Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

- No, proszę, oto twoje cudeńko. - słysząc te słowa Gwen trochę się obudziła i z iskierkami w oczach powiodła wzrokiem na co wskazuje Samuel. Widząc nienajgorzej wyglądający czarny, nie za duży samochód jej zapał opadł. Nie tego się spodziewała ale cóż, lepsze to niż nic.
Wyciągnęła kluczyki z kieszeni wskazując na pojazd i naciskając przycisk, który umożliwiał otwarcie jego drzwi, chciała upewnić się, że to ten samochód. Poczuła się lekko zawiedziona, że to faktycznie był ten a nie jakiś droższy, w lepszym stanie ale z drugiej strony czego mogła się spodziewać.

Podeszła do auta i usiadła na miejscu kierowcy zamykając drzwi.
Samuel widząc poczynania dziewczyny, bojąc się, że po prostu odjedzie szybko podszedł do drzwi i zapukał w okno, które po chwili zsunęło się w dół by dać dostęp do osoby siedzącej w środku. Gwen posłała mu pytające spojrzenie a on westchnął i oparł się o drzwi zniżając się do poziomu twarzy dziewczyny. Spojrzał w jej ciemne, niemal czarne tęczówki ale szybko się opamiętał i przeniósł wzrok na przednią szybę wskazując palcem na ulicę.

- Twój nowy dom jest stosunkowo niedaleko. Tą ulicą prosto, aż do jej końca i w prawo, wtedy powinnaś wyjechać na główną ulicę a potem już nie powinno być problemu z dotarciem do tego - przerwał na chwilę, wygrzebując jeszcze kolejną, małą karteczkę i podając ją brązowowłosej. - adresu. Ale jakby były jakieś problemy to znasz mój numer. - mrugnął do niej a ta jedynie przewróciła oczami z nikłym uśmiechem. Spojrzała na adres wypisany na kartce.
Samuel przyglądając się jej postanowił kontynuować rozmowę.

- Mieszkanie idealne dla jednej osoby, nie za bogato, nie za biednie. Jak na dobry start i znalezienie go w tak krótkim czasie to wydaje się być na prawdę spoko. Spokojna okolica, no, przynajmniej tak mi się wydaję -

- Jasne, spoko, ważne, że cokolwiek znalazłeś. Jednak jeśli jest spokojna, to mogę cię zapewnić, że po moim przybyciu już taka nie będzie. - przerwała mu, by nie słuchać już dłużej jego słowotoku i w końcu pojechać do upragnionego domu. Lubiła chłopaka ale na dzisiaj miała go już serdecznie dość.

- Nie wątpię. - zaśmiał się lekko. Bardzo chciał pobyć z nią jeszcze dłużej ale miał świadomość, że jest już zmęczona i jedyne o czym marzy to walnąć się na łóżko i zasnąć. Jednak nie chciał dać jej odjechać z niepewnością, czy jeszcze kiedyś się z nim skontaktuje. W końcu olewała go przez 20 lat, więc co miałoby się zmienić. - Ale jeszcze się zobaczymy, no nie? - zapytał z nadzieją w głosie, którą nijak starał się ukryć. Niestety, musiał przyznać sam przed sobą, że aktorem był kiepskim.
Gwen spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się lekko.
Był to jeden z uśmiechów, który wielu chłopaków zwalał z nóg. Ni to pewny siebie, ni to nieśmiały, ni to uroczy. Po prostu miał coś w sobie. On również należał do tej grupy mężczyzn, którzy nie raz marzyli o tym, by być przy jej boku i mieć ją dla siebie. Ogólnie była bardzo ładną, pociągającą, młodą kobietą. Nie bawiła się w makijaż i inne tego typu sprawy, co w jej przypadku jeszcze bardziej podobało się płciom przeciwnym. Ona sama wiedziała jak działa na mężczyzn i często to wykorzystywała.
Natomiast Samuel czasami żałował, że nie ma u niej szans. Nie był w niej zakochany, co to, to nie, nie była w jego typie. Ale po prostu podobała mu się, bardzo ją lubił i dobrze czuł się w jej towarzystwie, plus jednak była dosyć znana w ich świecie, jednak to był tylko mały bonus, bo nie zależało mu na sławie, a zwłaszcza, że pomimo, że była bardzo dobrze znana, to nie kojarzono ją z dobrymi rzeczami. Większość osób jednak nienawidziła jej rodziny, a co za tym idzie jej samej. Jednak jej nie obchodziło zdanie innych na jej temat i to była jedna z wielu rzeczy, która podobała się Samuelowi. Jednak gdyby tylko wiedział jak wyglądała ich relacja na prawdę to może miał by inne zdanie na ten temat. Niestety, nie mógł tego wiedzieć, żył w nieświadomości.

- Pewnie, że się spotkamy. Napisze do ciebie za niedługo i umówimy się na jakieś spotkanie, wiesz jak narazie na prawdę potrzebuje przerwy i poukładać sobie to i owo. - uśmiechnęła się smutno na wspomnienie z jeszcze dzisiejszego dnia. Nadal nie mogła uwierzyć w to co się stało, co chwilę zmieniała zdanie o zaistniałej sytuacji, miała w głowie jeden wielki mętlik i gdyby nie fakt, że była na prawdę zmęczona to by pewnie nawet nie było mowy o zasypianiu.
Samuel odwzajemnił uśmiech, po czym odepchnął się od okna samochodu i wkładając dłonie do kieszeni swojej skórzanej kurtki zrobił kilka kroków w tył, by dać dziewczynie wystarczająco dużo miejsca na odjechanie.

Gwen nie czekając długo odpaliła samochód, chwyciła za kierownicę i nacisnęła pedał gazu, kontrolując biegi. Już dawno nie jeździła ale jednak dla niej jazdy samochodem nie zapomina się jak jazdy na rowerze. Więc posyłając ostatnie spojrzenie stojącemu nieopodal chłopakowi odjechała z piskiem opon. Spojrzała jeszcze raz na lusterko, jednak w jego odbiciu nie było już widać Tremblay'a, dlatego przeniosła wzrok z powrotem na oświetloną lampami ulicę i naciskając pedał gazu pojechała dalej według wskazówek przyjaciela.

___________________________

Parkując samochód nie była do końca pewna, czy trafiła pod dobry adres. Gasząc już silnik wyjrzała przez okno przypatrując się budynkowi, który rzekomo miał być jej nowym domem. Tak właściwie to nie tylko jej, bo z tego co zauważyła mieszkało tam jeszcze kilka osób. Zastanawiała się co ma tak właściwie zrobić. Zmęczenie nie do końca dawało jej trzeźwo do myślenia i cała jej odwaga i pewność siebie zgubiły się gdzieś między krainą jednorożców a Star Warsami.
Postanowiła jednak nie siedzieć w tym aucie jak ostatnia ciota i bać się wejść do możliwie błędnego budynku. Przeklinając siebie wyszła zamykając swoje "cudeńko" jak je nazwał Sam i odwróciła się znowu przyglądając budynkowi. Przy okazji rozejrzała się po okolicy. Cisza i spokój. Z resztą, czego mogła się spodziewać, w końcu jest jakaś 2 w nocy, wszyscy pewnie śpią.
Wzruszyła ramionami i z nagłym przypływem pewności siebie weszła do budynku, szukając numeru jej mieszkania.

Jednak do tych "wszyscy pewnie śpią" na pewno nie zaliczał się Peter Parker, który pomimo zapewnienia cioci May, że idzie już spać, właśnie siedział na dachu jednego z budynków w Nowym Jorku. Akurat dziś postanowił zrobić sobie nocny zwiad z nikłą nadzieją, że może wydarzy się coś ciekawego. Nie ukrywał, że nie chciał iść spać ale o wiele bardziej kręciło go skakanie po nocy między oświetlonymi budynkami. Ten widok na pewno był jednym, który chłopak kochał.
Nie zauważając nic podejrzanego westchnął i ściągnął maskę, a jego włosy od razu zostały roztrzepane przez wiatr, który na tej wysokości dawał o sobie znać. Położył się na plecach a jego nogi zwisały w dół. Teraz jego wzrok wędrował po gwiazdach, które dzisiejszej nocy były wyraziste i piękne. To był drugi z widoków, których uwielbiał. Uśmiechnął się do siebie. Na prawdę mam cholerne szczęście, że mogę tu być. Pomyślał i zaczął sobie wyobrażać co by teraz robił, gdyby ten zmutowany pająk go nie ugryzł. Na pewno jego życie byłoby strasznie nudne i nie poznał by pana Starka! To by była tragedia. Przypomniał sobie dzień, w którym miliarder pojawił się w jego domu i zabrał go na misję. Zbierał wtedy wszystkich możliwych superbohaterów, by pomogli Avengersom w pokonaniu Ultrona. Jednak, czy on uważał sam siebie za superbohatera? Raczej nie. Póki co, nie zrobił nic, co mogło by dać mu, w swoim mniemaniu, miano bohatera. Jasnym było, że po tej akcji w Sokowii liczył, że pan Stark odezwie się znowu z jakąś misją i pomimo, że od ostatniej minęł już prawie 3 miesiące to nadal nie tracił zapału i codziennie zdawał raporty Happiemu. Sam z resztą był świadom, że nic na świecie się nie dzieje, co potrzebowało by interakcji suberbohaterów. Z jednej strony to dobrze ale z drugiej czuł się znudzony. Nic się właściwie oprócz jakichś włamań do sklepów, małych napadów i tego typu rzeczy ciekawszego nie działo.

Zamknął na chwilę oczy, pamiętając jednak, żeby nie zasnąć i po prostu leżał tak przez 5, 10, 15 minut a może i nawet dłużej. Rozmyślał nad wszystkim i niczym. Lubił to robić. Ale nie zapomniał też, dlaczego tak właściwie się tu znajduje. Miał pilnować, aby nic złego się nie działo i najwyższy czas wracać do roboty.

Energicznie wstał, założył maskę i z powrotem był już "Przyjaznym Spidermanem z sąsiedztwa" jak to opisywał pan Stark.
Spojrzał w dół i poczuł przypływ adrenaliny, jak zawsze kiedy zaraz miał skoczyć w przepaść. Nie raz zastanawiał się co by było gdyby jego wyrzutnia sieci nie zadziałała a on sam pewnie zginąłby najmniej chcianą przez niego śmiercią. Odgonił jednak szybko te myśli i z pewnością siebie skoczył w dół w odpowiednim momencie wyrzucając pajęczą sieć, która przyczepiła się budynku, dzięki czemu mógł teraz poruszać się między wieżowcami.
Stwierdzając, że już nic ciekawego się nie wydarzy i spostrzegając, która jest już godzina postanowił obrać drogę do domu. Do Queenss.

Do dokładnie tego bloku mieszkalnego, gdzie przed chwilą zamieszkała jedna z najpotężniejszych istot na tej planecie. Nawet nie był świadom jak bardzo ta osoba namiesza mu w życiu.

Nieświadomy tego, kto śpi dokładnie piętro wyżej, wszedł dyskretnie przez okno, ściągnął strój, schował go jak to miał w zwyczaju, potem oszczędzając sobie łazienkę i ubranie się w cokolwiek oprócz bokserek, które miał na sobie walnął się do łóżka zasypiając praktycznie od razu.

A dosłownie w tym samym momencie, dokładnie do samo uczyniła Gwendolyn Mikaelson, nieświadoma tego jak dużo zmieniło się i wydarzyło podczas jej nieobecności, i jak wiele jeszcze się wydarzy, a tym bardziej zmieni. Ale czy na lepsze?

*No uhm cześć, w sumie nie mam nic więcej do powiedzenia oprócz tego, że czasami może mi się zdarzyć, że zamiast Gwendolyn napisze Melanie ale to ze względu na drugie opowiadanie i się mi po prostu myli😅.
No, przepraszam za błędy,
Do następnego, cześć👋! *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro