8
Yoongi musiał przyznać dwie rzeczy; miejscowość a raczej "miejscowość", z której pochodził Jimin była najmniejszą dziurą, w jakiej kiedykolwiek był dłużej niż na czas zatankowania samochodu, ale miała swój urok. O ile człowiek zdążył się już przyzwyczaić do tego, że zasięg działał według tylko sobie znanych zasad, a internetu dziennie wystarczało do ściągnięcia poczty pod warunkiem, że gmail był ustawiony na obsługę najmniej zaawansowanej wersji htmla, a maile nie zawierały żadnych załączników, w tym nie daj boże multimediów.
Jednak dało się z tym żyć. I w ogóle Yoongi był zaskoczony samym sobą, bo już po kilku godzinach przestał sprawdzać, czy nadal ma zasięg, nawet jeśli w ogóle nie miał zamiaru używać komórki.
Jukrim, a raczej "przedmieścia" Jukrim, bo dom Jimina znajdował się na tyle daleko od wioski, że prawdopodobnie nigdy nie wchodził w jej skład, miało tyle wad, że mógłby na nie narzekać przez cały wyjazd albo i dłużej, ale nie miał ochoty tego robić. Z jakiegoś przedziwnego i zupełnie niezrozumiałego powodu, nawet mu się tutaj dosyć podobało. Nie to, że nagle postanowił porzucić życie w cywilizacji. Zamieszkać na tym wypizdowiu i uprawiać ekologicznie warzywa, które mógłby sprzedawać tym modnym, seulskim mini-restauracjom, które wspierają lokalną żywność i próbują przywrócić świetność tym wszystkim, dość ohydnym dzikim chwastom, które Koreańczycy ponoć jedli wieki temu. Żadna z nich nie wspominała nigdy, że nawet jeśli to robili, to prawdopodobnie nie z przyjemności, tylko z głodu, ale Yoongi nie znał się na historii. Nie znał się również na uprawie warzyw, więc ten pomysł na życie tylko przelotnie zagościł w jego głowie.
Nawet jeśli faktycznie proste życie nie było takie złe, to mimo wszystko nie było życie dla niego.
Podobało mu się, że w tej strasznej dziurze nie tylko on nie miał zasięgu, więc podczas wieczornych rozmów, prowadzonych zazwyczaj na ganku, nikt nie zerkał ukradkiem na komórkę, nie robił miliona zdjęć, by później męczyć wszystkich o polubienie ich na portalach społecznościowych. Lubił mieć przyjaciół tylko dla siebie.
Lubił ciszę, która otaczała go, kiedy tylko wyszedł na ganek. Lubił szum wody, kiedy przysypiał, siedząc na pomoście towarzysząc Jinowi podczas łowienia ryb, a słońce delikatnie grzało go w plecy, powodując, że jego koszulki pachniały później lepiej niż po użyciu ulubionego płynu do prania.
To były też chyba jedyne chwile, kiedy Jin był naprawdę spokojny i skupiony na czymś, co nie było nauką. Tak zupełnie inny od swojego zwykłego, zabieganego siebie. Seulski Jin musiał łączyć dopiero rozpoczęte studia doktoranckie z pełnoetatową pracą, co nie tylko było prawie niemożliwym zadaniem logistycznym, ale też niezwykle stresującym wyzwaniem.
Yoongi lubił nawet oprawiać złowione ryby, o co nigdy by siebie nie podejrzewał. Nie to, że czerpał jakąś sadystyczną przyjemność z wypruwania rybich flaków. Nie, nie. To po prostu była jedna z tych rzeczy, którą należało zrobić.
Lubił też poranki, kiedy budził się znacznie wcześniej, niż sam by siebie podejrzewał i nie czuł się zmęczony i zniechęcony tym dniem, który na dobrą sprawę jeszcze nie zdążył się rozpocząć. Tutaj wiedział, że nie czeka na niego żadne zadanie, któremu nie będzie potrafił sprostać, a największą trudność stanowiło wytypowanie osób, które pojadą do Jukrim na zakupy. Yoongi zawsze starał się nie być jedną z tych osób, bo pani pracująca w sklepie, już pierwszego dnia powiedziała mu, że jak na Koreańczyka to on jest stanowczo za blady, a potem spojrzała na niego krzywo. Yoongi przez chwilę myślał, że może jeszcze splunie przez lewe ramię i na pożegnanie posypie go solą, ale na szczęście do tego nie doszło. To był jednak mały zgrzyt i Yoongi nie brał tego za bardzo do siebie. Wiedział, że jest blady, ale nigdy nie uznawał tego za swoją wadę.
Jedyne, co od samego początku nie grało Yoongiemu w tej całej sielance, to ten dom. I już nie chodziło o to, że był stary i zagracony bardziej niż ktokolwiek by się spodziewał, bo stan domu nie był aż tak dramatyczny. Nie chodziło o te wszystkie pudła z niepotrzebnymi rzeczami, które regularnie wrzucali do kontenerów, by systematycznie odzyskać kolejne metry kwadratowe powierzchni mieszkalnej, zajęte wcześniej przez szaleństwo matki Jimina. To mu aż tak nie przeszkadzało, chociaż szczerze mówiąc, nie spodziewał się tego, kiedy Jungkook uprzedził ich, że w domu panuje duży bałagan. Duży bałagan to robił Jin, kiedy szykował się rano do pracy. Yoongi stan domu nazwałby zupełnie inaczej, ale postanowił tego nie robić ze względu na przyjaźń z Jiminem. To nie była jego wina, że miał patologiczną matkę. Jednak nie chodziło nawet o to.
To było coś innego. Coś, co sprawiało, że czasem w mrocznym korytarzu musiał spojrzeć za siebie, bo miał wrażenie, że ktoś za nim stoi albo kiedy wchodząc do pokoju, musiał od razu zapalić światło, chociaż na dworze nie było jeszcze wcale ciemno. Czasem miał wrażenie, że widzi coś na granicy wzroku, ale gdy tylko odwracał w tym kierunku głowę, wszystko wydawało się całkowicie zwyczajne.
To były małe rzeczy, krótkie chwile, jednak sprawiały, że Yoongi od razu miał ochotę się spakować i wrócić do domu.
Nie wierzył w duchy ani inne nadnaturalne istoty, jednak w tym domu czuł się niepewnie, zwłaszcza, gdy znajdował się w nim zupełnie sam. Tak, jak teraz. Nie odważył się jednak włączyć muzyki, bo uznał to z jakiegoś powodu za niewłaściwe. Może świadomość, że matka Jimina, właścicielka domu, zmarła całkiem niedawno tak na niego działała.
- Na świecie nie dzieje się nic, czego nie da się wytłumaczyć w sposób racjonalny - wymruczał pod nosem słowa swojego nauczyciela fizyki z liceum. Chociaż nigdy nie był z niej najlepszy, a mężczyzna czasem doprowadzał go do załamania nerwowego, to teraz jego słowa jako pierwsze przyszły mu do głowy, kiedy kroił warzywa na wczesny obiad. Liczył, że uda mu się je trochę poddusić, zanim chłopaki wrócą z miasta.
Pokręcił głową, kiedy zdał sobie sprawę, że od dobrej chwili nie robi nic, tylko znowu nasłuchuje w bezruchu odgłosów domu i przez chwilę wydawało mu się, że słyszy jakieś skrzypienie w okolicach drzwi wejściowych. Przez moment chciał nawet to sprawdzić, ale w końcu uznał, że to głupie. Odwrócił się szybko, ciemny prostokąt drzwi, nie zachęcał do opuszczenia jasnej i słonecznej kuchni. W porównaniu z nią korytarz wydawał się ciemnym i niezbadanym terenem.
- To stary dom, wszystko jest w nim rozjebane - powiedział głośno, sprawdzając, czy jego głos w pustym domu zabrzmi dziwnie. Jednak pełna napięcia cisza pochłonęła go od razu, zostawiając Yoongiego jeszcze bardziej niespokojnego niż wcześniej.
Już miał zamiar sięgnąć po swoją komórkę, żeby zadzwonić do chłopaków i spytać ich, kiedy wracają, kiedy w korytarzu zaskrzypiały deski. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby tym nowym skrzypnięciom nie towarzyszył dźwięk kroków, jakby ktoś się skradał.
Yoongi odczekał chwilę, jednak nic więcej się nie działo. Szybko zrezygnował z pomysłu wyjścia z domu przez okno w kuchni. Przede wszystkim dlatego, że pod nim rosły naprawdę pokaźne pokrzywy, a poza tym byłoby mu głupio, gdyby okazało się, że w domu jednak nikogo nie ma. Nawet gdyby nikt się o tym nie dowiedział, czułby się idiotycznie.
Mocniej ścisnął rękojeść noża. To był bardzo przyzwoity nóż, z długą klingą, którą porządnie naostrzył jeszcze przed wyjazdem z Seulu, wiedząc, że w starym domu Jimina na pewno nie znajdzie nic równie dobrego. Oczywiście przez jakiś czas musiał znosić szyderstwa ze strony przyjaciół, ale zupełnie się tym nie przejmował. Yoongi był przyzwyczajony do pewnego poziomu życia i nie miał zamiaru z niego rezygnować tylko dlatego, że niektórzy jak Jin na przykład, potrafili zrezygnować ze wszystkiego i zachowywać się tak, jakby wynalezienie koła było najnowszym osiągnięciem ludzkości.
Poza tym, skradając się po cichu w stronę ciemnej otchłani korytarza, miał pewność, że nóż nie złamie się, kiedy będzie komuś wypruwał flaki. Nie to, że zamierzał, ale ta świadomość dodawała mu odwagi, zwłaszcza że podłoga znowu zaskrzypiała, tym razem zdecydowanie bliżej kuchni.
Yoongi wyciągnął przed siebie rękę z nożem, nie miał zamiaru nikogo skrzywdzić, może tylko postraszyć trochę, jeśli to będzie konieczne. Zatrzymał się w drzwiach, próbując przyzwyczaić wzrok do mroku, by móc sprawdzić, czy nikt nie czai się w ciemnym kącie albo za stertą pudeł albo na schodach.
Nagle skrzypnięcie rozległo się tak blisko niego, że miał wrażenie, że słyszy oddech kogoś schowanego za framugą. Teraz miał już absolutną pewność, że nie jest sam.
- Czy... - zaczął, do końca nie będąc pewnym, co właściwie chce powiedzieć, jednak nie musiał się nad tym zastanawiać. Napastnik przejął kontrolę nad sytuacją. Yoongi poczuł piekący ból, który rozlał się po jego twarzy. W pierwszej chwili nie wiedział, co się dzieje. Ogarnięty paniką próbował nabrać powietrza, ale miał wrażenie, że jego nos i gardło zaciskają się i to już będzie jego koniec, bo każda próba złapania powietrza kończyła się napadem duszącego kaszlu.
To na pewno będzie jego koniec, pomyślał z paniką, próbując pozbyć się z twarzy palącej substancji.
Nagle poczuł, że napastnik chwyta go za łokieć, wyrwał się i cofnął w głąb kuchni, boleśnie zahaczając biodrem o kant szafki. Wyciągnął przed siebie rękę z nożem i na ślepo próbował zranić nim napastnika.
Równocześnie starał się przypomnieć sobie, gdzie położył telefon, gdyby teraz udało mu się wybrać numer alarmowy albo przynajmniej dodzwonić się do któregoś z chłopaków, miałby szansę przeżyć.
- Nie zbliżaj się! - krzyknął, ale jego głos był cichy i zachrypnięty, więc na wszelki wypadek machnął przed sobą kilka razy nożem, żeby napastnik wiedział, że nie żartuje. I się nie boi, chociaż to drugie akurat nie było prawdą.
- Uspokój się - usłyszał w miarę spokojny głos. Nie był to do końca głos degenerata, ale Yoongi nadal mu nie ufał. Sądząc po akcencie, należał do osoby mieszkającej w tym regionie kraju. Kogoś, kto prawdopodobnie wiedział, że dom może stać pusty.
- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknął znowu Yoongi, przecierając oczy rękawem koszulki. Nie pomogło to za bardzo, miał nawet wrażenie, że pieczenie stało się silniejsze. Próbował usłyszeć, gdzie znajduje się jego przeciwnik, ale miał wrażenie, że a substancja, czymkolwiek była, odebrała mu wszystkie przydatne zmysły.
- Uspokój się - Yoongi znowu poczuł rękę na swoim ramieniu. - Nie zrobię ci krzywdy! Zostaw ten nóż, pomogę ci - głos brzmiał na trochę zirytowanego, co jeszcze bardziej rozzłościło Yoongiego.
- Pomożesz?! Ty mi pomożesz? To na chuj w ogóle mnie zaatakowałeś?!
- Nie atakowałem cię! Ty mnie chciałeś zaatakować nożem, tylko się broniłem - zaprotestował głos, brzmiąc coraz bardziej nerwowo. - Co miałem zrobić? Chodziłeś po mieszkaniu Jimina z nożem!
- Bo jestem jego przyjacielem! - ryknął w końcu Yoongi, natychmiast tego żałując, bo gardło zapiekło go tak bardzo, że rozkaszlał się na dobre. Przez chwilę oddychał szybko, starając się uspokoić oddech i nie stracić czujności.
Usłyszał otwieranie lodówki i szafki, znajdującej się w jej pobliżu. Odwrócił się w tamtą stronę, tak na wszelki wypadek, nie wypuszczając noża, chociaż coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie obronić się w tym stanie.
- Masz, wypij - usłyszał, jak nieznajomy stawia na stole szklankę. - Pomoże ci na gardło - wyjaśnił.
- Co to? - zapytał Yoongi nieufnie.
- Mleko, tłuszcz rozpuszcza kapsaicynę.
- Bez laktozy? - upewnił się.
- Nie tolerujesz laktozy? - głos napastnika był teraz dość spokojny i wyczuwał w nim pomieszanie zirytowania i poczucia winy. Tego pierwszego do końca nie mógł zrozumieć.
- Nie lubię - odparł z godnością. - Nie toleruję ciebie - dodał, chcąc przypomnieć kolesiowi, że to on jest tutaj winny czyjegoś cierpienia i powinien bardziej się starać.
- Bez laktozy - Yoongi był bardziej niż pewien, że koleś tego nie sprawdził, jednak z wahaniem sięgnął po szklankę. Gardło bolało go i miał wrażenie, że może się udusić, jeśli zaraz czegoś z tym nie zrobi. - Naprawdę myślałem, że chcesz mi coś zrobić, inaczej nie potraktowałbym cię gazem pieprzowym - chłopak zrobił kilka kroków w kierunku Yoongiego. - Pomogę ci, ok? Tylko musisz się trochę uspokoić i odłożyć nóż. Obok ciebie jest szafka.
- Skąd mam wiedzieć, że nic mi nie zrobisz, kiedy się go pozbędę? - zapytał Yoongi, próbując otworzyć oczy, ale za bardzo łzawiły, a skóra wokół nich nadal strasznie piekła i chyba spuchły mu powieki, ale nadal bał się ich dotknąć.
- Mógłbym cię zabić przynajmniej kilka razy i nawet byś się nie zorientował, ale od samego początku nie miałem takiego zamiaru. To ty chciałeś na mnie napaść, więc tylko się broniłem.
- I sam na mnie napadłeś! Nie widzisz różnicy między chęcią zrobienia czegoś, a zrobieniem tego? Bo taka jest między nami różnica, poza tym nie masz pojęcia, jakie były moje intencje. To co robisz w tym momencie to projekcja, narzucasz mi swoje własne, złe emocje!
- Ok - napastnik głośno wypuścił powietrze i Yoongi zrozumiał, że jest mocno zirytowany. Przez chwilę przeszło mu nawet przez myśl, że nawet jeśli faktycznie chłopak nie miał wobec niego złych zamiarów, to teraz mógł zmienić zdanie. Gdyby jednak nie udało mu się zabić Yoongiego do końca, czy byłby w stanie po poznać po głosie? Czy było w nim coś charakterystycznego z wyjątkiem miejscowego akcentu?
- Powiedz coś - rozkazał Yoongi. - Cokolwiek, powiedz cokolwiek.
- Już ci mówiłem - zaczął zmęczonym głosem. - Nie chciałem ci zrobić krzywdy, po prostu myślałem, że dom jest pusty, a ty wyszedłeś z nożem. To był odruch.
Yoongi pokiwał głową, ale nie dlatego, że wierzył obcemu chłopakowi. Znalazł kilka charakterystycznych cech jego głosu.
- To jak? - Yoongi odwrócił głowę w kierunku, z którego dochodził głos. W ogóle nie słuchał, o czym mówi jego właściciel, więc teraz nie miał pojęcia co powinien odpowiedzieć.
- Co? No.... tak, chyba, nie wiem - wydusił z siebie po dłuższej chwili.
- No w końcu, chodź - poczuł, jak ten obcy ktoś łapie go lekko za przedramię i nagle zrozumiał, na co się zgodził. Przez chwilę siedział w bezruchu, czując jak wszystkie mięśnie w jego ciele się spinają. Nie ufał temu kolesiowi, w ogóle mało było osób, którym ufał na tyle, by mogły go bez pytania dotykać, ale właściciel głosu zdawał się tym w ogóle nie przejmować.
***
- Yoongi! Yoongi! - Jin krzyknął głośno, poprawiając w rękach pudełko wyładowane po brzegi zakupami. Młodszy chłopak nie pojawił się, żeby przytrzymać mu drzwi, więc próbował zablokować je kolanem, gubiąc przy tym kilka paczek z ramenem. Zaklął pod nosem, ale nawet nie starał się ich uratować. Cała jego droga od samochodu aż do drzwi wejściowych ganku zaznaczona była paczkami gotowych dań, chipsów i innych przekąsek.
Jin w końcu wszedł na korytarz, z ulgą rzucając ciężkie pudło na podłogę. Wewnątrz niebezpiecznie zagrzechotały szklane butelki, o których kompletnie zapomniał. Na szczęście na wytartej, drewnianej podłodze nie zaczęła pojawiać się mokra plama. Wyglądało na to, że ich procenty nadal były bezpieczne.
- Jesteś tu?! Przysięgam, będziesz zbierał wszystkie zgubione rameny, jak cię tylko dorwę - powiedział, wchodząc do kuchni. Miał dodać coś jeszcze, ale zastał w niej dość niecodzienny widok. Yoongi siedział niedaleko stołu z obrażoną miną, czerwony jak nigdy w życiu, a w przeciwnym kącie pomieszczenia, opierając się o szafkę, stał chłopak, którego Jin nigdy wcześniej nie widział.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że mamy gościa... - zaczął Jin uprzejmym tonem, patrząc na obcego chłopaka, który miał minę, jakby chciał się popłakać.
- Bo nie mamy - warknął Yoongi ze swojego kąta. - On mnie zaatakował - poskarżył się, pokazując palcem na miejsce, gdzie według niego, znajduje się napastnik. - Wylał coś na mnie, zobacz! Nawet nie mogę otworzyć oczu! - Jin pokiwał głową, bo faktycznie, oczy Yoongiego zupełnie ginęły w opuchniętych powiekach i trudno było powiedzieć, czy w ogóle są otwarte.
- To nie do końca tak było - wtrącił się obcy chłopak, przygryzając dolną wargę i rzucając w stronę Yoongiego pełne niepokoju spojrzenia. - Myślałem, że dom jest pusty i chciałem zaczekać na Jimina w środku i wtedy on wyszedł na mnie z nożem, więc użyłem gazu pieprzowego. To był instynkt, nie zrobiłem tego specjalnie.
- Ja bym to zrobił specjalnie, gdybym myślał, że ktoś chce mnie zaatakować nożem - przyznał Jin, a Yoongi prychnął.
- No na pewno dużo byś zrobił - mruknął Yoongi. - Hyung - dodał po namyśle, trochę obrażonym tonem.
- Przyniosę z samochodu mrożonki, to sobie przyłożysz - odparł pojednawczo starszy chłopak, bo naprawdę było mu trochę szkoda Yoongiego, który wyglądał, jakby cały świat zwrócił się właśnie przeciwko niemu. - A ty mi pomożesz zabrać resztę rzeczy z samochodu - zwrócił się do drugiego chłopaka, który tylko kiwnął głową z wyraźną ulgą. Pewnie zgodziłby się na wszystko, byle tylko uwolnić się od towarzystwa Yoongiego, który jeśli chciał, potrafił być naprawdę okropny. - Jak masz na imię?
- Hoseok - odpowiedział chłopak, nerwowo drapiąc się po karku. - Mam na imię Hoseok - ukłonił się lekko. Jin skinął głową.
- Ja jestem Jin, a to Yoongi - wskazał na młodszego chłopaka, który właśnie pokazywał mu środkowy palec. - Ale chyba zdążyliście się już poznać - uśmiechnął się, wysyłając Yoongiemu całusa, którego chyba nie zauważył, bo nie było po nim widać, żeby był bardziej zirytowany niż wcześniej. - Może niekoniecznie z tej najlepszej strony - dodał, wychodząc na ganek.
- Ja naprawdę nie chciałem tego zrobić - zaczął znowu Hoseok, a Jin tylko przewrócił oczami. Zawsze wychodził z założenia, że jak już cię coś spierdoliło, nieważne jak bardzo, wystarczy przeprosić szczerze, ale tylko raz. Nie ma najmniejszego sensu powtarzać przeprosin co minutę, bo i tak nic to nie zmieni.
- Wierzę. I Yoongi też pewnie zda sobie z tego sprawę, o ile już tego nie zrobił, tylko nie chce się przyznać - Jin podniósł torebkę z ramenem i wrzucił ją na korytarz. - Zobaczysz, jeszcze będzie będzie z tego żartować - dodał. - Za jakiś czas, oczywiście.
- Jak... - Hoseok się zawahał, schodząc wolno po nierównych schodkach werandy. - Jutro?
- Nie, jutro to może jeszcze nie.
- Tak... - spróbował znowu chłopak. - Za jakiś tydzień?
Jin zatrzymał się, podnosząc paczkę chipsów.
- Może mu zejść troszeczkę dłużej - przyznał. - Tak... - sam się zawahał, patrząc na stojące otworem drzwi samochodu. Był prawie pewien, że je zamknął. - Tak... do końca roku na pewno mu przejdzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro