Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Simon & Adam

Adam nie był wielkim fanem pracy w korporacji, ale to nie tak, że pałał do niej jakąś szczególną nienawiścią. Nie przepadał za goniącymi go deadlineami i często pojawiającymi się nie wiadomo skąd nadgodzinami, ale naprawdę cenił, że nie musiał pracować w domu. To, że po opuszczeniu budynku firmy mógł zapomnieć o wszystkich kwestiach związanych z wykonywanym zawodem było pierwszą i zdecydowanie największą zaletą pracy, którą wykonywał od niemal ośmiu lat.


Uwielbiał też poczucie bezpieczeństwa, które dawała mu wypracowana dość dawno rutyna, uwzględniająca wyczekiwane, piątkowe wypady do klubów ze znajomymi. Coraz trudniej było im się zebrać całą paczką, większość jego kolegów założyła już rodziny i nie zawsze mieli czas żeby wyskoczyć wspólnie na piwo czy dwa, więc zdarzało się, że spędzał cały wieczór samotnie, czasem w towarzystwie nowopoznanego faceta. 

Zawsze był otwarty na nowe znajomości, których nawiązywanie szło mu znakomicie - bez oporów podchodził do intrygujących go klubowiczów zapraszając do tańca lub drinka, jednak utworzenie stałej relacji było dla niego znacznie większym wyzwaniem. Odnosił wrażenie, że ludzie biorą go za człowieka z głową wiecznie umieszczoną pośród chmur, przez co rzadko kiedy miał okazję pójść z tą samą osobą na więcej niż jedną randkę. Po przekroczeniu bariery dwudziestu pięciu lat doszedł do wniosku, że może to rzeczywiście coś z nim jest nie tak i zamiast poszukiwać stabilnego związku postanowił w pełni korzystać z życia spędzając udane w różnym stopniu noce z nieznajomymi.

Na taką upojoną noc liczył pewnego grudniowego piątku kiedy przy barze spotkał Martina, faceta, który był w jego typie tak bardzo, jak nikt wcześniej. Smukłe nogi, przechodzące w niesamowity tyłek i niezwykle szeroki uśmiech, widoczny nawet w oczach były tym, co podniecało go w partnerach. Bez chwili wahania postanowił zdobyć względy mężczyzny, oczyma wyobraźni już widząc go rozciągniętego na materacu z miną wyrażającą głęboką satysfakcję po wspólnie spędzonym czasie. Zadanie to okazało się być jednak znacznie trudniejsze, niż mogłoby się wydawać, a sam Martin nawet nie w połowie tak zainteresowany jak Adam. Kiedy ostatecznie opuszczali klub po północy, rozchodząc się w osobnych kierunkach, Małysz był niepocieszony, że nie udało mu się otrzymać nawet zwykłego całusa w policzek, ale jednocześnie pełen nadziei - w końcu w kieszeni ściskał karteczkę z numerem do ciemnowłosego, który wyglądał na zainteresowanego następnym spotkaniem.

Cała ta nadzieja została jednak rozbita w drobny mak kiedy sobotniego ranka Adam spojrzał na telefon i zobaczył odpowiedź od numeru podpisanego "hot Martin(i)".

"Przykro mi, nie mam pojęcia, kim jesteś. Ten cały Martin musiał dać ci zły numer telefonu, żeby cię zbyć."

(10:12) O rany, strasznie cię przepraszam, za tą wiadomość. To musi być dziwne uczucie, dostać w środku nocy jednoznaczne zaproszenie od nieznanego faceta.

(12:04) Nie przejmuj się. Nie, żeby coś takiego zdarzyło mi się wcześniej, ale muszę przyznać, że przeszły mnie dość przyjemne ciarki. Sprośne wiadomości naprawdę robią dobrą robotę jako gra wstępna.

To, co nastąpiło później było chyba największym zaskoczeniem w całym życiu Adama. Po raz pierwszy poznał kogoś, kto pociągał go samym umysłem i otwartym podejściem do życia. Po raz pierwszy godziny w pracy dłużyły mu się nie do piątku, a do siedemnastej każdego dnia, kiedy po ciężkim dniu mógł w końcu spędzić trochę czasu na SMS-owaniu czy rozmowie z Simonem, który wciąż, z sentymentu, zapisany był jako "hot Martin(i)". Niesamowite było to, jak potrafili nawzajem wyczuć swoje samopoczucie i zawsze znajdowali odpowiednie słowa, które trafiały prosto w sedno problemu, pomagając go rozwiązać szybciej niż potrafiłby to zrobić niejeden specjalista. W trochę ponad trzy tygodnie znacznie się do siebie zbliżyli, każdy dzień zaczynając od porannego "miłego dnia", kończąc na życzeniu sobie nawzajem dobrej nocy.

Adam miał wrażenie, że w końcu znalazł kogoś, kto naprawdę go rozumie. Jego żarty, nawet te najbardziej żałosne, spotykały się z ciepłym przyjęciem, a on sam codziennie starał się wymyślić coś, co mogłoby uczynić jego wieczorną rozmowę z Simonem jeszcze ciekawszą. Samego siebie przeszedł wtedy, kiedy wygrzebał z głębin szafy książkę z przepisami od mamy i podczas gotowania jednocześnie instruował swojego rozmówcę o kolejnych krokach. Sam pomysł okazał się być strzałem w dziesiątkę, a zabawa mu towarzysząca doprawdy przednia, nawet jeśli ostatecznie oba ciasta były ledwo zjadliwe, a kuchnie zasypane mąką, co zwiastowało co najmniej czterdzieści minut sprzątania.

Często rozmawiali też o poważniejszych kwestiach, wymieniając się poglądami i dyskutując na temat bieżących problemów na całym świecie. Małysz uwielbiał słuchać Simona, który z pasją wyjaśniał mu złożone kwestie w relacjach miedzy poszczególnymi państwami, nawet na chwilę nie tracąc zapału, mimo że zajmował się tym też w pracy. Za interesujące wykłady odwdzięczał się pomocą w kwestiach sprzętowych, podsuwając praktyczne wyjścia z kłopotliwej awarii nie patrząc nawet na zepsute urządzenie i chyba po raz pierwszy w życiu czuł, że jego wiedza naprawdę jest użyteczna.

Na rzecz Simona zrezygnował z cotygodniowych wizyt na imprezach - nie chciał czuć, że w pewien sposób zdradza tego niezwykłego człowieka, którego uwielbiał, mimo że nie widział go nigdy na własne oczy. Z resztą nie ciągnęło go już tak bardzo do tych wszystkich facetów, którzy okupowali barowe stołki, w końcu znacznie przyjemniej było po prostu porozmawiać z Simonem, a potem ewentualnie wypić nieco alkoholu do lustra.

Sny o młodszym mężczyźnie stały się dla Adama codziennością, a poranne, zimne prysznice nieodzownym elementem jego porannej rutyny, pobudzając nie tylko jego umysł ale i wyobraźnie znacznie skuteczniej niż czarna kawa. Nocne marzenia były bardzo różne, od zabawnych  do wręcz przerażających, kiedy bezsilny Małysz obserwował liczne wypadki czy katastrofy, jednak łączyła je jedna rzecz - przepiękny uśmiech Simona, który sprawiał, że dzień już od rana stawał się lepszy, nawet jeśli na każdym rogu po wyjściu z domu spotkać można było ogromnego, przerażającego Mikołaja.

Okres około bożonarodzeniowy był jednym z najmniej lubianych przez Adama fragmentów roku. Tłumy ludzi w sklepach, irytujące piosenki, które lecą w radiu co roku od dwudziestu lat i ta wymuszona atmosfera radości w każdym domu od zawsze były zbyt przytłaczające. Cóż, może od zawsze to nieco przesadzone stwierdzenie, powinno raczej zostać użyte "od kiedy przyznał się do swojej orientacji seksualnej przed bliskimi i niemal stracił kontakt z własną matką".

Przez te kilka lat, które minęły od tamtego wydarzenia, każde święta spędzał samotnie, oglądając w telewizji "Kevina samego w domu", jedząc fast food i pijąc najlepszy alkohol, jaki mógł znaleźć w mieszkaniu. Czasem dopadały go momenty załamania, kiedy zapasy chusteczek higienicznych nie wystarczały i musiał ocierać policzki rękawami ciepłej bluzy, ale nigdy nie żałował swojej decyzji, w końcu dzięki niej mógł być sobą.

W tym roku jednak było inaczej, przede wszystkim mógł wysłać świąteczną kartkę do osoby, na której naprawdę mu zależało i po raz pierwszy od dawna zawarte w niej życzenia były szczere. Odmrażaną pizzę zastąpiła pyszna zapiekanka, przygotowana według wysłanego przez Siomna przepisu, a kieliszek wina zamienił się z ogromnym kubkiem gorącej czekolady i wszystko w końcu wróciło na swoje miejsce. Wigilijny wieczór upływał Małyszowi przyjemnie, z beznadziejnymi, acz śmiesznymi komediami w telewizji, kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.

Niespodziewający się niczego Adam już kilka sekund później stanął jak wryty kiedy zobaczył na klatce schodowej faceta, w którym jak mu się wydawało zakochał się do szaleństwa. Zszokowany zamknął i otworzył drzwi jeszcze raz, nie mogąc uwierzyć, że Simon naprawdę przejechał ponad czterysta kilometrów tylko po to, żeby spotkać się z nim w święta. Oczy wypełniły mu się łzami, a przez głowę zaczęło przelatywać milion myśli, jak na przykład to, że wcale nie zrobił świątecznych porządków czy że przecież ledwo zna Simona, jednak to wszystko przestało się liczyć, kiedy ciemnowłosy zamknął go w szczelnym uścisku silnych ramion.

—Wesołych świąt, Adam. W tym roku to ja robię za twojego Mikołaja.

____________

Cześć i czołem! Chciałam napisać "wrong number AU" już od tak dawna, że nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale jakoś dopiero dwa dni temu wpadłam na pomysł, który mi się spodobał XD

Poza tym, przychodzę do was z dwoma sprawami; pierwsza to zaproszenie do nowego fanfika o Anze, który wrzuciłam kilka godzin temu. Druga to natomiast pytanie - czy jesteście zainteresowani przeczytaniem Drarry? Dostałam wyzwanie, żeby jedno napisać i zastanawiam się nad związanym z tym wyzwaniem dla Was, ale nie wiem, czy w ogóle chcielibyście coś takiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro