Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Rozpoczęcie Turnieju Trójmagicznego

Wylegiwali się na zielonych błoniach, korzystając ze słonecznej pogody jednego z ostatnich dni lata. Wokół leżały porozrzucane puste pudełka po słodyczach i niedbale rzucone torby. Długie włosy Roszpunki ciągnęły się w dół wzgórza, mieniąc się jak złoto.

Merida przepisywała losowe fragmentu z wypracowania koleżanki. Byleby coś mieć — tak twierdziła. Roszpunka i Czkawka bawili się z kameleonem Pascalem. Zwierzątko dalej boczyło się na nich po tym, jak na transmutacji zostało zmienione w poduszeczkę na szpilki — było jedyną poduszeczką zmieniającą kolor. Jack miał zamiar zjeść już piątą czekoladową żabę; powoli ją odpakowywał.

— Roszpunko, jak to jest, że w wypracowaniach dla Bulstrode'a bazgrzesz jak kura pazurem? — powiedziała Merida, próbując rozszyfrować bazgraninę Roszpunki.

— Nie wiesz, jak to jest? Może Bulstrode uzna nieczytelne wyrazy za poprawną odpowiedź czy coś w tym stylu... — wtrącił Jack, parskając śmiechem.

— Może to jest twój sposób, Jack. Po prostu pisałam na szybko — żachnęła się Roszpunka.

Pascal pokręcił przecząco swą zieloną główką. Jack uważał, że ten zwierzak czasami wydawał się bardziej inteligentny niż połowa osób u niego w klasie.

Roszpunka uległa:

— No, nie chciało mi się! Zadowolony, gadzie?

Sięgnęła dłonią w stronę kameleona, ale on obrażony czmychnął i schował się w jej blond włosach.

— Nie boisz się, że się zgubi? — spytał Czkawka.

Roszpunka wzruszyła ramionami. Wyglądało na to, że wcale nie przejmowała się Pascalem. Sięgnęła do półpustego pudełka z Fasolkami Wszystkich Smaków i zgarnęła kilka na dłoń.

Znajdzie się przy czesaniu — odpowiedziała Merida, nieudolnie parodiując głos przyjaciółki, brzmiąc przy tym niczym konająca sklątka tylnowybuchowa.

— A żebyś wiedziała — syknęła w odpowiedzi Roszpunka.

Jack otworzył opakowanie i już przygotował się, aby złapać czekoladową żabę. Nauczył się, że te małe skurczybyki są naprawdę szybkie i potrafią prędko zwiać.

Złapał smakołyk, zanim zdążył uciec. Kartę kolekcjonerską (trafił mu się już trzeci Merlin) zostawił, a pudełko odrzucił na stosik pustych opakowań. Miał już zjeść zaczarowaną czekoladową żabę, ale zobaczył skwaszoną minę Czkawki.

— Nie przeszkadza ci, że ta żaba przypomina prawdziwą żabę? — spytał szorstko Krukon.

Kiedyś, zanim Jack zaprzyjaźnił się z Czkawką, zrobił mu dość niemiły kawał. Przyjaciel, po tym jak ogryzł żywą, pomalowaną na brązowo żabę, zawsze musiał walczyć z mdłościami, ilekroć widział te zaczarowane smakołyki.

Jack zaśmiał się krótko. Spojrzał w oczy czekoladowej żaby do złudzenia przypominające ślepia prawdziwą. Czkawka wyglądał na pełnego nadziei na to, że jego przyjaciel właśnie przechodził głęboką duchową przemianę. Jack trzymał go w tym cudnym stanie przez moment.

— Wiesz... po przemyśleniu twoich słów stwierdzam — zrobił dramatyczną pauzę — że to mi wcale nie przeszkadza.

I odgryzł głowę czekoladowej żabie. Merida i Roszpunka wybuchnęły śmiechem. Czkawka wyglądał na zniesmaczonego.

— Czy ty masz w ogóle jakieś sumienie? — zapytał. — Czy już dawno umarło?

— Może mam, może nie — odparł Jack głosem bez emocji, wzruszając ramionami. — Tak w ogóle, to czekoladowe żaby najlepiej zaczynać jeść od głowy. Jest najsmaczniejsza... och, zapomniałbym. Chcesz jedną?

Jack rzucił Czkawce zapakowaną czekoladową żabę. Z łajdackim uśmiechem i satysfakcją obserwował, jak jego przyjaciel obrzydzeniem strząsnął ją z siebie. Chapsnął resztę smakołyku. Nie pozostało po nim nic, oprócz opakowania i zaczarowanej karty z Merlinem.

Merida najwidoczniej skończyła odpisywać wypracowanie. Wrzuciła niedbale swoją pracę do torby, a Roszpunka odzyskała swoją.

Zaczęli rozmawiać o czymś innym niż quidditch. Próbowali odgadnąć, w jaki sposób zostaną wybrani uczestnicy Turnieju Trójmagicznego. Wpadali na najróżniejsze pomysły. Czkawka uważał, że będzie jakieś zadanie dla zgłoszonych i jego zwycięzcy będą reprezentować szkołę. Roszpunka twierdziła, że porozmawiają ze wszystkimi zainteresowanymi i ten niezależny sędzia wybierze najbardziej odpowiednich. Merida miała nadzieję, że odbędą się jakieś zawody, choć myślała też, że zostanie zorganizowane losowanie.

Jack natomiast nie wpadł na żaden pomysł. Wiedział jednak, że na pewno zgłosi się do Turnieju Trójmagicznego. Zaczął marzyć, co by zrobił, gdyby wygrał ten tysiąc galeonów. Wiedział, że najpierw kupiłby sobie nowiusieńką, nieużywaną miotłę. Co prawda posiadał swoją wysłużoną Zmiotkę, na którą odkładał przez cztery lata. Miotła działała jednak tak kiepsko, że zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby korzystać ze szkolnych. Drugi punkt na liście Gdybym wygrał tysiąc galeonów to zakup nowych szat dla niego i Emmy. Resztę może wymieniłby na mugolskie pieniądze i dał mamie, część może odłożył. Tak, to wydawało się dość dobrym rozwiązaniem.

Nie bał się udziału w Turnieju Trójmagicznym. Uważał, że dyrektor dramatyzował, mówiąc, że zadania będą trudne. Pomyślał, że Mrorozow powiedział to tylko po to, aby odstraszyć uczniów poniżej piętnastego roku życia. Jack otwarcie zapowiadał, że zgłosi się do tych zawodów. Merida mówiła to samo. Byłby niesamowicie szczęśliwy, gdyby wybrano właśnie niego i ją. Roszpunka uważała, że sami nie wiedzą, w co się pakują, ponieważ to nie będą łatwe zadania. Czkawka nie komentował tego.



~*~*~*~



Elsa nawet nie zauważyła, jak szybko minęły wrzesień i zbliżający się już ku końcowi październik. Może to dlatego, że ciągle siedziała zawalona podręcznikami i powtarzała do SUM-ów.

Czasem, gdy przeglądała notatki w sypialni, Roszpunka obiecywała samej sobie, że też się za to weźmie. Jednak nie wzięła się za powtarzanie do SUM-ów ani we wrześniu, ani w październiku. Zamiast tego stworzyła kilka nowych obrazów i dalej ozdabiała ściany pokoju. Zdążyła pomalować sufit i zaczarować tak, że imitował niebo, zupełnie jak sklepienie w Wielkiej Sali.

Elsa cały czas słyszała na korytarzach rozmowy o nadchodzącym wielkimi krokami Turnieju Trójmagicznym. Dosłyszała, że grupka drugoklasistów planowała oszukać przy wyborze reprezentanta. Oczywiście ich upomniała i zapowiedziała, że jeśli chociaż spróbują, to powie opiekunom ich domów. Uważała, że wiele osób nie zauważa niebezpieczeństw turnieju. Nie dla zabawy powstrzymano się od organizowania tego wydarzenia na trzydzieści lat! Nie wyobrażała sobie, jak można narazić swoje życie dla jakiejś tam sławy i pieniędzy. Miała wrażenie, że wszyscy ochotnicy są albo głupi, albo zbyt odważni — najczęściej i to, i to.

Oprócz ciągłych rozmowach o Turnieju Trójmagicznym, zbliżających się SUM-ach oraz obowiązkach prefekta, nowy rok szkolny nie przyniósł nic nowego. Pisała co tydzień do rodziców, przesiadywała samotnie w bibliotece lub swojej sypialni; czytała kolejne książki. Musiała czasem patrolować korytarze, pilnować porządku na przerwach i zdawać sprawozdania opiekunowi domu, profesorowi Clevesowi. Funkcja prefekta jej nie przytłaczała.

Kilka razy miała rozmowę z dyrektorem. Profesor Morozow był jedyną osobą oprócz niej i państwa Vintersen, która wiedziała o zimowych zdolnościach. Można powiedzieć, że nawet cieszył się, że nauczał kogoś o większej mocy. Pytał, jak sobie radzi. Czasem wyrażał swe niezadowolenie związane z faktem, że Elsa zamiast korzystać ze swych umiejętności, zataja je.

To były jedyne uwagi dyrektora, na które nie zwracała uwagi.



~*~*~*~



Nareszcie nadszedł dzień, w którym do Hogwartu miały zawitać delegacje Beauxbatons i Durmstrangu. Pogoda niemiło przywitała przybyszów: lało i wiało, a zimno wkradało się do zamku. Przywitania ze względu na ulewę były niesamowicie krótkie, wszyscy prędko znaleźli się w Wielkiej Sali. Uczniowie Beauxbatons przemoczeni do suchej nitki usiedli przy stole Krukonów. Delegacja Durmstrangu zajęła miejsca między Ślizgonami.

W Wielkiej Sali nigdy nie było tak gwarno. Przybysze rozglądali się po pomieszczeniu, głośno je komentując. Niektórzy przełamywali lody i zagadywali do uczniów z innych szkół. Gdy w sali znaleźli się wszyscy, grono pedagogiczne zajęło miejsce przy stole.

Oprócz stałego składu nauczycielskiego Hogwartu, byli jeszcze dyrektorzy Beauxbatons i Durmstrangu. Dyrektor Beauxbatons, profesor Degas, to wysoki, dostojny mężczyzna. Mógł mieć jakieś czterdzieści lat. Nosił bogato zdobioną niebiesko-złotą szatę i elegancki kapelusz, który zdjął od razu po wejściu do środka. Dyrektor Durmstrangu, chociaż również ubrany stosownie do okazji, nie przypominał w niczym Degasa. Był niższy i miał kilka kilo nadwagi, poruszał się ociężale. Grube futro poszerzało go co najmniej dwukrotnie. Jego ogromny, czerwony nos zajmował chyba z połowę twarzy.

— Nie ustawili za dużo krzeseł? — spytała Roszpunka, patrząc na stół nauczycielski.

Elsa dopiero teraz to zauważyła. Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.

Dyrektor Morozow powstał.

— Witam was wszystkich, a szczególnie naszych gości! — powiedział radośnie. — Bardzo mi miło powitać was w Hogwarcie. Mam nadzieję, że uczta rozgrzeje was i pozwoli zapomnieć o tej paskudnej pogodzie. Aż mi się przypomniało, jak za mojej młodości ja i moi przyjaciele wyszliśmy... — Zreflektował się. — Zresztą, nieważne. Jedzcie i pijcie, częstujcie się do woli. Pod koniec uczty oficjalnie ogłosimy Turniej Trójmagiczny.

Usiadł i od razu zajął się rozmową z innymi dyrektorami, będąc w wyśmienitym humorze.

Na złotych półmiskach pojawiły się różnorodne, pyszne potrawy. Niektóre z nich były przygotowane specjalnie z myślą o gościach. Uczta trwała długo, a Elsa żałowała, że nie mogła spróbować każdego dania — wyglądały przepysznie. Po jakimś czasie naczynia nareszcie rozbłysły czystością.

Dziewczyna spojrzała na stół nauczycielski. Dwa wcześniej puste miejsca były już zajęte. Na jednym siedział człowiek, którego widziała na okładce „Proroka Codziennego". Nie mogła przypomnieć sobie jego nazwiska, ale poznała, że to dyrektor Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Drugiego mężczyzny nie kojarzyła. Wyglądał tak przeciętnie, że ledwo zwróciła na niego uwagę. Nosił ciemny, rozpięty płaszcz. Zaczynał już siwieć i tracić włosy. Spoglądał swoimi ciemnymi oczyma po sali, choć profesor Dreamchild wesoło paplał mu za uszami.

Panowało radosne napięcie. Elsa nie mogła doczekać się, aż wreszcie dowie się, jak będzie przebiegał Turniej Trójmagiczny.

Dyrektor Morozow powstał, a uczniowie ucichli, pogrążając się w pełnym napięcia milczeniu. Wielu uczniów wychylało się, chcąc zobaczyć więcej.

— Powiem to jeszcze raz, ale wicie, że lubię takie gadki. Rozpoczynamy Turniej Trójmagiczny! — powiedział dyrektor. Oczy mu błyszczały bardziej niż złote półmiski na stołach. — Pozwólcie, że przestawię wam sędziów Turnieju. Przedstawiam wam siebie!

Ukłonił się i zarechotał. Część osób nawet parsknęła śmiechem w odpowiedzi na jego kiepski żart.

— Przedstawiam wam pana Ludwika Degasa, dyrektora Akademii Magii Beauxbatons...

Degas powstał. Skłonił się lekko, przyjmując oklaski.

— ...pana Felixa Andersena, dyrektora Instytutu Magii Durmstrang.

Gruby mężczyzna powstał. Pomachał dłonią do kilkorga uczniów ze swojej szkoły.

— Oprócz nas trojga sędziować będą dwaj organizatorzy turnieju — dodał Morozow. — Już od kilku lat pracowali nad planem przywrócenia tych zawodów, a całe lato spędzili na przygotowaniu tego wydarzenia. Przedstawiam wam pana Johna Smitha, dyrektora Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów...

Ten niezbyt charakterystyczny mężczyzna powstał. Otrzymał ani dużą, ani małą porcję oklasków.

— oraz pana Alexandra Nixona, dyrektora Departamentu Magicznych Gier i Sportów.

Drugi mężczyzna, uśmiechnięty od ucha do ucha, skoczył do góry z krzesła. Zebrał oklaski z radością i niecierpliwie znów usiadł na siedzeniu.

Dyrektor Morozow uśmiechał się tajemniczo.

— Proszę przynieść szkatułę — zarządził.

Niezauważony w wyniku zamieszania woźny wtaszczył na stół nauczycielski pod sam nos Morozowa wielką, ozdobioną cennymi kamieniami skrzynkę.

— Zadania, przed którymi staną reprezentanci, zostały zatwierdzone już przez pana Nixona i Smitha — kontynuował dyrektor, pomimo coraz głośniejszych podnieconych szeptów. — Są trzy zadania. Zawodnicy będą musieli wykazać się swoimi zdolnościami, wiedzą, odwagą i radzeniem sobie w trudnych momentach. Wszyscy wybrani będą oceniani sprawiedliwie, w oparciu o to, jak wykonali swe zadanie. A niezależnym sędzią, który wybierze reprezentantów będzie Czara Ognia!

Zastukał w skrzynię trzykrotnie różdżką i wyciągnął z niej wielką, drewnianą czarę. Wyglądałaby ona całkowicie zwyczajne, gdyby nie była pełna niebieskiego ognia. Morozow postawił czarę na zamkniętej uprzednio szkatule.

Elsa żałowała, że nie dowiedziała się o Czarze Ognia przedtem. Okropnie ją ciekawiło, w jaki sposób wybierze ona reprezentantów. Jednak w porównaniu z innymi uczniami, jej zainteresowanie wydawało się małe. Pozostali wychylali się, prawie spadając z krzeseł.

— Macie dwadzieścia cztery godziny od teraz, aby zgłosić swą kandydaturę — powiedział Morozow. Powtórzył dla pewności: — dwadzieścia cztery. Proszę was, dobrze przemyślcie sprawę, jeśli chcecie się zgłosić. Turniej Trójmagiczny to nie jest gra w quidditcha ani inna, podobna gra. Zgłaszając się, musicie być pewni, że czujecie się gotowi, bo zostaniecie związani magicznym kontraktem. Nie będzie odwrotu, nawet jeśli zadania okażą się niesamowicie niebezpieczne. — Spojrzał po uczniach, pełen powagi.

Kilka osób spojrzało po sobie niepewnie.

— W każdym razie, czara zostanie ustawiona w Sali Wejściowej, aby każdy zainteresowany mógł zgłosić swą kandydaturę. By się zgłosić do Turnieju Trójmagicznym, należy napisać czytelnie swoje imię i nazwisko oraz nazwę szkoły na kawałku pergaminu i wrzucić w płomienie czary. Jutrzejszego dnia, na uczcie z okazji Nocy Duchów, reprezentanci zostaną wybrani. Pamiętajcie, przemyślcie to dobrze.

Dyrektor zrobił krótką przerwę.

— Każdego ucznia poniżej piętnastego roku życia, którego będzie kusiło wrzucić swoje imię do czary, ostrzegam! Wokół czary zostanie nakreślona Linia Wieku, której nie przekroczy nikt poniżej piętnastego roku życia.

Elsa zauważyła, że dyrektor uśmiecha się łobuzersko pod nosem. Uczniowie z młodszych klas znów zaczęli protestować.

— Bądź co bądź, moi mili, pora do łóżek. Widzę, że goście są zmęczeni, wy również mieliście za sobą dzień pełen nauki. Jeśli będziecie mieli jeszcze jakieś pytania dotyczące turnieju, kierujcie się do opiekunów domów lub do dyrektorów waszych szkół. — Spojrzał na uczniów zza granicy. — Życzę dobrej, spokojnej nocy!

Elsa poczekała, aż większość uczniów opuści Wielką Salę. Chwilę patrzyła na niebieskie płomienie Czary Ognia. Po czym wstała od stołu i ruszyła w stronę wyjścia.

Turniej Trójmagiczny rozpoczął się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro