Rozdział 5
Wracając przez miasto, wiedźminom rzuciło się w oczy wielkie poruszenie w całym Gors Velen.
Wszyscy biegali, od domu, przez rynek do zamku i z powrotem.
Vesemir zaczepił jednego ze straganiarzy, spytał co się stało.
- Co? Nie słyszeliście? Naszego nadwornego magika zaszlachtowali. Podcili mu wszystkie żyły, wypompowali krew i wylali ją do rynsztoków, jak szczyny! Co sie z nami stanie, jak ci na Tanned sie spostrzegą...
Matta spojrzała na Vesemira. Potem razem pognali na miejsce zbrodni.
Kwatera arcymaga była cała spopielona. Wszystkie książki, notatki i mapy obróciły się w proch. Wszystko przepadło. Vesemir rozglądał się za dziennikiem denata, jednak niczego nie znalazł.
Ernest Turren był podwieszony do sufitu w swojej komnacie tuż nad wielkim łożem. Był strasznie wychudzony i blady, a z podciętych żył kapały ostatnie kropelki krwi na białe jak śnieg prześcieradło.
Na policzku miał wypalone niebieskim kolorem cyfry: 638.
- Tak czarodzieje z Tanned znakują swoje dzieła - szepnęła Matta do towarzysza.
- Yhm - mruknął potwierdzająco. - Nie ma dziennika. Możliwe, że zamachowcy zabrali go ze sobą. Dobrze, że wiemy gdzie ich szukać.
Rano ruszamy na Tanned. Mamy do pogadania z magikami. Jak ja ich nienawidzę...
- To mogłeś zostawić mi to zadanie.
-Nie no, aż tak to ich nie lubię... Tylko trochę mniej chcę ich zabić, kiedy dają mi pełny trzos i ciekawe zlecenie. Ale nie, kiedy mordują na pokaz swoich ludzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro