się przez chwilę.
- Rozczarowałaś mnie Hope. Myślałem, że naprawdę ci na mnie zależy, a ty wystawiasz mnie Pitbullowi na pożarcie.
- Zależy mi, naprawdę! Nie złość się na mnie, proszę... Moja siostra nic ci nie zrobi, zadbam o to. - Nie wyglądał na przekonanego.
- Tylko mi to mówisz, ale wcale tego nie pokazujesz Hope.
- Jak mam ci to pokazać? Zrobię wszystko, żebyś mi uwierzył - założyłam ręce na jego szyi. Tak bardzo chciałam mu pokazać, że jest dla mnie ważny...
- Rozbierz się. Tak jak ostatnio. Jeśli mi ufasz i chcesz pokazać, że nasza znajomość jest na poważnie, to nie powinnaś się mnie wstydzić. Nie zrobię ci nic złego skarbie.
Przez głowę przewijały mi się różne myśli. Miałam nie robić nic wbrew sobie. Miałam zwolnić. Miałam mówić, gdy nie czuję się komfortowo. Z drugiej strony... pochlebiało mi zainteresowanie Roberta. On był przystojniakiem z drużyny, a ja... to tylko ja. Z nim zaczęłam doświadczać tego, czego nie próbowałam z nikim innym. Nie chciałam go stracić.
Powoli zsunęłam bluzkę z ramion.
- Grzeczna dziewczynka.
Spoglądałam prosto przed siebie, gdy Robert całował moją szyję, dekolt...
„Robię to, co chcę. Robię to, co chcę" – powtarzałam sobie w myślach.
***
W połowie listopada Holly pozbyła się kuli i nie potrzebowała pomocy Penny, także ochroniarka nie wchodziła już do szkoły. Haiden wrócił do swojego stolika, co jego dziewczyna przyjęła z zadowoleniem poprzedzonym kilkoma dniami focha. Luke też się ucieszył, że moi bracia w końcu przestali się nami interesować i znowu zaczął się do mnie przymilać. Trzymałam go na „uprzejmy dystans". Holly rozgłosiła wszystkim, że należymy do tego całego Bractwa Czystości i za jej sprawą co najmniej połowa kujonów się zapisała. Sobotnie spotkania nie były takie stresujące: raz, że znałyśmy większość uczestników ze szkoły, a dwa: Penny i Klaus przerażali wszystkich tak bardzo, że te nauki o wstrzemięźliwości były bardzo krótkie. Nawet prowadzący obawiał się naszych ochroniarzy i starał się spędzać w ich obecności jak najmniej czasu.
Pogoda zaczynała się robić iście alaskowa, także pewnego dnia Harry zabrał nas na zakupy w celu wymiany garderoby na cieplejszą. Namówiłam go, żebyśmy wzięli Hattie: dziecko siedziało całymi dniami w domu, więc nawet takie krótkie wyjście sprawiło jej dużą radość.
- Ja sama – powiedziała dziewczynka, gdy brat chciał ją przenieść z wózka na fotel w samochodzie. Spojrzałam na nią uważnie. Hattie powoli podniosła się. Przytrzymywała się rękami podłokietników, ale sama stała! Harry służył pomocą i podał rękę, żeby mogła się na nim oprzeć i wejść do auta. Dziecko zrobiło dwa kroki, ale z taką dumą!
- Brawo! Mała, jesteś wielka! Jeszcze trochę i zabiorę cię na tę imprezę, o której nie powiemy chłopakom – Holly mrugnęła do dziewczynki, a brat tylko przewrócił oczami. Hattie była taka szczęśliwa, że ją podziwiamy, że na parkingu galerii też wysiadła prawie samodzielnie.
Harry chodził za nami krok w krok i pilnował naszych modowych wyborów.
- Mówiłam ci, że ma centymetr w oczach? - szepnęła mi bliźniaczka, gdy brat pokręcił głową na jedną z sukienek, którą chciała wziąć. Trochę się przekomarzali o niektóre decyzje Holly.
- Rozumiem, że masz pociąg do mody, bo kręci cię pewna projektantka bez gustu do mężczyzn, ale weź wyluzuj, to tylko bielizna – powiedziała, gdy brat kazał jej odłożyć wyjątkowo skąpy zestaw. Ostatecznie musiała wybrać coś innego „bardziej pasującego nastolatce z Bractwa Wstrzemięźliwości". Nawet się uśmiechnęłam na to stwierdzenie. Holly pokonana własną bronią. Dla takich chwil warto było znosić gderanie Harrego na zakupach.
Haiden i Harv męczyli brata o zgodę na organizację ich styczniowych urodzin w Grecji.
- Mają rozmach... Pewnie to dlatego, żebym nie mogła polecieć z nimi – zastanawiała się Holly.
- Im chodzi o nasz hotel, nie państwo – wyjaśnił jej najstarszy brat.
- Hotel nazywa się Grecja? A kto to wymyślił? - dopytała siostra. Wygięła usta na znak pogardy dla tej nazwy.
- Vlachos. To był kiedyś jego hotel, ale odkupiliśmy go i teraz jest nasz.
- To ten, koło pola golfowego? - zapytałam.
- Nie, Grecja jest w centrum miasta. Gdyby nie to, że nazwa się przyjęła i mamy już wyrobioną pewną renomę, to zmienilibyśmy to.
- Co w nim jest takiego wspaniałego, że chłopaki wolą mieć tam imprezę, niż w tym koło pola golfowego?
- W Grecji mamy 3 kluby nocne – Holly aż zaświeciły się oczy – Wstęp dopiero od 21 roku życia, także poczekasz – Harry spojrzał na nią i pokiwał głową.
- Ale ja jestem grzeczna! I lubię tańczyć... Nie możesz wpuścić mnie tam wcześniej? Nie tknę wina, masz to jak w banku...
- Jak skończysz 20 lat, to się zastanowimy... W każdym razie w hotelu są 3 tematyczne kluby w wystroju dostosowanym do nazwy. Jest Olimp: boski klub, Korynt: ludzki klub i Hades: podziemny klub. Ten ostatni cieszy się największą popularnością.
- Hades brzmi jak coś, co i mi się spodoba – powiedziała Holly.
Chłopcy chcieli w tym roku zorganizować urodziny na Olimpie i Harry miał to przedyskutować z ojcem.
- Zaprosicie nas, prawda? - dopytywała bliźniaczka.
- Oczywiście, że nie. Zostajecie w domu malutkie siostrzyczki. Pobawicie się lalkami z Hattie – Harvey jak zwykle był w formie.
- Jebać zaproszenia. I tak przyjdziemy Harv. Weźmiemy te lalki na twoją imprezę. Nie te od Hattie, tylko te, które trzymasz pod łóżkiem. W końcu czas przedstawić kolegom dziewczynę, nie uważasz? - Dobrze, że noga Holly się zagoiła, bo mogła bez problemu uciec od brata, gdy ten chciał ją złapać i wywalić do domowego basenu. W ubraniu oczywiście.
- Jeszcze będziesz pływać Hell Girl – odgrażał się Harvey, gdy wychodził z wody. Ostatecznie to on został skąpany przez naszą siostrę.
Najstarszy brat okazał się cierpliwym nauczycielem i pod nieobecność ojca to z nim jeździłyśmy po mieście. W jedną stronę jechałam ja, w drugą moja siostra. Wychodziło nam różnie: Holly radziła sobie lepiej, ale miała ciężką nogę, ja z kolei powoli się do wszystkiego przyzwyczajałam i Harry czasami wręcz namawiał mnie, abym przyspieszyła.
W szkole wszystko wyglądało bardzo dobrze. Nikt nas nie zaczepiał, Holly nikogo nie zaczepiała. Sielanka. Siostry Snow i Xavier odpuścili i nawet nie spoglądali w naszą stronę. Wszystko w końcu zaczęło się układać.
Do czasu.
- Mamy nowy anonim. Znowu to zdjęcie z gazety. Napis: „Jeszcze trochę, już niedługo" – poinformował nas Harry, gdy tego dnia wróciłyśmy ze szkoły.
- Przysłali do domu? - zapytałam.
- Tym razem do naszego hotelu. Holly... Rozmawiałem z tatą. Bardzo się martwi o twoje bezpieczeństwo.
- Nie chcę edukacji domowej! Już wolę łazić wszędzie z Penny, niż znowu siedzieć w zamknięciu – siostra zareagowała ostro i szybko. Harry przyglądał się jej przez dłuższą chwilę.
- Dobrze, zostaje szkoła. To i tak tylko 3 tygodnie do przerwy świątecznej. I Penny. Wszędzie. - wyraźnie akcentował każde słowo.
Bliźniaczka kiwnęła głową na znak akceptacji.
Następnego dnia Penny przystąpiła do swojego zadania i dołączyła do nas w szkole. Stałyśmy sobie przy szafkach, gdy rozległ się straszny pisk przy bramkach wykrywających metal. Ochroniarka spięła się, ale wyszło, że to fałszywy alarm: szkolna orkiestra wynosiła swoje sprzęty i bramki szalały.
- Xavier gra w orkiestrze? - zdziwiła się Holly.
- Na perkusji. Ma co wynosić. Jeszcze nie raz bramki będą piszczeć – Ariana służyła pomocą w każdej plotkarskiej kwestii.
- Na perkusji w orkiestrze? Jak on to nosi?
- To inna orkiestra. Xavier należy do szkolnej, nie marszowej. Marszowa gra na meczach, a szkolna ma swoje występy, takie bardziej artystyczne.
Pokiwałyśmy głową. Prywatna szkoła to i tych zajęć więcej niż w normalnej. Holly poszła szukać swoich kujonów z pracą domową, a ja... spotkać Roba.
Starałam się. Bardzo starałam się spowolnić to, co się między nami działo, ale chłopak skutecznie mi to utrudniał. Posuwaliśmy się coraz śmielej w naszych środowych pieszczotach i czasami naprawdę czułam, że mało brakuje, a przekroczymy granicę.
- Rob, chciałabym, żeby mój pierwszy raz był wyjątkowy, wiesz? Nie gdzieś w szkole na materacu, kantorku czy innym składziku – powiedziałam, gdy siedzieliśmy po południu na zapleczu siłowni, które teoretycznie mieliśmy sprzątać.
- Ze mną wszędzie będzie wyjątkowo, uwierz – jak zwykle nie trzymał rąk przy sobie, tylko przy mnie.
- Wierzę. Ale chcę, żeby to było coś, czego nigdy nie zapomnę.
- Tak będzie. Nie zapomnisz. Masz moje słowo.
- Gdzie to zrobimy? Nie widujemy się poza szkołą... A i tak wszędzie chodzi za mną ochroniarz. On od razu naskarży.
- Twoi bracia robią imprezę za 6 tygodni, prawda?
- Tak, w hotelu.
- No i elegancko. Tam to zrobimy. Powiem ci dokładnie, jaki mam plan...
Sześć tygodni. Odliczamy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro