No i kto tu jest pacanem?
Kazuma nie do końca wiedział jak znalazł się w domu Kofuku, ani czemu zgodził się zostać na kolację która, na marginesie mówiąc, byłą pyszna, więc niczego nie żałował. Teraz z pełnym brzuchem, już czując, że będzie musiał poluzować pasek od spodni o co najmniej dwa oczka, siedział przy stole, z pewnym rozbawieniem obserwując Yato i Hiyori.
- Oddaj mi to, Hiyori! - krzyknął z przerażeniem Yato, w stronę dziewczyny, gdy ta zabrała mu puszkę z piwem – prezentem od Daikoku.
- Ani mi się śni! Wziąłbyś się za robotę, a nie żłopiesz piwsko! - odparła i ruszyła do kuchni z zamiarem wyrzucenia puszki do kosza. Widząc to Yato, w rozpaczliwej próbie ratowania swojego napitku, uczepił się nogi dziewczyny, nie pozwalając jej dalej iść.
- Puszczaj mnie zwyrolu!
- I kto to mówi?! To ty mi zabierasz mój sens życia, a potem jeszcze się na mnie drzesz za próby go odzyskania! Ty zła kobieto!
- Jeśli twoim jedynym sensem życia jest picie alkoholu na umór, to nawet lepiej jak się tego pozbędę.- Hiyori próbowała go kopnąć, jednak bóg nieszczęścia trzymał się jej nogi naprawdę mocno i wszelkie jej starania nie przyniosły żadnego skutku.
- A kto powiedział, że jedynym?! -obruszył się Yato. - Mam ich wiele! Po prostu tym aktualnie się cieszyłem!
Hiyori parsknęła i ogromną siłą woli postawiła kolejny krok, co jednocześnie sprawiło, że dres Yato zaszurał o podłogę.
- Jasne, bo uwierzę.
- A powinnaś, ty kobieto z piekła rodem! Mam ich tyle, że nie zdążyłbym ich wymienić nawet do jutra! - Widząc, że dziewczyna przymierza się do wykonania kolejnego kroku, jeszcze bardziej kurczowo chwycił się jej nogi i desperacko zaczął z siebie wypluwać słowa. - Moja świątynia! Moja praca! Wyznawcy! Gnębienie Yukine! Talizmany! Mój kochany dresik! Rurki z kremem! Bycie mangaką! Szkolne mundurki! No i t...
Puścił nogę Hiyori tak gwałtownie, że dziewczyna się przewróciła i zaryła twarzą o ziemię. Trzymane przez nią piwo, rozlało się, a puszka potoczyła się ze szczękiem po podłodze.
Do Yato właśnie dotarło, co takiego prawie powiedział, a w efekcie jego twarz oblała się szkarłatnym rumieńcem.
'Prawie powiedziałem, że ona jest moim sensem życia'.
Twarz Hiyori również się zaczerwieniła, jednak nie z zażenowania, a ze złości.
- Doigrałeś się głupi dresie! JUNGLE SAVATE!
Daikoku tylko schował twarz w dłoniach, gdy dziewczyna rzuciła się na boga wojny. Dla odmiany Kofuku stwierdziła, że to świetna zabawa i zaczęła głośno dopingować szatynkę:
- Do boju Hiyoriś!
Yukine jedynie przewrócił oczami, przyzwyczajony do podobnych scen, a następnie zajął się swoją pracą domową.
Z kolei Kazuma patrzył na nich i nie rozumiał. No bo jak można nie zauważyć, momentu, w którym druga osoba staje się dla ciebie tą najważniejszą? Kiedy serce zaczyna ci bić szybciej? A głupi Yato nawet nie spostrzegł, jak bardzo zakochany jest w Hiyori. I znając jego możliwości intelektualne – jeszcze długo mu to zajmie.
- Ech, biedny Yato – mruknął cicho pod nosem Kazuma. Jednak okazało się, że nie wystarczająco cicho dla Yukine, który nawet nie wyściubiając nosa zza książki, odpowiedział:
- Nic mu nie będzie. Jakimś cudem zawsze udaje mu się wyjść z tego cało.
- W to akurat nie wątpię – odparł, wstając od stołu. Następne swoje słowa już kierował do Kofuku, wciąż zajętej wymyślaniem to coraz kreatywniejszych sloganów dopingujących Hiyori. - Bardzo pani dziękuję za kolację, jednak muszę wracać do domu. Veena na pewno się zastanawia, gdzie też się podziałem, a nie chciałbym trzymać jej w niepewności.
- Dokop Hiyori, temu bóstwu niedoli! Eh, co? A tak, tak – do zobaczenia Kazuś! Na co dzień dres piwo niesie, a kto teraz dresa poniesie?!
Kazuma z uśmiechem na ustach, ubrał płaszcz i kiwając głową na pożegnanie Daikoku i Yukine, wyszedł z domu pani Kofuku. Na zewnątrz powitało go zimne, jesienne powietrze, więc szczelniej owinął się płaszczem i szybkim krokiem ruszył w stronę świątyni Bishamon, skąd łatwo mu będzie się dostać do domu.
'Biedny Yato' - jeszcze raz przeszło mu przez myśl. - 'W co ty się wkopałeś.'
***
Nazajutrz, jego myśli zmierzały już zupełnie innym torem. Musiał się skupić, aby rozprawić się z górą papierkowej roboty – odciążając tym samym Veenę, która i tak miała już sporo na głowie. Właśnie zmierzał korytarzem do biblioteki, skąd miał nadzieję wziąć kilka potrzebnych mu książek, gdy zza rogu wypadli na niego Karuha i Kazuha –rodzeństwo, które na życzenie Bishamon zmieniało się w dwa bliźniacze pistolety.
- Panie Kazuma, panie Kazuma! - krzyknęła dziewczynka. - Mamy do pana ważne pytanie!
Na te słowa Kazuma zatrzymał się i przyklęknął, aby jego twarz znalazła się na wysokości twarzy bliźniąt. Oczywiście, śpieszyło mu się, ale nie aż tak, aby nie mógł poświęcić im chwilki.
- Nie wątpię – odpowiedział, poprawiając przy tym okulary. - W czym mogę służyć?
- Właśnie usłyszeliśmy jak Aiha spytała się Mitsuhy, czy 'ona go kocha?', a Mitsuha bardzo szybko się zmieszała i uciekła - zaczął Karuha
- No i my się zastanawiamy, czemu słowo 'kocha', aż tak ją zmieszało – kontynuowała Kazuha.
- No i ogólnie co znaczy 'kochać' – dokończył chłopak i oboje bliźniąt utkwiło swoje czerwone oczy w Kazumie z wyraźnym oczekiwaniem, wymalowanym na twarzy.
- Hmmm, ogólnie proces zakochania się jest raczej skomplikowany, ale można go opisać w kilku punktach. Najpierw bodźce docierają do układu limbicznego, który nadaje im tak zwane 'zabarwienie emocjonalne', potem dochodzi do silnego pobudzenia zakrętu obręczy...
- Panie Kazuma! Nie tak! - zaczęła się śmiać dziewczynka. - To brzmi jak jakiś wykład, a my nic z niego nie rozumiemy! Niech pan spróbuje prościej, dobrze?
Mężczyzna jeszcze raz poprawił okulary, wyraźnie zmieszany.
- Prościej, mówicie. Dajcie mi się chwilkę zastanowić, dobrze?
Pomyślał o Yato i o Hiyori i o tym jak jedno nie może funkcjonować bez drugiego. Pomyślał o Daikoku i Kofuku, którzy pomagali i opiekowali się sobą nawzajem.
- Wydaje mi się, że kochać to znaczy troszczyć się o siebie nawzajem. Człowiek jest w stanie naprawdę dużo zrobić i wiele znieść dla osoby, którą kocha. Jeśli jest się zakochanym stara się być zawsze blisko tej specjalnej dla nas osoby, ponieważ sama jej obecność sprawia przyjemność. To takie szczęście jakby naraz jeść lody czekoladowe i watę cukrową, rozumiecie?
W odpowiedzi rodzeństwo głośno się zaśmiało.
- Jeśli jednak ta osoba jest naprawdę daleko, albo nie czuje tego samego co my, jest to bardzo przykre i sprawia niemal ból. Dlatego ludzie boją się przyznawać, że kogoś kochają – ze strachu przed tym, że ta ich specjalna osoba, nie czuje tego samego i ich odrzuci. Dlatego nigdy nie powinno się z tego śmiać i zawsze obchodzić się z miłością niezwykle uważnie. Zarówno z czyjąś jak i z własną
Rodzeństwo zmarszczyło brwi w zmyśleniu, a Kazuma uznając, że muszą to przemyśleć, powoli podniósł się do pozycji stojącej. Już miał ruszyć dalej, gdy zatrzymał go głos Kazuhy.
- To tak jak z panem i panią Bishamon.
Kazuma obrócił się gwałtownie.
- Ale w jakim... w jakim sensie? - spytał nie rozumiejąc.
- No... Zawsze się pan troszczy o panią Bishamon. - zaczęła wyliczać Kazuha.
- Zawsze jest pan blisko niej – podłapał Karuha
- Jak pana czasowo wygnała, to był pan bardzo smutny...
- Ale zniósł pan to.
- No i naprawdę wiele pan robi dla naszej pani.
- Więc... czy to nie oznacza, że jest pan zakochany?
Kazuma już miał zacząć gorączkowo zaprzeczać, gdy po korytarzu rozniósł się donośny głos Kurahy:
- Hey, wy małe łobuzy! - krzyknął w stronę bliźniąt z rozbawieniem. - Zostawcie pana Kazumę w spokoju i chodźcie mi pomóc!
- Już idziemy! - odkrzyknął Karuha i razem z siostrą pobiegli na pomoc, zostawiając Kazumę samego ze swoimi myślami.
Czy to, czy to możliwe, aby kochał Veenę? Ale przecież, przecież na pewno by się zorientował gdyby tak było, prawda? Przecież nie jest takim pacanem jak Yato.
Jednak już po chwili z rezygnacją pomyślał:
'A niech to. Chyba jestem pacanem nawet większym niż Yato'
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro