Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1

Monolog narratora
Prawidłowa historia
Przypisy

Część 1

★★★

Kiedyś, kiedy byłem jeszcze małym, żądnym przygód dzieckiem, ktoś bardzo mądry i drogi dla mnie opowiedział mi historię.

W tamtym czasie nie była ona dla mnie specjalnie porywająca, czy ciekawa. Ot kolejna taka nudna, bezsensowna historyjka dorosłego.
Prawdę powiedziawszy, nie chciałem jej słuchać już po kilku pierwszych zdaniach.
Błagam i prosiłem OSOBĘ, żeby oszczędziła mi tego. Targowałem się, krzyczałem, prosiłem.
Nic to nie dawało.

OSOBA była niewzruszona, a JEJ jedyną odpowiedzią było zdanie, które wryło mi się w zakamarki mózgu, czekając.

,,Jest ci to potrzebne. Bez niej nie zrozumiesz życia".

Wtedy nie chciałem go rozumieć. Życie to była bajka. Na wszystkie niepowodzenia i porażki, jak i zwycięstwa reagowałem słowem ,,okey" .

Po usłyszeniu historyjki nic do mnie z niej nie dotarło. Na następny dzień też nie. I następny. Nie docierało to do mnie, jeszcze przez spory okres czasu.

Powiedziałem to OSOBIE, ale TA się tego spodziewała i usłyszałem:

,,Zrozumiesz kiedyś".

Po tym zdaniu odrzuciłem od siebie tą sytuację, opowieść i rozmowę. Było tak długo. Jednak przyszła jedna sytuacja, która sprawiła, że historia powróciła.

Dała o sobie znać tępym bólem, który odezwał się, gdy tego najmniej potrzebowałem. I zrozumiałem.

Zrozumiałem, dlaczego była ważna. I dlaczego OSOBA ją opowiedziała.

Teraz ja, siedząc przy ciepłym grzejniku, wykąpany, pod kołdrą i z kubkiem kakao w dłoni, opowiadam wam ją, byście mogli teraz, lub za jakiś czas zrozumieć jej przesłanie.

I tak jak ja, w niej znaleźć oparcie i ukojenie, potrzebne mi tak bardzo.

Myślę, że po niej każda osoba będzie inna.

###

-Proszę cię! Musisz się zgodzić! - wyszeptała błagalnie kobieta, patrząc na stojącego przed nią mężczyznę.
-Nie, Lily. Nie zrobię tego. - odwrócił od niej wzrok.
Nie mógł patrzeć, jak płaszczyła się przed nim. Ona. Zawsze dumna Lily Evans.
-Severusie, błagam, zrobię wszystko co zechcesz... Mogę... mogę nawet spełnić twoje największe marzenie... - dłońmi zaczęła rozpinać guziki swojej zielonej bluzki, która podkreślała kolor jej oczu.
Przez chwilę Snape stał jak zamurowany, po czym odwrócił się do niej plecami i powiedział:
-Lily, nie rób tego. Masz... męża. -ostatnie słowo wypluł.
-Nie mam wyboru, Sev, uratuję Harry'ego za wszelką cenę. Mojego ciała, jak i życia. Jestem w stanie błagać Voldemorta... - na to imię Ślizgon wzdrygnął się.
-Dobra. Zgadzam się! - wykrzyknął wściekły, odwracając się na pięcie.
-Obiecujesz?
-Obiecuję!
Wokół dziecka, które stało w progu, w staromodnym siedzisku rozbłysło światło.
- A teraz wyjdź. Idź do rodziny! Zejdź mi z oczu!
Opadł na kolana i zamknął oczy.
Ostatnie co poczuł, i było jawnym znakiem odejścia kobiety, to drżący dotyk ręki na policzku.

###

-Łapa, Lunatyku, proszę was.
Arystokrata rzucił mężczyźnie porażające spojrzenie.
-James, ty jeden powinieneś szczególnie rozumieć moją nienawiść do niego! Do tego...
-Zgadzam się. - mruknął drugi z nich.
Szczuplejszy, spokojniejszy i uważniejszy.
W oczach okularnika ujrzał ból i świadomość. Świadomość tego, co się wydarzy. Co się może wydarzyć.
I miłość. Miłość do syna. Żony. Przyjaciół. Życia.
Dlatego się zgodził.
Syriusz spojrzał na Remusa, a widząc jego zdecydowany wzrok westchnął przeszywająco.
-Zgoda.
James rzucił się na szyje swoich przyjaciół.
-Uroczyście przysięgam...
-...że knuję...
-...coś niedobrego.
Światło znowu otuliło śpiące dziecko.

###

-Zgodzili się. - oznajmił bez ceregieli Potter.

Bez ceregieli:
bez konwencjonalnej grzeczności, ceremonii, zbędnych działań; bezpośrednio.

-On też. - odparła kobieta, siadając obok miłości swego życia.
-Jak się ma nasze Rogasiątko? -zagruchał do malucha.
Niemowle zagulgotało w odpowiedzi wyciągając rączkę do ojca.
-Chcemy na opka? Tak? No to... hop! - poniósł chłopca, po czym wyrzucił delikatnie w powietrze.
-James, nie rób mi tak, bo...
Harry zwrócił na niego zawartość swojego obiadu.
-... zwymiotuje. - dokonczyła rudowłosa, zaczynając się śmiać.
-Tak, śmiej się, śmiej. - burknął Huncwot.
-I co teraz, młody człowieku? - spytał ,, obrażony" Rogacz.
-Kopu, cium! - wyseplał.
-Masz rację, kochanie. Tacie się przyda kąpiel.

###

Młoda pani Potter przymknęła oczy, czując swędzenie znamienia na prawej łopatce.
-Kochanie, to za chwilę! - zawołała, rozpaczliwie próbując uspokoić oddech.
Nachyliła się nad synkiem.
-Ciiii, Harry, mamusia i tatuś postarali się zapewnić ci przeżycie.
Młodzieniec wbiegł do pokoju. Usiadł na kanapie obok żony i uśmiechając się z trudem machnął różdżką, by pojawiły się wokół nich różowe, mydlane bańki, po czym odrzucił ją na bok, wiedząc, że nie będzie mu potrzebna.
-Lily, pamiętaj...
-Ja ciebie też, Jamie, zawsze i wszędzie, czy przeżyjemy, czy nie. Nawet wtedy, gdy nienawidziłam cię, kochałam cię jeszcze bardziej.
-Jesteś moim życiem, wiewióro. - wyznał, całując ją rozpaczliwie.
Chwilę później poczuli jak bariera zostaje naruszona, a drzwi wylatują w powietrze.
Do domu wchodzi on. Voldemort.
*Przekracza próg, gdy James wbiega do holu. To dla niego łatwe, zbyt łatwe, Potter nie ma nawet przy sobie różdżki...
- Lily, bierz Harry'ego i uciekaj! To on! Idź! Uciekaj! Ja go zatrzymam... - krzyczy.
Chce go zatrzymać, nie mając różdżki w ręku.
Voldemort wybucha śmiechem i rzuca zaklęcie.
- Avada Kedavra!
Zielone światło wypełnia mały przedpokój, oświetla wózek dziecięcy, popchnięty na ścianę, poręcze schodów lśnią jak pochodnie, James Potter pada jak marionetka, której sznurki ktoś poprzecinał...*
Dziewczyna zniknęła już na schodach, szłochając cicho. Starając się wykupić jak najwięcej czasu na pożegnanie zamknęła się w dziecinnym pokoju, zabarykadowała drzwi, położyła chłopca do łóżeczka i uklękła przy nim.
-Musisz być bardzo dzielny. Harry, mamusia cię kocha. I tatuś cię kocha. Musisz być silny, kochanie. Musisz być silny. Wujowie się tobą zajmą, a mamusia się upewni, że przeżyjesz.
Drzwi się otworzyły rozrzucając pył i drzazgi.
Lily spojrzała prosto w oczy Voldemorta.
Już po raz czwarty.
*-Nie Harry, błagam, tylko nie Harry!
-Odsuń się, głupia... odsuń się, i to już...
-Nie Harry, błagam, weź mnie, zabij mnie zamiast niego...
-To ostatnie ostrzeżenie...
-Nie Harry! Błagam... zlituj się... zlituj... Nie Harry! Nie Harry! Błagam... Zrobię wszystko...
-Odsuń się... odsuń się, dziewczyno...*
Ale ona nie ulega. Gdy widzi lecące w jej stronę zielone zaklęcie, zamyka oczy i szepta:
-Idę, Jamie.
Krótkie ukłucie w pierś i jej ciało opada, z równie strasznym łomotem jak jej męża.
Potwór kieruje różdżkę w chłopca. Ten się uśmiecha.
-Avada Kedavra! - kolejne zaklęcie w tym domu.
Błysk i płacz.

###

Nikt nie wie co się teraz stało. Nikt oprócz trzech mężczyzn, którzy, gdy dziecko płacze tysiące kilometrów od nich, czują przeszywający ból w sercu i wiedzą.
Nie chcą. Ale rozumieją. I przybędą. Bo obiecali to martwym.

★★★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro