Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog - Thalia

Patrzyłam w lustro - na moją twarz. Która wreszcie była moją twarzą. Po raz pierwszy od wielu lat odbicie pokazywało mi Thalię Grace, nie córkę Zeusa zatrzymaną w czasie.

„Rozumiem twoją decyzję, Thalio. Nie potępiam jej."

Podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki wdech.

„ Pani ja naprawdę to kochałam...kochałam łowy, kochałam moje siostry i ciebie również pani, ale..."

Lubię swoje nowe oblicze.

„Wiem, Thalio. Ale go kochałaś bardziej."

Ciekawe tylko czy inni je zrozumieją...

„Paaapani? Skąd?"

I zaakceptują.

„Skąd wiem? Każdy, kiedyś kochał, Thalio. Nawet bogowie."

Wyszłam na zewnątrz.

Chłodne, wieczorne powietrze mierzwiło mi włosy. Patrzyłam na przyjeziorną plażę. Zazwyczaj pusta, teraz zapełniona obozowiczami, którzy specjalnie odkładali swój wyjazd do domów, żeby zostać na „wyjątkowo" (zdaniem Leo i innych dzieci od Hefajstosa) spóźniony w tym roku pokaz sztucznych ogni. Właśnie zmierzałam w tamtą stronę. W stronę mojego przeznaczenia.

„Byłaś dobrą poruczniczką i przyjaciółką. Chciałabym ci coś ofiarować w podzięce za twą wierną służbę."

Wiek. Podarowała mi mój wiek. Cząstkę mnie. Byłam dorosłą kobietą – z zewnątrz, już nie tylko duszą.

Nie wiem czy rozsiewam wokół siebie jakąś aurę sławy i fajności albo po prostu jakiś mocny zapach, ale gdy tylko doszłam na miejsce głowy wszystkich zgromadzonych odwróciły się w moją stronę.

Wszyscy szeptali. A w każdym razie próbowali. Bogowie, jeżeli to był szept to bomba to nieszkodliwa piłka!

„To Thalia, córka Zeusa", „Nie to nie może być ona" albo „Co się z nią stało..." lub po prostu zdumione „Thalia córka Zeusa". Uświadomiło mi to jak rzadko używałam swojego nazwiska. Jak bardzo starałam się zatrzeć wspomnienia o matce. Ale, żeby być sobą trzeba pamiętać kim się było.

- Thalia Grace – poprawiłam. Luke, który siedział z boku jako jedyny nie szeptał. Nawet nie wyglądał na zaskoczonego moją zmianą. Uśmiechał się. Usiadłam obok niego. Chciałam coś powiedzieć, ale wtedy rozpoczęło się kolejne zamieszanie. Przyszła Lena Jackson. Tym razem nie chodziło o jej ekscentryczną osobę. Chodziło raczej o to, że jej ekscentryczna osoba miała na sobie dżinsową spódniczkę i ciemnobłękitną bluzkę. Co było wyjątkowo nieekscentryczne, stając się przez to ekscentryczne...wiecie, co? Zapomnijmy o tym. W wielkim skrócie – ludzie się gapili.

Lena zajęła naturalnie miejsce obok Nico. Syn Hadesa zmienił się od naszej wyprawy i nie trzeba było być dobrym obserwatorem, żeby zauważyć źródło tej zmiany. Za każdym razem, gdy ponuro wlókł się do pawilonu jadalnego córka Posejdona dyskretnie (drąc się przez całe pomieszczenie) zachęcała do dołączenia do niej. Przy niej Nico uśmiechał się lekko, rozmawiał normalnie, a czasami nawet wybuchał śmiechem. Z czasem nie stali samotnie w dwójkę, ale gawędzili z innymi. Od niedawna Nico przestawał przypominać trupa już nie tylko w towarzystwie Leny. Miałam wrażenie, że w chłopaka wstąpiło nowe życie. Ale widać było, że tylko przy Lenie jest ono coś warte.

A więc siostra Percy'ego została przyjaciółką Nico (taaak, jasne, że tylko przyjaciółką) i zdawało się, że widzą to wszyscy. Z wyjątkiem samego Percy'ego.

I może dlaczego biedaczek nie był przygotowany na to co nastąpiło na koniec pokazu...

Kiedy ostanie kształty rozmyły się na niebie w tysiące kolorowych smug rozległy się oklaski. I odgłosy całujących się par. A potem krzyk Percy'ego. Następnie niezwykle batalistyczne scena, w której chwycił siostrę za kołnierz i odciągnął od Nico. Kiedy rozpoczęły się zapasy rodzeństwa pod wodą Luke stuknął mnie delikatnie w ramię. Wymknęliśmy się z plaży i udaliśmy się pod moją sosnę. Staliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu. W końcu Luke odezwał się.

- Przychodziłem tu co noc – wyszeptał – Za każdym razem pytałem się bogów: Czemu ty? Czemu akurat ty? Dlaczego nie ja? Byłem na nich zły Thalio. To tego nie chciałem im wybaczyć. A potem, kiedy się obudziłaś było mi wstyd. Tak bardzo się bałem, że mi nie wybaczysz... - głos mu zadrżał. Urwał.

Otarłam mu z policzków łzy. Pocałowałam.

I znów zapanowało milczenie.

- Nie chcę mieć dzieci, ani stałej pracy i domu...Nie potrafię tak – ostrzegłam go.

- Ja też – przyznał. Teraz to on mnie pocałował. Tak jak kilka lat temu, które teraz wydawały się mroczną wiecznością.

A potem położyliśmy się obok siebie na wilgotnej od rosy trawie. I obserwowaliśmy gwiazdy. Razem – tak jak kiedyś, jak dzisiaj. Jak już zawsze.

(narrator 3 os.)

Tymczasem trochę dalej działo się niewyobrażalne szczęście. Odbywała się ogromna tragedia. Po prostu – życie. Nic nigdy nie jest czarne. Nic nigdy nie jest białe.

- Annabeth, nic ci nie jest? - młody mężczyzna załomotał w drzwi toalety.

- Nic – odkrzyknął kobiecy głos pomiędzy odgłosami wymiotów.

- Dokładnie tak sam jak w chwili, gdy spuszczałeś łomot swojej młodszej siostrze! - dodała.

- To nie tak... - próbował zaprotestować.

- Racja. To pewnie ona wygrała! - zdenerwowała się jego żona – Po prostu sobie pójdź, źle się czuję.

- I właśnie dlatego powinienem przy tobie być...

- Glonomódżku?

- Tak?

- Zjedżaj.

Można być wybawcą ludzkości. Zabić złego pana czasu. Pokonać Gaję. Zejść do podziemia. I przeżyć. Natomiast nigdy, ale to nigdy nie da się kłócić z własną żoną. Percy Jackson ruszył smętnie w stronę domku Posejdona powłócząc nogami.

Córka Ateny wysypała na kafelki łazienkowe zawartość swojego plecaka. Chusteczki, długopis, sztylet, gaz pieprzowy...jest! Niewielki biały przedmiot szybko został użyty zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Przez cały ten czas powtarzała sobie, żeby nie robić sobie złudnej nadziei. Przecież to mogła być tylko niestrawność...

Ale nie była!

Annabeth Chase zasłoniła usta ręką. Śmiała się przez łzy. Jej serce przepełniała radości.

W tym samym momencie bogini mądrości krzyczała z rozpaczy.

Jedna kobieta zyskuje dziecko, inna je straci...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro