Rozdział 10
Thalia
Po co mnie ten idiota przyprowadził. W ogóle co to za miejsce. Włóczy się i włóczy od pół godziny i nic wymyślić nie może. Ciagle mamrocze pod nosem to gdzies tu napewno, albo tam, nie nie nie nie nie to musi byc tam. W końcu nie wytrzymałam i wkurzona wrzasnęłam do niego:
-Słuchaj ty wiesz gdzie my mamy isc czy nie?
-O to tu-powiedział.
Moim oczom ukazał się ogromne drzwi.
-Panie przodem.
Eh nie miałam już mu siły walnąc jakiejś riposty wiec po prostu weszłam.
-Co to za miejsce?- zapytałam
-Witaj w pokoju życzeń.
-Pokoju czego?- zapytałam.
-Życzeń ż y c z e ń powtarzaj za mną ży- czeń.
-Dobra dobra okej zrozumiałam tylko wreszcie się zamknij.
-Do twoich usług księżniczko.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Dobrze księżniczko.
-Wrrrr zamknij się wreszcie i powiedz mi po co mnie tu przyprowadziłeś.
-To mam się zamknąć czy ci powiedzieć.
-Ehh większego idioty nie spotkałam przebiłeś nawet Percy'ego gratuluje.
I zaczęłam teatralnie bić brawo. Ten debil tylko się ukłonił i powiedział:
-Potrzebuje twojej pomocy.
-Tego to się domyśliłam. Tylko czemu akurat mojej?
-Ty wiesz, że coś tu nie gra prawda. Wiesz, że to nie przypadek, że wy się tu znaleźliście a Harry i reszta tam. Ktos to zaplanował.
Teraz oboje spoważnieliśmy. Rzeczywiście miał racje.
-Podejrzewasz kogoś?-zapytałam
-Mam pewne obawy, ale gdyby się sprawdziły.
-To co?
-Wszyscy zginiemy.
Ginny
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. Byłam przerażona. Ten potwór to był jakiś pół- człowiek pół-byk. Nie wiedziałam co robić potwór ryknął i rzucił się na mnie. Nie wiedziałam co robić, ponieważ odebrali mi różdżkę.
-Odsuń się szybko i uciekaj.-Usłyszałam za sobą głos.
Nie zamierzałam się mu sprzeciwiać. Brunet uniósł swój miecz i zaatakował potwora. Naprawdę dobrze mu szło. Cięcie, cięcie, uderzenie. Jednak chłopak, gdy się cofał, potknął się o korzeń i upadł. Potwór nachylił się nad nim i gdy miał zadać ostateczny cios, ja szybko podbiegłam do chłopaka, podniosłam miecz do góry i zasłoniłam swoim ciałem nieznajomego. Minotaur idealnie nadział się na miecz i rozpadł w proch. Zmęczona dyszalam k wciąż nie mogłam się otrząsnąć z szoku. Wtedy chłopak mnie przytulił i powiedział:
-Hej już dobrze spokojnie, już po wszystkim.
-Yhm-odparłam cicho bo nie miałam siły nic wiecej powiedzieć.
-Jestem Connor-powiedział.
-Ginny-odparłam.
-Ginny, piękne imię. Chodźmy stąd Ginny do Chejrona, jesteś ranna.
Nie miałam siły się sprzeciwić, kiedy chłopak wziął mnie na ręce i zaczął nieść do wielkiego domu. Kiedy dotarliśmy zdążył się już zebrać cały obóz.
-Connor co się stało?-Zapytał Chejron.
-Minotaur.
-W obozie, ale jakim cudem?
-Ktoś musiał osłabić granice.
-O nie mamy ranną-powiedział Chejron, który dopiero teraz mnie zauważył.-Rozejdźcie się do domków. Na dzis koniec atrakcji.
-Chejronie, a kiedy zebranie?-Zapytała jakaś brunetka.
-Nie dziś Clarisse, nie dziś.A teraz zajmiemy się tobą-powiedział do mnie.
-Masz wypij to-powiedział do mnie.
Kiedy napiłam się tajemniczego napoju od razu zapadłam w głęboki sen.
Hej nowy rozdział (10). Po pierwsze aaaaaaa 2 K wyświetleń. Moja książka ma 2 K wyświetleń. Po prostu nie moge w to uwierzyć. Mam dwie wiadomości jedną dobrą, a drugą zła. Jak napisałam w 1 komentarzu co 10 rozdziałów bede je dokładnie sprawdzać i poprawiać błędy. Jednak przez to nie będzie rozdziałów przez 2 tygodnie. Mam nadzieje, że jakos to przeżyjecie a jak nie to piszcie w komentarzach to się postaram mocno sprężyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro