Nieznani znajomi
Spotkanie ciebie było przypadkiem
Gdy cię ujrzałem, byłem przekonany, że na zawsze pozostaniesz jednym z tych szarych, nic nieznaczących przechodniów, których codziennie mija się setki. Ot zwykła uczennica gimnazjum, której fiołkowe oczy na sekundę spotkały się z moimi. Ot kolejny człowiek. Ot kolejny żenujący kontakt wzrokowy.
Ale potem ujrzałem tego przeklętego kota.
Świst, pisk hamulców, twardy asfalt.
I ty obok mnie, która wypchnęła mnie spod kół rozpędzonego autobusu.
Ot – pierwszy człowiek, który mnie uratował.
A potem okazało się, że twoja dusza zaczęła sobie wychodzić na okazyjne spacery. Że widzisz mieszkańców Dalekiego Brzegu. No i że ten fenomen ci się zbytnio nie podoba.
Przyznaję, czułem się nieco winien zaistniałej sytuacji – dlatego też odwiedziłem cię w szpitalu, chcąc upewnić się, że wyszłaś z tego wypadku bez szwanku. I owszem, może i zabrakło mi taktu, jednak pamiętaj, że był to mój pierwszy raz. Jak wspomniałem – nigdy żaden człowiek mnie nie uratował. Uznałem, że moja rola w tym wszystkim jest skończona.
Bogowie jak ja się pomyliłem.
Bo nagle okazało się, że ty masz do mnie jakieś pretensje – że twoja półduchowość, jest moją winą. Gdybym to ja cię wepchnął pod ten cholerny autobus – pół biedy. Ale ty sama pod niego wskoczyłaś, durna babo! Przez dobrą chwilę zacząłem się zastanawiać czy morderstwo w obecnej sytuacji uszłoby mi płazem. Jednak na nasze szczęście, lub też nie – szczerze mówiąc jeszcze nie zdecydowałem – jak znikąd pojawił się Ayakashi.
Akurat wtedy gdy nie miałem przy sobie boskiego oręża.
Akurat gdy tam byłaś.
Akurat ty mnie musiałaś uratować.
Ponownie.
I to właśnie wtedy sytuacja zaczęła się robić niezręczna – tak jakby miałem u ciebie dług. Postanowiłem więc wysłuchać twojego życzenia i spróbować ci pomóc rozwiązać problem twojej krnąbrnej duszy.
Tak się poznaliśmy, pamiętasz?
Nie?
To nic.
Zostanie twoim przyjacielem było wyborem.
Tak oto splotły się nasze losy. Od tego momentu ty nieustannie trułaś mi dupę w kwestii twojego zlecenia, a ja nieustannie cię zbywałem. Z perspektywy czasu uznaję, że nie było to za miłe. Wybacz.
Po drodze spotkaliśmy Yukine. Ten pożal się boże boski oręż narobił nam niezłego kłopotu, co? Początkowo nie był zadowolony, że to ja zostałem jego panem. Ja – bóg bez świątyni, bez wyznawców, bez pieniędzy, bez większych perspektyw. Za to z zagmatwaną przeszłością w pakiecie.
Nic dziwnego, że zaczął grzeszyć. To normalne w jego wieku. Nie żywię do niego urazy. Za jego słowa. Za jego czyny. Za jego ból, który stał się moim. Jest mi jedynie przykro, że pozwoliłem mu doprowadzić nas oboje do takiego stanu. I ja śmiem nazywać się bogiem?
A potem znowu – ty weszłaś na scenę i jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki – znowu nas uratowałaś. Gdyby nie ty... No wiesz...
Byłbym martwy.
Więc ten, no...
Dzięki.
Dzięki wielkie. Za wszystko. Za ciepłe bułeczki, które zwykłaś przynosić. Za twój uśmiech. Za słowa, zarówno otuchy jak i pogardy. Za to że stałaś się naszym aniołem stróżem. Za to że stałaś się moją przyjaciółką.
I jak? Przypominasz sobie?
Proszę przypomnij sobie.
Nie, nie nic nie mówiłem. Nic ważnego. Lecimy dalej.
Ale zakochanie się w tobie było poza moją kontrolą.
Nie wiem kiedy.
Może gdy Nora zabrała twoje wspomnienia, a ja uświadomiłem sobie jak ważna dla mnie jesteś. Może podczas jednej z naszych rozmów. Może gdy nasze spojrzenia spotkały się na trochę dłużej niż powinny.
Może to właśnie wtedy moje serce zaczęło bić szybciej.
Nie rozumiałem tego fenomenu. Wciąż nie rozumiem. Jest taki nie logiczny. Bo gdy ciebie nie ma w pobliżu – cierpię. Gdy jesteś – cierpię. Za każdym razem z tęsknoty. Bo nie ważne ile metrów nas dzieli, ty wciąż znajdujesz się tak daleko. Poza moim zasięgiem. Nie mogę cię przytulić. Nie mogę dotknąć twojej dłoni, twoich ust, twojego serca.
Nie mogłem sprawić byś się we mnie zakochała.
A teraz – nawet mnie nie pamiętasz.
- Hiyori, pamiętasz ten dzień, gdy wśród śniegu odnalezliśmy zagubionego chłopca?
- Hiyori, pamiętasz ten dzień gdy padało, a ty obiecałaś, że nigdy nie zapomnisz?
- Hiyori, pamiętasz ten dzień, gdy nagle zakwitły kwiaty wiśni, a ty powiedziałaś że są piękne, mimo wszystkie przy tobie bledły?
- Hiyori, pamiętasz...?
No tak. Głupiec ze mnie. Oczywiście, że nie pamiętasz.
Nie przepraszaj, to nie twoja wina.
Nic się nie stało.
Naprawdę.
Po prostu moje serce pęka i rozpada się na małe kawałki. Jakby było z porcelany, a nie z tkanki.
Jak powiedziałem – nic ważnego.
A teraz wybacz – idę odzyskać twoje wspomnienia.
Aha i jeszcze jedno.
Kocham cię, Hiyori.
No to tyle.
Trzymaj się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro