Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Jin oparł się o pick-upa, marszcząc brwi w zamyśleniu. Srebrne kluczyki do samochodu błyszczały w promieniach słońca, a doczepiony do nich dzwoneczek co chwilę wydawał delikatny dźwięk.

Robił to tak teatralnie i dramatycznie, że stojący obok niego Yoongi, aż parsknął cicho pod nosem, zasłaniając usta dłonią.

- Powiesz coś wreszcie? - spytał po chwili, bo Jin wciąż mruczał pod nosem jakieś bezsensowne i urwane zdania, które nawet nie brzmiały do końca jak koreański.

- Zastanawiam się - odparł chłopak, drapiąc się po brodzie. - Gdzieś tu niedaleko chyba jest jakaś świątynia, którą chciałeś zobaczyć, co nie?

- No nie bardzo niedaleko - odparł chłopak po chwili. - Haedong Yonggungsa jest bliżej Busanu.

- Jakąś godzinę jazdy od Busanu - dodał Hoseok, a Jungkook skrzywił się automatycznie. Nie potrafił tego opanować, po prostu nie potrafił. Hoseok był zajebiście irytujący.

Jungkook wiedział to od razu, gdy tylko go zobaczył. Może i naprawił gruchota ich najstarszego brata i Jimin, po raz pierwszy od kilku dni uśmiechnął się szczerze, widząc, jak stary pick-up rzęzi i wypluwa z siebie chmary szarego dymu, ale to nie było w oczach Jungkooka osiągnięcie, które zasługiwało na to, żeby zmienił o nim zdanie. - To jakieś trzy, cztery godziny jazdy w jedną stronę

- Zawsze możemy jechać do Suncheon - zaproponował Jimin, na co odpowiedziało mu jęknięcie, które wyrwało się zza zaciśniętych ust Yoongiego.

Hoseok zaśmiał się i Jungkook od razu pomyślał, że jego śmiech też był irytujący i głośny. Cały Hoseok był właśnie taki - głośny. Zawsze śmiał się tak donośnie, jakby zależało od tego jego życie, a jeszcze głośniej chodził, szurając i ciągnąc za sobą nogi jak jakieś zombie. Gdy był zadowolony, bił mocno wszystkich dookoła, co było chyba najbardziej wkurzającą rzeczą na świecie. Tak naprawdę to był ucieleśnieniem wszystkich cech, jakie doprowadzały Jungkooka do szału i chłopak nie potrafił przy nim zachowywać się cywilizowanie.

Wiedział, że robi niezadowolone miny, gdy Hoseok tylko otwierał usta, ale nie potrafił się kontrolować i udawać, że wszystko jest ok. Nie było ok. Było nawet bardzo nie ok. Zwłaszcza, że gdy Hoseok tylko pojawił się na horyzoncie, Yoongi jakby zapomniał, z kim przyjechał do Jukrim i nie odstępował chłopaka ani na krok. Tak było wczoraj wieczorem, tak było dziś. Tak pewnie będzie aż do końca ich pobytu w tej dziurze, bo z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego powodu Yoongi lubił towarzystwo tego chłopaka. Chłopaka, który nie dość, że był ucieleśnieniem wszystkich cech, które zwykle wkurwiały Yoongiego u innych, to jeszcze prawie go oślepił na dzień dobry. Jungkook nadal widział czerwone, nabiegłe krwią plamki na powiekach starszego chłopaka i najchętniej wpakowałby Hoseoka przynajmniej do więzienia, chociaz wszyscy wydawali się już dawno zapomnieć o całej tej sprawie.

- Byliśmy w Suncheon milion razy. Już wszystko tam zwiedziliśmy - powiedział głośno Jin i wskoczył na maskę samochodu. Przez moment udawało mu się nawet na niej balansować i nie spaść, ale nie trwało to jakoś długo. Maska pickupa nie była płaska. - Cholera... - zaklął cicho, ale nie poddawał się. Znów wskoczył na samochód, ale jego upadek był tym razem szybszy niż ostatnio.

- No to nie wiem, co mam ci powiedzieć - odparł Jimin, krzyżując ręce na piersiach.

- Tak naprawdę to obok nas nie ma za dużo jakiś spoko miejsc do zwiedzania, takich wiecie... w sensie zabytków - przyznał Hoseok. - Mamy świątynię bambusową, jest całkiem niedaleko. Albo cment...- zaczął mówić, ale widząc minę Jimina od razu zmienił temat. - Albo jezioro, góry...- mówił dalej. - Jest też rzeka. Jest sporo miejsc, gdzie zaczynają się szlaki turystyczne. Mogę być waszym przewodnikiem, jak chcecie, tylko powiedzcie, co chcecie robić - dodał i zaczął chować narzędzia do skrzyni, którą przytargał z domu. Sprawdził szybko godzinę na zegarku na przegubie dłoni i serce Jungkooka na moment podskoczyło. Chłopak wyglądał, jakby o czymś sobie przypomniał.

- Która jest? - spytał Jimin.

- Dwunasta dwadzieścia - odparł Hoseok. - Możemy się spotkać za kilka godzin i gdzieś jechać, jak chcecie.

- Pewnie - Yoongi odpowiedział od razu. Jungkook podszedł do niego i stanął obok. - Dziś mamy wolniejszy dzień.

- Kacowy - poprawił go Jin. - To jak chłopaki? - spojrzał na Jimina, a potem na Jungkooka, który postanowił się nie odzywać. I tak zrobią to, czy tego chce, czy nie więc jego zdanie nie miało żadnego znaczenia.

- Ok - Jimin skinął głową. - Mi tam wszystko jedno tak naprawdę, gdzie pojedziemy - na chwilę zawiesił głos i spojrzał w stronę domu. Wydawał się posmutnieć na chwilę, ale zaraz uśmiechnął się słabo. - Zróbmy sobie przerwę chociaż na kilka godzin.

- Spoko, to napiszę do Taehyunga i Namjoona, że po nich wpadniemy później - obwieścił niespodziewanie Yoongi, na co Jimin od razu zamarł. Nie zdążył nawet wydać z siebie dźwięku protestu, a sms został wysłany. Hoseok uśmiechnął się lekko, widząc, jak Yoongi z zadowoleniem chowa komórkę do kieszeni. Jin nie był na tyle dyskretny i parsknął na głos, ledwie ukrywając swoje zadowolenie.

***

- To... jak chcecie to zrobić? - Yoongi patrzył sceptycznie na niewielką kabinę pickupa, do której mogło zmieścić się najwyżej trzy osoby. I to pod warunkiem, że jedna z nich byłaby niewiele większa od dziecka. - Nie ma szans, żebyśmy zmieścili się wszyscy - dodał.

Jimin zajrzał do dusznego wnętrza kabiny, które pachniało kurzem i nagrzaną skórą.

- Ja mogę jechać na pace - oznajmił od razu. Wolał nie wyobrażać sobie, co na krętych i nierównych wiejskich drogach zrobiłby jego żołądek w dusznej i gorącej kabinie. - Mogę też prowadzić.

- Ten samochód nie ma automatycznej skrzyni biegów - powiedział od razu Jin. Jiminowi zrobiło się trochę głupio. Jasne, mniej więcej wiedział, jak prowadzić samochód ze sprzęgłem, ale nie robił tego od dawna. Właściwie od kiedy, rozwalił skrzynię biegów w samochodzie mamy, więc prowadzenie antycznego wozu może nie było najlepszym pomysłem.

- To ja na pace - zdecydował, wspinając się na pokryty kurzem i rdzą tył samochodu. Wcisnął się w róg między kabiną a bokiem i postawił przed sobą plecak pełen zapisanych kartek papieru. W międzyczasie znalazł jeszcze kilka dłuższych fragmentów rękopisów matki i chciał je przeczytać. Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że mogły stanowić części jednej, większej całości.

- Prowadzisz - rzucił Yoongi do Jina, gramoląc się do kabiny samochodu. To było bardziej niż oczywiste, że Jungkook podąży za nim, zostawiając swojego brata samego w otwartym bagażniku. - Wiesz, jak jechać?

- Biorąc pod uwagę, że tu jest tylko jedna droga... to chyba sobie poradzę - Jin zatrzasnął za sobą drzwi samochodu i od razu otworzył małe okienko, łączące wnętrze pick-upa z bagażnikiem. - Nie martw się Jimin, już niedługo będziesz miał u siebie na tyle towarzystwo - uśmiechnął się, odpalając silnik, który ryknął tak głośno, jakby znajdowali się w samochodzie Formuły 1, chociaż nie jechali szybciej niż dwadzieścia kilometrów na godzinę.

Jimin słyszał niewyraźne głosy dochodzące z kabiny, ale pęd powietrza i silnik samochodu skutecznie je zagłuszały. Przymknął oczy, pozwalając, by wiatr bawił się jego włosami. Byłoby całkiem wygodnie, gdyby nie to, że kiedy samochód podskakiwał na wybojach, przerdzewiały bok bagażnika wbijał mu się w plecy. To dało się jakoś przeżyć, jednak im bliżej Jukrim się znajdowali, tym większy ogarniał go niepokój. To będzie pierwszy raz, kiedy spotka się z Namjoonem od czasu imprezy nad jeziorem. Oczywiście, jeśli Namjoon się pokaże. Jimin nie potrafił zdecydować, co wkurwiłoby go bardziej - obecność czy nieobecność chłopaka. Żeby zająć czymś ręce sięgnął po kartki z plecaka i zaczął czytać skaczące, drobne litery.

rdza powoli zjadała poobijane boki samochodu. wydaje się, że mogą odpaść pod mocniejszym naciskiem naszych pleców. dźwięk silnika wydaje głośmy miarowy warkot, kiedy walczy z nierówną, leśną drogą.

zgrzyt skrzyni biegów brzmi jak pełen pretensji jęk duchów, które wolałyby na zawsze pozostać nieodkryte i bezpieczne gdzieś w szczelinach naszego świata.

pozostać na zawsze zapomnianym, ale jednak pozostać.

- Hej - Jimin szybko podniósł głowę. Tekst znowu go pochłonął i nawet nie zauważył, że zatrzymali się w Jukrim. Zamrugał kilka razy, jakby zupełnie nie rozumiejąc, czemu Taehyung z uśmiechem ładuje na bagażnik sześciopak piwa i swój podejrzanie wypchany plecak. Jakby cały gwar przygotowań w ogóle do niego nie dochodził, był gdzieś obok.

- Hej - odparł dopiero po chwili, automatycznie przesuwając się bardziej w kąt, by zrobić miejsce chłopakowi. Zaraz za nim pojawił się czubek głowy Hoseoka przyozdobiony lustrzanymi okularami przeciwsłonecznymi. Kiedy już Jimin powoli zaczynał się cieszyć, że Namjoon jednak zrezygnował z wycieczki, zobaczył jeszcze jedną, lekko poprzecieraną bejsbolówkę. Westchnął cicho.

- Namjoonie, nie opieraj się o sam tył, nie wiem, na ile mocne są te zatrzaski przy klapie - powiedział głośno Hoseok, a Namjoon posłusznie przesunął się trochę bliżej Jimina, niechcący zaczepiając o niego butem.

- Sorry - powiedział cicho, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok.

- Nic nie szkodzi - Jimin zapukał w okienko kabiny. - Możemy ruszać! - krzyknął, bo tylko wiatr i głośny silnik samochodu mógł ich uratować przed niezręczną ciszą. Jimin mógł udawać, że nic się nie stało, ale Namjoon, który wyglądał jak zbity pies, jakoś szczególnie działał mu na nerwy. W końcu nie stała mu się żadna krzywda.

szybko, coraz szybciej mijane drzewa zmieniają się w zieloną mozaikę poprzetykaną promieniami światła i cieniem. zlewają się, a ich zielone liście uderzają w boki samochodów, jakby chciały do nas dołączyć. Ale my jedziemy zbyt szybko, a one muszą tu zostać.

Rozzłoszczone smagają boki samochodu gałęziami, a my zostawiamy je w tyle. Odwracasz głowę, a leśny tunel robi się coraz mniejszy i mniejszy. zastąpiła go kolorowa plama pól, mrużysz oczy. papier łopocze na wietrze, wygina się jak wąż.

do końca strzeże swoich tajemnic przed twoim ciekawskim wzrokiem

robi się cieplej. powietrze smakuje jak woda, choć nic nie zapowiada deszczu, który niedługo spadnie. tylko ptaki niżej latają nad rozległymi polami. one wiedzą, że gorące promienie słońca są bardziej zdradzieckie niż rozmokłe cienie. potrafią ukryć wszystko, co znajduje się w zasięgu wzroku

Samochód rozpędził się na starej asfaltówce, prowadzącej przez las. Jimin podniósł na chwilę głowę, bo od czytania w czasie jazdy powoli zaczynało mu być niedobrze. Taehyung, który siedział obok niego, spoglądał w bok, łapiąc co chwilę liście gałęzi, które uderzały w bok samochodu. Gdzieś po drugiej stronie bagażnika Namjoon i Hoseok prowadzili rozmowę, której Jimin nie był w stanie usłyszeć.

- Gdzie jesteśmy? - Jimin dotknął ramienia Taehyunga. Chłopak odwrócił się szybko i osłonił oczy przed słońcem.

- Chyba mijamy zjazd na most - odparł wolno. Jimin kiwnął głową. - Pewnie pojadą starą trasą wzdłuż rzeki i przekraczają ją starym mostem - dodał po chwili. Zmrużył oczy, wpatrując się w zieloność. - Chcesz piwa? - zapytał, otwierając swój plecak.

Jimin nie chciał piwa i już otwierał usta, żeby powiedzieć to Taehyungowi, kiedy niechcący połknął jakiegoś owada. Zaczął pluć i wycierać twarz z obrzydzeniem, jakby to mogło mu pomóc, a owad nie znajdował się gdzieś w drodze do jego żołądka. Było za późno, żeby zaprotestować, bo Taehyung wyciągał w jego stronę rękę z puszką. Była zimna i lekko wilgotna w dotyku. Jimin jakoś od razu zapomniał o porannym kacu, a na przyczepie nie było absolutnie nikogo, kto mógłby mu o nim przypomnieć albo rzucić ostrzegawcze, pełne dezaprobaty spojrzenie, które pewnie i tak by zignorował.

Z uwagą położył kartki rękopisu na podłodze i przycisnął je butem.

- Co czytałeś? - zagadnął Taehyung, ostrożnie otwierając puszkę. Piwna piana od razu wystrzeliła w górę i spłynęła mu po nadgarstku, który wytarł wymiętą koszulką.

Jimin zawahał się przez chwilę. To, że znalazł zapiski matki, nie było żadną tajemnicą. Wspominał o tym chłopakom, ale żaden z nich nie wydawał się tym zaskoczony. Właściwie nie było w tym nic niezwykłego. Była pisarką, musiała mieć jakieś notatki, które po niej pozostały. Przecież nie planowała swojej śmierci.

- Znalazłem...to chyba jakieś notatki mojej matki - powiedział powoli. - Nie mają zbyt wiele sensu tak naprawdę, ale... - umilkł na chwilę. Prawda była taka, że nie potrafił przestać ich czytać. Kiedy już znalazł i przeczytał pierwszą kartkę, okazało się, że jest ich więcej i więcej, że są ze sobą jakoś połączone, a Jimin chciał odkryć, ich znaczenie, chociaż nie wierzył, że zostały napisane dla niego. - Nie wiem - westchnął. - Nie mają za wiele sensu.

- To przez jej styl - Taehyung pokiwał głową, jakby był przynajmniej ekspertem od literatury. - Nie patrz tak na mnie, czytałem jej wcześniejsze książki - odparł, spokojnie popijając piwo, a Jiminowi zrobiło się głupio. On nigdy ich nie czytał. - Mogę? - zapytał, wskazując na kartki leżące na dnie bagażnika. Jimin pokiwał głową.

- Nie ma różnicy, od której zaczniemy - powiedział, rozkładając je na kolanie. Taehyung przysunął się bliżej i mocno złapał boku samochodu, kiedy ten skręcił. Na dobre wyjechali z lasu.

biały papier kartki pali w oczy, więc pochylacie się nad nim niżej, ignorując drogę. ignorując jej cel. kolejny zakręt i kolejny, i kolejny. tylko w prawo.

szybko mijające tablice pozostają w tyle. liczy się tylko to, co widać na białym papierze. schowany bezpiecznie w plątaninie rąk i nóg, w rdzy zalegającej jak śnieg na podłodze przyczepy.

raz po raz któryś z was podnosi wysoko głowę, rozgląda się na boki i sunie palcem po kartce jak po mapie.

Jakby mogła wskazać wam miejsce, w którym się znajdujecie. Jakby mogła powiedzieć wam, dokąd zmierzacie.

Jimin już sięgał po kolejną kartkę, trzymając je wszystkie mocno, bo wiatr cały czas próbował wydrzeć mu plik z ręki.

- Zaczekaj - Taehyung powstrzymał go, kiedy już mieli wrócić do czytania. - Nie uważasz, że w tym wszystkim jest coś... dziwnego? - zapytał.

Jimin spojrzał na niego zaskoczony.

- Przecież od razu ci mówiłem - westchnął zniechęcony. - Nie ma sensu - upił kilka łyków piwa, które powoli stawało się ciepłe i wygazowane.

- Właśnie... - Taehyung podniósł głowę, zaciskając rękę mocniej na krawędzi bagażnika, kiedy samochód znowu skręcił. Przez chwilę wypatrywał czegoś, jednak jechali teraz zbyt szybko, by móc chociaż dostrzec nazwy mijanych miejscowości na przydrożnych znakach. - Właśnie wydaje mi się, że to ma sens.

- Nie rozumiem - Jimin postawił puszkę na podłodze między swoimi butami.

- Ty to napisałeś? - w głosie Taehyunga brzmiało zdenerwowanie, które próbował ukryć. - Jimin... czy ty to napisałeś? - powtórzył, przysuwając się jeszcze bliżej. Jimin pokręcił tylko głową.

- No coś ty, jak miałbym... po co miałbym to zrobić? - zerknął na zapisane drobnym, nerwowym pismem kartki, jakby chciał się upewnić, że on nie mógł być autorem tych słów. Nawet pismo było inne. I słowa. Na pewno nie jego.

- To jest... to jest tak, jakby było o naszej wycieczce - Taehyung zmarszczył brwi, wypatrując na twarzy Jimina chociażby najmniejszego wahania. Czegoś, co potwierdziłoby, że to jeden wielki żart.

- No coś ty... to niemożliwe - zaprotestował od razu Jimin, czując, jak na jego przedramionach pojawia się gęsia skórka, chociaż słońce mocno prażyło ich w plecy.

- Zgadza się wszystko, co widzimy po drodze, zgadza się to, ile razy skręciliśmy. Daj spokój... jeśli wy tego nie wymyśliliście... - Taehyung nerwowo przygryzł wargę, po czym od razu wziął kilka łyków piwa.

- Oni... oni nawet nie czytali rękopisu, nie wiem, dokąd jedziemy tak naprawdę, ale to może być zbieg okoliczności. Hoseok mówił, że w okolicy nie za zbyt wielu ciekawych miejsc, matka prawdopodobnie jechała tymi drogami i po prostu je opisała. Zbieg okoliczności - nabrał głęboko powietrza, kiedy udało mu się wyrzucić z siebie wszystkie logiczne argumenty.

- Zbieg okoliczności - powtórzył po nim Taehyung. - Wierzę ci, że ty tego nie napisałeś - oznajmił w końcu, sięgając po kolejną kartkę.

Odwracasz głowę, patrzysz daleko, daleko poza mnie. spod kół uciekają drobne kamyczki. uderzając cicho o błotniki i chowają się w trawie.

Opieram się wygodnie o tył bagażnika, gładzę ręką chropowatą, rudą powierzchnię metalu, który przegrał walkę z czasem. Tak jak ja. Rozsypie się na miliony niezauważalnych drobinek i nikt już nie zgadnie, czym był kiedyś.

Jimin nie był pewien, czemu Taehyung tak szybko zmienił zdanie i mu uwierzył. Może faktycznie nie wyglądał na kogoś, kto potrafiłby napisać coś takiego. Rękopis robił na nim wrażenie, chociaż nie wiedział, w jaki sposób go czytać, chociaż nie był pewien, czy w ogóle go rozumie. Teraz jednak, kiedy Taehyung pokazał mu nowy sposób interpretacji, poczuł, że wolałby wrócić do stanu sprzed kilkunastu minut i nigdy nie zauważyć jak bardzo tekst jest podobny do tego, co się właśnie działo wokół nich. Zacisnął rękę na metalowej puszce, bojąc się popatrzeć na sam tył bagażnika, chociaż wiedział, że nikt nie siedzi oparty o zardzewiałą klapę. Nikogo tam nie ma oprócz niego samego, Taehyunga, Hoseoka i Namjoona.

Taehyung widocznie czuł to samo, chociaż nie podniósł głowy, uporczywie wpatrując się w tekst na kartce, który już dawno przeczytał.

- Co to wszystko oznacza? - zapytał cicho, a jego słowa prawie zginęły w świszczących podmuchach wiatru.

- Nie mam pojęcia - przyznał zgodnie z prawdą Jimin. - Ale to brzmi dość... no wiesz.

- Znajomo?

- Znajomo - zgodził się.

- Zupełnie jakby jechał z nami ktoś jeszcze.

Kiedy Taehyung wypowiedział na głos te słowa, nie było już ucieczki. Obaj o tym myśleli. Obaj, mimo tego, że był środek dnia, bali się podnieść głowy i się odwrócić.

jestem tu, zawsze na krawędzi waszego wzroku.

Zawsze na krawędzi waszej wyobraźni.

Jimin zrobił to pierwszy. Wyprostował plecy i tak gwałtownie podniósł głowę, że siędzący naprzeciwko niego Namjoon, zamarł w pół słowa, przekonany, że chce do niego coś powiedzieć. Jednak Jimin nie zwracał na nich uwagi, odwracając się w stronę tyłu bagażnika. Słońce świeciło mu teraz prosto w oczy, sprawiając, że kolory stawały się coraz bardziej nierealne, wypalone jak na starej, źle naświetlonej fotografii. Przez chwilę widział tylko białe światło, z którego powoli wyłaniała się pokryta rdzą podłoga i trzymającą się na słowo honoru klapa bagażnika. Nic więcej. Zamrugał gwałtownie, walcząc z powidokami, które nadal przysłaniały mu świat. Spojrzał jeszcze raz i choć przez chwilę miał wrażenie, że widzi coś kątem oka, zwalił to na zmęczony słońcem wzrok.

- Nic tam nie ma - odetchnął z ulgą, zwracając się do Taehyunga, który nadal nie odważył się podnieść głowy.

Samochód zwalniał co chwilę, jakby Jin próbował znaleźć odpowiedni zjazd, ale nie do końca był pewien, gdzie się on znajduje.

- Jest coś na drugiej stronie? - zapytał Taehyung, zgniatając puszkę. Rzucił ją w kąt bagażnika, ignorując pełne dezaprobaty spojrzenie Hoseoka. Wzruszył ramionami.

- Jedno zdanie - Jimin podetknął mu kartkę pod nos, zanim schował cały plik do plecaka.

Samochód zwolnił jeszcze bardziej, by po chwili zaparkować przed zjazdem na jakiś stary, nieużywany parking.

- Wygląda na to, że dojechaliśmy na miejsce! - zawołał Hoseok wesoło, podnosząc się i rozprostowując zastane kości.

Jimin wytrzepał spodnie i zeskoczył z samochodu, nie czekając, aż ktoś otworzy klapę bagażnika.

- To ostatnie zdanie - Taehyung powiedział szybko, łapiąc go za ramię. - Ono też na pewno coś oznacza.

- Możliwe... a może nie, może nigdy się nie dowiemy - Jimin uśmiechnął się. Teraz, stojąc na ziemi to wszystko wydawało mu się trochę mniej realne. W końcu imprezowali prawie do rana, a on sam nie żałował sobie ani alkoholu, ani zioła. Z tego, co pamiętał, Taehyung też raczej się nie oszczędzał. Ich przyjarane umysły doszukiwały się konspiracji tam, gdzie normalnie nie znaleźliby żadnych powiązań.

- Ja pierdole, nigdy więcej! - usłyszał, jak Jin gramoli się z jękiem z kabiny. - Te samochody nie mają żadnego wspomagania kierownicy. Myślałem, że się zesram przy skręcaniu - zmarszczył nos z niezadowoleniem.

- Nie narzekaj, nie było tak źle - Yoongi obszedł maskę i z uśmiechem, nałożył bejsbolówkę.

- Jak w ogóle znaleźliście to miejsce? Sam nigdy bym tu nie trafił - zapytał Hoseok, patrząc z podziwem na okolicę. Przed nimi rozpościerały się rozlewiska, porośnięte wysoką, szumiącą trawą.

- To jest najlepsze - zapalił się Yoongi.

- No nie wiem, czy najlepsze... mieliśmy szczęście - przerwał mu Jin.

- Ja powiem, ja powiem, hyung! - Jungkook uśmiechnął się szeroko, jakby to wszystko było jego zasługą.

- Nie wiedzieliśmy, gdzie jechać, więc Yoongi-hyung zaproponował, żebyśmy rzucili monetą - wyjął z kieszeni wysłużonego miedziaka.

- Nie mówiłem serio - wtrącił Yoongi.

- Może i nie, ale tak zrobiliśmy, więc... mieliśmy dużo szczęścia. Nawet przez chwilę myśleliśmy, że z tą monetą coś jest nie tak.

- Jak to? - Namjoon klęczał na ziemi, zawiązując buta. Jimin nie zwracał na niego w ogóle uwagi, ale robił to już od dobrych kilku minut.

- Jak wypadała reszka to mieliśmy skręcić w lewo, a korona to w prawo i za każdym razem wypadała korona - wyjaśnił Jungkook. - Jin-hyung mówił, że oszukuję!

Jimin nie miał odwagi spojrzeć na Taehyunga. W tym momencie ostatnie zdanie rękopisu nabrało sensu.

bez względu na to, ile razy rzucisz monetą, zawsze obróci się koroną.

a/n: hohoho

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro