Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 2

Monolog narratora
Prawidłowa historia
Zaklęcia
Przypisy

Część 2

★★★

-Harry... Harry, gdzie ty się podziewasz???? - krzyknął mężczyna o pięknych, szarych oczach.
Mały chłopczyk zachichotał cichutko, siedząc w kącie pokoju.
Był zachwycony tym, że wujcio się z nim bawi, choć ten nawet o to nie prosił.
-Harry!!! Pokaż się! Severus mnie zabije! - jęknął zrozpaczony.
Chłopczyk jeszcze bardziej zachwycony uśmiechnął się wesoło.
Jego smutek w związku ze śmiercią złotej rybki odszedł w niepamięć.
Siedział tak jeszcze moment, gdy jego zielone oczka zaczęły się przymknąć i po prostu zasnął.
Jego opiekun nadal miotał się po domu, starając się znaleźć trzylatka.
Jego wysiłki spełzły na niczym. Dziecka jak nie było, tak nie ma.
-Syriuszu?! Gdzie jesteś? Mam dla Rogasiątka prezent! - usłyszał głos kolejnego z mężczyzn.
Szybko zbiegł po schodach wprost przed przyjaciela.
-Remusie, Harry! - zawołał zrozpaczony.
-Co się z nim stało? - wpatrywał się w niego z przerażeniem.
-Zniknął! Nie ma go!
-Jak? - szybko wyciągnął różdżkę. Rzucił jak najprędzej zaklęcie naprowadzające:
-Wskaż mi - Harry Potter.
Różdżka zakręciła ale, po czym wskazała kierunek.
Bez słowa pobiegli w tamtą stronę. Znaleźli się pod ścianą. Z pod niej dobywało ich cichutkie pochrapywanie.
Lupin ze zmarszczkami na czole rzucił kolejne zaklęcie, mające na celu zrzucenie czaru.
-Harry! - odetchnął Black, widząc jego chrześniaka całego i zdrowego. - Niech cię, James!

###

-Wujek, Sef! Wujek, Sef! - zielonooki chłopiec siedział naburmuszony na dziecięcym krzesełku.
-Ale Harry! Wiesz, że Severus nigdy cię nie karmi!
-Sef! Sef! Wujcio nie! - dziecko rozpłakało się.
Dorosły z przerażoną miną starał się je uspokoić. Robił to nieumiejętnie i chaotycznie.
Wszyscy w końcu wiedzieli, że Syriusz Black, jest nogą w pocieszeniu.
Zawsze, kiedy James rozpaczał po tym, jak Lily go odpychała, to Lupin robił za maskotkę.
Jeden, jedyny raz był to Black. Wtedy zdołował przyjaciela jeszcze bardziej.
Stwierdził, że skoro Ruda go odpycha, musi to znaczyć, że jest niezainteresowana i uważa go za strasznego bałwana, chociaż jest przystojny.
-Expecto patronum! Leć do Severusa i powiedz, żeby szybko przybył, bo jest potrzeby!  Niech cię, James!
Wyjął dziecko z krzesła i zaczął bujać w ramionach.
Nic to nie dało.
Po minucie, w czarnej szacie, z rękawicami ze smoczej skóry wpadł Snape.
Dopadł animaga.
-Co mu się stało? - zapytał swoim zimnym głosem.
-Płacze. - wyjaśnił.
-I? - nie zrozumiał.
-Płacze!
-Nie mów mi, że wezwałeś mnie tu z nad eliksiru, który ważę już miesiąc, bo Harry płacze? ! Wiesz ile pieniędzy kosztowały składniki, które już są do niczego?
-Eeeee. Nie powiem ci?
-Black!!! - wrzasnął.
Syriusz czym prędzej zwiał. Jedyny problem, to dziecko w ramionach.
Mistrz Eliksirów westchnął:
-Niech cię, Lily!

###

-Gdzie wujcio Lunio i wujaszek Syri? - zielone oczy spoczęły na Severusie.
-Wrócą za dwa dni. - burknął młody mężczyzna, myjąc zęby malca.
-Remiemu znowu bedzie się dzała kźywda? - jego usta przybrały kształt podkowy.
Snape warknął na siebie w myślach.
-Nie. Nie. - odpowiedział szybko, żeby tylko pięciolatek nie płakał.
-Wujek, kamiesz! Zły wujek! Zły! Ja ce Remiego! On mi myja zobki! Ce się bawić z Lapa!
-Nie ma ich! I nie będzie pręż kilka dni, więc opanuj się! - wrzasnął były Ślizgon.
Oczy dziecka zwiększyły się dwukrotnie. Napłynęły do nich kryształowe łzy.
Harry zerwał się na równe rogi i wybiegł z łazienki łkając.
Czarnowłosy warknął:
-Niech cię, Lily!

###

-Dziadek Abus! Dziadek Abus! - mały, czarnowłosy chłopczyk wyszedł z kominka w okrągłym, wysokim gabinecie.
Dookoła stało mnóstwo dziwnych przyrządów, ale ten nic sobie z tego nie robił.
W końcu już tyle razy tutaj był, iż zdążył się przyzwyczaić.
Jedynie na widok Fawkes'a uśmiechnął się wesoło.
Gdy nie zauważył nigdzie staruszka, skierował się do wyjścia z pomieszczenia.
Za cel swojej wędrówki obrał inny gabinet.
W nim urzędowała babcia Minny.
-Pewnie będzie miała kierki! - zaświeciły mu się oczy na sam dźwięk słowa cukierki. - Mniam. MNIAM.
Pewny siebie poszedł tam, gdzie wiodła go jego pamięć.
Nie pomylił się. Już po czterech minutach szybkiego spaceru doszedł do drzwi, które skrywały w sobie gabinet wicedyrektorki Hogwartu.
Malec zapukał.
-Chwila! - odezwał się chłodny, kobiecy głos.
Zaraz też drzwi się otworzyły i ukazały
Minerwa McGonagall- wysoką czarownicę o groźnym spojrzeniu, czarnych włosach, zawsze spięte w ciasny kok. Gdy jest zdenerwowana jej usta zwężają się w bardzo wąską linię, co Harry, mimo swojego młodego wieku widział już bardzo często. Tak naprawdę za każdym razem, gdy robił coś głupiego z Remusem i Syriuszem. Była to Minerwa McGonagall.
-Ciocia, Minny! - zawołał zachwycony, rzucając się kobiecie o szyję.
Ta złapała go szybko, po czym przycisnęła do siebie.
Kochała tego dzieciaka jak wnuka. Było to pewnie spowodowane tym, że jakby nie patrząc wychowywała Lily i James'a, a Harry był tak do nich podobny.
Dzięki temu chłopcu jej twarde serce, o którym zapomniała po śmierci męża, odżyło.
-Niech was, James i Lily! - wyszeptała.

###

Dziewięcioletni chłopak siedział na wielkim fotelu, gawędząc sobie w najlepsze z ptakiem.
Nie przejmował się tym, że jakby nie patrzeć uciekł opiekunom z ich komnat, ale to chyba nie jego wina, że wujkowie postanowili ćwiczyć jakieś dziwne figury ze sobą, prawda?
A wujka Seva nie było, bo uczęszczał w jakiejś dziwnej konf...konfere... spotkaniu z innymi warzycielami.
Nudziło mu się, więc przyszedł do dziadka, którego zresztą też wywiało.
Znowu.
Nie chcąc już wracać, postanowił porozmawiać z Fawkes'em, który już za nim tęsknił.
Przynajmniej tak mówił.
A ptakom nie do końca można ufać.
Harry spojrzał na feniksa, który chyba dzisiaj się spali, bo wyglądał okropnie.
I jakby na zawołanie zajął się ogniem.
Czarnowłosy wzruszył ramionami i wstał z tronu. Postanowił pospacerować po gabinecie.
-Może dziadek chowa gdzieś dropsy?
Jego wzrok przykuła błyszcząca ciecz.
Jak to dziecko skierował się w tamtą stronę, po czym dotknął płynnej konsystencji.
Niepostrzeżenie wciągło go.
W tym samym momencie wszedł dyrektor.
-Niech cię, gryfońska ciekawości.
Po czym rzucił się za ,,wnukiem".
###

-Albusie Dumbledore! Jak mogłeś trzymać takie wspomnienie w myślosiewni?! Przez ciebie Harry będzie miał uraz! Do końca życia! - warczała nauczycielka transmutacji.
-Ale Minerwo! To nie moja... - próbował się wytłumaczyć.
-Co? Nie twoja wina? Naprawdę? Nie trzebabyło zostawiać wspomnienia, w którym polerujecie swoje różdżki z Grindewaldem!
Dobiegł ich cichy śmieć z foteli.
Gniew kobiety przeszedł na nich.
-To też wasza wina! Nie trzebabyło pieprzyć się za dnia! - teraz już nie przebiegała w słowach. - Macie szlaban. Cała czwórka!
-A ja niby za co? - wymamrotał Snape.

★★★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro