Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

a/n: czytajcie uważnie <3

Jimin nie wiedział jak długo wpatrywał się we własne odbicie w lustrze. Chwilę, godzinę? A może całą wieczność? Ta ostatnia odpowiedź nie wydawała mu się ani trochę przesadzona.

Zwłaszcza że gęsty i zielony las za jego plecami wydawał się zwolnić raptownie, gdy tylko złapał swoje w lustrze własne przerażone spojrzenie. Chłopak widział kątem oka, jak potężne konary buków i korony iglaków, uginają się pod naporem wiatru, a potem zamierają jakby złapane w gęstą, sosnową żywicę.

Wydawało się, że czas zaczyna płynąć wolniej. A potem stanął w miejscu, podobnie jak serce Jimina, który czuł jak zimny pot zaczyna formować się gdzieś w okolicy jego szyi i spływa ciurkiem w dół, skapując na zakurzoną podłogę. Chłopak wziął jeden, drżący oddech.

- ...chyba nawet pamiętam - głos Jungkooka brzmiał jak woda. Spokojna i cicha, gdzieś na skraju świadomości. Jimin próbował się skupić na tym, co mówi brat, ale tylko co jakiś czas wyłapywał jakieś słowo, albo urwaną myśl. Jego własne serce łomotało za głośno, żeby coś usłyszeć. - To chyba jest jakaś historia. Może hyung będzie chciał to zobaczyć....- Dopiero to zdanie podziałało na niego. Jimin oderwał z trudem wzrok od własnej, poszarzałej, twarzy i zaczął ogarniać spanikowanym wzrokiem pomieszczenie.

Oszczędnie urządzony pokój był prawie pusty. Może i nie był wietrzony od tygodni i dało się w nim wyczuć zatęchły, ciężki zapach, ale wyglądał boleśnie normalnie. Nie wyjątkowo, a tym bardziej nie strasznie, ale Jimin czuł, że jeszcze trochę, a zaraz eksploduje jak jego własny ojciec kilka dni wcześniej.

Wziął głęboki wdech, a potem wydech. Powinien się cieszyć, bo jasna pracownia była uporządkowana i nie zagracona. Nie trzeba było jej sprzątać. Może odkurzyć i tyle, ale chłopak czuł, że coś na kształt krzyku formowało się na jego ustach z każdą spędzoną tam sekundą. Mógłby nawet przysiąc, że słyszał, jak czas tykał w jego głowie, chociaż musiała być to znów ta cholerna woda w łazience, która kapała do emaliowanego zlewu. A może to był jego własny nierówny oddech, który brzmiał coraz bardziej chrapliwie?

Jimin poczuł, że musi wyjść. Teraz, w tym momencie. Nawet nie obejrzał się za siebie. Po prostu zostawił Jungkooka, szperającego w papierach na biurku i zbiegł na dół. Na werandę. Jin chciał go nawet zatrzymać, gdy zeskoczył z ostatniego schodka na podłogę w korytarzu. Nawet mu się udało złapać Jimina za łokieć, ale ten był szybszy. Wyrwał się z całej siły i zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe.

Potrzebował powietrza. Potrzebował przestrzeni. Potrzebował samotności. Z dala od tego pokoju, który tak bardzo kontrastował z tym całym rajem zbieracza, który codziennie przytłaczał go, powodując koszmary. Był taki pusty, taki czysty, tak...tak... uświęcony w jakiś dziwny sposób, że Jimin miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Tyle razy chciał tam wejść, zakraść się, zbadać go porządnie i kiedy wreszcie mógł to zrobić bez strachu... spanikował. Inaczej nie potrafił tego nazwać. Oklapł bez życia na schodach i schował głowę między kolanami, starając się ignorować chaos dookoła siebie.

- O ja pierdolę - wyszeptał cicho. Było lepiej, dużo lepiej, ale wciąż czuł, jak serce wali mu tak mocno w piersi, że czuł jak krew przepływa mu przez nadgarstki i ręce, które miał wygięte pod jakimś dziwnym kątem.

Wdech i wydech. Przez chwilę wydawało mu się nawet, że słyszał jakieś głosy za sobą, rozmowy, ale zaraz ucichły, gdy dwie pary nóg wbiegły na górę, dołączając do Jungkooka na piętrze.

Jimin nie był pewien jak długo siedział na ganku, ale musiało to trwać jakiś czas, bo nie czuł już na twarzy promieni słonecznych, które przypiekały jego lewy policzek, gdy tylko tam usiadł, a ręce zdrętwiały mu tak bardzo, że nie czuł ich już wcale. Był w stanie normalnie oddychać. To jakiś postęp, ale wiedział też, że jeśli wróci od razu do domu, być może znów poczuje tą dziwną energię, która kazała mu uciec. Wstał wolno ze schodów i zszedł na dół do ogrodu. Był wykończony.

- Jimin! - chłopak aż podskoczył w miejscu. Odwrócił się w stronę wejścia, bo mógłby przysiąc, że głos należał do Jina, ale nikogo tam nie zastał. Dopiero po chwili zorientował się, że patrzy w zupełnie złą stronę. Za hałdą papierów do spalenia widać było czyjąś machającą rękę, a po chwili wyłonił się zza niej uśmiechnięty Hoseok. - Cześć! - krzyknął chłopak, ale zaraz spoważniał, widząc pobladłą twarz Jimina. - Przyszedłem nie w porę?

- C...Co? - spytał Jimin, zanim zdążył dobrze przetworzyć informację. Olśnienie przyszło jednak trochę za późno, bo Hoseok zatrzymał się gwałtownie. Wyglądał, jakby miał zamiar uciec. - Nie, jest ok. Nie spodziewałem się ciebie po prostu - powiedział szybko, starając się ze wszystkich sił uśmiechnąć, albo chociaż rozluźnić ramiona. Udało mu się wykrzesać z siebie jakiś w miarę miły wyraz twarzy, ale Hoseok wciąż nie wyglądał na przekonanego.

- Na pewno? - spytał.

- Tak, po prostu mam dziś kryzys sprzątaniowy. Jest tego za dużo i mój brat przyjechał, i trzeba co chwila podejmować jakieś decyzje... - Jimin wiedział, że gadał bez sensu, ale fala słów zaczęła się wylewać z jego ust i nie potrafił jej powstrzymać. Hoseok na szczęście nie skomentował tego. Kiwał poważnie głową za każdym razem, gdy nowa informacja została wystrzelona w jego stronę z prędkością karabinu maszynowego. - Kartony są wszędzie, meble, ubrania. Wszystko trzeba posegregować i przejrzeć, a potem jeszcze odświeżyć trochę dom przed sprzedażą. Nie wiem, czy się sprzeda, ale no... dobrze by było...- zaczerpnął gwałtownie powietrza kończąc ostatnie zdanie.

- To dobry dom - powiedział Hoseok, po krótkiej chwili. Jimin spojrzał na niego zaskoczony. - Powiedziałem coś nie tak?

- Nie - odparł chłopak. - W sensie...nie wiem - poprawił się. - Nikt nigdy nie nazwał tego domu dobrym. - dokończył cicho.

Aż obejrzał się na zagracony ganek, a potem na piętro i ciemne okna, które nawet za dnia powodowały, że miał dreszcze. Za każdym razem, gdy w nie patrzył, miał wrażenie, że czuje na sobie czyjś wzrok. Czuł, jakby dom też patrzył na niego. Oceniał. Kalkulował. Hoseok chyba miał inne odczucia, bo też omiótł wzrokiem okolicę, ale wzruszył przy tym ramionami. Nie wyglądał jakby się bał, wręcz przeciwnie. Wydawał się wcale nie zwracać uwagi na brud i zniszczenie. Wyglądał jakby patrzył poza to. Poza tę fasadę i śmieci. Poza przeszłość i otaczającą go historię. Jimin trochę go za to podziwiał.

- Jest rodzinny - powiedział poważnym tonem Hoseok. - Jasny, z naprawdę dużą działką - powiedział, pokazując na zagracony ogród. - Sprzeda się, nie martw się Jimin. Serio. - dodał z uśmiechem i podał Jiminowi siatkę, której chłopak wcześniej nie zauważył.

- Ale...- zdziwił się. - Co to?

- Jedzenie - odparł Hoseok. - No wiesz, przyjechali twoi znajomi i twój brat i... no pomyślałem, że wasza kuchnia pewnie wciąż nie działa, więc zabrałem trochę jedzenia z hotelu przed wyjściem - wyjaśnił. Jimin wykonał gwałtowny ruch, który wyglądał, jakby chciał złapać za portfel, ale Hoseok był szybszy. Złapał go za rękę - Nie! To dla was. Bez przesady, nie musisz mi płacić.

- Ale...

- Serio. Nie trzeba - pokręcił głową i znów uśmiechnął się szeroko. Gdy tak robił kąciki jego oczu tworzyły idealny półksiężyc i Jimin poczuł, że sam ma ochotę się uśmiechnąć.- To prezent, więc uspokój się - zaśmiał się krótko.- Nie wiedziałem co lubicie, więc wziąłem wszystko co mieliśmy na dziś. Kurczak, jest też zupa z ryżem, japchae, bo nie byłem pewien, czy wszyscy jedzą mięso...

- Dzięki, naprawdę - odparł Jimin, zaglądając do siatki. Była tak ciężka, że miał wrażenie, że zaraz się urwie albo rozpuści pod wpływem ciepła. Ostrożnie postawił ją na ganku, drugą ręką poprawiając opakowania pod spodem. - To chcesz...wejść do środka? - spytał niepewnie. - Napić się, czy coś? - Hoseok prawie od razu pokręcił głową.

- Nie dziś, ale może jutro - odparł szybko. Jimin miał prawie pewność, że Hoseok po prostu próbuje uniknąć spotkania z Yoongim. - Dopiero skończyłem zmianę i chciałem ci to przynieść, zanim pójdę do domu i... - urwał gwałtownie. Jego oczy rozszerzyły się nienaturalnie i Jimin przez chwilę miał wrażenie, że dostał jakiegoś udaru, bo gapił się w przestrzeń, nie mrugając przy tym nawet. - To twój samochód? - krzyknął zaskoczony.

- To mojego ojca, ale... - zaczął Jimin cicho, ale zaraz zorientował się, że Hoseok patrzy w zupełnie inną stronę. - Samochód? - wychylił się i spojrzał tam, gdzie wskazywał chłopak. Poza hałdami śmieci, które dziś mieli wywieźć śmieciarze i drzewkiem, które co rok obradzało w małe cierpkie jabłka, nie widział za wiele. Stanął wyżej na stopniu werandy, tak żeby zrównać się z Hoseokiem i dopiero wtedy zrozumiał o czym on mówił.

Z tyłu domu znajdowała się rozwalająca wiata, która służyła ojcu za warsztat, gdy jeszcze tu mieszkali. Kiedyś była pełnoprawnym garażem. Z czterema ścianami, dachem i nawet małym zadaszeniem, które wychodziło na zewnątrz. Kiedy Jimin był mały często robili tam ognisko, ale to było kiedyś. Dawno, gdy jeszcze on i Minhyun byli dziećmi, nie było z nimi Jungkooka i Jimin nawet nie myślał o tym, że jego życie może wyglądać inaczej. Aż zacisnął mocniej pięści, widząc rozpadający się budynek.

- Nie zaglądałeś tam jeszcze? - spytał Hoseok. Jimin niepewnie pokręcił głową. Co prawda był tu od kilku dni i co chwila wychodził na zewnątrz, kręcił się dookoła posesji, wyrzucał coś, pomagał innym w wynoszeniu rzeczy, ale jakoś tak się stało, żeby tam nie poszedł. Z jakiegoś powodu totalnie wyparł istnienie tego miejsca i nie zajrzał tam ani razu odkąd tu przyjechał.

Mocny wiatr poderwał plastikową plandekę, którą ktoś przybił do wejścia nad garażem i serce Jimina znów podskoczyło na chwilę. Czy to był samochód Minhyuna?

- Jakoś... nie składało się - odparł po dłuższej chwili. Miał wrażenie, że Hoseok patrzy na niego zaskoczonym wzrokiem, ale mogło mu się tylko wydawać. Minął chłopaka i zaczął iść w stronę garażu, nawet na niego nie czekając.

Jakim cudem mógł przegapić ten garaż? Jak mógł o nim zapomnieć? Plastik znów zaszeleścił i tym razem poderwał się na tyle, że zahaczył się o jakiś gwóźdź wystający przy dachu i już tam został.

Srebrny, skorodowany błotnik czerwonego pick-upa chevrolet z 1953 roku, odbijał promienie zachodzącego słońca i Jimin miał wrażenie, że jego własny żołądek zaciska się w tak mocny supeł, że jeszcze trochę i naprawdę zwymiotuje.

Ten samochód był dumą Minhyuna. Każdy o tym wiedział. Jego brat miał obsesję na jego punkcie, odkąd sprowadził go ze Stanów za niemałe pieniądze i każdy zarobiony grosz pakował w jego odnowę. Wszystko w pick-upie było wymuskane i wychuchane. To było jego dziecko, jego duma.

- To...wóz Minhyuna - skomentował Hoseok, gdy podeszli bliżej.

Jimin pokiwał wolno głową. Czuł się nierealnie. Samochód w prawie nienaruszonym stanie wciąż stał w garażu, chociaż mógłby przysiąc, że gdy Minhyun zniknął gliniarze mówili, że nie mogli go nigdzie znaleźć. Jakim cudem był tu na posesji? Drżącą ręką dotknął plastikowej plandeki i jednym, mocnym ruchem zerwał ją z pozostałych, zardzewiałych gwoździ

- Nie rozumiem - wymamrotał Jimin. Hoseok był bardziej odważny od niego i wszedł pod wiatę, nie zważając na to, że z każdym porywem wiatru, drewniane ściany drżały i jęczały żałośnie, jakby miały się zaraz zawalić. - Co on tu robi?

- Może...- zaczął nieśmiało Hoseok. - Może twoja mama zapomniała, że tu jest garaż? To się może zdarzyć jak wiesz... ma się demencję, czy coś.

- Moja mama nie miała demencji - odparł od razu Jimin, kręcąc głową. Złapał za drzwi pick-upa. O dziwo, coś kliknęło w środku. - Otwarte - powiedział zdziwiony.

Warstwa ziemi, kurzu i zasuszonych liści, która zalegała na przedniej szybie była gruba i wnętrze samochodu spowijała ciemność. Jimin nie widział za wiele. Tylko pierwsze siedzenie, drążek zmiany biegów i coś co wyglądało, jak butelka po wodzie. Hoseok zgarnął warstwę brudu patykiem, który znalazł gdzieś nieopodal.

- Lepiej? - spytał.

- Lepiej - odparł Jimin. Widział teraz więcej.

Z tyłu samochodu, na przyczepie, były jakieś gałęzie i liście, które wchodziły do środka przez otwarte okienko. Jimin wypchnął je na zewnątrz i zamknął szybkę. W środku, na siedzeniu było trochę ziemi i liści, ale nie wyglądało na to, żeby kabina była zawilgocona, co naprawdę można było nazwać cudem, bo mieszkali niedaleko rozlewisk i ogólnie pogoda przez cały rok w tym rejonie nie należała do najsuchszych. Hoseok zaszedł od drugiej strony i złapał za klamkę. Drzwi otworzyły się bez problemu. - Nie rozumiem...- mruknął cicho chłopak, obserwując jak Hoseok mości się na siedzeniu i zaczyna sprawdzać schowki i radio.

- Chcesz spróbować go odpalić?

- Myślisz, że działa? - Jimin zajął miejsce obok niego. - Nawet nie mamy kluczyków - dodał, ale Hoseok nie wyglądał, jakby miał zamiar się poddać. Wysiadł na chwilę z wozu i zaczął przetrząsać śmieci, które zalegały warstwą na podłodze.

- Nie prawda...- powiedział ze śmiechem, zanurzając dłoń między papierami. Jimin nie zdążył nawet zareagować, gdy kluczyki uderzyły go w tors. - No dajesz! - zaczął popędzać go chłopak.

Jimin podniósł je. Na pewno należały do Minhyuna. Do kluczyków przyczepiony był tandetny breloczek przedstawiający chevroleta, który sam mu kupił, za uzbierane kieszonkowe, kiedy byli jeszcze dziećmi. Jego brat od zawsze miał obsesję na punkcie amerykańskich samochodów, a zwłaszcza tego konkretnego modelu.

Jimin do dziś pamiętał, jak Minhyun z zapałem kolekcjonował magazyny motoryzacyjne, które wysyłała mu ciotka z Kalifornii. Nie znał angielskiego, ale nie przeszkadzało mu to. Chodziło o plakaty i zdjęcia, którymi wyklejał każdy wolny kawałek pokoju. Nawet jego kąt w ich seulskim mieszkaniu wciąż miał na ścianie plakaty, które Minhyun powiesił tam lata temu. Jimin nie potrafił się ich pozbyć, chociaż prosił go o to ojciec.

Z jednej strony wiedział, że ojciec ma rację i powinien zrobić to dawno temu, ale z drugiej wciąż miał nadzieję, że jednak Minhyun wróci. To było głupie. Wiedział o tym. Wiedział też o tym, że nadzieja jest niebezpiecznym uczuciem. Z pozoru wydawała się dobra i motywująca, ale gdy zawiodła była okrutniejsza i bardziej destrukcyjna niż niejedne kłamstwo.

Jimin nie mógł sobie nawet wyobrazić rogu swojego pokoju pozbawionego tych plakatów. To byłby koniec, na który nie był jeszcze gotowy.

- Jimin, ej... - głos Hoseoka wyrwał go z zamyślenia. - Nie spróbujesz, czy pasują? - Jimin spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem i dopiero po chwili zorientował się, o co chodzi drugiemu chłopakowi. Kluczyki, no tak. Wcisnął je w stacyjkę i przekręcił. Nic się nie stało. Samochód nawet nie zakaszlał, ani nie zadrżał jak to miał w zwyczaju.

- Pewnie akumulator się wyładował - powiedział cicho.

- Albo zawilgocił...- dodał Hoseok. - Weź, otwórz maskę to zobaczymy - Jimin zaczął rozglądać się, ale nie zauważył żadnej wajchy albo guzika.

- Ten model...- zaczął wolno. Nie był tego do końca pewien, ale wydawało mu się, że żeby zajrzeć do środka trzeba było wyjść na zewnątrz i otworzyć go manualnie z przodu. - W tym...- pstryknął palcami. - Trzeba grill wyjąć z przodu i w środku jest takie pokrętło. Dość ciężko chodzi, bo maska jest też ciężka - przypomniał sobie. Hoseok był już na zewnątrz. Majstrował coś przy masce i faktycznie, po chwili zaczęła się podnosić.

- Ok... - powiedział Hoseok, zabezpieczając przód samochodu. Jimin widział, jak podpiera go jakimś prętem. Coś gruchnęło gdy sam wyskoczył z samochodu.

- Co się stało? - spytał, widząc jak drugi chłopak pochyla się nad silnikiem z bolesnym wyrazem wymalowanym na twarzy.

- Uderzyłem się - zaśmiał się. - Nic strasznego, a to...- popukał palcem w silnik. - Wygląda dobrze. W tych modelach najczęściej siadają albo gaźniki, albo świece. Jak chcesz to mogę jutro wpaść rano albo po południu i pomóc ci go odpalić - powiedział na jednym wydechu. Jego oczy świeciły się, gdy o tym mówił i Jimin miał wrażenie, jakby czas cofnął się raptem i znów był małym chłopcem, a jego starszy brat wciąż był przy, nim starając się przekazać mu wiedzę, o której wtedy nie chciał mieć pojęcia. Teraz dałby sporo żeby jednak wrócić do tych czasów.

Tym razem uważałby, i zrobił wszystko inaczej, lepiej. Jimin przez dłuższy czas nie wiedział, co powiedzieć. Po prostu patrzył się na Hoseoka, starając się nie rozpłakać.

- Mmm... - wydusił z siebie niski pomruk i pokiwał energicznie głową. Hoseok uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.

***

- Nie mogę uwierzyć, że oddałeś całego kurczaka Jiminowi - westchnął zawiedziony Taehyung, między kolejnymi siorbnięciami ramenu. - A tak na niego czekałem. Cały dzień, za każdym razem, kiedy Joon robił coś chujowego, myślałem sobie, Taehyung tylko się nie wkurwiaj, pójdziesz do Hoseoka, nażresz się kurczaka i od razu zrobi ci się lepiej, nie warto się denerwować.

- Co niby takiego ci dziś zrobiłem? - oburzył się Namjoon, wycierając usta wierzchem dłoni. Spóźnił się trochę i kilka kropel zdążył skapnąć z jego brody na białą koszulkę.

- Co robiłeś? Czego nie robiłeś raczej - mruknął Taehyung, sięgając po piklowaną rzepę, która faktycznie w ogóle nie pasowała do ramenu, ale do kurczaka, którego Hoseok oddał Jiminowi, już tak. - Zniknąłeś na cały dzień i sam musiałem rozpakować cały samochód z dostawą.

- Nigdzie nie zniknąłem, cały czas byłem w pokoju! - Namjoon machnął ręką, która przez chwilę znajdowała się niebezpiecznie blisko wazonu z kwiatami.

- No to chyba jesteś głuchy, bo wołałem cię dobre dziesięć minut. Aż mi się głos zdarł - Taehyung aż zatrząsł się ze złości. Hoseok wiedział, że wkrótce nadejdzie ten moment, kiedy będzie musiał zainterweniować, ale na razie nie chciał zwracać na siebie uwagi, bo znowu wyjdzie sprawa oddanego kurczaka.

Taehyung miał trochę rację z tym swoim wściekaniem, rzeczywiście obiecał ich zaprosić, kiedy babcia go zrobi, ale zapomniał. A później pomyślał sobie, że Jimin i jego przyjaciele na pewno nie jedzą nic poza ramenem i kupnym kimbabem, więc postanowił ich odwiedzić. Nie miało to nic wspólnego z tym małym chłopakiem, którego niechcący potraktował gazem. Po prostu Hoseok był dobrym człowiekiem.

- Ta, od fajek chyba ci się zdarł - powiedział cicho Namjoon, zaciskając zęby. To nigdy nie wróżyło dobrze, bo chociaż Joon przeważnie zachowywał się w cywilizowany sposób, to Taehyung miał niesamowity dar doprowadzania go na skraj wytrzymałości. A Taehyung z drugiej strony zawsze reagował wyjątkowo nerwowo, kiedy ktoś mu wypomniał, że pali. Jakby nadal stanowiło to jakąś pilnie strzeżoną tajemnicę.

- Następnym razem poproszę babcię, żeby zrobiła dodatkowego kurczaka i ci go przyniosę, całego, ok? - wtrącił szybko Hoseok, żeby udobruchać młodszego Kima. - Dziadek jedzie w przyszłym tygodniu do miasta na badania, więc będzie miała więcej czasu.

- Jedziesz z nim? - Namjoon spojrzał na Hosoeka badawczo.

- Nie, tym razem jedzie z tata i może mama, pewnie zostaną w Busanie na dwa, trzy dni, więc...

- Będziesz zajęty w hotelu - zauważył Taehyung z niezadowoleniem. Hoseok skinął głową, sam nie skakał z radości, ale nie było wyjścia. Ktoś musiał pomóc babci. Nie mogła przecież sama zajmować się hotelem i restauracją, więc jeśli rodziców nie będzie, to nic nie mógł na to poradzić.

- Chujowo - stwierdził Namjoon, rzucając mu pełne współczucia spojrzenie. Hoseok tylko wzruszył ramionami. Oczywiście, że chujowo, ale tak wyglądał praktycznie cały ostatni rok, więc zdążył się już przyzwyczaić.

- Nie będzie tak źle - odparł na przekór własnym, niezbyt wesołym myślom. - Nie wydaje mi się, żeby były jakieś rezerwacje, więc jeśli pomogę w restauracji, to pewnie znajdę trochę czasu, żeby coś porobić. Jimin znalazł w garażu samochód Minhyuna. Może uda się go uruchomić i pojechać nad morze albo... gdzieś, no tak wszyscy razem.

Taehyung entuzjastycznie pokiwał głową, musiało mu się naprawdę nudzić w Jukrim, skoro uznał to za interesującą rozrywkę. Namjoon podszedł do tematu z rezerwą, której Hoseok nie potrafił do końca zrozumieć. Zawsze wydawało mu się, że on i Jimin świetnie się dogadują, mimo że Jimin był od nich młodszy. Co prawda tylko o rok, ale kiedy się jest dzieckiem, każdy, kto jest choć trochę młodszy wydaje się nierozgarniętym gnojem.

Przynajmniej on sam przez długi czas właśnie tak patrzył na Taehyunga. Jakby te kilkanaście miesięcy stanowiło barierę niemożliwą do pokonania. Przez lata Taehyung był dla niego tylko młodszym bratem Joona, aż w końcu okazało się, że w zasadzie ich zainteresowania, plany i problemy wcale się od siebie tak nie różnią i w gruncie rzeczy mogą się nawet kolegować.

Namjoon i Jimin nigdy nie mieli tej bariery i Hoseok w dzieciństwie zupełnie nie potrafił pojąć, dlaczego Joonie spędza czas z takim dzieciakiem, zamiast zająć się czymś poważniejszym. Teraz nie wydawało mu się to aż tak kontrowersyjne.

- Możemy przejść się do Jimina, zobaczymy, co robią. Może się na coś przydamy - zaproponował Taehyung, nieudolnie ukrywając swój prawdziwy motyw. - Przecież... - podniósł szybko głowę, gdy do pomieszczenia weszła babcia Hoseoka. - Dzień dobry pani Jung - uśmiechnął się szeroko, jakby liczył, że to pomoże mu zdobyć ukochane danie. Namjoon kiwnął głową, szybko zdejmując z głowy czapkę z daszkiem, za którą już kilka razy dostał od babci reprymendę. Kobieta skinęła tylko głową, rzucając Namjoonowi ostre spojrzenie.

- Możemy ich odwiedzić w sumie - zasugerował Joon cicho. Hoseok doskonale go rozumiał, sam też trochę bał się własnej babci. Zawsze wydawała mu się sroga i zbyt wymagająca, a im starsza się robiła, tym bardziej wszyscy dookoła działali jej na nerwy. Ewakuacja z pola rażenia babci była najlepszym pomysłem. - Chyba, że chcesz zostać. Mieliśmy grać w sumie - zwrócił się do Hoseoka.

Chłopak pokręcił głową. Granie w jego przypadku polegało na obserwowaniu nieudolności Namjoona i frustracji Taehyunga. W gruncie rzeczy nie było to najgorszą rozrywką.

- Możemy, ale... - zawahał się Hoseok, nie do końca przekonany o tym, czy chciałby znowu spotkać Yoongiego. Oczywiście wiedział, że nastąpi to prędzej czy później, ale po cichu liczył na później. - Dzisiaj widziałem się tylko z Jiminem, ale wczoraj... wczoraj z jednym z jego kolegów - zamilkł na chwilę, zastanawiając się, w jaki sposób opowiedzieć o kulisach swojego pierwszego spotkania z Yoongim. Nawet w swojej własnej głowie źle to wszystko brzmiało. - Mieliśmy nieporozumienie i on chyba nie bardzo mnie polubił - skrzywił się trochę.

- Pierdolisz Hobi, ciebie nie da się nie polubić! - zaprotestował od razu Taehyung. - Pewnie ci się tylko wydawa...

- Nie, naprawdę mi się nie wydawało - przerwał chłopakowi, nachylając się nad stołem i prawie szeptem opowiedział całą historię.

- O... - zaczął Taehyung, ale chyba nie do końca wiedział, jak pocieszyć przyjaciela. - To nie do końca była twoja wina - powiedział po krótkiej chwili. Namjoon pokiwał głową, nic nie mówiąc.

- Też... też tak sobie tłumaczę - westchnął Hobi, wyłamując sobie palce. - I przeprosiłem - dodał prawie natychmiast. - Chyba milion razy, ale... chciałbym ich odwiedzić, naprawdę bym chciał iść...

- Musisz znowu gdzieś łazić? Dopiero do domu wróciłeś i znowu gdzieś cię niesie - fuknęła na nich babcia. Hoseok zawsze wiedział, że jej głuchota jest tylko wymówką, by nie odpowiadać na pytania, które jej nie pasują. - Dom to nie hotel - dodała, co zabrzmiało dość zabawnie.

- Przecież i tak mam wolne popołudnie, więc co za różnica, gdzie będę je spędzać - odpowiedział Hoseok, siląc się na spokój. Niespecjalnie miał ochotę iść do Jimina, ale babcia nie miała prawa decydować o tym, co, z kim i gdzie będzie robić. Był już dorosły, a jej ciągle się wydawało, że może mu czegoś zakazywać.

- Nie podoba mi się, że ciągle tam łazisz. Nic dobrego z tego nie wyjdzie - kontynuowała staruszka, zupełnie nie dopuszczając nikogo do głosu.

- Już nie wyszło - mruknął Namjoon, uśmiechając się zawadiacko do Hoseoka. Staruszka zupełnie zignorowała ten komentarz.

- Minhyun to był dobry chłopak, a temu małemu to z oczu źle patrzy - kontynuowała niezrażona.

- Jimin kiedyś przewrócił się na kant umywalki i ma jedno oko mniejsze, może... - wtrącił Taehyung, ale nie dokończył, bo stół podskoczył gwałtownie.

- Zamknij się już - syknął cicho Namjoon, rozmasowując piszczel. - Nie pomagasz.

- Nie próbuję - odparł szeptem. - Ale to prawda i wiesz, kto to zrobił? Przenajświętszy Minhyun - oznajmił Taehyung z satysfakcją.

- Tego też nie wiesz - zaprotestował Joon.

Nikt do końca nie znał szczegółów wypadku Jimina, a on sam uparcie powtarzał, że to jego wina. Cały czas tak twierdził. Hoseok już miał się włączyć w dyskusję, żeby to powiedzieć, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Jimin nie powtarza wtedy, że się potknął, wywalił, pośliznął, co wydawało mu się oczywistym wyjaśnieniem sytuacji, kiedy był młodszy. Jimin powtarzał, że to jego wina, a teraz, kiedy Hoseok to analizował, niekoniecznie musiało to oznaczać, że chłopak zrobił to sobie sam. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy to sobie uzmysłowił. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, jak wiele rzeczy mogło im umknąć, kiedy byli młodsi.

- Nie chodźcie do tego domu, radzę wam dobrze - głos babci zabrzmiał trochę złowieszczo, ale chyba tylko Hobi zwrócił na to uwagę. Namjoon przewrócił tylko oczami, a Taehyung, uśmiechając się pod nosem, wyjadał resztki ramenu z prosto z garnka.

- Babciu, mówisz, jakby Jimin był przynajmniej kryminalistą - odpowiedział. - I to nie jest tak, że nie chciałem kolegować się z Minhyunem. To on nie chciał z nami gadać - wyjaśnił, chociaż to było absurdalne.

- Może był za mądry na to - odcięła się babcia, a Hoseok poczuł, że jeszcze chwila, a wybuchnie. - Przynajmniej miał szacunek do starszych i zwyczajów.

- Też mam szacunek do starszych i obyczajów - zaprotestował. - Nie rozumiem, czemu...

- Gdzie masz szamańskie dzwoneczki, które ci dałam? Zawiesiłeś je w oknie, jak kazałam? - Hoseok pokręcił głową. Oczywiście, że nie zawiesił, bo przy każdym, nawet niewielkim podmuchu wiatru, dzwoniły jak oszalałe i nie dawały mu spać. - A Minhyun zawiesił - kobieta spojrzała na niego z satysfakcją. - Nie chodźcie do tego domu, dobrze wam radzę - obrzuciła ich pełnym zniesmaczenia spojrzeniem i wyszła z kuchni. Po chwili z pokoju obok doleciał do niech głos Yoo Jaesuka, który wyjaśniał zasady jakiegoś konkursu.

Hoseok westchnął głęboko, kładąc czoło na chłodnym blacie stołu.

- To co robimy? - zapytał zrezygnowany.

- Teraz to już musimy wyjść z domu, jeśli nie chcesz wypaść z rankingu najgorszych wnuków świata - odparł poważnie Namjoon. - Ale może dajmy temu całemu Yoongiemu trochę czasu na opłakanie swoich ran.

- Weźmiemy jakieś alko ze sklepu i pójdziemy do nas. Mama nie będzie mieć nic przeciwko. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro