Cały Mój Świat
Podobno świat jest bardzo duży. Średnica Ziemi ma dwanaście tysięcy siedemset pięćdziesiąt kilometrów. Jej powierzchnia jest zaludniona przez siedem miliardów ludzi na siedmiu różnych kontynentach. Odnalezienie Ameryki zajęło Europejczykom tysiąc czterysta lat. Antarktydy – czterysta lat więcej. I mimo że to już dwudziesty pierwszy wiek – ludzkości wciąż nie udało się dotrzeć do wszystkich zakamarków tej planety. Co kryje się w jądrze ziemi? Co skrywają pod sobą oceany? O tak. Ten świat jest wielki.
Przynajmniej tak mi się do niedawna zdawało.
Wiesz, kiedy twój wiek pisze się używając czterech cyfr, można czasami odnieść wrażenie, że już nic cię nie zdziwi.
A tu proszę.
Ty chyba po prostu masz talent do odwracania rzeczywistości do góry nogami.
Czasami mnie zastanawia, czy robisz to wszystko z premedytacją. Czy próbujesz się na mnie w jakiś sposób odegrać, wprowadzając mnie w ten dziwny stan. Może za ten dzień, gdy przejąłem na chwilkę twoje ciało? A może gdy naciągnąłem cię na o jedną słodką bułeczkę za dużo? Bo jeżeli tak to gratulację – cel osiągnięty. Jeszcze nigdy nie czułem się tak upokorzony.
No bo co to za dziwne uczucie.
Twarz kolorem przypomina dojrzałego pomidora, ręce ci się pocą niemiłosiernie, nogi – jak z waty. Chcesz uciekać, ale jednocześnie nie możesz. Język ci się plącze i tańczy makarenę w twojej jamie ustnej, a synapsy dostają zwarcia. To taki jakby mentalny: Error 303, System not found, Please try later.
No i pozostaje ci jedynie stać jak kołek. Jak jakieś upośledzone coś – niezdolne do ruchu, czy mowy.
Ale wiesz co? Nawet jeśli to zemsta – to mścij się dalej.
Strasznie to masochistyczne, ale mimo tego wszystkiego co wcześniej powiedziałem – to jednak piękna zemsta.
Bolesna i przyjemna zarazem. Taki uczuciowy oksymoron.
Bo co z tego, że pomidor – jak uśmiech nie chce mi zejść z twarzy?
Co z tego że ręce się pocą, jeżeli mogę w nich choć na chwilę trzymać twoją dłoń?
Co z tego, że nie mogę uciec, skoro chcę trwać tak jak najdłużej.
Co z tego, że język tańczy makarenę, jak serce w międzyczasie wykonuje kankana?
I na miłość boską – czasem przydaje się restart systemu!
Więc proszę – nie przestawaj. Bo nic takiego nie miało miejsca przez milenium mojego życia.
I boję się, że jak przestaniesz, to już nigdy nie wróci. A ja chcę je przeżywać na nowo, i jeszcze raz i jeszcze. Trwać w nim, zatracać się. Płakać przez nie, krzyczeć ze złości, śmiać się i popadać w zamyślenie. Nie spać, nie jeść, a jednocześnie zasypiać i spożywać posiłki myśląc o nim.
Hiyorii – powiedz mi proszę, co to za cholerstwo, które we mnie zaszczepiłaś?
Bo ja nie wiem. Im dłużej o tym myślę – tym mniej ma to sensu, tym mniej się kupy trzyma.
Przerasta mnie to.
Tak samo jak ten ogromny świat.
Który okazuje się – nie jest znowu taki wielki,
skoro mieści się w mojej dłoni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro