Rozdział 20
Thalia
Nastał cisza. Jako pierwsza postanowiłam się odezwać.
-To chyba jasne, że trzeba wyruszyć na misje-powiedziałam.
-Jasne, tylko że tak się składa nie mamy tu żadnej wyroczni-odparł Jason
-To może spróbujemy pogadac z Chejronem przez tę tęcze?-Zapytał Leon
-Ta tęcza to Irfon Leo-odparłam znudzona.
-W każdym razie nie możemy siedzieć z założonymi rękami-powiedziała Annabeth. Miała rację. Ale co mogliśmy zrobić? Prawdopodobnie nic. Oh czemu ja się znowu wpakowałam w tarapaty i na dodatek zostawiłam swoje łowczynie.
Nagle oczy Luny zaczęły się świecić na niebiesko.
-Odsuńcie się-krzyknęła.
-Luna co się z tobą dzieje?-Krzyknęła Ann. Widziałam na twarzy wszystkich przerażenie. Ta niebieska energia zaczela całą ją otaczać. Biła od niej moc, czułam to.
-Nie mam pojęcia aaaa moje ciało.
Nagle Luna zaczęła świecić na zielono i unosić się w powietrzu. Z jej gardła wydobył się zachrypnięty głos:
Czarodziej i heros znów połączyć siły musi,
Chodź wielkie zło będzie ich kusić,
Wyruszą dwaj ci, którzy śmierci uniknęli,
Morze i niebo co dogadać się nie umieli,
Trzech strategów wojennych, łuczniczka i księżyca zmora,
magiczny głos też potrzebny i dobrego znachora,
Lecz strzec sie musza, bo nawet przyjaciel wierny,
Okazać sie wrogiem moze niemiłosiernym,
Uratują przed złem świat, lecz ta wielka cena, wymaga poświęcenia.
-Oh wow-powiedział Leo-No to mamy te nasza przepowiednia.
-Zaraz, zaraz. Czy tylko mi wydaje sie to dziwne. Potrzebujemy przepowiedni i nagle bum, spada nam z nieba. Poza tym to wcale nie brzmi jak przepowiednia.
-Percy zgadzam sie z tobą, ale to jest nasz jedyny ślad-powiedziałam. Co prawda bardzo nie podobało mi się to, co sie tu działo, ale nie mieliśmy innego wyjścia.
-Dobra wy idźcie spac a ja jescze pomyśle-powiedziała Ann
-Nie ma takiej opcji, teraz wszyscy do łóżek a jutro rano pomyślimy-odparłam i poszłam spać.
Harry
Cały czas mam problem z Ginny kompletnie nie chce ze mna rozmawiać. Ale teraz najważniejsza sprawa jest Hermiona a dokładniej jej zniknięcie. Nie moge juz siedzieć w miejscu. Nie wytrzymam czekając tu a moze w tej chwili moja przyjaciółka umiera. Postanowiłem. Dzisiaj. Pójdę do tego całego Chirona i mu powiem że dłużej nie wytrzymam i muszę iść ją odnaleźć. On, oczywiście będzie twierdził, że to nie jest bezpieczne dla nas, niewyszkolonych czarodzieji.
-Chejronie musimy isc znaleźć Hermione.
-Drogi Henry, myślałem ze ja juz ci udzieliłem odpowiedzi na to pytanie i brzmi ona NIE.
-A kim pan jest zeby mi rozkazywać co?
-Kim ja jestem. Ach ty nędzny śmiertelniku. Gdybym nie był w tym przeklętym obozie juz dawno spalił bym cie na popiół.
-Chyba ja ciebie-burknąłem pod nosem
-Mówiłeś cos?-zapytał
-Gdzie mogę znaleźć Chejrona.
-Ach Chejrona chcesz znaleźć. Cóż jak by ci to powiedzieć on jest tymczasowo niedysponowany.
-Jak to, ale ja musze się z nim zobaczyć.
-Żegnam nieczule.
Powiedział i zamknął drzwi przed moim nosem. Wrrrr nie cierpie tego gościa. Postanowiłem, że jutro pod wieczór ucieknę z Ronem czy ten durny dyrektor się zgodzi czy nie.
Słucham propozycji apropo "przepowiedni". A może anty przepowiedni. Jak myślicie o kogo chodzi. Piszcie w kom bo jestem bardzo ciekawa. I uwaga podnoszę stawkę😏 20 gwiazdek next. Jestem troche wredna ale to tak dla mobilizacji. Piszcie jescze aż w komentarzach swoje pomysły bardzo miłe widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro