Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Drugi

Ciężko uwierzyć, że minęły już dwa lata mojego pobytu w Hogwarcie. Teraz siedziałam z Luną na kanapie w spólnym pokoju Krukonów i głaskałam ją po głowie.

- Luna. Już dobrze...

Co prawda, nie umiem pocieszać ludzi. Robiłam jednak wszystko co w mojej mocy!

- To był głupek, skarbie...

Sytuacja wygląda tak: w Hogwarcie ludzie zaczynają nazywać moją Lunę Pomyluną. Dzisiaj nazwał ją tak Puchon, który od dawna jej się podobał. Dziewczyna totalnie się załamała, a ja, zanim się zorientowałam, zostałam przenośną chusteczką.

Teraz także płakała mi w koszulkę.

- Wiesz, powiedziałabym, że potraktowałabym go Riktusemprą, gdybym tylko wiedziała, jak się ją rzuca...

Luna się uśmiechnęła.

- No, a teraz już o nim zapomnij, bo gnębiwtryski cię zjedzą.

- Gnębiwtryski nie jedzą ludzi! - Luna zaprotestowała gwałtownie.

Wybuchnęłam szczerym śmiechem.

Potem jakoś udało mi się ją uspokoić. Szczerze nie cierpiałam ludzi, którzy oceniali innych po pozorach. Jeśli ten chłopak naprawdę jest taki głupi, to on traci! Luna to wspaniała dziewczyna i zasługuje na kogoś lepszego.

Odsunęłam się trochę od Luny i wzięłam do ręki książki. Ledwo zaczął się rok szkolny, a ja już nieźle zalegam z zadaniami domowymi.

Wyciągnęłam różdżkę i zaczęłam ćwiczyć na różnych przedmiotach w pokoju. Co chwila mruczałam pod nosem "Accio", a potem jeszcze "Reparo", ale oba dawały tak samo mizerne skutki. Chociaż byłam prawie pewna, że ta mucha ruszyła się tylko i wyłącznie dzięki mojemu Accio.

Po godzinie dałam sobie spokój z zaklęciami i wzięłam się za eliksiry. W międzyczasie Luna się ulotniła. Chyba nie miała ochoty słuchać moich... daremnych starań. W tej chwili na całe szczęście wszedł Dylan.

- Do czego służy skórka Boomslanga? Do jakich eliksirów się ją dodaje? - zapytałam natychmiast.

Przyszykowałam już pergamin (całe dwie stopy!) i trzymałam pióro w pogotowiu.

Dylan tylko westchnął i spojrzał na mnie z politowaniem.

- Jeśli tego nie napiszę, dostanę kolejne T... - (tu spojrzałam na niego jak najsmutniejsza i najbardziej zrozpaczona osoba na świecie).

Dramatycznym gestem przyłożył sobie rękę do czoła i stanął koło mnie.

- Chodźmy do biblioteki. Tylko tam uda ci się wypocić coś znośnego.

Uśmiechnęłam się promiennie i zeskoczyłam z sofy.

***

Siedzę już dwie godziny w tej cholernej bibliotece i jedyne co zrozumiałam to, że eliksiry są głupie. Skończyło się na tym, że załamany Dylan podyktował mi tekst wypracowania po czym wyzionął ducha na stoliku. Wyglądał tak źle, że poczułam się winna.

Zmarszczyłam brwi.

- Dyl, chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie robisz - zamilkłam i zaczęłam intensywnie myśleć. Znowu.

- Wiem! Przyjdę dzisiaj na twoje eliminacje do drużyny quidditcha! Co prawda, miejsce masz już zagwarantowane, ale na pewno będzie ci miło, gdy ktoś przyjdzie!

- Sui, nie musisz...

- Przysięgam, wyczerpałam na dzisiaj swój limit na kłopoty! Jak bum-cyk-cyk!

Dylan się zaśmiał.

- Nie o to mi chodziło. Nie będzie ci przykro patrzeć jak gramy, skoro tak bardzo to kochasz? - zapytał mnie Dylan.

Spuściłam wzrok.

- Ale ja nie mam możliwości do gry. Słabe oceny mi na to nie pozwalają. Za rok przyjdę na eliminacje, gdy podciągnę oceny.

Dylan pokiwał głową, ale nadal był nieprzekonany.

- Dyl, daj spokój! Będzie dobrze! - wrzasnęłam.

Zorientowałam się co zrobiłam, dopiero gdy pani Pince wygoniła nas z biblioteki. Na przyszłość muszę sobie zakodować, żeby zachowywać się ciszej.

***

Nuciłam sobie melodyjkę z mugolskiej kreskówki, kiedy czekałam, aż Dylan się przebierze. Miałam miotłę ze składzika pod pachą. Nauczyciele rzadko kiedy udostępniają nam boisko do quiddicha. A skoro odbębniłam już większość zadań, to chyba mam prawo sobie odpocząć. Dla mnie odpoczynek to latanie. Niesamowita sprawa. Jakby cię oderwać od mętnej rzeczywistości i wrzucić w wyjątkowo miły sen. Tak się czuję latając na miotle.

Wiem też, że bez problemu dostałabym się do drużyny. Ale nie pogodzę nauki i quiddicha. Filtwick rozmawiał ze mną na ten temat i stwierdził, że póki będę co chwila dostawała T i O, to mogę pomarzyć o quiddichu. Oczywiście nic nie wie o tym, jak często latam po błoniach.

A dzisiaj mam okazję zagrać na boisku. Nie przepuszczę tego! Gdy ostatnio tu grałam, najlepiej sprawdzałam się jako ścigająca. Chciałabym móc częściej grać.

Dylan wyszedł z szatni, a ja, wbrew sobie westchnęłam. Wyglądał niesamowicie! Jak się stęskniłam za tym strojem! Dylan został przyjęty rok temu do drużyny, jako pałkarz. Te eliminacje nie powinny stanowić problemu.

Wyglądał niesamowicie. Niebieski strój pasował mu do blond włosów. I te oczy... fiołkowe. Czemu wcześniej nie zauważyłam, jaki jest przystojny?

Szkoda, że widzę w nim jedynie przyjaciela.

- Sui, gapisz się na mnie jak ciele w namalowane wrota...

Zaczerwieniłam się po uszy.

- Em... Ja tylko... Powodzenia! - krzyknęłam i poklepałam go w ramię.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

- Właściwie, to po co ci miotła? Myślałem, że Filtwick nie dopuszcza cię do quiddicha.

- Bo nie dopuszcza - mruknęłam - Ale nie odpuszczę takiej okazji! Tak dawno nie miałam kafla w rękach!

Dylan pokiwał głową i się uśmiechnął.

Wkrótce potem on wyszedł na boisko, a ja usiadłam na trybunach. Przysięgam, że nie usiądę na miotle, dopóki nie zobaczę, jak Dylan dostaje się do drużyny!

Oglądałam jak kapitan wykrzykuje coś do wszystkich na stadionie. To był chłopak z piątej klasy, Tyler. Kilka razy gadałam z nim o quiddichu, ale zawsze zdawał się mieć ważniejsze sprawy do roboty.

Spojrzałam na Dylana i zacisnęłam kciuki. Wiem, że obeszłoby się bez mojego "wsparcia" ale zależy mi na tym, żeby dostał się do drużyny.

Najpierw na boisko weszli pierwszoroczni. Niemiłym zaskoczeniem dla mnie było to, że żaden nie umiał utrzymać się na miotle. Pokręciłam głową z zażenowaniem. Ja w ich wieku świetnie radziłam sobie z miotłą.

Następnie weszła grupka drugoroczniaków, tam było nieco lepiej. Aż jeden potrafił odróżnić kafel od tłuczka.

Trzecioroczni wzbudzili we mnie nadzieję; potrafili całkiem dobrze latać. Mieli niestety problem ze sprawnym posługiwaniem się miotłą i robieniem uników. Nikt dotychczas nie przeszedł dalej.

Przyszła kolej na czwarte klasy, a w tym Dylana. Wstrzymałam oddech.

Ale nie było się czego bać. Dylan radził sobie naprawdę świetnie i bez zarzutu. Odbił wszystkie tłuczki. Miał najlepszy wynik ze wszystkich graczy. Ale jeszcze zostało dużo osób; równie dobrze ktoś może go przegonić.

Po godzinie została tylko jedna sprawa do rozstrzygnięcia. Dylan i jeszcze jeden chłopak (niestety, starszy od niego) mieli rozegrać rewanż. Przedtem zdobyli tyle samo punktów, więc pora zdecydować, kto zostanie w drużynie.

Wstrzymałam oddech gdy grali. Oboje świetnie sobie radzili, ale Dylan po pewnym czasie zaczął prowadzić. Jego przeciwnik zaczynał grać coraz bardziej brutalnie i gwałtownie. Musiał być bardzo zdenerwowany.

W pewnym momencie ten chłopak podleciał do Dylana. Zmarszczyłam brwi. Dopiero po chwili zrozumiałam, co próbuje zrobić.

Krzyk zamarł mi w gardle. Dylan oberwał pałką w głowę. Zsunął się z miotły... Upadek z takiej wysokości oznacza śmierć!

Dylan!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro