Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Cichy dom na przedmieściach Londynu, był od lat schronieniem Yumi. Ukrywała swoją prawdziwą twarz przed światem, nie pozwalając, aby magiczna część jej życia wpływała na nową codzienność. Kobieta mogła w spokoju obserwować rosnące kwiaty, dorastające dzieci i ćwiczącego męża. Nie trzeba jej było wiele w życiu, można by powiedzieć, że miała wszystko, co chciała. Kochającą rodzinę.

Jednak czymś, co zatruwało ten obraz, był smutek, który w końcu dotarł i do niej, wyrywając z własnego Edenu.

— Myślisz, że sobie poradzi? — Wyszeptała, próbując się wtulić w ramiona męża i w nich zniknąć. Wylie zamyślił się chwilę, nie odrywając spojrzenia od dziewczynki niemogącej liczyć więcej niż pięć lat.

— Musi, skarbie. A naszym obowiązkiem, jako rodziców, jest jej z tym pomóc. — Pocałował żonę w czubek głowy, próbując ją uspokoić. Nie spała kolejny dzień, a przekrwione białka zgrywały się w całość z opuchniętymi oczami.

— Taka mała, tyle widziała... To jest okropne, Wylie, okropne... — Yumi opuściła bezpieczne, umięśnione ramiona męża i niemal podbiegła do córki, tym razem sama obejmując kruchą istotkę w opiekuńczym geście. — Co robisz, Tori?

Mówiła spokojnie, próbując nie okazywać żalu i rozgoryczenia. Gruby sweter nie zapewniał jej obrony przed chłodem, zwłaszcza tym, związanym z emocjami. Dziewczynka poruszyła się nieznacznie, jakby otępiała i zagubiona w niewielkim pokoju o błękitnych ścianach i neonowych gwiazdkach na suficie

— Rysuję. — Odpowiedziała niespiesznie, jakby wiedząc, co zaraz nastąpi.

Kobieta poderwała się gwałtownie, wychodząc z pomieszczenia, w końcu dając łzom spłynąć po policzkach. Zatrzymała się dopiero przy kuchennym oknie, zza którego mogła obserwować dzieci sąsiadów i szczęśliwych ludzi. Japonka oparła się o blat, szlochając cicho i zakrywając twarz materiałem. Dławiła się łzami, próbując złapać oddech. Po raz kolejny nie dała sobie rady, a nadzieja - że z każdym kolejnym zetknięciem z prawdą, ból będzie zanikać - zanikała.

Tymczasem Wylie podszedł do dziecka, kucając przy nim i z wrodzonym spokojem obserwując bohomazy dziewczynki. Pomimo krzywo ułożonych kresek, od razu wiedział, co musi przedstawiać rysunek. Położył dużą dłoń na jasnych włosach Tori, gładząc je powoli. Powolne ruchy czerwoną kredką po kartce uświadamiały go boleśnie o tym, co miało miejsce, jednak nie był w stanie cofnąć czasu. Uśmiechnął się więc delikatnie, próbując nie wystraszyć istoty, nazywanej przez niego córką.

— Tori, chciałabyś pomóc mi przy układaniu puzzli? Nie jestem w tym najlepszy.

— Mama mówi, że mugolskie zabawki są śmieciami i powinno się je wszystkie spalić... — pomimo przerażającej go odpowiedzi, wiedział, że ma uwagę młodej Ji. Wylie uśmiechnął się więc przebiegle, czekając, aż dziewczynka na niego spojrzy.

— Może i tak, ale czy zaufasz staremu Wyliemu? Sądzę, że twoja mama po prostu nie potrafi ich układać i dlatego tak mówi.

— Tak sądzisz? — Dziecko niepewnie przestało rysować, jakby nie do końca ufając pomysłom mugola. — Nigdy nie układałam puzzli...

— Stary Wylie cię nauczy, nie martw się, ptaszyno. Nie minie dużo czasu, a będziesz w tym o wiele lepsza ode mnie!

Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie, wstając i prowadząc Tori do salonu, gdzie piętrzyły się pudełka z zawartością wszelaką, niekiedy nawet obcą dla samego właściciela domu.

Yumi ponownie znalazła się w wejściu do pomieszczenia, w którym przesiadywała sierota. Czuła się jak zjawa, nękająca ten dom. Nieprzerwanie po jej policzkach spływały łzy, które nasilały się za każdym razem, gdy dziewczynka odruchowo zachowywała się w arystokratyczny sposób, siadając, czy chociażby cały czas utrzymując delikatnie podniesioną brodę. Kobieta uśmiechnęła się do męża, który niepewnie spoglądał na nią sponad pięciolatki.

Oboje nie wierzyli, że widziała śmierć swoich rodziców.

— Wylie — niewyraźnie zaczęła dziewczynka, spoglądając z obawą na panią domu — czemu pani płacze?

— Bo jestem szczęśliwa, że z nami jesteś, skarbie. — Yumi odpowiedziała już sama za siebie, podchodząc do Tori i nachylając się nad nią. — Mam nadzieję, że wyrośniesz na silną kobietę, zupełnie jak... — zawahała się, przełykając gulę w gardle — jak moja przyjaciółka.

Nikt jej nie odpowiedział, ale wiedziała, że po takim przeżyciu, dziecko miało przerażająco niskie szanse na normalne życie.

ღღღ

— Podaj mu tę pierdoloną piłkę, Joffrey! — Nastolatka niemal zdzierała sobie gardło, próbując zmotywować ścigajacych drużyny swojego domu, jednocześnie powstrzymując się przed przywołaniem miotły i wleceniem na boisko. Opadła w końcu na ławkę, wyraźnie zrezygnowana kolejnym nieudolnym rzutem Puchonów. — Nie mogę uwierzyć, grają jak ostatnie pierdoły.

— Może po prostu Gryfoni są lepsi. — Siedząca obok niej nastolatka uśmiechnęła się sarkastycznie, opierając delikatnie o jej ramię. Czerwone barwy nad wyraz pokazywały, do którego domu należy. — Ten nowy, Wood, jest całkiem dobry. Przepuścił tylko kilka piłek, a to jego pierwszy mecz w oficjalnym składzie.

— Może jest nawet dobry — zerknęłą od niechcenia na wspomnianego nastolatka, skupionego w pełni na grze i latającej pomiędzy graczami piłce. — Ale ja będę lepsza.

— Zobaczymy. — Gryfonka prychnęła, spoglądając na Puchonkę i traktując ją oceniającym spojrzeniem. — Nie wiem, jak szybko cię połamią, ale powiedz, chociaż, co byś chciała mieć na nagrobku.

Tori Jin — uśmiechnęła się szyderczo, odsuwając na plecy wpadające jej w oczy włosy — Wraz ze sobą wzięła kilka nosów szowinistycznych zawodników. — Gryfonka parsknęła śmiechem, podając rękę Azjatce.

Carolyn Daise, jeżeli pozbędą się mnie z gry szybciej niż ciebie, to możesz zaznaczyć, że wraz ze mną poszły do piachu moje nadzieje o związku z myślącym chłopakiem.

— Nie znajdziesz takiego, więc już teraz mogę ci zamówić ładny marmur — skrzywiła się, słysząc krzyki świadczące o tym, że Wood wybronił kolejny rzut — Nie istnieje takie połączenie.


Może i początek trochę smutny i pełny histerii, ale opowiadanie mam zamiar utrzymać na stopie końcówki. W pierwszym rozdziale pojawi się już Tori, gdy będzie na swoim piątym roku, więc czeka nas mały przeskok.

Jak odczucia póki co? Bo powiem szczerze, że nie byłam przekonana do prologu, zwłaszcza, że musiałam zmienić delikatnie charaktery pań, gdy są dwunastolatkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro