Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Mżawka znów zaczęła zasłaniać przednią szybę samochodu. Jimin wychylił się ze swojego miejsca i nacisnął przycisk tuż obok kierownicy, włączając przednie wycieraczki, które boleśnie wolno i głośno przesuwały się w górę, a potem znów w dół, rozmazując przy tym na oknie resztki martwych insektów nagromadzonych w szczelinie obok szyby. Chłopak skrzywił się, wyglądając na zewnątrz.

Wiatr się wzmagał i wszystko wskazywało na to, że zbliża się nawałnica. Nie znosił burz, nie znosił też zimnego deszczu wpadającego za kołnierz t-shirtu lub koszuli, więc wybrał czekanie i odwlekanie momentu naciśnięcia klamki do ostatniej chwili.

Stali na parkingu jedynego w mieście pensjonatu robiącego również za restaurację, sklep z pamiątkami oraz gabinet chiropraktyczny, który był przyklejony do głównego budynku od strony pasma górskiego otulającego Jukrim od zachodu. Stary budynek trzeszczał z każdym mocniejszym podmuchem wiatru. Nawet w zamkniętym samochodzie słychać było jego trzaski. Drewno jęczało pod naporem powietrza i Jimin mógł przysiąc, że widział, jak motel przechyla się w tył. Kolejny podmuch był silny i chłopak zyskał niemal stuprocentową pewność, że budynek się przechylił. Nawet ich samochód zakołysał się lekko. Chociaż z drugiej strony mogła to być jego wyobraźnia. Ostatni raz jadł coś kilkanaście godzin temu i nie czuł się najlepiej. Wreszcie odpiął z ociąganiem pas i równie wolno odchylił się, łapiąc za ich bagaże. Jeśli miał być szczery, to trochę liczył na to, że wszystkie miejsca będą zajęte i będą musieli jechać gdzieś indziej, najlepiej jak najdalej stąd, ale ojciec nie wychodził, więc musiało się znaleźć dla nich jakieś łóżko albo kawałek podłogi. Biegnąc w stronę ganku z bagażami nad głową, chłopak przeklinał cicho ten dzień, starając się ominąć większe kałuże.

- Zamknąłeś samochód? - spytał od razu Sangmin, otwierając mu drzwi. Jimin rzucił ich plecaki na ziemię. W tym samym momencie, wejście za nim zatrzasnęło się i ciepło z rozpalonego do czerwoności kominka buchnęło mu w twarz, odbierając na chwilę mowę.

We wnętrzu sklepu z pamiątkami, a może jednak recepcji hotelu, czy przedsionka restauracji, Jimin sam nie mógł zdecydować, na co właściwie patrzy, było ciepło i szalejący wiatr nie miał do niego dostępu. Belki stropowe i ściany, owszem, skrzypiały tak głośno, jakby była to ich ostatnia godzina, a cały budynek miał się zaraz zawalić, ale to, co działo się na zewnątrz, nie miało tutaj żadnego znaczenia.

Ogień płonący w kozie stojącej zaraz obok lady, która była jednocześnie recepcją zajazdu, strzelał wysoko i fale gorąca wydobywające się z piecyka pachniały sosnowym drewnem. To była pierwsza rzecz, na którą chłopak zwrócił uwagę. Na intensywny zapach sosny i dymu, nie jedzenia, które widział na stołach po swojej prawej stronie i gotującego się na kuchni widocznej przez szybę. Nabrał powietrza w płuca, starając się znów go poczuć.

- Jimin, zamknąłeś samochód? - ponowił pytanie ojciec.

- Tak, zamknąłem - odparł cicho, przestając na chwilę rozglądać się po pomieszczeniu. Jego żołądek zaburczał głośno.

- Dwie noce, kochanieńki. Tak? - spytała ich obu babcia siedząca za ladą. Jimin dopiero wtedy ją zauważył. Kobieta miała identyczną fryzurę i ubranie jak ta, którą poznał rano i przez krótką chwilę miał wrażenie, że jest to nawet ta sama osoba, ale wtedy zaśmiała się krótko i wiedział już, że to nie prawda. Zwłaszcza kiedy podniosła wzrok i pokazała na niego samego palcem. - On też?

- Tak, jesteśmy razem - odparł sztywno ojciec. - Może być dwójka, dwie jedynki... nieważne - dodał równie pozbawionym emocji tonem.

- To dwójka, czy jedynki? - spytała znów babcia. Ta dyskusja musiała trwać już dłuższą chwilę, bo mężczyzna westchnął cicho i włożył rękę do kieszeni, co zawsze robił, gdy się z kimś kłócił albo był zirytowany.

- Dwójka może być - wtrącił się do rozmowy Jimin i zaczął szybko zdejmować buty. Przemilczał fakt, że dwie jedynki zdecydowanie bardziej by mu odpowiadały. Było jasne, że ojciec nie chce przedłużać tej dyskusji. Uśmiechnął się więc tylko do staruszki. Ta odpowiedziała mu tym samym, co tak naprawdę bardziej wyglądało, jakby zjadła coś kwaśnego niż jak prawdziwy uśmiech. Jimin zaczął się zastanawiać, czy kobieta naprawdę go nie lubi, czy trafili tylko na jej zły dzień. Może zrobił jej coś w dzieciństwie, o czym nie pamięta, a ona nadal ma do niego żal. Z drugiej strony co aż tak strasznego może zrobić kilkuletni dzieciak. Jego rozmyślania przerwał cichy dźwięk, kiedy klucz do pokoju wylądował na ladzie.

- Hoseok was zaprowadzi - powiedziała, wstając z krzesła. - Hoseok, goście! - wrzasnęła głośniej, podchodząc do okna kuchennego. Chłopak, na oko w wieku Jimina, wychylił się ze środka, poprawiając na głowie czapkę, która opadała mu co chwila na oczy. Wyglądał, jakby to był najgorszy z możliwych momentów na to, żeby go zawołać, ale uśmiechnął się do nich niezbyt szczerze i zniknął w kuchni, by po chwili pojawić się w drzwiach.

- Możemy sami iść na górę i znaleźć pokój - zaproponował ojciec. Nie trzeba było znać się na hotelach, żeby zauważyć, że w tym miejscu zdecydowanie brakowało ludzi do pracy.

- Żaden problem - zaprotestowała twardo babcia. - Hoseok, to jest pan Park i jego syn Jimin, pamiętasz go ze szkoły, prawda? - obcy chłopak ukłonił się grzecznie, a jego mina nie świadczyła o tym, żeby pamiętał któregokolwiek z nich, co trochę poprawiło Jiminowi humor. Przynajmniej nie był jedyny.

- Jasne, mam nadzieję, że miło spędzicie tu czas - chłopak uśmiechnął się do nich ponownie, ignorując wściekłe spojrzenie kobiety, która niezbyt subtelnie usiłowała dać mu do zrozumienia, żeby się zamknął. Babcia na pewno wiedziała, że nie przyjechali tu na wakacje, ale Hoseok zupełnie nie zdając sobie sprawy z popełnionego przed chwilą faux pas, uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Pierwsze piętro, schody są zaraz obok wejścia... - zaczął tłumaczyć, ale Jimin już nie słuchał, kiedy mówił o jakiś zawiłościach związanych z włączeniem ciepłej wody pod prysznicem czy godzinach czegoś tam innego.

Komórka w jego kieszeni wibrowała co chwilę, dając znać o kolejnych wiadomościach, które z wkroczeniem do cywilizacji, będzie mógł odebrać. Marzył jednak tylko o tym, żeby trochę się przespać. Dlatego kiedy tylko znaleźli się w pokoju, nie poczekał nawet, aż ojciec podziękuje Hoseokowi i rzucił się na łóżko.

***

- Po co właściwie wkładałeś dziś te spodnie? - spytał Namjoon, opierając się o ogrodzenie oddzielające podwórko ich rodzinnego domu od drogi.

- Babcia je lubi - odparł Taehyung oczywistym tonem i usiadł na ławce, podwijając wyżej rękawy koszuli. Jego błękitne spodnie leżały obok. Były mokre prawie aż do samego pasa i pokryte pianą, którą chłopak spłukiwał przy użyciu węża ogrodowego. Namjoon nic nie odpowiedział. Wiedział, że nie było sensu dyskutować z Taehyungiem o tym, że przecież mają w domu zupełnie sprawną pralkę i wcale nie jest na tyle ciepło, żeby siedzieć na podwórku w samych bokserkach. A już z całą pewnością nie najlepszym pomysłem było pokazywanie suchej dupy ubranej jedynie w majtki całej wiosce.

Taehyung miał jednak swoje własne zdanie na każdy temat i zazwyczaj każdą radę, jaką kiedykolwiek dostał, traktował jak atak na swoją całą egzystencję i wolność osobistą. Tak byłoby ze spodniami, tak było ze studiami, a nawet grzywką, którą ten zaczął obcinać sobie zaraz po przyjściu od babci ze sklepu, ale nie skończył z tylko sobie znanych powodów. Jej nierówne końcówki co chwila wchodziły mu do oczu i Namjoon ledwie powstrzymywał się przed pójściem do domu, po jakieś lepsze, ostrzejsze nożyczki, żeby równiej przyciąć poszarpane kosmyki. Wiedział jednak, że nie ma to sensu. Jego brat prędzej uciekłby z powrotem do Seulu, niż pozwoliłby mu cokolwiek zmienić.

Odwrócił się w stronę wzgórz, zadzierając głowę wysoko. Gdzieś między ich szczytami  ciemne, gęste chmury powoli zstępowały na dół, przykrywając całą dolinę cieniem. Widać było, jak suną wolno w ich stronę. Kolor powoli opuszczał drzewa pod nimi. Zieleń stawała się coraz bardziej szarawa, aż wreszcie w ogóle straciła swoją barwę. Ta na horyzoncie zlewała się w jedno z wieczornym niebem, które pomału samo zmieniało swój odcień. Lekko zgniły zapach wody z rozlewisk czuć już było w powietrzu jak zawsze przed deszczem.

- Niedługo będzie padać - stwierdził Namjoon, nie odrywając wzroku od czubków sosen porastających zbocze zaraz za domem. Gdzieś tam, pod ich zwartymi koronami, biegła droga w górę zbocza, ale z tej odległości nie był w stanie nic dostrzec. Wszystko, co było za murem oddzielającym ich dom od reszty Jukrim, co chwila zachodziło gryzącym dymem z ogniska, które sąsiad palił od samego rana. - Może weźmiemy samochód? - zaproponował, ale Taehyung pokręcił głową.

- Zdążymy, już prawie skończyłem - powiedział i rozkręcił bardziej wodę, spłukując ostatnie obłoczki piany desperacko chwytające się nogawek spodni. Wreszcie podniósł się zadowolony, strzepnął je i zarzucił na rozpostarty wzdłuż podwórka sznurek.

- Będziemy musieli jeszcze wrócić - zauważył Namjoon, a wątpił, żeby pogoda miała się magicznie poprawić. Miało lać przez cały weekend i chociaż zawsze podchodził do prognozy pogody z dużym dystansem, wydawało się, że tym razem się sprawdzi.

- To zostaniemy u Hobiego - odpowiedział od razu Taehyung. - Spodnie tylko nowe wezmę - dodał i pobiegł szybko do domu.

Namjoon usiadł na jego miejscu na ławce, wyciągając paczkę papierosów z bocznej kieszeni spodni. Przez chwilę miął opakowanie w jednej ręce i po dłuższym zastanowieniu, rzucił na taczkę z kompostem. Miał rzucać. Miał zrobić dużo rzeczy w tym miesiącu. Na przykład nie zawalić ostatniego egzaminu, do czego jeszcze nikomu się nie przyznał. Miał nie wracać do Jukrim, które po pobycie dłuższym niż trzy dni doprowadzało go do depresji, miał nie rozpamiętywać zdarzeń do tego stopnia, że nie mógł później w nocy spać. Niestety mózg Namjoona miał dziwną tendencję do wyszukiwania najbardziej żenujących momentów z jego życia w najbardziej nieodpowiedniej chwili. Zwłaszcza w środku nocy, kiedy w końcu udawało mu się przekonać samego siebie, że nie jest życiowym przegrywem.

Rzucanie palenia mogło być pierwszym krokiem do wzięcia się wreszcie w garść. Z całą resztą było już gorzej. Mimo postanowień przyjechał do domu i nic nie wskazywało na to, że coś zmieni się to przez całe wakacje. Raczej nie weźmie się w garść. Spać też nie będzie. Zrozumiał to dziś rano, widząc parkującego przed sklepem SUV-a. Jimin wrócił. Chłopak, którego miał już nigdy nie spotkać. Chłopak, o którym miał zapomnieć.

- Gotowy? - spytał Taehyung, wyrywając go z zamyślenia. Namjoon nie wiedział, jak długo tak stał przed nim, ale chyba od jakiegoś czasu, sądząc po jego znudzonym spojrzeniu utkwionym w komórce, którą trzymał w dłoni. - Namjoon, gotowy? - powtórzył i włożył ją do kieszeni czarnych, obcisłych jeansów. Zdążył nawet zmienić koszulkę, co starszy chłopak przyjął z zaskoczeniem. Jej rękawy były tak mocno wycięte, że było widać przez dziury po nich jego wystające żebra. Gdyby były ze dwa centymetry głębsze, blizna w kształcie dwóch rzędów końskich zębów, którą Taehyung zarobił na pierwszym roku studiów na praktykach w stadninie, byłaby doskonale widoczna.

- Tak, zawsze - mruknął, wstając z miejsca. Uśmiechnął się do brata słabo.

- Dalej myślisz o Yeji? - spytał Taehyung, otwierając przed nimi bramkę. Puścił Namjoona przodem i przyśpieszył kroku, kiedy pierwszy, mocny podmuch wieczornego wiatru uderzył ich w plecy. - To tylko kilka miesięcy, Namjoon. Wróci ze Stanów i będzie po staremu.

- Wiem - odparł z ociąganiem chłopak. Nie wiedział tylko, czy chce, żeby było po staremu, jednak Taehyung nie musiał o tym wiedzieć. - Pewnie, że będzie. Jest internet i takie tam - machnął niedbale ręką i wsadził ją do kieszeni spodni. Było coraz zimniej. Aż zadrżał, gdy zatrzymali się na chwilę na rozdrożu, rozglądając na boki. Jak zwykle, droga była pusta. - Może pojadę tam w październiku i ją odwiedzę. Jeszcze nie wiem.

- Ma przyjeżdżać raz w miesiącu...

- Tak mówiła - odparł bez zainteresowania chłopak. Na tym dyskusja urwała się. Dopiero, gdy zaczęli znów wspinać się w górę, Taehyung powiedział.

- Myślisz, że Jimin zostanie na dłużej? - Namjoon zerknął na niego kątem oka. Zgarbił się jeszcze bardziej.

- Nie wiem - odparł zgodnie z prawdą. Czekał na kolejne pytanie, bo to na pewno zaraz padnie. Znał Taehyunga, był gorszy od trzylatka, kiedy jakiś temat naprawdę go zainteresował. Namjoon zawsze trochę współczuł jego wykładowcom. I sobie, bo to on musiał przez kilka miesięcy wysłuchiwać na przykład o tym, jak cudownymi i mądrymi zwierzętami są jesiotry, nawet jeśli ryby interesowały go tylko i wyłącznie, kiedy znajdowały się na jego talerzu. Najlepiej w panierce i bez ości.

- Pani Kim... no wiesz, mama Jimina - zawahał się. - Jak myślisz, co się właściwie stało?

- Z nią? - spytał Namjoon, nie odrywając wzroku od swoich butów. Podejście było strome i coraz wolniej wchodzili na górę, a wiatr od wschodu wzmagał się, jeszcze bardziej utrudniając im podejście. - W sensie jak umarła? Czy co?

- Zabiła się - powiedział Taehyung .- Tak mówi babcia - dodał z przekonaniem. Dla niego wszystko, co mówiła babcia, nadal było niepodważalną prawdą, którą przyjmuje się bez wahania.

- To domysły - mruknął Namjoon, przepuszczając samochód, jadący w tym samym kierunku, w którym sami szli. - Z resztą, to nie nasz interes...

- I nie chodziło mi o to - ciągnął dalej Taehyung, zwalniając trochę. Zignorował komentarz starszego chłopaka. - Ogólnie... no wiesz, nie wydaje ci się to trochę dziwne? Dlaczego się rozeszli? Ojciec Jimina i ona. Mieli zajebistą chatę, samochody i takie tam... - powiedział cicho. - Była całkiem popularna i jej książki nieźle się sprzedawały, co nie? - Namjoon wzruszył ramionami. Sam kiedyś się nad tym zastanawiał, ale był wtedy dzieckiem, a to były sprawy dorosłych i wydawały mu się zbyt skomplikowane. - A potem raptem, tak z dupy, bum, się rozwiedli - młodszy chłopak aż zatrzymał się na chwilę. - Bez powodu zupełnie...

- Tae - głos Namjoona zagłuszył szum liści. Przez chwilę stali, wpatrując się w nie w napięciu, ale nic się nie stało. Kolejny powiew wiatru nie przyszedł.

- No co? Gdyby coś było, ludzie by gadali Joonie i babcia na pewno coś by wiedziała...

- Taehyung... to nadal nie nasza sprawa - westchnął bezradnie Namjoon, bo wiedział, że absolutnie nie jest w stanie przekonać o tym swojego brata. Poza tym to nie tak, że jego to kompletnie nie interesowało. Zarówno wtedy, jak i później, próbował odtworzyć wszystkie chwile, które spędził z Jiminem, szukając jakiś sygnałów w zachowaniu młodszego chłopaka, które by świadczyły o tym, że dzieje mu się jakaś krzywda. Nie zdołał znaleźć ich wtedy, ani nawet teraz. I chociaż nadal nie był pewien, czy Jimin był tak dobrym aktorem i udawał, że wszystko jest ok, czy faktycznie nie działo się nic złego, to zakopał ten temat gdzieś bardzo głęboko w swojej podświadomości.

- I na serio Jimin... - zaczął znowu Tae.

- I na serio daj już temu spokój - przerwał mu najbardziej stanowczym tonem, na jaki było go stać.

***

- Już wiem, skąd cię znam - Jimin usłyszał nad swoją głową, kiedy ostrożnie zaczął mieszać zamówiony przez siebie bibimbap. Nie zareagował, uważnie przykrywając kolejne kawałki mięsa i warzyw czerwoną pastą. - Chodziłeś do klasy z Taehyungiem - kontynuował Hoseok, siadając na krześle obok. - ...ale bardziej przyjaźniłeś się z jego bratem, Namjoonem - kilka kawałków cukinii wylądowało na stole, kiedy Jimin znieruchomiał na chwilę z pałeczkami uniesionymi nad miską. - Chodziłem z nim - wyjaśnił Hoseok, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że może drugi chłopak niekoniecznie chce słuchać jego wynurzeń.

- Ach tak - mruknął cicho Jimin, nie podnosząc głowy. Życie Hoseoka kompletnie go nie interesowało, a Namjoon to już w ogóle. - To fajnie.

- W sensie, z Namjoonem do klasy - dodał chłopak, otwierając sobie colę. Nie wyglądało na to, żeby miał sobie pójść. - Taehyungie... - zaczął znowu, podsuwając druga puszkę Jiminowi. - Taehyunie strasznie płakał, jak się wyprowadziłeś.

Jimin podniósł wzrok. Był prawie pewien, że nigdy w swoim życiu, nie licząc spotkania sprzed kilku godzin, nie widział Hoseoka na oczy. Chłopak miał dość charakterystyczną, pociągłą twarz i lekko zadarty nos, który wyglądał bardziej na wynik działań chirurga plastycznego niż natury. Musiał być jednak naturalny, bo kobieta, która przyniosła mu jedzenie miała dokładnie taki sam. Nie, Jimin kompletnie go nie kojarzył.

- Na długo przyjechaliście? - ciągnął Hoseok dalej kompletnie niezrażony.

- Chyba na dłużej niż planowaliśmy - westchnął Jimin. Zrozumiał, że absolutnie nie pozbędzie się tego chłopaka w najbliższej przyszłości, więc równie dobrze może z nim pogadać.

- Miałeś pewnie inne plany, co? - kiwnął tylko lekko głową, starając się nie robić nieszczęśliwej miny. Jednak sama myśl o tym, że przez kilka dni będzie przerzucać jakieś stare pudła w domu pełnym kurzu, pająków i innego robactwa, zamiast leżeć nad basenem z jakimś fikuśnym drinkiem w ręce, słuchając żartów Jina i narzekania Yoongiego, działała na niego depresyjnie. A najgorsze w tym wszystkim było to, że będzie musiał to robić zupełnie sam.

- Tak jakby - mruknął, otwierając puszkę. Zanim zszedł na obiad, pożegnał się w myślach z wakacjami all inclusive w pięciogwiazdkowym spa resorcie na Jeju, więc nie było sensu zadręczać się tym tematem. Nawet jeśli odliczał dni do tego wyjazdu przez ostatnie pół roku. I nawet jeśli przez ostatnią godzinę nie sprawdzał swojego telefonu z obawy przed wściekłymi wiadomościami od swoich przyjaciół. I brata. Jakby to była wina Jimina, że jego matka umarła w najmniej odpowiednim czasie. Hoseok zerknął na swoją komórkę i szybko wsunął ją do kieszeni bluzy.

- W każdym razie... - zaczął, bez pytania biorąc ze stołu telefon Jimina, zanim ten zdążył zaprotestować. - Zawsze możesz zadzwonić, kiedy zacznie ci się nudzić, już masz mój numer. Jukrim nie ma zbyt dużo do zaoferowania, ale daje radę - wyjaśnił, wstukując swoje imię i nazwisko. - I oddzwoń do tego JK'a. Serio, koleś nie da ci spokoju - dodał, wyciągając rękę z telefonem w kierunku Jimina.

A/n: zapraszam tez na mojego nowego ff, który już w sobotę (29/08) pojawi się na moim profilu c:
Fandom: TXT & BTS
Więcej info znajdziecie na moim Twitterze, a tak będzie wyglądać okładka:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro