Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX - Carter


- Pan Magnus wita i życzy przyjemnej śmierci – ryknął z głośników głęboki i męski głos speakera. Bo grunt to miła obsługa.

- A. Czyli to jest ta sławna wikińska gościnność – zauważył ponuro Nico.

- Naturalnie – syn Hadesa nie spodziewał się, że ktoś mu odpowie, więc wzdrygnął się lekko ponownie słysząc baryton – Już pierwsi z naszych przodków...znaczy pana Magnusa przodków, ja nie mam przodków. Pierwsi wikingowie zapoczątkowali tradycję tej otwartości i witali turystów na wiele sposobów. Wprost tracili głowy z podziwu dla otwartości wikingów!

- Czy można było odzyskać je potem w formie, czy ja wiem...breloczka? - czarny humor może pomaga dzieciom Hadesa, ale mi zdecydowanie nie. Zwłaszcza, kiedy wesoły, nie mający żadnego ustalonego źródła głos informuje mnie o rychłej śmierci.

- Tsosom... - Percy najwyraźniej znajdował się we własnym świecie między piciem a Kacem, w obrębie „weeeeźciemie na izbee wytrzetweń." Moim oficjalnym postanowieniem noworocznym stało się „Zero misji z herosami uzależnionymi od alkoholu. I cukierków."

- Hmmm...to bardzo ciekawe pytanie. Nie wiem czy preferowano akurat tą formę zwracania kończyn...

- Wikkkiii!!! - wrzasnął syn Posejdona potrząsając moim ramieniem.

- ...ngowie, tak, Percy, tak się nazywali. Gratulacje. A teraz się przymknij – sekundę po wypowiedzeniu tych słów zdałem sobie sprawę, że zaczynam brzmieć jak moja siostra. Nie dobrze.

- Tekie PSSSYYY! - mała poprawka do mojego postanowienia: „Zero misji z herosami uzależnionymi od alkoholu. I cukierków. W dziwnych momentach mających ochotę na Gangam Style!"

- Lupppa – poparł go niemniej uwalony Jason. Nie jestem pewien czy to słowo czy też ciche warknięcie, regularnie zagłuszane przez głos speakera, naprowadziło mnie na właściwy trop. Obróciłem się w stronę, w którą kierowały się głowy całej trójki herosów. W odpowiednim momencie, żeby stanąć oko w oko z ogromnym wilkiem. Dobra wiadomość jest taka – odsunąłem się. Zła, (pomijając oczywiście fakt, że zostałem uwięziony z bandą nietrzeźwych herosów i polujących na nas wilków)? Niedostatecznie szybko.

Ból w ramieniu był tak silny, że pozazdrościłem krówkom i świnkom. One są przynajmniej martwe, kiedy je konsumujemy. Wilk najwyraźniej nie miał problemu z tym, że jego jedzenie się rusza (ledwo, ale jednak) – dowodem tego był śnieżnobiały kieł wbity w moją skórę aż do kości.

Wilk przeleciawszy obok mnie, wyhamował zaczepiając pazurami o podłogę. Zawył gniewnie (zęby nie odrastają podobnie jak kończyny – skomentował speaker) i wybił się z tylnych łap. Tym razem byłem przygotowany. Moje Duat otworzyło się idealnie nad łbem zwierzęcia. Chepesz walnął go ostrzem w kark i...zachował się zupełnie jak bumerang. Gdyby nie refleks i siła Horusa pewnie nie miałbym ręki, ale od czego jest się okiem(Sadie mówi, że to rzeczywiście bardzo sexy, zamknij się Sadie)? Chwyciłem w powietrzu uchwyt chepesza. Wilk otrząsnął się z szoku i teraz ponownie obnażył kły, a moje ramię zapulsowało bólem Odrzuciłem moją broń na dywan...Bogowie co ja robię!

Zaatakował w chwili, w której chwyciłem sterczący ząb i mocno szarpnąłem. Dziki wrzask, który z siebie wydałem przebijając błękitne oko kłem mógłby być uznany za upiększenie heroicznego czynu. Tak naprawdę miałem wrażenie, że przy okazji wyrwałem sobie ramię – okrzyk bólu w takim momencie jest dość na miejscu.

Stworzenie zaskowytało i padło na ziemię.

Dopiero teraz zastanowiło mnie czemu żaden z półbogów mi nie pomógł. Jednak wystarczył jeden rzut oka, żeby zrozumieć – czemu. Nie tylko ja miałem kumpli. Reksio nie był sam.

Z tym, że wataha miała błyskawiczne, drapieżne ruchy. Czego nie mogłem powiedzieć o moich wyraźnie otumanionych towarzyszach.

Fakt: Nie poradzimy sobie

Rozwiązanie:brak

Przewidywany koniec walki: nieprzyjemny

Co zrobić...co zrobić? Może ja tym razem nie mogę nic zrobić? A może...

Percy stał tyłem do wilka wymachując krzywo mieczem, wrzeszcząc pijackie i nieprzychylne uwagi o Ma...yyy,nie każcie mi powtarzać tego bełkotu. Chyba chodziło mu o pana Magnusa.

Jason kiwał się w prawo i w lewo z wyraźną trudnością próbując nie upaść.

Nie, zdecydowanie nie mogłem na nich liczyć. Może musimy poprosić o pomoc z zewnątrz...

- Nico!

- Co jest? - kopnął wilka w pysk.

- Wezwij Cerbera!

- Że co?!

- Nico, to nasza jedyna szansa – syn Hadesa spojrzał na mnie. Nie wyglądał na przekonanego, a jego twarz po raz pierwszy wydała mi się ...ludzka. Zmarszczone brwi, wytrzeszczone oczy. Widziałem często ten wyraz w lustrze. Strach. Bał się. Mimo to, skinął głową. Zrobił unik i zamachnął się mieczem na wilka. Ten odskoczył w bok, a syn Hadesa krzyknął w moją stronę:

- Zajmij się nim!

Rzuciłem się na zwierzę...z gołymi rękami. Nie próbujcie tego w domu, jeśli nie macie w sobie egipskiego boga wojny. Naprawdę.

Oplotłem mu kark zapaśniczym chwytem, aby następnie przydusić do ziemi.

- Pospiesz się!

Ale Nico nie słuchał mnie albo nie słyszał. Klęczał na jednym kolanie z pochyloną głowę. Uniósł ją delikatnie – wtedy zobaczyłem jego oczy – i gwałtownie wciągnąłem powietrze. Już nigdy nie będę go traktować jak nieco dziwnego, przerażającego dzieciaka – metalowca. Nie po tym co widziałem, nie po tym gładkim, czarnym pozbawionym tęczówek spojrzeniu.

Usłyszałem jeszcze trzask i wycie. Chwilę potem poczułem na karku coś ciepłego i wilgotnego. Nie zdążyłem się obrócić, już unosiłem się nad ziemią. Chwilę potem wylądowałem na szorstkim, czarnym dywanie. Nie, nie dywanie. Sierści...

- Trzymaj się – Nico nie musiał mi dwa razy powtarzać. Przylgnąłem całym ciałem i mocno złapałem pęk włosów. Usłyszałem odgłos jakby tłuczonego szkła i głos speakera"

- Miłego lotu...w nicość!

...

Dziewczyna przekręciła głowę w stronę przeciwną do swojego rozmówcy.

- Nie podoba mi się to.

Jeszcze mocniej naciągnęła chustę, w której kryła twarz. Jedynie wąski pasek skóry z oczami pozostawał niezasłonięty. Chłopak parsknął śmiechem.

- Mi za to coraz bardziej.

Spiorunowała go spojrzeniem.

- Czyli...?

Szczupłe blade palce zaprezentowały niewielką fiolkę.

Dziewczyna wydała z siebie zduszony odgłos – coś pomiędzy jękiem, a stęknięciem.

- Krople Heartha? Nie zrobiłeś tego...

- Żałuję, że mnie tam nie ma! - skinął głową dusząc się od cichego śmiechu – chciałbym zobaczyć jak walczą z tymi mechanizmami, swoją drogą Blitz wykonał świetną robotę. Pojedynek na haju! A niby...

- To chore – warknęła dziewczyna.

- Nie bardziej niż to co zrobiłabyś ty i twoje przyjaciółki...

- Och, zamknij się – burknęła – Gdzie teraz chcesz się udać?

Chłopak nagle spoważniał.

- Gdzie... - powtórzył i zamilkł. Po chwili wyjął z kieszeni dżinsów postrzępione i do granic możliwości pogięte zdjęcie. Patrzyła z niego bardzo ładna jasnowłosa dziewczyna.

Ze słabym uśmiechem przejechał palcem po jej opalonym policzku, zgarniając przy okazji grubą warstwę kurzu.

- Tam gdzie trzeba.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro