Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXX - Lissa


Ten, w którym Lissa umiera.

Dobra. Przepraszam, trochę jednak przesadziłam. Za dużo "Przyjaciół" ostatnio. Ale co mogę poradzić na to, że komediowe seriale sprzed paru lat działają kojąco na mój nastrój snucia rozważań i domysłów na temat własnej śmierci? Poza tym Joey jest taki przystojny!

Zresztą wiecie co? To moja śmierć, i działa to chyba tak jak z urodzinami (choć szczerze mowiąc nie mam zielonego pojęcia – stosunek tego ile razy zdmuchiwałam świeczki do tego ile razy umierałam, wynosi 17:0), więc mogę sobie zażyczyć "I'll be there for you" zamiast marszu pogrzebowego i nic z tym nie zrobicie.

Choć właściwie nie mogę znaleźć przyczyny, dla której mielibyście w ogóle chcieć coś z tym zrobić.

Każdy uwielbia "Przyjaciół". I nikt nie wie, kim jest Lissa Hariri. Możliwe też, że nie pozostanie po mnie nic, co można by pogrzebać.

Taka krótka dygresja. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego użalania się nad sobą, choć to przyznaję, że to musi być wkurzające. Wiecie, co jest jeszcze bardziej irytujące? Spłoniencie żywcem. Tak tylko zgaduję. Obstawiam również, że dzisiaj moja ciekawość zostanie zaspokojona.

Wracam do tego, co nurtuje was zapewne o wiele bardziej niż moje godzenie się z faktem własnej zniszczalności. Annabeth i jej romantyczny heroizm. Chcecie usłyszeć o tym jak skoczyła i zasłoniła Percy'ego własnym ciałem przed atakiem Chaosu?

A więc to było tak...skoczyła i zasłoniła Percy'ego własnym ciałem przed atakiem Chaosu. Dobrze słyszeliście?

Potem niczym szmacianą lalkę odrzuciło ją dobrych kilka metrów dalej. Percy wrzasnął naprawdę niecenzuralne słowo, zaprezentował wszechmocnej i odwiecznej mocy ciemności równie niecenzuralny gest i podbiegł do nieruchomej sylwetki swojej żony. Serce zabiło mi szybciej, kiedy mężczyzna pochylił się i przyłożył ucho do piersi córki Ateny. Uspokoiło się i powróciło do swojego normalnego rytmu, dopiero gdy Percy odsunął się od dziewczyny z wyraźną ulgą na twarzy. Musiał wyczuwać oddech, bo raz, że nie przystąpił do RKO, a dwa – nie skierował ponownie do Chaosu obraźliwego gestu. W jedną dłoń ujął rękę swojej ukochanej, składając wcześniej szybki pocałunek na jej zewnętrznej stronie (podejrzewam, że dlatego przyłożył tam usta, ale kto wie. Mógł równie dobrze dmuchać, żeby "ziazia" się zagoiło), w drugą chwycił długopis bez zatyczki. A długopis Percy'ego, pozbawiony zatyczki, jest znacznie bardziej niebezpieczny niż przeciętny długopis, z którym "nie można biegać, bo potkniesz się i wydłubiesz sobie lub koleżance oko i co wtedy będzie?".

Wiedziałam, że Percy będzie bronić Annabeth do ostatniej kropli krwi, ostatniego dechu i ostatniego wkładu do Orkana (swoją drogą naprawdę mnie nurtuje czy można nim pisać. Szkoda, że nie wpadłam, zeby zapytać sie o to przed śmiercią). Tak jak ona chroniła jego.

Popatrzyłyśmy na siebie z Sadie.

- Przynajmniej ominie nas szkoła letnia – zauważyła optymistycznym tonem.

- Ciebie ominie – sprostowałam.

- Ah. Racja – potarła podbródek – Czyli tylko ja mogę znaleźć pozytywy w perspektywie bliskiej śmierci?

- Nie pochlebiaj sobie, Sadie Kane – powiedziałam poważnym tonem – Myślę, że świat odetchnie z ulgą, gdy będzie jedną Sadie Kane mniej.

- Jedna Sadie Kane mniej to o jedną Sadie Kane za mało – stwierdziła filozoficznie Sadie Kane. A potem jej twarz rozjaśnił nagle uśmiech pełen satysfakcji:

- Przegrałaś – oznajmiła tak radośnie, że widziałam już oczami wyobraźni, jak zaczyna wesoło klaskać. Z tymi słowami transformowała się w wersję Izyda-Edition. Z jej pleców wysunęły się potężne tęczowe skrzydła, a ona sama natarła na Chaos z okrzykiem "Jako wąż byłeś ładniejszy!". Pomyślałam, że w przyszłości nie będzie może mogła pochwalić się w swoim CV idealnymi ocenami (i zaliczaniem semestru bez powtórek), ale za to do rubryki "doświadczenie" zawsze może wpisać dwukrotną walkę z Chaosem.

Jeszcze wracając do tego, dlaczego przegrałam z Sadie...Po raz pierwszy od dwóch lat zwróciłam się do niej "Sadie", nie "Diesa". Zgodnie z umową wisiałam jej teraz pięć dolców. I tak, gdy to się skończy, może sobie wziać wszystkie moje rzeczy. I pewnie tak zrobi.

"Ok. Nie ma na co czekać" – powiedziałam sobie, choć całe moje jestestwo uważało inaczej. Teraz musiałam już tylko odnaleźć Toma. Nie było to aż tak trudne – on też zmierzał w moim kierunku. Co więcej, podejrzewałam, że przez cały ten czas nie spuszczał ze mnie wzroku.

Rzuciłam kilka przypadkowych hieroglifów w stronę Chaosu (może nie aż tak przypadkowych, jestem pewna, że nie znalazł się tam hieroglif na zaparcia albo pomyślności dla rosnącej cebuly. Chyba) i szybko pobiegłam w stronę mojego chłopaka. Spotkaliśmy się gdzieś pomiędzy Leną, która utworzyła wokół siebie miniaturową burzę śnieżną, a Nico, usiłującym nasyłać na Chaos nowe hordy szkieletów i jednocześnie nie stracić przytomności. Chwycił mnie za rękę i na chwilę, która wydawała się trwać bardzo długo, choć były to najwyżej ułamki sekundy, nasze oczy spotkały się. Troska i szczęście w tych szarych oczach, szczęście, bo nic mi nie było, troska, bo w samym środku bitwy mogło się to w każdej chwili zmienić, sprawiły, że zaczęłam wątpić w cały mój plan. Nie chciałam umierać. Nie chciałam odchodzić ze świata, gdzie jest Tom Morel. Nie w wieku siedemnastu lat, gdy jeszcze tak wiele było przed nami. Nie chciałam tego.

Chciałam za to, żeby pewnego dnia znów oczyścił dla mnie niebo z gęstego, brooklińskiego dymu, odsłaniając gwiazdy, żeby zabrał mnie na dach i może żeby tym razem nie zapomniał zamówić pizzy i aby właśnie w takiej sceneri poprosił, abym została jego żoną. Chciałam pewnego dnia spełnić przypieczętowaną pierścionkiem obietnicę, wbić się w białą kieckę i pomyśleć jak fantastycznie wygląda w smokingu (oczywiście zakładając, że Sadie, udając zatroskaną o pana młodego druchnę, nie upierze mu go w różowym barwniku dzień wcześniej – wtedy z kolei cała ceremonię musiałabym się powstrzymywać od śmiechu). Chciałam, aby za dziesięć, może piętnaście lat do naszego łóżka wskakiwała gromadka ciemnowłosych dzieci. I byłoby zupełnie jak w reklamie proszku do prania.

Poczułam ucisk żalu, że nie zobaczę, go nigdy w brodzie i ulgę, że nigdy nie zobaczę swojego czterdziestoletniego oblicza w lustrze (skoro dzieci Ateny boją się pająków, to czy dzieci Afrodyty nie mogą dostawać ataku paniki na widok zmarszczek na swojej twarzy? Dzieci Ateny teżby zaczęły wrzeszczeć, gdyby mały pajączek wlazł im na twarz. A co dopiero, gdyby takich małych pajączków były dziesiątki).

Ta chwila wpatrywania się w siebie minęła i znowu Tom, kompletnie nieświadomie, obrócił moją decyzję o sto osiemdziesiąt stopni. Potrzebował do tego kolejnego ułamka sekundy (poprzednie wykorzystaliśmy już na romantyczne wlepianie w siebie wzroku), jednego gestu i jednego okręcenia nadgarstka. Obrócił mnie tak, że wykonałam piruet i znalazłam za jego plecami. Był gotów osłaniać mnie własnym ciałem. Ba, zrobił to bez dłuższego namysłu, jakby to było zupełnie naturlane. Jak mogłam się choćby wahać, żeby nie oddać za niego życia?

"Za nich" – poprawiłam się, rozglądając dookoła. Lena i Nico nadal dzielnie odpierali uderzenia Chaosu, choć po całej gamie bladości jaką reprezentowała sobą jego twarz, podejrzewałam, że chłopak będzie odsypiał to wszystko dobry tydzień. Jego dziewczyna zdawała się wydzielać własne srebrzysto-złote światło. Przez myśl przemknęło mi, czy przypadkiem ona i jej brat nie wylądowali po drodze na szczyt w radioaktywnych śmieciach.

Percy nie ruszył się nawet o krok od nieprzytomnej (bogowie, błagam, żeby tylko to) Annabeth. Z tego miejsca posyłał w stronę Chaosu mini-tsunami (najwyraźniej rodzeństwo Jackson stawiało dzisiaj na minimalizm).

Sadie wyczerpała na razie swoje pokłady mocy. Czy łączy nas jakieś pradawne, magiczne połączenie przyjaźni? Niezupełnie. Po prostu nikt, nawet Sadie, nie zacząłby ciskać w Chaos zawartością swojego Duat, gdyby nie był w kropce. W ciemności kolejno znikały ser, kostka wysokotłuszczowego masła, chleb tostowy...miałam ochotę się rozpłakać, kiedy na końcu dołączył do nich też toster. Co jak co, ale miałam do niego sentyment. Tyle razy ratował nas od burczenia w brzuchu.

Choć zawsze zastanawiało mnie jakim cudem nikt nigdy nie wpadła na to, pomimo że na każdej matmie miałyśmy świeżą dostawę tostów, a toster zawsze znikał, kiedy pani Cromwell chciała nam go skonfiskować, że jesteśmy potomkiniami faraonów, ktore potrafią przyzwać staroegipską moc i potęgę, kiedy mają ochotę na grzanki z tosterta, trzymanego w zaświatach.

Udało nam się utrzymać Chaos w ryzach prawie kwadrans. Ale teraz zaczynaliśmy przegrywać – nie mogłam dłużej zwlekać.

- Lissa? Co ty wyprawiasz? - dopiero, gdy Tom przytrzymał mnie za rękę, zdałam sobie sprawę, że idąc powoli, jak w transie, wyminęłam go i zmierzałam teraz prosto na Chaos.

- Wszystko mam pod kontrolą – zapewniłam go, powtarzając moje stare powiedzonko, teraz już nasz prywatny żart. Nawrzeszczałam na niego, twierdząc, że wszystko miałam pod kontrolą, kiedy uratował mnie przed Argusem, który chciał poderżnąć mi gardło (był wtedy pod wpływem dziwnej klątwy, która ogarnęla bogów i wszystkie mityczne stworzenia, przypominając im o dawno doznanych krzywdach i budując w nich chęć odwetu). Ofuknęłam go, że poradziłabym sobie bez niego, bo w końcu "wszystko miałam pod kontrolą", kiedy pochwycił mnie, zanim roztrzaskałam się u podnóża skandynawskiej twierdzy. Potem nastąpił nasz pierwszy pocałunek. Po raz pierwszy wypowiadając te słowa mówiłam prawdę. Wszystko mam pod kontrolą.

Tylko tym razem nie może mnie ocalić.

"Gotowa, Neftydo?". W odpowiedzi bogini złączyła się ze mną. Teraz miałam jej moc, ale moje serce i umysł. Zaczęłam śpiewać – proste zaklęcie, jedno z tych określanych jako "mało skomplikowane" i całkowicie zapomniane. Zaklęcie zamiany.

Musiałam tylko użyć słów o tak wielkiej mocy, że nie było szans, żebym przeżyła.

- Nienawiść w miłość – zaintonowałam i wiedziałam, że nie ma już odwrotu.

Ciemność w światło

Złość w spokój

Zemstę w przebaczenie

Moje ziemskie ciało płonęło żywym ogniem (swoją drogą nie wiem jak mogłoby płonąć martwym).

Krzywdę w odkupienie

Brzydotę w piękno

Niesprawiedliwość w prawo

Ostatki myśli, uczuć i tego, co kiedyś stanowiło Lissę Hariri zaszczepiło się w świadomości bogini.

Chaos w Maat


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro