Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21 Dla niektórych słowo dyskrecja nie istnieje Pov: Hope

Harry wszedł do mojego pokoju – Holly zostawiła otwarte drzwi gdy wściekła wybiegała stąd. Siedziałam na łóżku twarzą zwrócona w kierunku zasłoniętych okien. Płakałam bezgłośnie. Brat zamknął drzwi i podszedł do łóżka. Usiadł obok mnie.

- Hope... Jeśli mogę ci jakoś pomóc... - powiedział cicho. Chyba nie był przyzwyczajony do ryczących nastolatek. Pokręciłam głową.

- Przejdzie jej. Kiedyś. Na pewno tak nie myślała – odparłam.

- A tobie? Kiedy tobie przejdzie? - Nie zrozumiałam, o co mnie pytał.

- Kiedy co mi przejdzie? Płacz?

- Tłumaczenie zachowania siostry. - Spojrzał na mnie poważnie.

- Ja nie... - westchnęłam. No tak, znowu to robiłam.

- Holly nakrzyczała na ciebie, a ty myślisz tylko o tym, że jej przejdzie. Martwisz się, żeby nie była cały czas zła.

- Holly jest... nerwowa, ale też kochana! Zależy jej na mnie, chociaż czasem dziwnie to okazuje. Chce, żebyśmy wróciły do domu i zdenerwowała się na mnie, bo rozpakowałam swoje walizki. - próbowałam wyjaśnić sytuację, ale Harry tylko zmarszczył brwi.

- Tłumaczyłem wam dzisiaj, tata zapewne też – nigdzie stąd nie wyjedziecie. No może na studia, ale o tym będziemy myśleć za kilka lat. Do czasu ukończenia liceum zostaniecie tutaj. Nie ma mowy, żebyście wróciły na Alaskę. Teraz tu jest wasz dom. - zamilkł na moment, by po chwili kontynuować. - Dobrze zrobiłaś, że się rozpakowałaś. Trzeba zacząć nowy etap. Mam nadzieję, że i Holly w końcu to zrozumie.

- Myślę, że nie masz racji. Może uda się nam wyprowadzić stąd wcześniej. Gdyby tylko mama się obudziła...

Westchnął.

- Hope... zapoznawałem się z dokumentacją medyczną waszej mamy, bo konsultowałem ją ze znajomym lekarzem. Jeśli wasza mama się obudzi, to nie będzie w stanie zapewnić wam opieki, gdyż sama będzie jej potrzebowała. Nie ma opcji, że zamieszkacie z nią same, nie będziecie w stanie się nią zająć.

Teraz to już nie ukrywałam, że płaczę. Schowałam twarz w dłoniach i łkałam żałośnie. Harry chyba próbował mnie pocieszyć, bo położył dłoń na moim ramieniu.

- To wszystko... ja, nie wiem. Nie mogę sobie wyobrazić, że jej nie będzie. Cały czas wierzę, że się obudzi.

- Trzeba być dobrej myśli. Jeśli tylko się obudzi to zapewnimy jej wszystko, żeby czuła się jak najlepiej. Mam nadzieję, że w końcu się z tym pogodzicie i zaakceptujecie to, że w tej sytuacji nie ma innego wyjścia, niż wasze zamieszkanie z nami. Uważam, że tata ma rację, że naciska, żebyście zostały. Tutaj będziecie bezpieczne.

- Trudno jest jej pogodzić się ze stratą przyjaciela i Katii – trenerki – Harry spojrzał na mnie uważniej na słowo trenerka, więc kontynuowałam – Holly od dwunastu lat trenuje łyżwiarstwo figurowe na lodzie. Tańczy w parze z Wirianem. Tylko z nim. Katia jest mamą Wiriana i trenuje ich. Wirian jest jej najlepszym przyjacielem, w sumie jedynym. Boli ją to, że musiała go zostawić, jak i to, że skończyło się jej marzenie o karierze łyżwiarki, bo nie ma już partnera – starałam się wyjaśnić wszystko bardzo szczegółowo.

- W dokumentacji szkolnej nie pisali nic o łyżwiarstwie Holly – zastanowił się mój brat.

- Trenowała niezależnie od szkoły. Takie jej zajęcia dodatkowe, zresztą jedne z wielu. Holly ma różne talenty i lubi dużo robić. Jak ma zajęcie, to nie wpada w kłopoty... - nie chciałam zdradzać informacji z tej mroczniejszej strony przeszłości siostry. - Mam filmy z treningów, bo czasem czekałam na nią na trybunach, chcesz zobaczyć? - a gdy mężczyzna skinął głową pokazałam mu nagranie, na którym Holly jeździ z Wirianem i robi podwójnego axela – Harry chyba był pod wrażeniem. - Holly ma więcej tych filmów, niektóre jej występy są też na stronach organizatorów konkursów, w których brała udział, a większość z tych konkursów wygrała, bo jest naprawdę dobra.

- Widzę – powiedział krótko mój brat. - Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś, postaram się wymyślić coś, żeby ta przeprowadzka nie była dla niej końcem świata – podniósł się z łóżka i skierował w stronę drzwi. - Pamiętaj o pilnowaniu kota – rzucił jeszcze na odchodnym i już go nie było.

Holly unikała mnie do wieczora, a że nie za bardzo miałam co robić, poszłam do kuchni. Maria przygotowała mi smaczny podwieczorek, ale nie chciałam jeść sama w jadalni, więc nakryła mi przy stole w kuchni. Na początku atmosfera była niezręczna, ale po pewnym czasie kucharka się rozluźniła i zaczęła opowiadać mi o swojej rodzinie i dzieciach. Spędziłam naprawdę miło tę godzinę. Czułam się, jakbym rozmawiała ze starą, dobrą znajomą.

 Miło było mówić o błahostkach i choć na chwilę zapomnieć o całej tej przygnębiającej sytuacji, jak również kłótni z siostrą. Maria kończyła swoją pracę u nas, więc zaczęła zbierać się do wyjścia – podaniem kolacji miała zająć się za jakiś czas Jane, która teraz zajęta była sprzątaniem pomieszczeń.

 Siłą rzeczy musiałam opuścić kuchnię i poszukać sobie innego towarzystwa. Pokręciłam się trochę koło salonu, holu, ale nikogo nie spotkałam. Nie mogłam w to uwierzyć – dom pełen ludzi, a jak szukam kogoś do towarzystwa, to nie ma nikogo.

 Nawet takim Harveyem bym w tym momencie nie pogardziła, chociaż jedyne nasze interakcje z poprzedniego dnia to były jego ataki skierowane w moją stronę. 

Zrezygnowana podążyłam w stronę biblioteki – może chociaż poczytam coś ciekawego. Na szczęście w bibliotece znalazłam kogoś, o kim zapomniałam, a wydawał się świetnym towarzystwem do rozmowy – Hattie.

Dziewczynka siedziała w towarzystwie pielęgniarki przysunięta do biurka, na którym leżały kartki i kredki. Laura czytała jej jakąś książkę, jednak, gdy zobaczyły mnie w drzwiach – przestała. Hattie bardzo się ucieszyła z mojego pojawienia się, także tym chętniej weszłam do biblioteki.

 Usiadłam na kanapie, a dziewczynka podjechała do mnie. Jej wózek był zautomatyzowany, nie musiała używać siły mięśni, żeby się przemieszczać – sterowała go specjalnymi przyciskami i joystickiem.

- Lubisz czytać? - zapytała mnie moja nowa siostra.

- Tak, bardzo, a ty? - teraz to ja zapytałam.

- Ja też lubię. Chłopcy za to nie lubią. Oni wolą wychodzić na miasto i tam spędzać czas – powiedziała. Słyszałam smutek w jej głosie. Podejrzewałam, że ona nigdzie nie wychodzi.

- Ja rzadko wychodziłam z domu, a jeśli już to tylko z Holly. Najczęściej siedziałam w domu – westchnęłam. Cóż, taka była prawda. Jestem raczej typem domatora w przeciwieństwie do mojej siostry bliźniaczki, którą zawsze energia rozpiera.

- To możemy teraz siedzieć razem? Nie musisz ze mną rozmawiać, wystarczy tylko, że będziesz siedziała obok – zasmuciły mnie te słowa. Jak bardzo trzeba być samotnym, żeby prosić się o niemą obecność innych? Chyba tak bardzo jak Hattie... i jak ja. Dziewczynka była tym członkiem rodziny, z którym miałam najwięcej wspólnego.

- Ale jak to tak bez rozmowy? Lubię z tobą rozmawiać - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, na co dziecko również odpowiedziało mi uśmiechem. Pielęgniarka na prośbę Hattie przyniosła nam kilka pudełek z różnymi grami i do samej kolacji spędziłyśmy czas razem w bibliotece – bawiąc się i przede wszystkim rozmawiając.

 Dowiedziałam się trochę o jej życiu tu – i szczerze mówiąc nie było usłane różami. Dziewczynka miała wszystko, co tylko chciała z wyjątkiem jednego – swobody. Nie opuszczała terenu posesji, chyba że jechała do lekarza. Nie chodziła do szkoły. Ubrania i książki kupował jej Harry. Pielęgniarka opiekowała się nią w dzień i czasami w nocy, a rehabilitant codziennie prowadził z nią zajęcia. Bardzo lubiła basen i jazdę konną – starała się robić to codziennie.

 Obiecałam, że jutro będę jej towarzyszyła w stadninie i pokaże mi swojego ulubionego konia. Dużo się śmiałyśmy i żartowałyśmy i właśnie w takim wesołym momencie do biblioteki przyszedł Haiden – szukał Hattie, żeby zabrać ją na kolację. Chłopak trochę zdębiał, gdy usłyszał naszą wesołość, spojrzał się na mnie podejrzliwie, ale łagodne pytanie skierował do swojej siostry – tej „prawdziwej":

- Cześć tygrysku, co tu tak wesoło? Laura cię rozśmieszyła?

- Nie Laura, tylko Hope. Spędziłyśmy dzisiaj dużo czasu w bibliotece, grałyśmy nawet w te gry, w które nie chciałeś ze mną grać, bo mówiłeś, że są nudne, a dla Hope wcale nie były nudne! - mówiła dziewczynka z wielką ekscytacją w głosie. - A jutro razem pójdziemy do stadniny i Hope zobaczy, jak jeżdżę na Trixi.

- A może ja z tobą jutro pójdę, a Hope zajmie się SWOJĄ siostrą? - powiedział bardzo mocno podkreślać słowo „swoją". Czyżby był zazdrosny o mój kontakt z Hattie?

- Ale ty ze mną nigdy nie chciałeś iść, bo zawsze mówiłeś, że konie śmierdzą... – zdziwiła się dziewczynka. Uwielbiałam jej szczerość, nawet uśmiechnęłam się delikatnie na te słowa, co nie uszło uwadze brata.

- Jestem po prostu ciekawy, jak sobie radzisz, tygrysku – Haiden uśmiechnął się do Hattie. Był dla niej naprawdę miły. Zaskoczyło mnie to trochę, że potrafi być taki delikatny w stosunku do swojej siostry.

- To jutro pójdziemy wszyscy razem – wezmę Hope i ciebie i oboje będziecie oglądać, jak jeżdżę, dobrze Haiden? - dziecko zrobiło oczy jak kot ze Shreka i brat nie miał szans – musiał kiwnąć głową na zgodę.

Gdy przeszliśmy do jadalni na kolację okazało się, że jesteśmy ostatni – cała reszta już siedziała na swoich miejscach – nawet naburmuszona Holly. Siostra nie zaszczyciła mnie ani jednym spojrzeniem, gdy podeszłam do stołu i usiadłam na krześle obok niej.

 Haiden co chwilę rzucał mi niechętne spojrzenia ponad stołem, a Harvey jak zwykle udawał, że nie istnieję, jedynie Harry i ojciec kiwnęli głowami na powitanie – brat jak zwykle poważnie, Henry nawet się uśmiechnął.

 Nie miałam za wiele do powiedzenia podczas posiłku, a i nikt za bardzo mnie nie zagadywał. Harry zapytał Holly o łyżwiarstwo, co ją zdziwiło. Nie spodziewała się, że ktokolwiek wie, ale gdy powiedział jej, że wie ode mnie skwitowała to tylko wrednym komentarzem:

- Jak się nie ma własnych dokonań, to mówi się o cudzych. Dla niektórych słowo dyskrecja nie istnieje.

- Jakie ty możesz mieć niby dokonania? Ja jestem kapitanem drużyny futbolu amerykańskiego w naszej szkole od 2 lat, w przyszłym sezonie również będę, bo na pewno łowcy talentów pojawią się na meczach. Co takiego w łyżwach można osiągnąć? - Harvey spojrzał z politowaniem na Holly.

- Kilka mistrzostw stanu, mistrzostwo kraju i podium w międzynarodowych zawodach. Mało? - gdyby wzrok mojej siostry mógł zabijać, to Harv leżałby już martwy pod stołem. Chyba go przytkało, bo nie odezwał się, tylko pokiwał z uznaniem.

- Lekarz po dzisiejszych badaniach wpisał ci do karty informacyjnej, że nie ma przeciwwskazań do kontynuacji treningów. Chciałabyś trenować dalej? - to pytanie zadał Harry.

- Nie sądzę, żebym tu miała takie warunki do treningu, do jakich jestem przyzwyczajona, musiałabym wrócić na Alaskę... - powiedziała Holly uśmiechając się wrednie do naszego najstarszego brata.

- Znalazłem jedno kryte, całoroczne lodowisko w naszym mieście. To tylko pół godziny drogi stąd. Opinie ma dobre. Może chciałabyś spróbować?

- Nie mam ani trenera, ani partnera. Zostali na Alasce. Bez nich mogę co najwyżej pojeździć rekreacyjnie, ale dzięki za troskę – w głosie mojej siostry wcale nie było słychać wdzięczności.

- Jeśli to miejskie lodowisko byłoby niewystarczające, możemy zbudować takie porządne koło naszego pola golfowego. Mamy tam jeszcze niezagospodarowany kawałek ziemi obok centrum rekreacyjnego – rzucił ojciec, a Harry pokiwał głową.

- Rzeczywiście, moglibyśmy coś takiego zrobić – najstarszy brat przytaknął Henremu - a znalezienie trenera i partnera to nie problem – spojrzał na Holly. Siostra uparcie wpatrywała się w talerz i udawała, że nie interesuje jej to, o czym mężczyźni rozmawiają. 

Do końca kolacji nie zwracała na mnie uwagi. Potem niestety też nie. Chłopaki zbierali się na wieczorne spotkanie ze znajomymi, Hattie miała iść spać, tata i Harry mieli jeszcze coś do omówienia w biurze, a my zostałyśmy same.

 Holly nawet na mnie nie spojrzała – poszła do swojego pokoju i głośno zamknęła za sobą drzwi.

Następnego dnia nie było lepiej – dla siostry dalej mogłam nie istnieć. Nie jadłyśmy razem śniadania, bo nie zeszła o tej porze, o której ja, więc jadłam w samotności. Wstydziłam się iść znowu do kuchni i zawracać głowę pracownikom, bo mieli swoje obowiązki, a niańczenie mnie do nich nie należało. 

Dobrze, że umówiłam się z Hattie na spacer do stadniny – przynajmniej to zajęło mi mój wolny czas, którego ostatnio miałam w nadmiarze.

- Nie mieszaj Hattie w głowie i nie próbuj na siłę kolegować się z nią. Ona ma nas, ciebie nie potrzebuje – powiedział do mnie Haiden, gdy staliśmy obok ogrodzenia wybiegu dla koni. Siostra siedziała już w siodle i robiła swoje pierwsze kółko dookoła placu. Pomachała mi, gdy przejeżdżała obok.

- Nie mieszam jej w głowie. Naprawdę ją lubię. Jest miła, słodka i niewinna. Uwielbia was, to się nigdy nie zmieni. Jesteście dla niej troskliwi i ona bardzo to ceni – odpowiedziałam mu siląc się na pełne zdolności dyplomatyczne.

- Właśnie... jesteśmy troskliwi... a ona jest naiwna, ufa ludziom. Łatwo ją skrzywdzić. Nie pozwolę na to. Naopowiadasz jej Bóg wie czego, a potem znikniesz. Złamiesz jej serce – Haiden w dalszym ciągu był bardzo do mnie uprzedzony.

- Będę z tobą szczera. Harry i ojciec nie pozostawiają wątpliwości – nie pozwolą mi stąd odejść. Nie zniknę, dopóki nie będę pełnoletnia. Nawet, gdy mama się wybudzi może nie mieć szansy na powrót do dawnego życia, więc siłą rzeczy utknęłam z wami. Nie, żebym chciała tu być – bardzo się staracie, żeby obrzydzić mi to miejsce. Zaczynam się jednak z tym godzić... z tym, że muszę tu zostać. Holly jeszcze walczy, jak zresztą widać, nawet ze mną. Jest mi cholernie ciężko z tym wszystkim, więc jak masz zamiar jechać po mnie, to proszę – daruj sobie. Ja nie jestem taka odporna jak moja siostra, mnie łatwo złamać – ostatnie zdanie powiedziałam nie kryjąc łez, które obficie spływały mi po policzkach. Haiden był zaskoczony moim płaczem, bo zmarszczył brwi:

- Hej, nie płacz. Nie miałem nic złego na myśli. Po prostu nigdy nie myślałem o tym, że kiedykolwiek cię spotkam. Wiedziałem, że gdzieś tam jest siostra... ale nie czułem potrzeby ją znać. Zawsze miałem Hattie – malutką i słodką. Wasze pojawienie się tu jest tak nagłe, że nie potrafię się z tym pogodzić. Jeszcze. To nie znaczy, że kiedyś się z tym nie pogodzę. Wkurza mnie, że po 2 dniach Hattie patrzy w ciebie jak w obrazek, na mnie po tylu latach tak nie patrzy – chłopak położył swoją dłoń na mojej, opartej o ogrodzenie wybiegu dla koni i delikatnie mnie poklepał.

- Hattie patrzy na ciebie z ogromnym uwielbieniem, kiedy tego nie widzisz. Mnie jest ciekawa, ciebie kocha bezwarunkowo – powiedziałam zgodnie z prawdą. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy zapatrzeni na dziewczynkę na koniu.

- Nie jesteś zła, wiesz? Ta druga jest wściekła, ale ty wydajesz się być w porządku – brat uścisnął mnie za rękę.

- Ty też wydajesz się być w porządku – spojrzałam na niego. W końcu przestałam płakać. Tego dnia wytworzyło się między nami delikatne porozumienie, dlatego z pewnym spokojem wracałam do domu. 


Nie spodziewałam się, że w ciągu następnego tygodnia spokój ten zostanie zburzony...

Kolejne rozdziały pojawią się w tym tygodniu (będą 2 nowe i pozostałe zaktualizowane. Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych dziesięciu dni cały pierwszy tom wróci na wattpad) :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro