Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Zaproszenia w ostatniej chwili

Jack nie wiedział, ile czasu siedzieli w bibliotece. Jednak byli tam tak długo, że chłopak praktycznie nie kontaktował. Prawie leżał na stoliku, przewracając mechanicznie i nieprzytomnie strony olbrzymich ksiąg.

— Sprawdziłeś tę? — Słowa Elsy ledwo co do niego docierały. Wydawało mu się jakby mówiła z oddali.

Aha... — wymamrotał Jack, chociaż nie miał pojęcia, co przed chwilą powiedziała dziewczyna. Uznał, że najlepiej będzie przytakiwać.

Przez chwilę panowała cisza. Jack dalej przewracał strony ogromnej księgi z runami. Uważał, że to nie ma najmniejszego sensu. Wszystkie te symbole wyglądały tak samo.

— Ty mnie wcale nie słuchasz, prawda? — spytała chłodno Elsa.

Aha... — chłopak przytaknął. Podniósł wzrok na dziewczynę, widząc jej naburmuszoną, zniesmaczoną minę, postanowił zebrać resztki uwagi. — Tak, słucham, calusieńki czas cię uważnie słuchałem, łapałem każde słowo, które wyszło z twoich ust.

I posłał dziewczynie najbardziej promienny, niewinny uśmieszek, na jaki było go w tej chwili stać. Elsa przyglądała mu się badawczo i wydawało się, że chciała zbesztać go samym spojrzeniem. Po chwili Jack miał pewność, że wygrał. Dziewczyna odkaszlnęła, lekko zaczerwieniona wzięła w dłonie kolejną księgę ogromną, starą, z pożółkłymi kartkami.

— Widzisz w ogóle sens w szukaniu tych znaczków? — jęknął chłopak. — Ślęczymy tu już kilka godzin i nic nie znaleźliśmy.

— Rozwiązanie nie przyjdzie samo — odpowiedziała krótko.

Nie wyjaśniając nic więcej, wsadziła nos w księgę. Jack westchnął i dalej przewracał kartki, patrzył czasem na pergamin z runami rozłożony na stoliku, który znajdował się jeszcze niedawno wewnątrz złotego znicza. Gryfon zaczął przypuszczać, że te symbole, które Elsa tak usilnie próbowała przetłumaczyć, nic nie znaczą. Ot, po prostu ktoś ćwiczył pisanie piórem i przypadkowo nakreślił takie znaczki. Chłopak był tak zmęczony i sfrustrowany, że byłby w stanie uwierzyć, że runy ze złotego znicza nie są żadną wskazówką. Jack nie wygłosił swojej opinii na głos, w obawie, że Elsa rozerwie go wówczas na strzępy.

Krukonka wyglądała na zdenerwowaną tym, że nie mogła odnaleźć rozwiązania. Ze ściągniętymi brwiami wertowała kolejne pożółkłe strony. Wydawało się, że wpadła w trans. Jack wolał nie wybijać jej z rytmu, więc się do niej nie odzywał.

W pewnym momencie Gryfon stwierdził, że skoro ominął go obiad, to może znajdzie w swojej torbie cokolwiek zjadliwego, aby przetrwać do kolacji. Odłożył księgę na skraj blatu i sięgnął do swojej szkolnej torby — nawet nie miał czasu odnieść jej do dormitorium po lekcjach. Jack znalazł napoczętą tabliczkę czekolady. Połamał ją i zaczął jeść zadowolony z siebie.

Elsa podniosła wzrok znad księgi i patrzyła na chłopaka jak kot gotowy do ataku.

— Och, przepraszam... chcesz kawałek? — Jack podsunął Elsie czekoladę.

— To jest biblioteka — odpowiedziała Krukonka zduszonym głosem, rozglądając się na boki jakby oczekiwała, że ktoś zajdzie ją od tyłu.

— Czyli nie chcesz? — upewnił się, wkładając kolejną kostkę do ust. — Co z tego, że to jest biblioteka?

— W bibliotece nie wolno jeść! — zaperzyła się Elsa.

Jack wzruszył ramionami.

— Nikt nie zauważy — odparł, posyłając jej zawadiacki uśmieszek. — Poza tym, nie udawaj, że nie masz ochoty na pyszną, słodką czekoladę z orzechami...

Elsa skrzywiła się. Rozejrzała się wokoło jakby ktoś ją szpiegował. Sięgnęła dłonią w stronę tabliczki z czekoladą i zabrała jedną kostkę. Jack się uśmiechnął.

— Nie prościej byłoby bez tej całej akcji: Jesteśmy w bibliotece?

— Dziękuję — odpowiedziała Elsa, ignorując jego pytanie.

Jack położył czekoladę pomiędzy nimi na środku stolika i dalej przewracał strony. Cisza zaczęła dobijać chłopaka już po kilku sekundach. Przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z Anną. Dowiedział się, że do tej pory nie pogodziła się z Elsą. Przez prawie miesiąc się do siebie nie odzywały. Po tym, jak Jack gadał z Anną, domyślił się, że młodszej o rok Gryfonce było głupio i wstydziła się porozmawiać z siostrą.

— Rozmawiałem wczoraj z Anką. Nie jestem jej posłańcem czy rzecznikiem, ale chyba chciałaby się z tobą pogodzić — powiedział Jack.

— Naprawdę ci to powiedziała? — spytała Elsa. Jack usłyszał w jej głosie coś, co przypominało nadzieję.

— Niedosłownie. Wspominała coś o Świętach... pytała się, czy może wypytałbym cię, co byś chciała dostać... i wydawało się, że chce się pogodzić. Tak, stanowczo się chce z tobą dogadać.

Elsa nie powróciła do czytania po zamienieniu kilku zdań z nim, ciągle patrzyła się na Jacka.

— Mówiła, że za bardzo na ciebie naskoczyła wtedy. No, ja wtedy też przesadziłem — dodał chłopak.

— Jeśli byś z nią rozmawiał, to powiedz, że się nie gniewam...

— Nie możesz powiedzieć jej tego prosto w twarz? Przecież jesteście siostrami, to chyba normalne — odparł.

Jack był zdziwiony tym, że Elsa nie wpadła na pomysł, aby osobiście porozmawiać z Anną. Chłopak wiedział, jak to jest z kłótniami z rodzeństwem, bo często drażnił się lub kłócił z Emmą. Zanim emocje opadały, miał niejednokrotnie ochotę zamordować siostrę. Po jakimś czasie, krótszym lub dłuższym, zastanawiał się nad tym, co się stało i stwierdzał, że powinien się pogodzić z Emmą. Czasem było ciężko przyznać się do błędu, ale gdy ich relacje wracały do normy, czuł się lepiej.

— Mówię serio. Obie poczujecie się lepiej, gdy wszystko wyjaśnicie twarzą w twarz. Z resztą, co w tym trudnego szczerze pogadać z siostrą? — Jack zjadł przedostatnią kostkę czekolady z opakowania.

— Nie zawsze jest to takie proste — odparła sucho Elsa.

— Sama niedawno powiedziałaś, że rozwiązanie nie przyjdzie samo. Tak, słuchałem cię — dodał, widząc jej zdziwioną minę.

Elsa przez chwilę milczała.

— Może od razu rozwiążecie inne niedomówienia — zaoferował Jack.

Elsa sprawiała wrażenie, że nie wie nic o innych niedomówieniach albo nie chce wiedzieć. Sięgnęła po ostatnią kostkę czekolady.

— Co masz na myśli? — spytała podejrzliwym głosem.

Jack miał wrażenie, że jeśli powie coś źle, to Elsa trzaśnie go jakąś grubą, ciężką księgą w głowę. Oczywiście, nie wyobrażał sobie takiej sytuacji, ale wiedział, że wszedł na drażliwy temat, w który ciągle się nie zagłębił.

— Między wami chyba nie jest najlepiej, nie mówię o tej kłótni podczas Nocy Duchów — odpowiedział powoli i ostrożnie. Jack miał wrażenie, że bezpieczniej byłoby drażnić sklątkę tylnowybuchową.

Elsa wbiła wzrok w blat stołu. Wyglądała na zmieszaną.

— Nasze relacje nie są takie, jakie powinny być, ale nie mogę nic z tym zrobić — przyznała się cicho, nie urywając nagle tego tematu, jak Jack się spodziewał.

— Możesz je naprawić. Tak, po prostu. Nigdy nie jest na to za późno — odpowiedział.

— Nie wszystko jest takie proste, jak się wydaje — powtórzyła to, co powiedziała niedawno.

Podsunęła do siebie kolejną książkę, jeszcze straszą i bardziej zniszczoną od poprzedniej.

— To może w jakiś sposób poszukamy rozwiązania, aby rozwikłać ten problem... — zaoferował Jack.

— Czekaj, czekaj. — Zamknęła księgę z głośnym pacnięciem. — Powiedziałeś: my?

Jack zmieszał się. Właśnie zaoferował Elsie pomoc w naprawie jej relacji z siostrą, a nawet nie wiedział, o co dokładnie chodzi. Chłopak czuł się dziwnie, że wyciągnął pomocną dłoń w stronę tej Krukonki. Mógł przecież olać to wszystko i tylko próbować zaspokoić swoją ciekawość, aby dowiedzieć się, jak działa jej moc. Mimo że Jack nie spędził wiele chwil z Elsą, to zauważył, że nie jest taka zła jak mu się przedtem wydawało. Zaczęło go zastanawiać, czemu sądził, że ta dziewczyna nie widzi nic więcej oprócz czubka własnego nosa. Elsa ostro reagowała, gdy ktoś poruszał ciężkie dla niej tematy i czasem zbytnio przejmowała się regulaminem, ale poza tym, wydawała się Jackowi całkiem w porządku.

— Tak — potwierdził — powiedziałem: poszukamy.

Elsa patrzyła na niego tak jakby był jakąś zagadką do rozwiązania, którą koniecznie chciała rozwikłać, zanim podejmie jakiekolwiek kroki.

— Może lepiej, póki co, zajmijmy się tłumaczeniem tego tekstu — odparła po chwili, zanurzając się w lekturze.


~*~*~*~


Podczas gdy Elsa zbierała zrobione notatki, Jack poszedł odnieść część książek do bibliotekarki. Dziewczyna słyszała, jak pracownica biblioteki kąśliwie odpowiedziała Gryfonowi na próbę zażartowania.

Elsa uważała dzisiejsze poszukiwania za stanowczo nieudane. Zrobiła notatki, ale nie były one wystarczającym materiałem do przetłumaczenia run ze złotego znicza. Elsa lubiła zagadki, nad którymi trzeba się zastanowić. Zawsze szybko rozwiązywała łamigłówki, czuła satysfakcję, gdy znalazła odpowiedź. Jednak Krukonka była sfrustrowana tym, że nie poznała odpowiedzi, pomimo że przeszukała tyle książek.

Jest jeszcze wiele innych książek — uspokajała się dziewczyna. Miała nadzieję, że jednak odnajdzie niebawem księgę, dzięki której przetłumaczą wskazówkę ze złotego znicza.

Jack wrócił do ich stolika. Zirytowany mruczał coś pod nosem, Elsa wyłapała tylko słowa bibliotekarka i wredna szyszymora. Gryfon zgarnął puste opakowanie czekolady i zaczął miąć je w rękach.

— Jeśli możesz, to postaraj się przeczytać te książki do końca miesiąca — powiedziała Elsa — jeśli znalazłbyś coś, co by nam pomogło, od razu mów.

— Okej — odpowiedział, chociaż dziewczyna widziała lekkie przerażenie, z jakim patrzył na dwie ogromne księgi, które musiał przejrzeć.

— Jutro zajrzę tu jeszcze i poszperam w katalogach — dodała Krukonka, po czym pożegnała się szybko z Jackiem.

Odeszła od stolika, zostawiając przy nim chłopaka, który ciągle pakował swoje rzeczy do torby. Gdy skręciła za regałem, usłyszała, jak Gryfon mruczy, że prędzej spróbuje eliksir rozdymający niż przeczyta tyle książek w tak krótkim czasie. Elsa, przechodząc obok biurka bibliotekarki przy wyjściu z biblioteki, powiedziała kobiecie do widzenia. Oczywiście Krukonka spodziewała się, że jako odpowiedź uzyska nieprzychylne warknięcie — i tak właśnie się stało.

Może ona faktycznie jest szyszymorą — pomyślała Elsa, uśmiechając się sztucznie do bibliotekarki.

Elsa, idąc szkolnymi korytarzami w stronę dormitorium Krukonów, próbowała wyrobić sobie zdanie na temat Jacka. Nie wiedziała już, co myśleć o tym chłopaku, który zaoferował pomoc w naprawie jej relacji z Anną. Elsie wydawało się, że znajomy Gryfon nie byłby w stanie nic pomóc, nawet gdyby pozwoliła mu interwencję. Dziewczyna pamiętała, żeby nie wciągać nikogo postronnego we własne sprawy, co wiązało się jednocześnie z tym, że nigdy nie miała prawdziwego przyjaciela. Elsa powtarzała sobie, że taka osoba jej niepotrzebna. Krukonka, pomimo odzywającego się rozsądku, czuła, że Jack w jednym miał rację — powinna pogodzić się z siostrą. Uznała, że przywrócenie relacji z Anną do normalności nie może czekać, czyli dalej ma trzymać ją na dystans, ale z trochę czystszym sumieniem.

Elsa dotarła do swojego dormitorium. Weszła razem z grupką dziewcząt z drugiej klasy, które jako pierwsze znalazły odpowiedź na pytanie zadane przez czarodziejską kołatkę w kształcie orła.

Według Elsy, pokój wspólny Ravenclawu, pomimo że wydawał dość duży, a dominującymi kolory były błękity, sprawiał wrażenie przytulnego. Na podłodze leżał rozłożony ogromny granatowy dywan w gwiezdne konstelacje, takie same jak na suficie. Przez łukowato sklepione okna można było obserwować mrok panujący na szkolnych błoniach. Tego wieczoru salon Krukonów wypełniało mnóstwo uczniów, którzy rozmawiali, czytali książki lub odrabiali lekcje.

Elsa od razu skierowała się do pierwszej klatki schodowej, z której dało się dostać do sypialni uczennic. Weszła po wąskich stopniach. Drzwi do pokoju piątoklasistek były nieco uchylone. Elsa wślizgnęła się do sypialni.

Na jednym z łóżek siedziała w siadzie skrzyżnym Roszpunka całkowicie zatopiona z kulkach ze zmiętych skrawków pergaminu. Na kolanach miała swój notatnik, kreśliła coś w nim zawzięcie piórem.

— Cześć! — przywitała się Roszpunka, nawet nie podnosząc wzroku od swych notatek.

— Cześć — odpowiedziała Elsa.

Elsa weszła do pokoju i dopiero teraz ujrzała całość twórczego chaosu, którym otaczała się Roszpunka. Na dywanie i na łóżku długowłosej leżały porozwalane skrawki materiałów, tasiemek, koronek, porozwijane nitki. Kartki z notatnika walały się wszędzie pod nogami. Roszpunka wyrwała kolejną kartkę ze swojego notesu, odrzuciła ją na bok, niechcący zrzucając skrawek na ziemię.

Nie, nie, nie... stanowczo nie to... — wymamrotała długowłosa pod nosem, znowu coś kreśląc.

— Poprawiasz swoją sukienkę na bal? — spytała Elsa.

Spojrzała na ubranie rozłożone na krześle obok łóżka Roszpunki. Nie chciała być niemiła, więc nie powiedziała na głos, jak bardzo brzydka jest ta suknia.

— Co? — Roszpunka oderwała się od szkicowania. — Nie, to nie moje. Ja, niestety, nie idę na bal.

— Och, przykro mi — odparła Elsa. W głosie Roszpunki dało się słyszeć, że faktycznie bardzo chciała wziąć udział w Balu Bożonarodzeniowym. Elsa jednak chętnie zamieniłaby się z koleżanką i pojechała na Święta do domu. — Chętnie zamieniłabym się z tobą.

Kąciki ust Roszpunki lekko drgnęły. Elsa usiadła na swoim łóżku i wyciągnęła z torby ogromną księgę ze starożytnymi runami.

— Mogłabyś tutaj zerknąć? Chciałabym poznać opinię kogoś postronnego na ten temat... — poprosiła nieśmiało Roszpunka.

Elsa odłożyła książkę na szafkę nocną, nawet nie zdążyła przeczytać tytułu. Nachyliła się nad Roszpunką i spojrzała w jej notatnik. Na męskiej sylwetce naszkicowana była szata wyjściowa, niektóre jej elementy opatrzone były różnymi komentarzami.

— Wygląda bardzo dobrze — powiedziała szczerze Elsa. — Naprawdę masz ochotę szyć ją od zera?

— Jak to od zera? Przecież ona jest tam. — Spojrzała wymownie w stronę ubrania, które Elsa wzięła przed chwilą za brzydką sukienkę. — Jack mnie poprosił, abym to poprawiła.

Elsie nagle poczuła się niezręcznie, że uznała tę szatę wyjściową za szkaradną sukienkę. Nie zdziwiła się, czemu Jack zaniósł ją do Roszpunki, która jest dość niezłą krawcową.

— Ty masz już sukienkę? — zagadnęła Roszpunka. — Wiesz, ja bym cię widziała w błękitach... — Zaczęła coś szkicować na następnej stronie, patrząc to na kartkę, to na Elsę. — Oczywiście w błyszczącym materiale. I długa, półprzeźroczysta peleryna albo nie, bo przeszkadzałaby ci w tańcu. — Wykreśliła zarys peleryny. — Wiem! Włosy zaplecione w warkocz...

— Roszpunko, ja już mam sukienkę — wtrąciła druga dziewczyna. Roszpunka jednak dalej szkicowała postać o takiej sylwetce, jaką ma Elsa. Elsa zastanowiła się, czy może warto wspomnieć o tym, że wcale nie ma partnera na bal. Może współlokatorka znała kogoś, kto jeszcze nie znalazł osoby towarzyszącej? — Poza tym, sama nie wiem, czy w ogóle pójdę na bal. Nie mam partnera do tańca.

Roszpunka otworzyła usta i zamrugała szybko.

— Na brodę Merlina! — pisnęła. — Naprawdę?!

Elsa kiwnęła głową niepewnie. Entuzjazm Roszpunki i tajemniczy błysk w oczach nieco przerażał Elsę. Postanowiła jednak zaryzykować i zadać to pytanie.

— Nie znasz kogoś, kto jeszcze nie ma pary?

Roszpunka odrzuciła szkicownik na bok, na stos powyrywanych kartek. Przed chwilą wydawało się niemożliwie, żeby cokolwiek oderwało ją od pracy. Złapała poduszeczkę na szpilki, powyjmowała z niej ostre przedmioty. Roszpunka bez namysłu mruknęła coś pod nosem i stuknęła w nią różdżką. Zielona poduszeczka zamieniła się w zieloniutkiego kameleona Pascala. Zwierzątko prychnęło gniewnie, najwidoczniej nie podobało mu się być przedmiotem, w który wbija się szpilki.

— Nie wiesz, ile zostało do kolacji? — spytała Roszpunka, zupełnie odbiegając od tematu.

Elsa wróciła na swoje łóżko z zamiarem ponownego przystąpienia do przeczytania książki.

— Wydaje mi się, że może jakieś dwadzieścia minut — odparła Elsa, rozkładając księgę na kolanach.

Roszpunka zgarnęła swoje rzeczy do swojej szafki niechlujnie, chociaż zazwyczaj starała się trzymać porządek. Elsa właśnie zabrała się do lektury i zaczęła czytać wstęp napisany niesamowicie drobną czcionką.

— Na kolację idziemy razem — postanowiła Roszpunka, nie zwracając uwagi na to, że Elsa już otworzyła usta, aby coś powiedzieć — mam pomysł, kto mógłby pójść z tobą na bal. Całkiem niezły pomysł.

Elsa nie wiedziała, co myśleć o wspaniałych pomysłach koleżanki. Ba, nawet dało się domyśleć, że Roszpunka już dawno wybrała dla niej idealnego kandydata. Elsa postanowiła zaufać koleżance, przecież miała tylko zatańczyć z tym chłopakiem taniec otwierający bal.

Nic wielkiego. — Tak myślała o tym Elsa jeszcze niedawno.

Jakieś dwa tygodnie temu zapraszał ją na bal Walter Elev — Ślizgon o stanowczo przerośniętym ego. Elsa miała przystać na jego propozycję, ale kilka zdań, które padły na koniec z jego ust, przesądziły o tym, że się nie zgodziła. Dziewczyna dalej pamiętała, co powiedział ten pyszałek: Chyba się zgodzisz, wiesz, taka okazja może się nie zdarzyć ponownie. Tym bardziej, że raczej niewielu chciałoby z tobą pójść. Wtedy Elsa odkryła, że Walter ma tylko jedną pozytywną cechę — przynajmniej jest szczery. Mimo wszystko, ta prawda nieco uraziła Krukonkę. Elsa miała cichą nadzieję, że Czkawka, Krukon, z którym miała najlepszy kontakt, okaże się być bez pary i pójdą razem. Dziewczyna nieco się zdziwiła, kiedy usłyszała jego odpowiedź, że znalazł partnerkę. Potem zaczepiła jeszcze Vincenta Bella i Tobiasa Jonesa, ale oni także mieli osobę towarzyszącą.

— Zdaję się na ciebie — zwróciła się Elsa do Roszpunki.

Długowłosa uśmiechnęła się radośnie. Zanim Elsa zdążyła zaprotestować, została poprowadzona przez Roszpunkę z dormitorium Krukonów do Wielkiej Sali, gdzie za niedługo miała się odbyć kolacja. Pod zaczarowanym sklepieniem przy czterech długich stołach siedziała większość uczniów Hogwartu. Rozmowy, przekrzykiwania — tym właśnie charakteryzowało się każde oczekiwanie na posiłek w Wielkiej Sali.

— Za chwilkę wracam — oznajmiła Roszpunka, zostawiając Elsę przy stole Krukonów.

Elsa zastanawiała się, co wymyśliła koleżanka. Czuła się głupio, że nie potrafiła sama sobie kogoś znaleźć. Jednak Elsie wydawało się, że jej brak partnera bardzo ucieszył Roszpunkę.

Elsa nie wiedziała, kim jest ten znajomy koleżanki, który jeszcze nie znalazł pary. Dziewczyna zauważyła, że Roszpunka usiadła przy stole Gryfonów między postacią o gęstwinie rudych loków na głowie — Meridą Brave — a Jackiem Frostem. Elsa, patrząc, jak długowłosa z podnieceniem rozmawia ze swoimi przyjaciółmi, poczuła się głupio. Już sobie wyobrażała, jak Merida Brave wszystkim swoim znajomym opowiada, jak to biedna Strażniczka Regulaminu — Vintersen nie mogła znaleźć partnera na bal, tylko musiała błagać o pomoc Roszpunkę.

Elsa widziała, jak Jack z każdym kolejnym słowem Roszpunki robi się na twarzy coraz bardziej czerwony. Chłopak odpowiedział coś, a Merida parsknęła śmiechem.

Co, nasza szkolna snobka numer jeden nie ma jeszcze kogoś na bal? — Elsa mimowolnie usłyszała w głowie przesiąknięty kpiną głos rudowłosej przyjaciółki Jacka. Zaczęła żałować, że w ogóle powiedziała Roszpunce cokolwiek o swoich planach, z kim pójdzie na bal.

Ku zdziwieniu Elsy, nie tylko Roszpunka wstała od stołu Krukonów, ale również Jack Frost. Podeszli do stołu Ravenclawu wspólnie. Elsa nie mogła nie zauważyć, że Jack unikał jej wzroku, a Roszpunka wyglądała na zadowoloną z siebie.

— Obojgu wam znalazłam parę — oznajmiła długowłosa zwycięskim głosem. — Następnym razem nie odkładajcie tego na ostatnią chwilę i sami do siebie zagadajcie. O, Olivia!

I popędziła na drugi koniec stołu, gdzie w otoczeniu innych Krukonów siedziała Olivia Jackson. Elsa miała ochotę zawołać Roszpunkę, ale to byłoby głupie. Jack stał dalej przy Elsie, dopiero po chwili usiadł. Między nimi panowało niezręczne milczenie.

— Wiesz, nawet nie wpadłoby mi do głowy, aby cię zaprosić — powiedział Jack, parskając śmiechem.

Elsa poczuła, jakby ktoś walnął ją śnieżką prosto w twarz. Pomyślała, że Jack, podobnie jak Walter, uważa, że robi jej łaskę, zapraszając ją na Bal Bożonarodzeniowy.

— Nie musisz robić tego z litości — powiedziała, siląc się na obojętny ton i starając się ukryć gorycz — ani dlatego, że razem reprezentujemy Hogwart, ani...

— Może wystarczy już tego ani. Po prostu jestem zdziwiony, że nikt cię jeszcze nie zaprosił — odpowiedział, wzruszając ramionami.

Elsa dopiero teraz pomyślała, że Jack raczej nie zabierałby żadnej dziewczyny na bal, bo było mu jej szkoda.

— Wydawało mi się, że pójdziesz z Meridą — przyznała.

— Merida nie idzie na bal, uważa to za marnowanie czasu. Chętnie też bym nie szedł.

— W takim wypadku nie jesteś sam.

Kąciki ust Jacka lekko drgnęły.

— To pójdziemy razem? Wiesz, posiedzimy tam chwilę, odstawimy tę szopkę z tańcem i każde z nas pójdzie w swoją stronę? Tak się powinno zapraszać dziewczynę na bal? — dodał z zadziornym uśmiechem.

Elsa prawie się uśmiechnęła.

— Oczywiście, zrobiłeś to jak prawdziwy dżentelmen — powiedziała ironicznie.

— Czyli idziemy razem — skwitował. — Za dziesięć ósma przed Wielką Salą?

— Jasne.

W momencie, kiedy Jack wrócił do stołu Gryfonów, rozpoczęła się kolacja. Elsa rozglądała się po sali i wyobrażała sobie uczniów Hogwartu, Beauxbatons i Durmstrangu sztywno tańczących na parkiecie. Po chwili jednak zajęła się potrawką z kurczaka, która wydała jej się znacznie bardziej warta uwagi niż Bal Bożonarodzeniowy.


~*~*~*~


Cześć!

Co u Was słychać? Ten rozdział pisałam dość długo, ale szkoła... nie drużba? W tej notce mało akcji, mało wszystkiego, kolejną napiszę nieco lepszą (przynajmniej się postaram).

Pozdrawiam!

  −  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro