1. Afera i plankton
— Ty sobie chyba żarty robisz...
— Jedynym żartem na tym pierdolonym boisku jesteś ty, Fleet! — Krzyki graczy niosły się po całym stadionie, z każdym zdaniem stając się coraz głośniejsze. — Nie ma mamusi Diggory w pobliżu i już nie potrafisz znaleźć jaj i zrobić czegokolwiek? No tak, czego mogłam się spodziewać po kimś, kto nie potrafi obronić nawet jednego rzutu w czasie meczu z, uwaga uwaga... — dziewczyna zakręciła się na pięcie, upewniając się, że wszyscy członkowie drużyny oddają jej należytą uwagę, nawet jeżeli tego nie chcieli — zasranymi Krukonami! To nawet nie byli Gryfoni, a ty wyglądałeś, jakbyś miał się posikać przez piłkę lecącą w twoją stronę!
Chłopak poczerwieniał na twarzy, nie mogąc zebrać odpowiednich słów do obrony swojej dumy. Coś w środku mówiło mu, że agresywna siódmoklasistka ma rację i właśnie to było powodem nieprzyjemnego poczucia wstydu, jednak nie mógł pozostać bierny w tej sytuacji.
— Mogłabyś w końcu dorosnąć i przestać oskarżać wszystkich o własne porażki? Przechwytywanie kafla to twoja robota. Gdybyś przestała ślinić się do Daviesa, może byłoby nam wszystkim prościej?!
Nastolatka niemal automatycznie chwyciła za przód koszulki chłopaka, pociągając jego twarz gwałtownie w dół, by móc spojrzeć mu bez problemu w oczy. Jej własne pozostały wręcz lodowato chłodne, przez co Obrońca poczuł dreszcz na plecach. Rozpaczliwie spojrzał w bok, poszukując ratunku u innych członków drużyny, ale też bojąc się spojrzeć w ciemne tęczówki, wyrażające czyste obrzydzenie. Tak jak się tego spodziewał, większość obecnych osób albo podzielało wykrzyczaną chwilę wcześniej opinię, albo zwyczajnie bała się nastolatki.
— Jeszcze jedno zdanie, a sprawię, że trzonek miotły nieodwracalnie skończy w twojej dupie... — Jej szept w ogólnej ciszy zdawał się dla chłopaka krzykiem. Kilka osób z drużyny wzdrygnęło się, a Pałkarka wykonała niepewny krok w ich stronę, bojąc się kolejnej bójki w czasie treningu. Jednak zanim zdołała zebrać w sobie odwagę, aby stanąć twarzą w twarz ze wściekłą bestią Hufflepuffu, powietrze przeciął ostrzegawczy krzyk jedynej osoby, mogącej uratować Fleeta przed spełnieniem się groźby i złamanym nosem.
— Tori! — Cedrik, spóźniony, dotarł na trening. Dziewczyna z widoczną złością spojrzała na niego, niemal natychmiast puszczając ciężko oddychającego Obrońcę. Zmrużyła oczy, podpierając ręce na biodrach i przechylając głowę. — Tori, nie możesz wszczynać bójek na boisku...
— Pierwsze primo — przerwała mu, nawet się nie wahając — gdzie jest twój strój na trening? Chyba że krawat i przepocona koszulka to nasz nowy dress code, ale w takim wypadku muszę cię zmartwić, bo twoje poczucie mody mi nie odpowiada.
— To...
— Drugie primo — twardo dodała, a zaraz po tym podniosła palec nad głowę i na moment spuściła wzrok, aby zdenerwować się jeszcze bardziej, przez brak sprzętu przy Kapitanie — co było tak ważne, abyś spóźnił się na trening, nie przyniósł nawet własnej miotły, swoimi czynami zmusił mnie do zdzierania sobie gardła i siłą zmuszania twojej drużyny do łaskawego ruszenia dup? — Akcentowała każde słowo, wzrokiem przyszpilając Cedrika i dając mu jednocześnie znak, że jeszcze nie skończyła.
— Tor... — Mimo wszystko spróbował, wciąż mając nadzieję na spokojne rozwiązanie sytuacji. Łudząc się, że takie może mieć choć raz miejsce, gdy w grę wchodziła Ścigająca.
— Trzecie primo. Przez brak twojej obecności byłam zmuszona wyrzucić z boiska Flinta, bo znowu chciał się wpierdolić z drużyną, więc ewentualne ujemne punkty idą na twoje konto...
— Torina. — Cedrik w końcu nie wytrzymał i użył znienawidzonej przez dziewczynę wersji imienia. Zanim ta zdążyła przetrawić to co się stało i odpowiednio szybko zareagować, dłoń Kapitana wylądowała na jej głowie. Diggory nauczony przez doświadczenie zaczął uspokajająco głaskać Puchonkę po włosach, wiedząc, że ta w jakiś sposób zawiesi się i nie odezwie, póki coś jej ponownie nie wytrąci z równowagi. — Byłem u McGonagall. Jakimś cudem prawie każdy zarezerwowany przez nas termin na treningi, pozostaje zaznaczony także przez inne domy. Próbowałem się właśnie dogadać z Woodem w kwestii przyszłego tygodnia, ale potem przypałętał się Davies i nie udało nam się dojść do porozumienia. Usilnie próbują ograniczyć nam czas do poranków i wtorkowych wieczorów...
— Mam we wtorki szlaban u Snape'a, Ced. — Maxine - jedna z Pałkarek - nieśmiało wyłoniła się zza wciąż zirytowanego Fleeta. — I spokojnie, Tori nie złamała Flintowi nosa. — Dodała przekornie, wciąż mając przed oczami realny strach na twarzy Diggory'ego spowodowany opowieścią dziewczyny i wizją ewentualnej kary dla całego domu.
— Będziesz chyba musiała w takim razie sobie je odpuścić. — Puchon westchnął ciężko, czując, jak coraz więcej spraw wypada mu z rąk lub zwyczajnie obraca przeciwko niemu. Dodatkowo pierwszy mecz ze Slytherinem zbliżał się nieubłaganie, a on nie mógł odeprzeć wrażenia, że połowa Hogwartu odczuwała dziką satysfakcję z miażdżenia uczniów Helgi.
— Ty to pizda nie kapitan, Diggory. — Tori gwałtownie chwyciła jego dłoń, ściągając ją z głowy i wykonując energicznie pierwszy krok w stronę wyjścia z boiska. — Co ma znaczyć ta postawa? Nie po to oddałam ci drużynę pod opiekę, abyś nie potrafił wyhodować jaj i stawić czoła tym idiotom. — Prychnęła cicho, będąc już pewną, że nie ściągnie rękawic i ochraniaczy z rąk tak długo, aż towarzystwo się nie rozejdzie. — Jak znam tę bandę gumochłonów, to pewnie dalej się sprzeczają pod gabinetem. Jeżeli się pospieszymy, to jeszcze damy radę postawić na swoim.
Pewność w głosie Tori nikogo nie dziwiła. Co więcej, członkowie drużyny w jakimś sensie poczuli się pewniej z tym, że to właśnie ona ruszyła w ich obronie. Mogli uwielbiać Cedrika jako osobę, kapitana i ucznia, jednak nie mogli zaprzeczyć temu, że ten zwyczajnie nie radził sobie jeszcze z sytuacjami stresogennymi, ani walką o swoje. Puchonka miała w tej dziedzinie ogromną przewagę, nie tylko walczyła z niemal wszystkimi wokół już od pierwszej klasy, gdy kilku uczniów próbowało obrać sobie ją jako cel wyśmiewania, ale też była jedną z pierwszych kobiet w ich drużynie. Poprzedni kapitan nie pozwalał im dołączać, jednak właśnie dzięki upartości i siłowym argumentom, akurat ona mogła do nich dołączyć. Od początku była chłopcem na posyłki, przez co jej kontakty z innymi uczniami stawały się gorsze z miesiąca na miesiąc, w akompaniamencie wyzwisk i gróźb. Niska dziewczynka na boisku pełnym wysokich nastolatków potrafiła rozbawić, zwłaszcza gdy próbowała kogoś wyrzucić, lub dogadać mecz w imieniu leniwego chłopaka o zdecydowanie zbyt dużej władzy.
Jednak ludzie długo się nie śmiali, często przestając wraz z krwią wypływającą z nosa. Na początku wstydzili się nawet przyznać, że mikrus z trzeciej klasy im to zrobił. Ale taka była właśnie Tori Jin. Agresywna i nie do zatrzymania, gdy już złapie rozpęd, albo zostanie sprowokowana do wykonania ruchu.
Mimo wszystko w całym Hogwarcie Tori przyszło spotkać kilka osób, które mogła spokojnie określić mentalnym planktonem. W ile bójek, kłótni, czy zwyczajnych przepychanek nie wdałaby się z Flintem i Daviesem, ci zawsze wracali, skorzy do dalszej zabawy ze swoim ulubionym zwierzątkiem.
Dlatego też dziewczyna zacisnęła pięści, gdy tylko dostrzegła w korytarzu dwie męskie sylwetki, zbyt dobrze jej znane, aby mogła zmusić usta do nie wypowiedzenia cichego kurwa. Diggory podążał dwa kroki za nią, jednak doskonale wiedział, że w każdej chwili może nadejść moment, że będzie zmuszony chwycić nastolatkę pod ręce w przeciągu sekundy.
— Czyż to nie Tori Jin? — Kapitan Slytherinu rozłożył ręce na powitanie, zaraz po tym osiągając szczyt w grze aktorskiej. Wykonał krok w przód, dzięki czemu Puchoni mogli dostrzec kpiący uśmiech na jego ustach. — Kto spuścił cię dziś ze smyczy? Nieudolny kapitan, czy banda łamag, bojących się dogadać cokolwiek?
— Tak jakby ktokolwiek chciał z tobą rozmawiać, Marc. — Dziewczyna wysiliła się na przesłodzony głos i zdrobnienie imienia nastolatka, przez co Marcus wyraźnie się wzdrygnął, nie chcąc pamiętać czasów, gdy ciągle tak do niego mówiła. — Ciebie też dobrze widzieć, Davies.
Krukon uśmiechnął się jedynie połową ust, poprawiając przy tym przydługie włosy. Nawet nie udawał, że nie skupiał swojego wzroku na jej sylwetce, oceniająco zatrzymując się na wybranych fragmentach. Tori mogła jedynie skrzywić się w duszy i dojść do szybkiego wniosku; nie rozumie nastolatków i nie chce tego zmieniać. Niespokojnie poruszyła barkiem, nie do końca pewna, czy będzie zmuszona przypomnieć Rogerowi, że takie zachowanie nie przystoi nikomu.
— Nasza Bestia jak zwykle w formie — odparł jakby od niechcenia, zaraz po tym krzyżując ręce na piersi — ale chyba spotkało cię coś dobrego w szatni, wnioskując po stanie ubrań i włosów. — Wredny uśmiech nie dodawał słowom jadowitości, za to Jin musiała się wyraźnie skupić, aby nie zastosować na wysokim chłopaku jednej z metod duszenia, których nauczył ją w wakacje ojciec.
— Widzisz Davies, gdybyś wykonywał jakiekolwiek aktywności ruchowe na boisku tak dobrze, jak w szatni, może byłbyś w stanie odebrać mi kafla. — Odczekała sekundę, dając Krukonowi nadzieję, na skomentowanie tego, że musi za nim chodzić, aby wiedzieć co się dzieje po treningach na ławkach. — A nie, poczekaj. Po rozmowie z twoją ex, chyba jednak nie zrobiłoby to żadnej różnicy. — Dodała, nachylając się bardziej w stronę Ścigającego Ravenclawu.
— Jesteście jak banda dzieci... — Cedrik wymamrotał, palcami uciskając nasadę nosa. Nie wierzył, że znowu musi być świadkiem żałosnych i wołających o pomstę do nieba przepychanek w wykonaniu osób, które w teorii powinny być jakkolwiek odpowiedzialne i dorosłe.
— Tak, wiemy, Mamuśko. — Flint machnął od niechcenia dłonią. — Może właśnie przez to nie pasujesz na kapitana. — Ślizgon prychnął, odwracając się na pięcie w stronę gabinetu McGonagall, wyraźnie na coś czekając.
Tori spojrzała na obojętnego Diggory'ego, ostatecznie jedynie unosząc brwi i odwracając wzrok od przedstawicieli innych domów. Skoro sam Puchon nie widział sensu w bronieniu się, ona nie miała zamiaru robić tego za niego. Wiedziała, kiedy należy odpuścić sobie chronienie kogoś, kto tego nie chce. Najlepiej od razu.
— Davies, kiedy wpisywaliście swoje treningi? — Po dłuższej chwili zdecydowała się zabrać głos, nie rozumiejąc też do końca, czemu Kapitanowie marnowali czas na jednym z chłodnych korytarzy. Zmarszczyła brwi, orientując się, że pojawia jej się gęsia skórka na dekolcie. Ze zdziwieniem zorientowała się, że naprawdę mogła wyglądać zabawnie z rozwiązanymi sznurkami, mającymi pierwotnie za zadanie utrzymać ubranie w jednej części.
— Przedwczoraj zaniosłem wszystko Flitwickowi, Chang może ci to potwierdzić.
— Jak szła z tobą jakaś laska, to jej słowa są gówno warte. — Ślizgon dołączył od niechcenia do rozmowy, najwyraźniej nie mogąc znaleźć lepszego zajęcia. — Zwłaszcza, że Cho jest dla wszystkich taka miła.
— A ty, Szczurze? — Tori wiedziała, że wszystkie zarzuty spłyną po Daviesie, jak po kaczce, a jeżeli już jakoś zareaguje, to szczycąc się swoim anielskim wyglądem.
— Nie pomyliło ci się do kogo możesz się tak odzywać, Zwierzaczku? — Jin jednym spojrzeniem i pewnie postawionym krokiem sprawiła, że Flint odpuścił sobie dalsze podjudzanie i pospiesznie dodał. — Też. Przedwczoraj.
— To co wy kurwa robicie przede mną w kolejce? Wypad stąd, byłam z rezerwacjami w zeszłym tygodniu. — Puchonka podniosła głos, nie mogąc jednocześnie uwierzyć w brak zorganizowania u innych drużyn. — No już, możecie się starać o audiencję u Szczoty jutro.
— Takie słownictwo nie przystaje młodej damie, Torina. — Roger błysnął zębami, doskonale wiedząc, jak zirytować dziewczynę i doprowadzić do stanu, w którym wybuchnie i jej dom będzie musiał to przypłacić punktami.
— Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, ty marna imitacjo Ścigającego... — Zanim Cedrick zdążył chwycić Azjatkę za kark, ta już zaciskała palce na kołnierzu koszuli Daviesa, drugą dłoń przygotowując do uderzenia. Pełną napięcia ciszę przerwał cichy jęk za jej plecami, będący tak naprawdę skrzypieniem drzwi.
— Możecie się w końcu zamknąć? Reprezentujecie jedynie bagno intelektualne, a nie domy Hogwartu.
Tori Jin w tym momencie, puściła materiał, prostując się od niechcenia. Z wymalowaną na twarzy obojętnością, odwróciła się w stronę męskiego głosu, na którego dźwięk poczuła dreszcze na karku i szybciej bijące serce w piersi.
— No patrzcie, Drewniany Żołnierzyk zaszczycił nas swoją egzystencją. — Przekrzywiła głowę, jednocześnie pozwalając miodowym kosmykom opaść na twarz i przykryć lekko zaróżowione policzki. Sama nie wiedziała czy były takie przez krzyk, czy nagłą falę ciepła.
Za to Cedrik bez słowa skinął głową nowo przybyłemu, wiedząc, że w tym dziwnym gronie jest jedyną osobą, nie przypominającą wygłodniałego lwa na widok ofiary.
— Problemy z terminami treningów, Wood? — Zagaił z lekkim uśmiechem, starając się utrzymać przyjazną postawę i nie zdradzić po sobie, jak bardzo się zestresował.
Że też to musiałeś być ty, Wood. Przeszło mu przez głowę, zanim Oliver zdołał jeszcze otworzyć usta. Jedyna osoba przy której Tori Jin dostaje pierdolca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro