Rozdział 8
Hej przepraszam chyba po raz setny jak nie tysięczny. Jednak stwierdziłam, że nie napisze rozdziału kiedy nie mam weny, bo będzie nie fajny. Musiałam trochę porobić lekcji, odpocząć, nabrać natchnienia i weny. To brzmi banalnie i beznadziejnie ale to prawda. Z maratonu nici bo była mała aferka i mam ograniczenia internetowe 19-20 i tak jakby nie mam czasu i ogólnie masakra. Mam nadzieje, że bedziecie super i mnie zrozumiecie.
Ginny
Uciekałam jak najdalej stamtąd. Nie chciałam ich już nigdy wiecej widzieć. Moje serce krwawiło i to bardzo. RhNajpierw zobaczyłam ich na sobie (wm jak to brzmi nie zwracajcie na to uwagi) a potem ona go pocałowała. Buzowała we mnie złość, zazdrość i to, że zostałam oszukana. Myślałam, że Harry mnie kocha chociaż właściwie nigdy mi tego nie powiedział. Jednak nie sądziłam, że pocałuje pierwszą, lepszą dziewczynę. Wszystko się we mnie gotowało. Wtedy zobaczyłam JEGO. Postanowiłam nie zwalniać a jeszcze bardziej przyspieszyłam. Słyszałam za sobą jednak go nie słuchałam. Nie chciałam go słuchać. Nagle poczułam, że otoczenie wokół mnie zrobiło się jakieś dziwne. Zobaczyłam za sobą sosnę, ale Harrego już tam nie było. Usłyszałam za sobą ryk. Przede mną stanął pół-człowiek pół/byk. Zamarłam.
Thalia
Coś mi tu śmierdzi. Nie, nie chodzi mi o zapach skarpetek Percy'ego. Ta cała nasza zamiana to nie mógł być przypadek. I mam nadzieje, że wreszcie dowiem się co tu jest grane. Narazie nie mam zamiaru z nikim zawierać znajomości. Kiedy to pomyslałam, wpadłam na jakiegoś chłopaka. Oboje się wywróciliśmy, a mi wypadły wszystkie książki z rąk.
-Hej uważaj jak chodzisz!-krzyknęłam
-Strasznie cię przepraszam, naprawdę nie chciałem cię wywrócić. Poczekaj pomogę ci pozbierać książki.
-Nie Potrzebuje Twojej Pomocy.-wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Jestem Cedrik a ty?-zapytał.
-A co cię to obchodzi-burknęłam.
-Do najmilszych ludzi to ty nie należysz co?-Zapytał
-Jestem pewna podziwu, że sam na to wpadłeś. Przy twoim ilorazie inteligencji. Niesamowite.A teraz wybacz ale muszę cię opuścić-powiedziała i dla jeszcze większej ironii ukłoniła się.
-Sarkastyczna, pewna siebie i piękna co.
Thalia jeszcze nigdy nie usłyszała od nikogo tych słów. Piękna. Czy on naprawdę uważał, że była piękna. Nie to niemożliwe poza tym to i tak nie ma znaczenia. Szybkim krokiem oddaliła się od uśmiechającego się chłopaka.
Ten jeszcze w oddali krzyknął za nią:
-Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Oj napewno, napewno. Gdy przyszła pora obiadu zobaczyła, że koło niej dosiadł się ten chłopaka Credik, Frefik nie ważne.
-Co ty tu robisz?-Zapytałam.-Nie powienieneś siedzieć przy stole puchonów czy co?
-Skąd wiesz, że jestem w ich domu. Obserwujesz mnie.
-Chciał byś. Właściwie to czemu nie zaglądasz do jakiejś innej dziewczyny. Prawie wszystkie ślinią się na twój widok.
-A ty taka nie jesteś. Właśnie dlatego cię polubiłem.
-Niestety ale nie mam zamiaru tu dłużej zostać.
-Jak to?
-Tak to.
-Nic z tego nie rozumiem.
-Muszę wracać do moich Łowczyń.
-Do twoich co?
-Nie ważne po prostu nie chce tu zawierać nowych znajomosci. Szybko wstałam od stołu i udałam się do pokoju. Zobaczyłam leżącą na łóżku Ann.
-Hej jest jakis nowy trop?-Zapytałam
-Nic a nic. Raz mi się wydaje, że już prawie to rozwiązałam po czym okazuje się, że musze zaczynać od nowa. A jak ci minęły lekcje? Poznałaś kogoś?
-Nie, nie mam zamiaru z nikim się zaprzyjaźniać. Ci ludzie nie są w moim typie.
-I do nikogo nie zagadałaś?
-Nie.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich Cedrik.
-Hej szukam szatynki z Ravenclaw, ma na sobie czarną kurtkę z ćwiekami i czarne spodnie. Widziałyście ją?
Wróciłam. Miłego czytania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro