3.Ich pięć minut
4 marzec
Vincent od dziecka był specyficzny. Potrafił śpiewać tak długo aż stracił głos. Grał na gitarze tak długo aż krwawił, a czasami z jego oczu płynęły łzy, tak swoją młodość spędził chłopak uważany za idola i bożyszcza nastolatek. Zdziwieniem dla niego było to iż ona nie reagowała na niego tak jak cała reszta świata. Postrzegała go jako zagubionego faceta, robiącego to co mu każą.
I może miała rację?
Przez cały wczorajszy dzień, kiedy omawiali strategię trasy, Vinnie zachowywał się jak chłopak bez własnego zdania, czasami przytaknął, albo zrobił krzywą minę. Dopiero pod koniec otwarcie stwierdził, że wszystko co zdążyli omówić, nie podobało mu się. Siedzieli tak do późnego wieczora, ale każdy szczegół był tak starannie ustalony, że Vincent stwierdził, że jej miejsce powinno być na jakimś prestiżowym uniwersytecie, a nie na trasie jakiegoś tam muzyka.
Cały następny dzień również siedziała z nim, tym razem sam na sam w kawiarni na obrzeżach Toronto przeglądając statystki sprzedanych biletów. Popijali kawę wymieniając się uwagami i sugestiami. Miał zmierzwione, przydługie włosy i zadowoloną twarz, a gdzieś w myślach przeszła jej uwaga, że chłopak musi naprawdę rzadko wychodzić na miasto bez paparazzi. I rzeczywiście tak było. Robił to co kazał mu Andrew, a Andrew kazał się nie wychylać i nie tworzyć niepotrzebnych skandali wokół jego osoby. No bo przecież, po co im problemy?
— ...tak więc ten konkurs może narobić wokół nas szumu, i przy okazji wykorzystamy niesprzedane bilety. Genialne! — dziewczyna wzruszyła ramionami, z powiększającym się uśmiechem.
— Słucham? Ah...tak. Dobry pomysł.— wrócił do rzeczywistości. Pochłonięty był w innym świecie. Od dnia wczorajszego ma nieodpartą myśl, że posiada wenę twórczą, ale za każdym razem kiedy siada z gitarą w ręku, zacina się. W jego głowie panuje huragan, a kiedy wyłowi tą dobrą, pasującą mu myśl, karci się, bo uważa, że ludziom się nie spodoba. Zawsze chciał być faworytem. Przejmuje się każdą opinią, nawet tą najmniejszą.
— Vinnie? Wszystko okey? — wyprostowała się jak sprężyna i położyła mu dłoń na przedramieniu. Siedzieli na przeciw siebie i doskonale wiedziała, że coś jest na rzeczy, pomimo że znała go jeden dzień. Czytała z niego jak z otwartej książki.
— Uh...tak. Pewnie, że tak.— wymusił uśmiech i zmierzwił włosy, aby następnie nerwowo odchrząknąć parę razy.
Nie była do końca pewna jak ma zareagować. Zdawała sobie sprawę, że Vinnie kłamię jak z nut i gdyby tylko mogła, wycisnęłaby z niego prawdę, ale rozumiała, że z niektórymi problemami trzeba uporać się samemu.
— Skoro tak uważasz. — delikatnie się uśmiechnęła i zgarnęła dłonią papiery dotyczące trasy. Było ich naprawdę dużo, zajęły cały okrągły stolik.
— Na serio, jest dobrze Vikctorio.— zagryzł wargę. Mówił za szybko, nerwowo. Nie wiedziała, czy próbuje przekonać ją, czy samego siebie.
— Dobrze....z resztą mów mi Vic, to dużo krótsze niż Victoria.— uśmiech nie schodził jej z twarzy, ale pomimo to czuła, że chłopak ma problem. Nie lubiła naciskać. Zaczęła chować dokumenty do torby i wyciągnęła już portfel aby zapłacić, ale on, jak na dobrze wychowanego chłopca przystało przykrył jej dłoń swoją i posłał znaczącą minę.
—Ja zapłacę pani menager. — zdeklarował się, posyłając jej rozbawioną, sztuczną minę.
— Nie musisz Vinnie. — wywróciła oczami.
— Nalegam.— nie odpuszczał.
Kiedy zdała sobie sprawę, że nie da jej spokoju, wzruszyła ramionami. Niedługo po tym przyszedł kelner, natrętnie zerkający na dziewczynę, a piosenkarz zapłacił za nich oboje. Śmieszył go wzrok, jakim młody kelner obdarzał Wayatt.
— Chyba masz nowego adoratora. — brązowooki wskazał brodą na kelnera nie mogącego oderwać od niej wzroku.
— Może patrzy się na ciebie? Pewnie cię rozpoznał. — Dziewczyna wstała od stołu, a zaraz za nią zrobił to wysoki chłopak, siedzący na przeciw niej.
— Nie wydaje mi się.— powiedział i wskazał na chusteczkę znajdującą się pod jej kawą. Było na niej wypisane dziewięć cyfr - zapewne numer owego kelnera. Dziewczyna nie zwróciła większej uwagi na ciąg cyfr więc najzwyczajniej w świecie ruszyli do wyjścia z lokalu i kiedy mieli się już żegnać, olśniło ją.
— Vincent pamiętaj, że jutro masz sesję! — dziewczyna stanęła w miejscu i zmierzyła twarz Cardana w oczekiwaniu.
— Tak, wiem. Nie dajecie mi zapomnieć z Andrew. — westchnął i uśmiechnął się do niej. Doceniał to, że tak szybko zaangażowała się w jego karierę, nie rozumiał jednak skąd ona o tym wszystkim pamięta.
— Racja. To do jutra. — pomachała mu i poszła w stronę samochodu, który pożyczyła od wujka.
***
— Jesteś grzecznym chłopcem Vincent! Pokaż mi to! Teraz! Uśmiech! — zafascynowany fotograf, krzyczał na piosenkarza, nie dając mu zrobić żadnej porządnej pozy. Victoria siedząca w rogu pomieszczenia, śmiała się pod nosem z bezradności Carden'a. Wiedziała, że fotografa strzelał szlag, kiedy już od godziny nie zrobił chłopakowi, żadnego dobrego zdjęcia. To miały być zdjęcia promocyjne trasy do gazet, ale z każdą sekundą dziewczyna wątpiła, że jakiekolwiek zdjęcie się uda. Vincent był strasznie rozproszony dziewczyną siedzącą w kącie. Co chwilę na nią zerkał, jak ta uważnie mu się przyglądała. Widział też politowanie wymazane na jej twarzy. To był pierwszy taki przypadek od czterech lat, czyli od kiedy po raz w swoich życiu miał profesjonalną sesję zdjęciową.
— Nie! Ja tak nie mogę pracować! Przerwa!— krzyknął fotograf po kolejnych dziesięciu minutach próby zrobienia idealnego zdjęcia. Młody blondyn opuścił ramiona i westchnął idąc wprost do swojej pani menager.
— Myślałam, że potrafisz pozować.— zachichotała pod nosem, nie spuszczając go z oczu.
— Ja też tak myślałem. — mruknął rozbawiony i pokręcił głową z zażenowaniem i usiadł na przeciwko niej.
— Trzymaj. — podała mu butelkę wody. Siedzieli w ciszy do puki nie padło jego pytanie.
— Czemu wszyscy uważają, że jestem "dobrym chłopcem"? — spytał pod nosem i wyciągnął paczkę z papierosami, po czym wyciągnął jednego i wsadził go między usta po chwili odpalając.
Zaskoczyło ją to pytanie.
— Nie wiem.— zaśmiała się. — To dziwne, że oceniają cię, całkowicie cię nie znając.
— Ale taki wizerunek kreujesz. Dla brukowców jesteś dobrym chłopcem. — wzruszyła ramionami, wydymając usta w zabawnym grymasie.
— Czemu tak uważasz?
— Vincent znam cię dwa dni, a jestem niemal pewna, że nie razu nie puściłeś wiązanek przekleństw lub nie nakrzyczałeś na kogoś kto wepchnął ci się do kolejki.— wywróciła oczami i wstała ze swojego siedzenia. Stanęła na przeciw niego, aby móc patrzeć na jego zdziwioną minę. Miała rację, jeszcze nigdy tak się nie zachował.
— Więc zrób ze mnie kogoś innego. — wzruszył ramionami, tak jakby jego przemiana nie miała znaczenia.
— Słucham?
— To co słyszałaś. Na ten jeden dzień, zrób ze mnie innego Vincenta Cardena.
— Jesteś pewien?— zmarszczyła brwi i założyła ręce na piersiach. Chłopak chciał się zmienić, widziała to w jego oczach, ale widziała też że jest zmęczony wizerunkiem, który musi kreować przez cały czas.
— Tak. Chce wam udowodnić, że w cale nie jestem święty.
— Dobrze....skoro tego książę chcę.— westchnęła. — Zapraszam do garderoby wasza wysokość.— teatralnie się skłoniła i dłonią wskazała w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
Pod nosem cały czas mruczała:,, Przeciwieństwo Vincenta Cardena". Ruda przechodziła między ubraniami wywieszonymi na wieszakach i szukała czegoś co może ją zadowolić. Nie chciała dać mu czegoś w czym mógłby wystąpić na pokazie mody, bardziej interesowało ją coś normalnego. W końcu znalazła zwykłą, czarną, zapinaną na guziki koszulę, którą podała blondynowi.
— Mam ją ubrać? — Zmarszczył brwi i zabrał od niej ubranie.
— Inaczej bym ci jej nie dawała Vinnie. — uśmiechnęła się w jego stronę. Chłopak poczuł nagły przypływ odwagi i bez żadnych skrupułów ściągnął białą koszulkę do tej pory opinającą jego ciało. Był chudy, ale umięśniony, a jego barki rozbudowane. Przedramiona i dłonie pokryte były niebieskimi i zielonymi, prześwitującymi przez skórę żyłami oraz tatułażami rozsianymi po całym jego ciele. Dziewczyna nawet nie urywała ego, że podobał jej się widok, który znajdował się niemal przed jej twarzą. Carden wyczuł jej wzrok na sobie i niechlujnie założył na siebie koszulę, wiedząc że kiedy dziewczyna zobaczy jego nieporadność - podejdzie bliżej. I też tak było. Stanęła przed nim, niemal stykając się klatkami. Zwinnie poprawiała jego kołnierzyk, następnie zaczęła powoli zapinać guziki wciąż czując na sobie jego wzrok. Ręce miał opuszczone wzdłuż tułowia, ale korciło go, aby umiejscowić je na jej biodrach i kiedy zaczął je podnosić aby przysunąć ją bliżej, ich pięć minut zostało przerwane.
— Przepraszam, ale tu nie wolno wchodzić. — stylistka sesji weszła do pomieszczenia. Zazdrosnym wzrokiem zmierzyła Victorię i dopiero kiedy jej wzrok natrafił na wysportowaną sylwetkę młodego Cardena, speszyła się i zagryzła wargę. — Oh.... — mruknęła pod nosem i wyszła z pomieszczenia zostawiając dwójkę w spokoju.
— To było dość, nietypowe. — zaśmiał się i nerwowo zmierzwił włosy dłonią. Lubiła kiedy to robił. Wyglądał tak niewinnie, zupełnie inaczej niż wielki muzyk, a mały chłopiec.
— Nie przejmuj się nią.— wzruszyła ramionami i przesunęła kolejny wieszak, ze spodniami. Sama czuła się zbita z tropu szczególnie, że widziała jego dłonie zmierzające w stronę jej ciała. Pomimo to postanowiła się do tego nie przyznawać więc zaczęła szukała jakiś innych niż spodnie od marynarki lub takie, które Vincent zawsze nosi - czarne i długie.
— Mam pomóc ci szukać? — pojawił się koło niej.
— Nie, sama sobie poradzę. — powiedziała szybko. Na samym końcu wieszaka znajdowały się ciemne podarte spodnie z dziurami, które podała chłopakowi.
— Idź się przebrać V. — pogoniła go i wzrokiem wróciła do reszty ubrań. Chodziła między wieszakami bez zainteresowania, szukając tego czegoś co dopełni jego outfit, i w końcu znalazła. Białe, sportowe nike i złoty zegarek.
— Vic jesteś?! — krzyczał z przymierzalni.
— Idę! — ruszyła w stronę kotary, którą jednym sprawnym ruchem przesunęła w lewo. Stał na środku, patrząc w lustro i nieprzekonaną miną. Ona natomiast była z siebie dumna, wykonała dobrą robotę.
— Nieźle. — mruknęła, machając głową z aprobatą. — Ubieraj to. — rzuciła w chłopaka butami, czekając aż je założy. — Ręka.— chłopak od razu wyciągnął w jej stronę jedną z rąk, na którą założyła zegarek i jej własną gumkę na włosy, którą założyła mu oddzielnie, na inną dłoń, tak aby się odznaczała.
— Gumka? Po co? — chwycił za brązową gumkę i spojrzał na dziewczynę z przymrużonymi oczami.
— Kiedy facet nosi gumkę to dlatego, że ma dziewczynę albo dlatego że ma ich parę. Robimy z ciebie kogoś innego Vinnie, a z tym wiążę się twój własny harem. Z taką buźką mógłbyś mieć dziewczyn na pęczki, wykorzystaj to chociaż raz. — zerknęła na niego. — Spójrz na siebie, wyglądasz prawie groźnie. — szturchnęła go w bok i wskazała na lustro stojące na przeciw nich.
— Wyglądam tak samo.- wzruszył ramionami.
— Miałam zmienić twoje ubranie, a nie twoją twarz.— przewróciła oczami. — Ale....— zamyśliła się i rozejrzała się po pomieszczeniu — ...weź jeszcze to.— wyszła z garderoby, chwyciła wcześniej wskazany przedmiot i podała go brunetowi.
— Wisiorki?
— Tak, zawieś je na szyi.— wzruszyła ramionami.
— Będę wyglądać....
— Będziesz wyglądać jak stereotypowy, zły chłopiec Vincent. Nie przeciwstawiaj mi się. — spojrzała na niego z oczekiwaniem. W końcu westchnął i zapiął łańcuszki na szyi. Stał wyprostowany na przeciw niej, mając na twarzy nieodgadniony wyraz.
Podeszła znacznie bliżej niego i złapała za mankiety jego koszuli, której rękawy pociągnęła delikatnie do góry. Odstąpiła od niego na parę kroków i zmierzyła go wzrokiem.
— No Carden... — powiedziała z zadowoleniem. — ...w takiej wersji ciebie mogłabym się nawet zakochać. — posłała mu rozbawiony uśmiech i poklepała go po ramieniu, aby następnie wyminąć go i wyjść z garderoby.
On natomiast nie wiedział jak na to odpowiedzieć, jednak w jego głowie pojawiło się zdanie, w które nie potrafił uwierzyć :Więc chyba częściej będę się tak ubierać... Szybko się opamiętał i z nową energią wyszedł z garderoby i udał się w stronę fotografa, który już od chwili niecierpliwi się na gwiazdora.
— W końcu. Ile można się przebierać? — kapryśny mężczyzna spojrzał na bruneta i przytaknął sam sobie, że dobrze iż się przebrał. Ta odmiana może posłużyć chłopakowi i może nawet szybciej skończą te piekielne zdjęcia?
Siwiejący facet spojrzał przez obiektyw i mruknął pod nosem, dość dziwne rzeczy.
— Czegoś mi tu brakuje.— jęknął i na żywo spojrzał na chłopaka czekającego na tle białego płótna.
— Przynieść jego gitarę?— młody asystent fotografa stanął przy swoim mistrzu i spojrzał po całej dużej hali w poszukiwaniu futerału z gitarą.
— Nie...nie, to nie pomoże. — szeptał jak opętany. — Potrzebujemy czegoś.... — zaczął się rozglądać po pomieszczeniu w skupieniu, tak jakby to miało pomóc w wymyśleniu czegoś oryginalnego, z czym Vinnie mógłby mieć zdjęcie, nadające się do gazety.— ...albo kogoś.— powiedział głośniej kiedy jego wzrok padł na młodą Wayatt.
— Przebierzcie ją! — krzyknął niemal na cały głos i wskazał na zdezorientowaną dziewczynę.
— Co? Czemu? — wstała z krzesła, które zajmowała i spojrzała na fotografa. Nie było mowy, że ona też miała być na jakichkolwiek zdjęciach. Stresowała się staniem przed kamerą, zdecydowanie lepiej czuła się przy organizacji niż przy pozowaniu, szczególnie że miała to robić z mężczyzną, którego ledwo znała i dla którego pracuje.
— Idealna! Ma bosko wyglądać do cholery! Pośpieszcie się! Nie mam czasu! — wymachiwał dłońmi w każdą stronę aby w końcu się uspokoić i przeczyścić obiektyw aparatu. — Markus! Daj mi kawę! — krzyknął na odchodne i odszedł w stronę młodego chłopaka, który mu asystował.
Piosenkarz zaśmiał się pod nosem, widząc Victorię, której każą przymierzać długą, czarną suknie balową. Stylistki dosłownie wzięły uwagi mistrza aparatu, który wyraźnie powiedział że ma wyglądać bosko. Rozbawiony poszedł w jej stronę, dokładnie przyglądając się jak makijażystki każą jej usiąść na fotelu i nic nie mówić. Kiedy rudawa dziewczyna zobaczyła chłopaka wybuchło w niej zażenowanie. Nie wiedziała co powiedzieć, pomimo że kosmetyczki kategorycznie jej tego zabroniły.
Kiedy kobiety skończyły, stylistka która wcześniej weszła do garderoby gdy Vic i Vincent byli blisko siebie, zabrała ją do tego samego pomieszczenia i niemal siłą wciągnęła na dziewczynę elegancką sukienkę. Ruda z niedowierzaniem wpatrywała się w lustro, nie mając pojęcia co robi w idealnie wykonanej sukni Gucciego i ile ona mogła kosztować. W tym samym momencie w drzwi pokoju zapukał nie kto inny jak bożyszcz nastolatek. Widziała go w lustrze i irytowała się z każdą minutą kiedy ten na nią patrzył.
— I co się śmiejesz Cardan? — fuknęła na niego i ze złości zmarszczyła brwi. Nie zdawała sobie sprawę, że rozbawił go ten wzrok, ale nie odezwał się słowem. Oparł się o framugę, założył dłonie na torsie i przechylił głowę w bok.
— No co? — warknęła kiedy, kąciki bruneta mocno zawędrowały go góry.
— No Wayatt, w takiej wersji ciebie mógłbym się nawet zakochać. — oblizał się powtarzając jej słowa.
Problem natomiast polegał na tym, że on naprawdę tak uważał.
Zaśmiała się bez krzty radości i wyszła z pomieszczenia na długich czarnych szpilkach. Ruszył na nią, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
— Idealnie! — fotograf oderwał się od swojej kawy i przeniósł wzrok na dziewczynę. Ona wraz z Vincentem spojrzeli tam gdzie wcześniej chłopak miał robione zdjęcia, ale nic tam nie było. —Szybko! Schodzimy przed budynek! — krzyknął i paroma ruchami ręki pośpieszał modeli jak i resztę ludzi.
Kiedy w końcu wszyscy znaleźli się w ogrodzie dość sporego budynku, fotograf kazał ustawić się parze dokładnie między kwiatami, których było zadziwiająco dużo jak na Kanadę i jej dość mroźny klimat. Mężczyzna tłumaczył im że mają udawać parę. Ludzi z dwóch innych sfer, bo to podobno dobrze się sprzedaje. Ona miała być bogatą córką kanclerza, a on złym rozrabiaką.
— Obejmij ją Vinnie! - krzyknął zza aparatu. — Ona nie gryzie!
— Oj żebyś się nie zdziwił stary idioto. — mruknęła pod nosem zła.
— Uśmiechnij się kochana! Spotykasz się z miłością swojego życia! No dalej! Więcej ekscytacji!
I z takimi właśnie krzykami minęła im cała sesja, która potem już nie trwała długo. Oboje byli zmęczeni ciągłym wrzeszczeniem mistrza aparatu jak i ciągłym ganianiem do garderoby i zmienianiem ubrań. Victoria od razu wiedziała, że modeling nie jest tym co chce robić, dobrze czuła się jako menager i na tym wolała poprzestać.
— Dziękujemy za sesje Panie Petit. — dziewczyna uśmiechnęła się oficjalnie i uścisnęła z Francuzem dłonie.
— To ja dziękuję droga Princesse. — powiedział całując jej dwa policzki, czego ona całkowicie się nie spodziewała. Posłała mu sztuczny uśmiech i odeszła od faceta, tym razem podchodząc do wychodzącego z garderoby Cardena.
— Jak tam? — zagadał widząc zbolałą minę dziewczyny.
— Następnym razem na sesje jedzie z tobą Andrew. — warknęła i ruszyła w stronę wind.
— Tak jest księżniczko. — zaśmiał się, przypominając sobie słowa francuza co do wyglądu dziewczyny.
— Zamilcz Vincent, bo nie zagrasz na gitarze przed następne dwa miesiące.
— Oh, to zabrzmiało groźnie z twoim metr sześćdziesiąt.— wyśmiał ją, naciskając na guzik windy z nominałem 0.
— Przysięgam, że nastanie taki moment kiedy po prostu cię zabiję.— teatralnie załamała głos i przetarła twarz dłońmi.
Carden zaśmiał się i posłał rozbawione spojrzenie swojej towarzyszce, przesz co i ona się zaśmiała.
— Nienawidzę cię.— burknęła jak mała dziewczynka i założyła ręce na piersiach w akompaniamencie głośnego wydechu.
— Tak, jasne. — potargał jej włosy i niemal od razu dał nogi za pas kiedy widna otworzyła swoje blaszane drzwi.
— Zabije cię! — krzyknęła za nim, ignorując zdziwione miny innych. Zapewne takie słowa nie powinny paść z ust menagera wielkiego piosenkarza, ale oboje nadal byli dziećmi, nikt nie brał tego na poważnie.
Wzięła głęboki oddech i wyszła z winy jak gdyby nigdy nic. Szła prosto przed siebie czując wzroki innych ludzi stojących przy recepcji czy siedzących na luksusowych kanapach przy oknie. Czuła, że to nie będzie pierwszy i ostatni raz kiedy wyszła na wariatkę.
Poprawiła torebkę na ramieniu i wyszła z budynku dziękując Bogu, że te katorgi w końcu minęły. Niestety albo stety, o jej samochód opierał się nie kto inny jak bożyszcz nastolatek Vincent Henry Carden.
— Chodź ze mną na kawę. — powiedział nie zdając sobie sprawy, jakie nieodpowiednie to było. Chłopak oczywiście miał na myśli zupełnie coś innego niż biznesowe spotkanie. Nie byli też przyjaciółmi czy znajomymi, wiec to nie było też zaproszenie na przyjacielskie napicie się kawy. Była to propozycja randki, która nie koniecznie spodobała się młodej pani menager.
— Słucham? — zmarszczyła brwi i poprawiła włosy. Nawet nie ukrywała swojego zdziwienia.
— Chodź ze mną na kawę Vick. — powtórzył.
— Vincent ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji. — przestała być tą samą uroczą dziewczyną, zależało jej na tej pracy i nie wyobrażała sobie robić nic innego, ale jeżeli brukowce dowiedziałby się o romansie światowej gwiazdy muzycznej i jego menagera byłaby skończona. Jej kariera posypałaby się zanim zaczęła ją budować.
— Co masz....
— Jestem twoją menagerką Carden! Nie potencjalną dziewczyną na randki do cholery!
Nie wiedziała, że wypowiedziane przez nią słowa dotknęły jego serca. Przecież na sesji dobrze się bawili, więc czemu nie chce się zgodzić? Na pewno chodziło tylko o ich kariery? Ich serca biły dziwnie szybko, tak jakby nawzajem się napędzały, jednak nie chcieli zwracać na nie uwagi.
Victoria miała rację, była jego menagerką, a on obiecał Andrew, że nie będzie z nią kręcił. Złamał tą obietnicę, bo robił to nieświadomie. Oboje byli podburzeni tym tematem.
— Vinnie wydajesz się świetnym facetem, serio. - powiedziała już dużo spokojniej. — Ale dla dobra nas obu, nasze relacje nie powinny przekraczać tych przyjacielsko- zawodowych.
Nie miała zamiaru mu dać dojść do słowa, po prostu wsiadła do auta i odjechała, zostawiając go samego na parkingu. Nie spodziewała się takiej propozycji po zaledwie dwóch dniach znajomości, ale jeżeli iść takim tokiem myślenia, to kiedy jest odpowiedni moment, na pytanie jakie Vincent jej zadał? A z drugiej strony, czy naprawdę powinniśmy jej się dziwić? Dbała o swoją przyszłość.
W ten sposób oboje wrócili do swoich światów. Ona do wujka i do poznawania najskrytszych sekretów menagerstwa muzycznego, a on do siedzenia przed pianinem i pisaniem kolejnego hitu, który błąkał mu się po głowie. Ale napisanie go wcale nie przyszło mu tak łatwo jak kiedyś, tym razem siedział do rana aby osiągnąć satysfakcjonujący go efekt. Przez cały ten czas wlał w siebie tyle alkoholu, że około godziny szóstej siedział opierając się o kanapę w swoim salonie. W dłoni trzymał szklankę z jakimś trunkiem, a jego głowa leniwie opadała na ramię. Był przytomny, ale wydawał się nieobecny. Myślał. Zastanawiał się co z jego rodziną, z którą nie miał kontaktu od tamtego pamiętnego dnia, kiedy wyjechał do Toronto podpisać swoją pierwszą umowę muzyczną. Doskonale pamiętał, jak jego rodzice przeciwstawiali się jego wyjazdowi, jak krzyczeli, że marzenie o byciu muzykiem jest bezsensowne i że się zmarnuję. Mieli dla niego inne plany. Miał zostać wojskowym, dokładnie tak samo jak jego ojciec Thomas. Zastanawiał się, co powiedziałby jego ojciec gdyby go teraz zobaczył?
- No pewnie, znów schlałeś się jak świnia! Kogo ja wychowałem Vincent?! Powiedz, kogo ja wychowałem? Pizdę?
— Nie! — krzyczał pijany.
- Nie jesteś moim synem! Jesteś zbyt słaby aby nim być! - umysł Cardena płatał mu figle, wyobrażając sobie jego ojca przed jego osobą. Chłopak widział każdą zmarszczę, złe oczy i ten wyraz twarzy - zły i gardzący. Blondyn wstał na chwiejących się nogach i chcąc popchnąć wytwór swojej wyobraźni przeszedł przez niego i wpadł na swój fortepian. Jego koordynacja ruchowa była na najniższym poziomie, ale pomimo wszystko złapał za do połowy pełną butelkę tequili i rozbił ją na instrumencie delikatnie go uszkadzając. W tym momencie w jego sercu utworzyła się dziura, którą chciał zapełnić niszczeniem i wyładowaniem się na całkowicie przypadkowych przedmiotach. Chwycił za kolekcjonerski miecz, który do tej pory dumnie powieszony był na ścianie. Wziął porządny zapach mieczem i wbił go w fortepian kilkanaście razy, aż instrument warty kilkaset tysięcy ledwo stał na nóżkach.
Vincent był oszołomiony i pijany, pod nosem bulgotał jakieś bezsensowne rzeczy, ale nadal stał na nogach, co było niemal cudem widząc trzy różne butelki po alkoholu stojące przy kanapie i jedną niedaleko rozbitą. Chwycił za jedną z nich i podszedł do stolika kawowego, który stał niedaleko. Zrzucił z niego wszystko co na nim było, a następnie wywrócił go do góry nogami, rozbijając.
To była prawdziwa twarz Vincenta Henrego Cardena. Był nieodpowiedzialnym chłopakiem z bagażem przeżyć, które co jakiś czas dają o sobie znać w nieprzyjemny sposób, ale pomimo to nie chciał być taki jak jego rodzina, więc przygłuszał w sobie swoje prawdziwe cechy, które wydawały mu się niemal identyczne jak jego ojca. Problem polegał na tym, że Vincent i Thomas byli swoimi przeciwieństwami. Vinnie potrafił kochać i oddać serce na dłoni, Thomas tego serca nie miał.
CDN...
Kocham Paa
PolishNeverMind🎸🎤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro