11
Poranek był akurat taki, jaki powinien być. Słoneczny i bezchmurny. Jimin może nawet cieszyłby się ładną pogodą, gdyby nie to, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co ona zwiastuje - morderczy, popołudniowy upał. Upał, w którym będzie musiał nosić pudła, skrzynki i sterty rzeczy. Mentalnie w ogóle nie był na to gotowy.
Zanurzył rękę w wodzie i machał nią leniwie, kompletnie ignorując zirytowane sapanie Yoongiego. Już jakiś czas temu zwrócił mu uwagę, że płoszy ryby. Był tak zdeterminowany, jakby ich życie zależało od tego, co złowi. Jimin nie chciał być niemiły, ale miał wrażenie, że Yoongi nie był w łowieniu ryb najlepszy.
Tym razem Jimin w ogóle nie przejął się jego narzekaniem, bolały go ramiona, plecy i ręce, które, jeśli będzie musiał przez kolejny dzień nosić ciężkie pudła, wyciągną mu się do kolan i będzie wyglądać jak goblin. Taki prawdziwy, jak na rysunkach w książkach z mitami, nie jak Gong Yoo.
Pomost niedaleko sklepu stał się ich stałym miejscem jedzenia śniadań. Ten mały rytuał, sprawiał, że choć przez jakiś czas mogli poczuć się jak na prawdziwych wakacjach. Może nie takich, na jakie normalnie by pojechali, ale dość przyzwoitych. Na pewno lepszych od wyprawy z namiotami, na która kilka miesięcy wcześniej próbował namówić ich Yoongi.
- Czuję, jakbym miał dziś kaca, a przecież prawie wcale nie piłem - poskarżył się Jimin ukrytym w wodorostach rybom. Właściwie w ogóle nie przypominał sobie, żeby pił wieczorem jakiś alkohol, poza kilkoma łykami piwa ukradzionymi Jungkookowi, który w zasadzie nie powinien jeszcze pić.
- Może się zjarałeś? - zasugerował Jin, nie odrywając się od jedzenia ramenu. Robił to z takim zaangażowaniem, jakby w plastikowym kubeczku znajdowało się przynajmniej kkotgetang albo coś równie smacznego. Z drugiej strony Jin zawsze sprawiał wrażenie, jakby właśnie jadł coś zajebistego. Do tego wyglądał zdrowo. Wakacyjnie i radośnie, chociaż wczoraj wypił najwięcej z nich. Poza tym sam zniósł wszystkie pudła z pierwszego piętra, zanim Jimin w ogóle się zorientował, że można je już znosić.
- No co ty, hyung - jęknął Jimin, boleśnie świadomy tego, że był z nimi Jungkook. Przy młodszym bracie starał się być lepszym niż był w rzeczywistości, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że Jungkook wie o wielu sprawach, które Jimin próbował przed nim zataić. Przynajmniej nie kablował rodzicom.
- Jin, przestań siorbać - mruknął Yoongi. - Ryby straszysz - dodał, widząc zaskoczone spojrzenie starszego chłopaka.
- Ty po prostu nie potrafisz żadnej złowić - odciął Jin. - Cała horda przepływała koło pomostu, a ty nic! Szybciej bym coś złapał stopą.
- Ryby nie pływają w hordach - Yoongi pokręcił głową i mocniej nasunął na głowę czapkę z daszkiem, kończąc tym samym rozmowę.
Jimin miał wrażenie, że Yoongi zachowuje się jakoś inaczej. Oczywiście zawsze był trochę jękliwy i przeważnie potrafił znaleźć coś, co mu nie pasowało, ale zwykle prędzej czy później obracał przedmiot swojej nienawiści w żart i nie traktował go poważnie.
Narzekał, bo wszyscy się do tego przyzwyczaili i wiedzieli, że nie jest to prawdziwe narzekanie. Tym razem to było coś innego. Coś na serio.
Może też miał kaca i chciał chociaż przez jakiś czas posiedzieć w ciszy. Jimin nie miał mu tego za złe, sam najchętniej uciąłby sobie drzemkę, nawet jeśli nie użył przed wyjściem kremu z filtrem i wieczorem skóra prawdopodobnie będzie mu złazić płatami. Na razie nie miał zamiaru się tym martwić.
- Hyung, idę do sklepu - oznajmił Jungkook, chowając telefon. Jimin prawie zapomniał o jego istnieniu. Za każdym razem, kiedy byli w miasteczku Jungkook nadrabiał swoje internetowe zaległości.
- Masz pieniądze? - zapytał leniwie, przekręcając się na brzuch. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, bo był prawie pewien, że wczoraj schował tam kilka banknotów, jednak znalazł w niej tylko jakąś wymięta kartkę.
- Nie chcę, idę pobawić się z psem - Jungkook wyminął go szybko.
- Kup mi coś, jak będziesz wracał! - krzyknął za nim Jin, odstawiając pusty kubek. Jungkook odkrzyknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi. - Co to? - zapytał, patrząc na Jimina.
- Nie wiem... jakieś papiery, musiałem je wczoraj schować. Pewnie coś z banku - zmarszczył nos, rozkładając pogniecioną kartkę. Jednak zapiski, które na niej znalazł, na pewno nie były fragmentem urzędowego pisma.
woda spływała z gór, obmywała swoim jęzorem wyschniętą ziemię, zabierała ją kawałek po kawałku, ale nikt tego nie zauważył.
rozlewała się szeroko mamiąc swoją kolorową taflą, hipnotyzując powolnymi falami. fale leniwie lizały niskie brzegi rzecznych zakoli ukryte przed ciekawskim wzrokiem
ich plusk ginął w nierównym szeleście suchych, wysokich traw. powolne kołysanie usypia czujność.
tak brzmi cisza. inna cisza, łagodna, powolna
cisza, w której nigdy nie doszło do niespodziewanego dźwięku, gwałtowności, nic jej nigdy nie złamało, dlatego nie zna bólu. nie rozumie bólu. nie daj zwieść się ciszy
woda nie walczy, poddaje się przeciwnością, powoli cierpliwie obmywa ich brzegi, aż w końcu tracą swoją podstawę i płyną wraz z jej nurtem, jakby nigdy nie istniały.
rozlewiska szumiały pod nabrzmiałymi, burzowymi chmurami. wysokie, beżowe pióropusze traw układały się nisko, pochylały się nad samą wodą.
jej tafla błyszczała co jakiś czas w gorących promieniach słońca. drewniane pomosty jak korytarze w labiryncie przecinają się, spotykają, rozstają, prowadzą w ogóle do nikąd
zupełnie jakby ktoś położył je tam przez przypadek i zostawił już na zawsze. a ludzie chodzą w kółko, łudząc się, że ich drogi dokądś prowadzą
jeszcze trochę. jeszcze trochę i zakryją je ciężkie chmury
nie widzisz tego, nie zdajesz sobie sprawy, że burza jest tak szybko. możesz sobie myśleć, że ciebie akurat ominie, że zdążysz się przed nią schować.
jesteś szybszy, sprytniejszy, dasz radę uciec, ale nie widzisz, że ona już się zaczęła i przetacza się gdzieś dookoła ciebie.
gdybyś choć trochę się postarał i wytężył wzrok, pasmo górskie przed tobą już szarzeje jakby woda zmywała z niego cały kolor.
gdybyś choć przez chwile naprawdę posłuchał, oprócz ciszy, nieruchomej i ciężkiej usłyszałbyś odległy niski pomruk.
zbliża się, zapach wody wiszący w powietrzu, to nie rozlewiska. nawet jeśli teraz odwrócisz się i zaczniesz biec, będzie o ten krótki moment za późno.
możesz uciekać przed burzą, ale ona już na dobre zadomowiła się w tobie
Jimin patrzył na zapisaną kartkę, próbując zrozumieć, co właściwie przeczytał. Z całą pewnością był to tekst Jisoo, jego matka zawsze pisała w ten dziwny, tajemniczy sposób, którego nigdy nie potrafił zrozumieć. Chyba nigdy w życiu nie udało mu się dokończyć żadnej z jej książek i właściwie nie miał wyrzutów sumienia z tego powodu.
- Co czytasz? - Jin przestał skrollować coś na ekranie swojej komórki i odwrócił się w jego stronę.
- Jakieś... nie wiem. Jakieś śmieci, zapomniałem wczoraj wyrzucić - Jimin złożył kartkę i schował ją do kieszeni. Z jakiegoś powodu nie chciał dzielić się nią z przyjaciółmi. Jakby pourywane, nerwowe zdania były zbyt intymne, by pokazywać je światu. Prawdopodobnie on sam też nie powinien ich czytać, nie przeznaczono ich dla niego. Może należały do tego tajemniczego, nowego rękopisu, o którym mówił mu Taehyung, a może były jedną z wersji tekstu z jej wcześniejszych książek. Tak, czy inaczej, już nie miały żadnego znaczenia. - Nic ważnego.
Jin nie drążył tematu, kiwnął tylko głową i przeniósł wzrok na Yoongiego, który nieruchomo wgapiał się w jezioro.
- Ej, ej - uderzył go lekko łokciem w bok. - Jak nic nie złowisz, to zawsze możemy nazbierać wodorostów i przejść na wegetarianizm - uśmiechnął się, kiedy młodszy w końcu odwrócił w jego stronę głowę.
- Albo iść do restauracji po jedzenie na wynos - zaproponował Jimin, wspominając zajebistego kurczaka, którego przyniósł im Hoseok.
- Widzisz Yoongi, odwiedzisz swojego ulubionego kolegę Hoseoka - dodał Jin zupełnie niewinnie.
Tym razem Yoongi nawet się nie odwrócił, pokazując w starszemu środkowy palec.
- Jaki niewychowany - mruknął Jin. Na pomoście dało się słyszeć odległe kroki. Jimin spojrzał przez ramię. Jungkook biegł po rozgrzanych deskach, trzymając w ramionach niewielkiego, brązowego pieska.
- Hyung! - krzyknął. - Ten chłopak z twojej klasy... byłej klasy - zaczął, odsuwając od siebie psiaka, który koniecznie chciał go polizać po twarzy. - W kieszeni jest kimbap - powiedział, przystając obok Jina.
- Taehyung?
- Możliwe, chyba tak - stwierdził. - Powiedział, że dziś wieczorem będą pić nad jeziorem i żebyśmy przyszli - oznajmił z entuzjazmem. - Idziemy? Już... powiedziałem, że idziemy - przyznał.
- To chyba nie mamy wyjścia - odpowiedział za Jimina Jin.
***
Gdzieś na horyzoncie dało się jeszcze zobaczyć złote przebłyski słońca, ale od zachodu nadchodziła już ciemność. Dolina Jukrim powoli traciła kolor, dusząc się przy tym wilgotnym, zimnym powietrzem, które pachniało jak dym i przegniłe drewno. Zapach rozlewisk od zawsze kojarzył się Namjoonowi z domem. Słodki, ale też mdły, wchodził do środka, nawet jeśli porządnie zamknęło się drzwi na noc. Zawsze potrafił znaleźć jakąś szparę, nie było przed nim ucieczki. O ile Jukrim pachniało tak przez większą część roku, to latem ten słodki zapach stawał się jeszcze intensywniejszy. Wymieszany z palącymi się cały czas ogniskami tworzył mieszankę, która od razu uruchamiała w Namjoonie jakieś dziwne, nostalgiczne myśli. Chłopak nigdy nie był pewien, czy do końca go lubi. Z jednej strony był to zapach znajomy, za którym tęsknił w Seulu podczas ciężkich sesji, ale z drugiej strony był w jakiś sposób bolesny i przypominał o tych wszystkich straconych wakacjach i szansach. O rzeczach, które miał zrobić i które sobie obiecywał, o tych mniejszych i większych radościach, ale też o porażkach. Zawsze, gdy go czuł trochę bolało go serce. Teraz też tak było. Gdy tylko ostry zapach ogniska uderzył go w nos, aż potarł ręką swój splot słoneczny krzywiąc się przy tym lekko. Nie działo mu się nic złego i nie mógł powiedzieć, że nie bawił się dobrze, ale nie potrafił opanować uczucia nostalgii i smutku, które jak dreszcze przeszły przez jego całe ciało. Spojrzał na Taehyunga, szczerzącego się głupawo do siedzącego po jego przeciwnej stronie Jina, a potem na Jimina, który uśmiechał się lekko, patrząc na siedzącego po jego prawej stronie Jungkooka.
Na chwilę wszystko wydawało się zwolnić. Ognisko przed nimi, fale rzeki odbijające się o brzeg, śmiech Yoongiego, który chwiał się na swoim rybackim stołku. Czas płynął przez chwilę inaczej i gdy wreszcie wrócił na swój normalny tor, Namjoon nie mógł uwierzyć, że tylko on coś zauważył. Uśmiechnął się do pozostałych, gdy Jin skończył opowiadać jakiś durny żart i na oślep złapał piwo, stojące obok przewróconej kłody, na której siedział wraz z Jiminem.
- Coś się stało? - zapytał cicho Jimin, gdy Namjoon otrzepał butelkę z piachu i szybkim ruchem pozbył się kapsla.
- Mi? - spytał zdziwiony i upił łyk piwa.
- No tobie, masz dziwną minę - odparł Jimin i uderzył go lekko ramieniem, a potem klepnął go w kolano otwartą dłonią.
Namjoon miał wrażenie, że znów przeszedł go dreszcz. Przez dłuższą chwilę patrzył na chłopaka, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć i gdzie powinien patrzeć tak naprawdę. Co chwila jego wzrok sam ześlizgiwał się w stronę ust Jimina, a Namjoon z trudem podnosił go do góry. Gdy zrobił tak po raz trzeci, wiedział już, że musi przestać pić albo przestać rozmyślać po nocach o może nie samym Jiminie, ale o tym co by było gdyby jednak starszy brat chłopaka nie przeszkodziłby im lata temu i jak wyglądałoby teraz jego życie. Czy studiował by na tym samym kierunku? A może zostałby w Jukrim? Czy był gejem? Jest gejem? Czy Jimin też myślał o tym ostatnim wspólnym lecie tak często jak on sam? Pytań było za dużo.
- A to... - powiedział zakłopotany, bo dłuższym czasie. - Tak tylko...pomyślałem, że w powietrzu czuć lato.
- Mmm... masz rację - przyznał. - Pachnie jak dzieciństwo - uśmiechnął się. - Jak Jukrim - Namjoon kiwnął lekko głową, odwzajemniając uśmiech. Chciał dodać coś jeszcze, ale Taehyung gwałtownie wstał z miejsca, jakby wydarzyło się coś strasznego. Sam miał ochotę przez chwilę tak zrobić, ale wtedy jego brat odezwał się.
- Hoseok wysłał wiadomość - powiedział na głos, odblokowując komórkę. Odczytał szybko jego treść, mrucząc ją prawie bezgłośnie pod nosem. - Skończył pracę i pyta, czy chcemy go widzieć. Chłopaki? - spytał i spojrzał po zgromadzonych trochę proszącym wzrokiem.
- Ten Hoseok? - spytał Jungkook cicho. - Ten psychol co zaatakował hyunga?
- No ten i nie psychol, Kookah. Hoseok. Nawet tak nie mów - odparł równie cicho Jimin. - I to był wypadek. Każdego mogło to spotkać. Dobrze o tym wiesz. - dodał, na co nastolatek pokiwał głową, ale nie wyglądał na przekonanego, raczej dość wkurzonego, co było dość dziwne, bo z tego, co zrozumiał Namjoon jeszcze nigdy się nie spotkali. Jimin dodał coś jeszcze ciszej, ale Namjoon już tego nie wyłapał. Usłyszał tylko, że Jungkook nabiera gwałtownie powietrza.
- Hoseok pyta, czy chcemy go widzieć? - powtórzył za Taehyungiem, Yoongi - A ma ze sobą gaz pieprzowy?
- Yoongi - syknął cicho Jimin.
- No, co? - Yoongi zwrócił się do niego. - Zapraszacie go na własne ryzyko. Jeśli chcecie jutro coś widzieć to...
- Odpisz mu, żeby wpadał - Jimin przerwał szybko wywód chłopaka. W jego głosie brzmiała lekka irytacja. - Mamy tyle piwa, że nie wypijemy tego do jutra - spojrzał na Jungkooka, a potem na Jina jakby szukał aprobaty, ale obaj wzruszyli tylko ramionami, dając mu znać, że im wszystko jedno. Chociaż musiał przyznać, że nastolatkowi nie było to chyba tak do końca obojętne. Wciąż wyglądał na dość wkurzonego.
- Tylko schowajcie noże, bo może być gorąco - dodał Jin i zaczął się głośno śmiać. Namjoon miał wrażenie, że jeszcze chwila i chłopak naprawdę spadnie z pieńka. Na szczęście siedzący obok niego Jungkook przytrzymał jego plecy zawczasu, chroniąc go przed upadkiem. Widać, że był już tym zmęczony, bo Jin robił tak co kilka minut, ale nie narzekał. W spokoju sączył swój napój, nie odzywając się prawie wcale. Co jakiś czas wstawał ze swojego miejsca, ale tylko po to żeby dorzucić do ogniska albo przynieść coś komuś do jedzenia. Namjoon nie mógł się nadziwić, jak bardzo miły był młodszy brat Jimina, nawet, kiedy był wyraźnie zirytowany. To nie mogło być normalne, chociaż z drugiej strony porównywał go do Taehyunga, a jego własny rodzony brat nie należał do najspokojniejszych i najlepiej wychowanych osób.
- Wow, Jin. Ale jesteś zabawny. Ha-ha - powiedział głośno Yoongi. Wyjął z przedniej kieszeni koszuli jakieś zawiniątko i zaczął je rozkładać na kolanach. Namjoon zmrużył oczy. Nie założył dziś szkieł, w okularach wciąż głupio się czuł, więc miał problem, żeby cokolwiek zobaczyć. Widział tylko jakąś folijkę i coś białego. Tyle. Reszta była rozmazaną plamą - Karuzela śmiechu...
- Słuchaj, stary - Jin klepnął go w ramię. - Ja wiem, że masz w sobie duszę mordercy, ale wiesz...- pokazał szyjką butelki na Namjoona i Taehyunga - Oni cię jeszcze nie znają. Hamuj się trochę.
- O czym ty mówisz w ogóle? - tym razem to Jimin zmarszczył się, gapiąc się na Jina z niezrozumieniem w oczach. Namjoon przez chwilę myślał, że widocznie to jakiś żart, który krążył w ich paczce przyjaciół, ale chyba nie miał racji, bo Jungkook wyglądał na równie zagubionego. Chociaż możliwe, że to była wina jego wielkich, sarnich oczu, które powodowały, że zawsze wyglądał, jakby dookoła niego działo się coś poza jego progiem rozumowania.
- Wczoraj? - spytał Jin, chociaż chyba miało to być twierdzenie. - To było wczoraj? - uderzył ręką w ramię Yoongiego, który podskoczył w miejscu i zaklął soczyście.
- Kurwa, nie dotykaj mnie, jak robię ważne rzeczy...
- No dobra... to wczoraj? Przedwczoraj? - zaczął znów swoją opowieść Jin. - Wracałem z zakupów i miałem kartony w rękach, żeby je zanieść do domu, co nie? No to wczoraj...
- To było wtedy jak byliśmy u śmieciarzy w Seungyu? - spytał Jimin. Yoongi skinął lekko głową. - To przedwczoraj.
- No właśnie! - powiedział głośno Jin.- Dzień wypadku Yoongiego - zapalił się chłopak. - Zapomniałem wam powiedzieć o najlepszym. Jak do tego właściwie doszło.
- Hoseok zaatakował Yoongiego, kiedy hyung robił obiad - powiedział oczywistym tonem Jungkook, a Jin zaczął kręcić głową. - Powiedziałeś, że... Hoseok - wycedził imię chłopaka z dziwną zajadłością, o jaką nie poderzewał go Namjoon. - Zagazował hyunga, bo myślał, że ktoś się włamał do domu...
- O matko...- Yoongi mruknął pod nosem, przewracając przy tym oczami.
- No tak, ale Yoongi zaczaił się najpierw na niego z nożem, bo myślał, że to jakiś arcykurwamorderca przyszedł go zaciukać. - Yoongi tylko westchnął cicho pod nosem i podał mu skręconego blanta, nawet nie komentując tego. - Yoongs, oczywiście nic mu nie zrobił. - dodał szybko i zaczął odpalać wąskiego skręta zapalniczką. - Tak tylko pomachał nożem...i bam! - klasnął w dłonie. - Hoseok spryskał go sprayem na niedźwiedzie.
- Jak ty pierdolisz - westchnął znów Yoongi. - Niczym nie machałem. Po prostu wlazł na chatę bez pukania i akurat miałem nóż w ręce i mnie trochę przestraszył. Koniec. I jaki znowu spray na niedźwiedzie? Weź ty się, kurwa, lecz - fuknął obrażony.
- Acha...- powiedział wolno Taehyung. - To mam go zaprosić, czy nie? - spytał, a cisza która zapadła po tym pytaniu wydawała się nie kończyć. Była pełna napięcia, jakby każdy czekał na to, co powie Yoongi. Namjoon aż złapał się na tym, że prostuje plecy, czekając aż chłopak podejmie jakąś decyzję.
- Hm? - Yoongi podniósł głowę do góry, bo cisza przedłużała się i każda para oczu wpatrzona była w niego - Mnie się pytacie? - zdziwił się. - No pewnie, to piwo nie wypije się samo - sapnął, machając przy tym ręką. - Serio, ludzie! - tym razem jego głos był wyższy. - Przecież żartowałem. Stało się i żyje się dalej. Nie mam nic przeciwko, jesteście jacyś w chuj przewrażliwieni - mruknął już ciszej i znów skupił się na produkcji skrętów.
Taehyung odetchnął z ulgą. Siadając znów na swoim miejscu, napisał szybko smsa i rzucił swoją komórkę gdzieś w bok. Jimin uśmiechnął się do niego szeroko, a potem do Jina, który podał mu skręta. - Nie musicie być jacyś super oszczędni - powiedział Yoongi po chwili na chwilę odrywając się od swojego zadania. - Tak tylko mówię.
- OK - Jimin skinął mu głową. Zaciągnął się skrętem i przez chwilę wydawało się, że chce go podać Jungkookowi, ale zreflektował się w ostatniej chwili i wcisnął go Namjoonowi. Chłopak przez chwilę patrzył na własną rękę zaskoczony.
- Och - powiedział. - Dzięki..
- Nie chcesz?
- Chcę, ale miałem... - zawahał się. - Miałem rzucać palenie i w ogóle... - dokończył już ciszej. Jimin podał mu zapalniczkę. Namjoon patrzył się na nią przez dłuższy czas i gdy zaczęło się to robić niekomfortowe, złapał za nią. - No dobra, wakacje są. Co mi tam - odpalił skręta.
Jimin cały czas patrzył na niego dziwnym wzrokiem i Namjoon nie wiedział dlaczego, ale nagle poczuł się bardzo głupio. Blunt prawie wypadł mu z raptem drżących palców, ale na szczęście złapał go w porę i bez słowa podał Taehyungowi, który czekał już na swoją kolej. Namjoon potarł nerwowo ręce. Nie wiedział dlaczego, ale z jakiegoś powodu denerwował się. Tak naprawdę to nie miał powodu żeby tak się czuć. Były wakacje, co prawda zawalił sesję, ale wciąż...były wakacje. Zerknął ukradkiem na Jimina. Znów poczuł ten niepokój w żołądku. Wydawało mu się, że cisza między nimi była wyjątkowo niekomfortowa i miał wrażenie, że chłopak oczekuje, że ją jakoś wypełni. Przez chwilę szukał w głowie jakiegoś tematu do rozmów, ale na szczęście Yoongi podniósł głos w tym momencie i zaczął pokazywać to na wodę, a to na Jina, który aż zanosił się od śmiechu.
- Ten twój kolega...- zaczął cicho Namjoon. - Yoongi.
- Co z nim? - spytał Jimin, otwierając jedną ręką piwo.
- On zawsze taki... no wiesz. Zły jest? - spytał niepewnie. - Cały czas kłóci się z Jinem i pomyślałem, że...
- Oni tak zawsze - westchnął cicho Jimin - To ich sposób komunikacji.
- Myślałem, że są przyjaciółmi.
- Są! - Jimin upił szybko łyk piwa i odstawił je na bok. - Nawet mieszkają razem, ale chyba właśnie dlatego tak ze sobą rozmawiają. Przez kłótnie, głównie - wzruszył ramionami. - Nie przejmuj się nimi. Pij - uderzył go lekko w ramię ramieniem i pokazał ruchem głowy na zgrzewkę piwa.
Namjoon skrzywił się lekko, bo ton głosu Yoongiego znów podniósł się o kilka decybeli i w dodatku zaczął wymachiwać rękoma tak mocno, że miał wrażenie, że zaraz dojdzie do rękoczynów, ale nikt oprócz niego samego nie był zestresowany, ani zdziwiony tym zachowaniem, więc pozwolił sobie na rozluźnienie lekko ramion. Jimin uśmiechnął się do niego przyjaźnie i podał mu piwo. - Pij. Karaoke nie można robić na trzeźwo.
- Karaoke? - zdziwił się Namjoon.
- Karaoke? - podchwycił Taehyung, wstając z miejsca. - Gdzie? - Jin parsknął pod nosem i uśmiechnął się, odchylając do tyłu na pieńku, który zachwiał się niebezpiecznie. Jungkook złapał go w ostatnim momencie, rozlewając sobie na kolana fantę, którą sączył od jakiegoś czasu przez słomkę. Zaklął cicho, strzepując przezroczyste kropelki lepkiego napoju na ziemię.
- Hyung... uważaj - mruknął i poprawił na siedzeniu starszego chłopaka, który wciąż gapił się na Taehyunga z dziwnym wyrazem na twarzy. W pewnym momencie złapał za torbę, którą miał po swojej prawej stronie i szybkim ruchem wyjął ze środka mikrofon do karaoke.
- Przepraszam bardzo, ale takie rzeczy pakuje się najpierw - wybełkotał i włączył go z boku. Złoty, parszywie paskudny, brokatowy mikrofon, zaświecił się i następne zdanie wypowiedziane przez Jina już przez niego, zaczęło tworzyć echo. - Taehyungie... - Imię chłopaka niosło się jeszcze przez jakąś chwilę.
- Daj! Daj! - Taehyung zaczął wyciągać ręce w jego stronę jak małe dziecko. Podał Jiminowi skręta i rzucił się w stronę Jina. - Zawsze taki chciałem!
- O... kurwa - westchnął Namjoon, pocierając mocno nos. Jimin zaśmiał się cicho.
- Dobrze, że nie ma ze sobą komputera z... - zaczął Jungkook, ale Jin wyjął laptop i postawił go na ziemi.
- O co ty mnie podejrzewasz, Kookah? Ja? Nieprzygotowany? - spytał. - Nigdy! - krzyknął radośnie, a Taehyung zaczął mu wtórować, powtarzając po nim słowa przez mikrofon.
- Hej! Sorry, że tak późno, ale babcia kazała mi jeszcze podłogę na korytarzu umyć - Hoseok pojawił się w kręgu światła jak duch i w pierwszym odruchu Namjoon chciał krzyknąć. Jin i Yoongi nawet to zrobili. Starszy znów mało nie spadł ze swojego miejsca, ale Jungkook był już przygotowany i złapał go zanim ten zdążył się zachwiać. - Przepraszam! Nie chciałem...
- Nie przejmuj się nimi, Hoseok. Siadaj - odparł Jimin, robiąc mu trochę miejsca na kłodzie na której siedział z Namjoonem. Chłopak bez słowa trącił go ramieniem.
- A... posunąć się - wymamrotał Namjoon i przesunął się w bok. Nie siedział na brzegu pieńka, ale był niego blisko, zwłaszcza, gdy Jimin przysunął się bliżej i teraz stykali się praktycznie biodrami. Czuł się jeszcze bardziej niezręcznie. Całe jego ciało spięło się w sobie i miał wrażenie, że mięśnie na karku i plecach zaraz pękną mu z wysiłku. Uśmiechnął się słabo do Jimina, który chyba nie zauważył jego dyskomfortu, bo zaczął pomagać Hoseokowi z torbą, a potem złapał dla niego piwo.
- Sorry, nie przedstawiłem się. Jung Hoseok. Pracuję w pensjonacie na zboczu - powiedział na głos i podał rękę Jungkookowi, który wyszeptał swoje imię w odpowiedzi, a potem zamarł widząc Yoongiego, który spojrzał na niego spod byka.
- Hej - powiedział cicho. Widać było, że nie wie co ze sobą zrobić. Uśmiechnąć się, usiąść, gdzie włożyć ręce. - Miło cię... - zawahał się. - Dobrze wyglądasz? - zaryzykował stwierdzenie, chociaż bardziej brzmiało jak pytanie, bo jego głos zadrżał niebezpiecznie, gdy Yoongi zmrużył oczy. - Już prawie nie widać opuchlizny.
- A nie, on tak ma naturalnie - machnął ręką Jin. - Ma oczka jak paciorki. Bardzo małe, nie przejmuj się Hoseok. To wina matki natury, nie twoja. - gadał dalej bez sensu, co chwila przerywając, żeby nabrać powietrza i zaśmiać się szczerze. Yoongi znów westchnął cicho pod nosem.
- Jest już ok - mruknął, wracając do produkcji cienkich skrętów. - Masz - podał jednego Hoseokowi.
- Dla mnie? - zdziwił się chłopak. - Ale...
- Hoseok! - nie wytrzymał wreszcie Yoongi. - Matko, jest ok. Wyluzuj - powiedział szybko i dorzucił do skręta jeszcze zapalniczkę.
Hoseok wahał się jeszcze przez chwilę, ale wreszcie przyjął od Yoongiego zestaw i uśmiechnął się do niego szeroko, tak że prawie nie widać było jego oczu. I wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki napięcie minęło i rozmowy znów zaczęły toczyć się swoim leniwym trybem. Yoongi nawet przesunął swoje krzesełko, żeby być bliżej Hoseoka i Namjoon miał wrażenie, że Jungkook zaraz eksploduje.
Chłopak aż wibrował od jakiś dziwnych emocji, które tylko co jakiś czas jak cień, pojawiały się na jego twarzy. Jimin też musiał to czuć, bo spuścił głowę w dół, uśmiechając się sam do siebie smutno, na co Jin uniósł swoją butelkę do góry. Namjoon czuł się trochę zagubiony w tym wszystkim, ale na szczęście to dziwne napięcie minęło dość szybko i po chwili Jin i Taehyung zaczęli śpiewać jakieś stare, obozowe piosenki, a magiczne właściwości skręta, rozluźniły go na tyle, że już nie przejmował się niczym. Nawet Jiminem i tą ciszą między nimi, którą chciał wcześniej za każdą cenę zapełniać.
Między Hoseokiem i Yoongim rozwinęła się jakaś rozmowa, ale Namjoon nie słuchał ich, obserwował zamiast tego Jimina, który ucichł raptownie, chociaż było to dość mocne stwierdzenie, bo chłopak nie odzywał się wcześniej jakoś dużo.
- Idę się przejść - stwierdził zupełnie niespodziewanie Jimin i wstał z miejsca. Gdy zniknął gdzieś na plaży, za Jinem i Taehyungiem, Hoseok odwrócił się w stronę Namjoona.
- Zrobiłeś coś? - spytał.
- Dlaczego niby? - zdziwił się i zaczął rozglądać się za swoją bluzą. - Też się przejdę - postanowił i wziął ze sobą dodatkowe piwo.
Jimin nie uszedł jakoś daleko. Miał jakieś dwadzieścia metrów przewagi nad Namjoonem i zaczął zwalniać, więc zaraz szli ramię w ramię, wąskim paskiem kamienistej plaży.
- Masz - Namjoon chciał podać mu piwo, ale Jimin pokręcił głową. Ścisnął mocniej skręta i odwrócił się w stronę ogniska, jakby oceniając, jak bardzo oddalili się od pozostałej piątki. Biały, gęsty dym na moment przesłonił jego twarz.
- Jeśli myślisz, że wstałem, bo nie lubię Hoseoka, czy coś...- zaczął cicho. - To nie tak.
- Nawet o tym nie pomyślałem - odparł Namjoon zgodnie z prawdą. - Rozumiem - dodał może zupełnie niepotrzebnie, ale w tamtej konkretnej chwili miał wrażenie, że naprawdę rozumie, chociaż przez całe życie Jimin był dla niego zagadką. Tajemnicą.
Czasem Namjoonowi wydawało się, że nigdy tak naprawdę go nie znał, nawet gdy byli dziećmi i dzielili się ze sobą swoimi dziecięcymi tajemnicami. Czasem Jimin był mu bliższy niż ktokolwiek inny i nie liczyło się to, ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania. Czuł, jakby nigdy się nie rozstawali.
- To dobrze...- mruknął Jimin i zatrzymał się. Wziął głęboki oddech i spojrzał na niebo. O dziwo, deszczowe chmury, które krążyły po południu, przeszły i doskonale widać było gwiazdy.
W Seulu, pomyślał Namjoon, nigdy ich nie ma. Ich blask jest za słaby, żeby walczyć z setkami neonów i świateł spowijających stolicę.
- Ostatnio wydaje mi się, że nigdy stąd nie wyjechałem - zaczął Jimin. Namjoon spojrzał na niego. Chłopak wyczuł w jego wzroku pytanie, bo kontynuował. - Czy to nie dziwne...
- Nie, zawsze tak czuję, kiedy wracam do domu - odparł Namjoon i odebrał od Jimina skręta. Postawił trzymane w ręku piwa na bok i usiadł obok chłopaka, usadowił się na wielkim kamieniu niedaleko brzegu. - Chociaż dla ciebie to już nie jest dom - zaciągnął się mocno, próbując ukryć gorzki ton swoich słów.
- Wszystko się zmieniło, prawda? - spytał Jimin, przysuwając kolana bliżej brody. - Jesteśmy jakby dorośli i chociaż traktujemy się, jak starzy przyjaciele, to przecież w ogóle się nie znamy - mówił dalej, cicho i niewyraźnie, jakby nie liczył nawet na to, że Namjoon będzie go słuchał.
- Wiesz, że tak nie jest... - Namjoon zaprotestował, bo Jimin wydał mu się taki mały i samotny. Chociaż zasadniczo musiał przyznać mu rację; byli dla siebie zupełnie obcy, to jednak teraz nie potrafiłby tego zrobić.
Jimin wzruszył ramionami, ale wyglądało to bardziej, jakby przeszedł go dreszcz. Namjoon ścisnął trzymaną bluzę. Przez chwilę debatował, czy wypada podać ją chłopakowi, ale gdy kolejna fala dreszczy przeszła przez niego i zaczął rozcierać ramiona rękoma, wiedział już, że było mu zimno.
- Masz - Jimin patrzył na niego z niezrozumieniem, ale nie trwało to długo.
- Dzięki - powiedział cicho i nałożył ją szybko. Bluza Namjoona co prawda była co najmniej o trzy rozmiary za duża i chłopak wyglądał w niej, jakby tonął, to na pewno było mu w niej ciepło.
Była też prezentem od Yeji, który Namjoon dostał z okazji stu dni bycia razem. Poszli wtedy do kina i jakiejś knajpy, która według recenzji w internecie miała być zajebista. Okazała się niestety kompletną klapą, ale obydwoje do końca udawali, że wszystko jest w porządku, żeby nie sprawić sobie nawzajem przykrości. Zawsze tak robili i w pewnym momencie już nie wypadało być szczerym, bo szczerość zburzyłaby ich zgodny związek. Związek, który w pewnym momencie przestał istnieć, ale żadne z nich nie odważyło się go zakończyć, by nie sprawić drugiej stronie przykrości. Może gdyby na tamtej randce Namjoon powiedział Yeji, że nienawidzi bordowego koloru, w jakim była bluza, a ona przyznałaby się do tego, że nie lubi owoców morza, które serwowali w restauracji, ich relacja potoczyłaby się inaczej. Teraz było na to już za późno, a Namjoon starał się teraz nie myśleć.
Uśmiechnął się lekko, widząc, jak zdezorientowany Jimin wynurzył się z dziury na głowę i od razu zaczął poprawiać przydługą grzywkę. Znów zapadła między nimi cisza. Namjoon poczuł, jak znów zaczyna się denerwować.
- W Seulu nie ma takich gwiazd, co?- spytał, pokazując ruchem głowy na niebo. Było to trochę desperackie szukanie tematu. Wiedział o tym aż za dobrze, ale na szczęście Jimin spojrzał w górę. - Zazwyczaj widać albo smog, albo światła odbijają się od chmur i widać taką pomarańczową łunę - urwał na chwilę i zapalił skręta. Biały dym przesłonił mu na chwilę niebo. Znów zaczął go boleć splot słoneczny. Syknął cicho, ale kontynuował dalej.- Czasem jak jest dobry dzień widać stację kosmiczną albo satelity. Tylko w miejscach takich jak Jukrim widać jak mali jesteśmy na tle kosmosu. Popatrz tylko na tę skalę. To niebo się nie kończy - spojrzał w bok na Jimina, który nie zadzierał już głowy do góry, tylko gapił się na jego profil.
Namjoon był pewien, że jego własne uszy zaczynają robić się czerwone. Jimin miał naprawdę przyjemną twarz. Nie był jakoś klasycznie przystojny, raczej ładny. Miał łagodne rysy i naprawdę, ale to naprawdę ładne usta. Namjoon zamrugał, starając się ukryć to, że się gapił, ale było na to chyba za późno.
Chłopak patrzył teraz prosto na niego i jego oczy wydawały się o wiele większe niż zwykle. Jakby Jimin patrzył w jego samą duszę, w sam jej środek. "Zrób coś" mówiły i Namjoon nie potrafił się z nimi kłócić. Przysunął się bliżej.
- Jimin...- powiedział cicho, przekrzywiając głowę. Ich usta ledwie dotknęły się, ale Namjoon miał wrażenie, że właśnie w tej jednej sekundzie, coś gdzieś w jego głowie huknęło, pękło. Rozleciało się na tysiące kawałków, a potem wiatr przyniósł lekki zapach rozlewisk, delikatnie gładząc jego rozgrzane policzki. Kwaśny zapach zioła mieszał się z gorzkawym smakiem piwa. Mieszanka wydawała się dość ohydna i Namjoon pomyślał, że na pewno mógłby się przez nią porzygać. Gdyby to nie był Jimin.
Namjoon pomyślał przelotnie, o tym, że to lato mogłoby trwać wiecznie. Że uciążliwy dźwięk cykad i krzyków od strony ogniska, które niosły się nad wodą, mu nie przeszkadza. Drobna dłoń Jimina znalazła miejsce przy jego szyi. Wszystko raptownie ustało.
- Ach... - Jimin wydawał się zakłopotany. Dopiero po chwili Namjoon zorientował się, co się stało. Chłopak odsunął się od niego. - Ja... zaraz - mówił dalej zupełnie bez sensu, odsuwając się jeszcze dalej i dopiero wtedy Namjoon zrozumiał, jaki błąd popełnił.
- O... kurwa - powiedział niezbyt inteligentnie, zrywając się na równe nogi. Nie myślał, w ogóle nie zastanawiał się nad tym, co robi. Zanim się zorientował, był już przy pomoście, a odgłos kroków Jimina został za nim daleko w tyle. Jimin został w tyle, a wieczór zrobił się zupełnie cichy. Namjoon nie wiedział dlaczego, ale czuł, że musi biec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro