Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Annabeth
-Hej przepraszam bardzo, ale to nasz pokój.-powiedziałam do nieznanego mi chłopka.
Ten jednak mi nie odpowiedział, tylko wciąż wlepiał te swoje gały w Thalię.
-To wy.
-Wyjdź stąd natychmiast.-wysyczała Thalia przez zęby.
-Nawet nie masz pojęcia ile cię szukałem.
-Stop. To wy się znacie?-zapytałam ale nawet ślepy by zauważył, że tych dwoje się zna.
-Poznaliśmy się na korytarzu.-odparł nieznajomy.
- Aha.-odparłam, bo nie miałam pojecia co odpowiedzieć.
-Thalia, choć musisz mi pomoc.
-Nigdzie z tobą nie idę świrze.-burknęła Thalia
-Thalia.-spojrzałam na nią znaczącym wzrokiem.
-Eh No dobra juz dobra idę.
-Ej młody zaczekaj chwile.-powiedziałam, kiedy Thalia wyszła z pokoju.
-Hym.-powiedział znudzony
Wtedy ja podskoczyłam do niego i wyszeptalam do ucha.
-Thalia potrafi o siebie zadbać ale spróbuj tylko jej coś zrobic to ten sztylet znajdzie się na twojej szyi jasne.
-Yhm.-chłopak głośno przełknął ślinę.
-No to ciesze się, że się rozumiemy. Nara.-powiedziałam.
-Pa.

Harry
Jestem idiota, palantem, głupkiem, debilem i mógłbym jescze długo wymieniać. Cholera tak mi zalezy na Ginny a tu co całuje się z jakaś pierwsza lepsza dziewczyna na jej oczach. Zacząłem za nią biec, jednak stwierdziłem, że to nie ma sensu. Nie bardzo wiedziałem gdzie byłem. Nagle usłyszałem za sobą czyjeś głosy.
-Jesteś pewien, że nikt cię nie widział.
-Tak jestem.
-A masz to o co prosiłem.
-Tak udało mi się to zdobyć chociaż było ciężko.-odparł jakis męski głos.
-Dobrze się spisałeś. Nasz pan będzie zadowolony.
-Jak to ma mu pomóc.
-To już nie twój interes.
-Słuchaj kiedy tego szukałem prawie mnie nakryli. Mam juz dość.
-Przyrzekles wierność naszemu panu tak?- Zapytał drugi mężczyzna i przyłożył pierwszemu nóż do gardła.
Wtedy z przerażenia odsunąłem się do tylu i nadepnąłem przez przypadek na gałąź.
-Ktoś tu jest?
-Nie, na pewno. Ciagle patrzyłem czy nikt za mną nie idzie.
-Dobra na mnie już czas- rzekł mężczyzna i uciekł do jakiejś jaskini czy coś takiego.
Drugi też odszedł. Kiedy upewniłem się, że nikogo nie ma postanowiłem zajrzeć do jaskini. Była niewielka a na niej jakaś litera prawdopodobnie grecka, ktora przypominała trojkat. Próbowałem się temu przyjrzeć bliżej jednak całe moje ciało przeszył krzyk. Krzyk dziewczyny. Krzyk Ginny.

Tam dań dam dam. Dzisiaj krótko ale następnym razem bedzie dłużej obiecuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro