Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Proch 1.0

Bycie zainteresowanym innym związkiem, niż ten wpasowujący się w heteronormatywne standardy społeczeństwa nie było łatwe. Ba, nie mogło być - to wmawiałem sobie przez ostatnie pięć lat, które upłynęły od coming outu przed moją rodziną i przyjaciółmi. Wcześniej byłem po prostu synem, bratem i przyjacielem, ale teraz stałem się "tym gejem". Za każdym razem kiedy któryś z moich braci przyprowadzał na rodzinny obiad nową dziewczynę ta robiła wielkie oczy i w pewnym momencie wieczoru zawsze padało to słynne zdanie "Może po prostu nie spotkałeś jeszcze właściwej kobiety". Pierwsze kilka razy próbowałem na spokojnie wytłumaczyć im, że to wcale tak nie działa, że kobiety wcale mnie nie pociągają, ale kiedy moi rodzicie zaczęli spoglądać w ten piorunujący sposób dałem sobie spokój nawet z tym.


Z pośród wszystkich osób w moim otoczeniu to właśnie moi rodzice, osoby które powinny być dla mnie wsparciem niezależnie od okoliczności, mieli największy problem z zaakceptowaniem mojej orientacji seksualnej. Mimo że starali się ukryć swoją reakcję to kiedy wytłumaczyłem im, dlaczego od kilku lat nie przyprowadziłem do domu dziewczyny moja mama prawie zemdlała, a tato, pod pretekstem papierosa wyszedł z pokoju. Czy miałem im to za złe? Tylko odrobinę. Potrafiłem zrozumieć, że ich syn będący w grupie tych wszystkich "zboczeńców" był dla nich szokiem. Oboje byli tradycjonalistami, dorastali w kulturze wszechobecnego katolicyzmu i zgodnie z nauką kościoła ciężko im było w ogóle myśleć o związkach jednopłciowych.

Moi bracia przyjęli to nieco lepiej, w końcu obaj byli młodzi i nie tak bardzo uprzedzeni jak moi rodzice, ale też nie było kolorowo. Mógłbym się rozwodzić nad tym, co i komu mówili godzinami, bo chociaż wolałbym nie wiedzieć to wiem, ale całą sytuację doskonale nakreśli nasza wymiana zdań z bożonarodzeniowej kolacji sprzed dwóch lat kiedy Domen zapytał, czy to ja jestem kobietą w związku.

Nie można mi się więc dziwić, ze niekoniecznie chciałem wystawiać swoich partnerów na działanie mojej kochanej rodzinki, czego moja mama nie omieszkała mi wypominać podczas każdego spotkania. Wszystko jednak zmieniło się kiedy poznałem Kamila.

Pewnie trwałbym w tym impasie do końca swojego życia, udając że jestem szczęśliwy w swoim własnym towarzystwie, gdyby mój najlepszy przyjaciel Jurij nie dostał grypy żołądkowej. Może to brzmieć nieco cynicznie z mojej strony, zwłaszcza że cała akcja miała miejsce podczas jego drugiej rocznicy ślubu, ale co ja poradzę na to, że ten umysłowy analfabeta  pomylił termin przydatności na wszystkich butelkach mleka, których użył do przygotowywania rocznicowej, super specjalnej kolacji-niespodzianki. Nie chcąc stracić zapłaconych za zarezerwowaną wcześniej wycieczkę objazdową po Francji pieniędzy Jurij wysłał w swoje miejsce mnie - i chociaż nie bardzo miałem ochotę tłuc się aż na drugi koniec Europy poddałem się widząc zawiedzioną twarz przyjaciela.

Na miejscu przewodnikiem naszej grupy okazał się być niesamowicie uroczy, nieco niższy ode mnie brunet, który mimo wyraźnego akcentu bardzo dobrze i delikatnie mówił po angielsku. Wydawało mi się, jakby minęły ledwie minuty, od kiedy pierwszy raz usłyszałem jego głos, kiedy w rzeczywistości słońce chyliło się już ku zachodowi, a my obeszliśmy pieszo niemal cały Paryż. I kiedy wydawał nam instrukcje dotyczące naszego kolejnego dnia w hotelowej recepcji, ze współczuciem przyglądając się ledwo trzymającym się na nogach pozostałym uczestnikom wycieczki ja miałem wrażenie, jakbym mógł za tym głosem podążać bez przerwy przez kilka kolejnych godzin.

Jak się okazało podążałem przez następny tydzień, chociaż z każdym dniem stawało się to trudniejsze z powodu braku snu. No, może nie całkowitego braku snu, ale nie wiem, czy przez całą wycieczkę przespałem łącznie dwadzieścia godzin, a wszystko przez to, że nie mogłem przestać myśleć o aksamitnym głosie Kamila, który w połączeniu z jego twarzą był czymś, czego nie dało się po prostu wyrzucić z głowy.

Mimo tego bałem się podejść i zagadać, w końcu ktoś tak perfekcyjny na pewno miał już żonę i pewnie dzieci, a ja mogłem tylko ośmieszyć się nie tylko przed nim ale i siostrą Jurija, która zajęła drugie zarezerwowane przez mojego przyjaciela miejsce. No i za każdym razem kiedy to Kamil zaczynał rozmowę ze mną panikowałem. Zapominałem wszystkich słów, które kiedykolwiek się nauczyłem i mogłem w odpowiedzi na zadane pytanie tylko gapić się w jego ciemne oczy i liczyć, że ich obraz wyryje się w mojej pamięci na zawsze.

I wtedy nasza wycieczka dobiegła końca. Tak po prostu. Jednego dnia jechaliśmy zwiedzić najpiękniejsze miasta Lazurowego Wybrzeża, a następnego pakowaliśmy się do walizek żeby wsiąść na pokład samolotu i wrócić do domu. A ja wciąż myślami wracałem do tych delikatnych rysów, które w przeciągu tego tygodnia stały mi się tak bliskie i tak obce jednocześnie. Z powodu tych myśli zaprzątających mi głowę nie zauważyłem, że ktoś do mnie podszedł kiedy czekałem na Anję pod rozłożystym figowcem i obecność drugiej osoby uświadomiły mi dopiero ciepłe usta, które przylgnęły do moich i ręce, które w tej samej chwili spoczęły na moich biodrach.

Początkowy szok i instynkty samoobronne zastąpił szok wtórny i to przyjemne uczucie ciepła, które rozlało się po całym moim ciele, kiedy rozpoznałem właściciela bujnych, brązowych włosów. Takiego czegoś, jak nasz pocałunek, nie wyobrażałem sobie nawet w ciemnościach nocy, kiedy wpatrywałem się w sunące po niebie gwiazdy, nie wiedziałem że jeden tak niewielki gest może wyzwolić we mnie tyle sprzecznych emocji. Kiedy w końcu znowu mogłem nabrać powietrza czułem się jak kompletnie inna osoba, jakby nie było dla mnie rzeczy niemożliwych, a gdy Kamil chwycił mnie za rękę i posadził nas ramię w ramię ukrytych za grubym pniem figowca wiedziałem, że to prawda.

Potem wszystko potoczyło się szybko. Może nie gładko, bo związek na odległość zawsze niósł ze sobą wyzwania, ale po ponad roku latania tam i z powrotem zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie w Słowenii, ponieważ Kamil od pierwszego wejrzenia zakochał się w moim kraju. Nie bez znaczenia była też jego zdolność do uczenia się języków - łatwiej było mu się nauczyć słoweńskiego niż mnie polskiego czy francuskiego. Można by się zastanawiać, dlaczego Słowenia, a nie na przykład Polska, z której pochodził mój ukochany, ale miał powody, dla których chciał uciec ze swojej ojczyzny, a ja w pełni rozumiałem jego rozterki, nawet jeśli tak bardzo nie lubił o nich mówić.

Po prawie dwóch latach związku postanowiłem w końcu przyprowadzić Kamila do moich rodziców, którzy mimo początkowego szoku zareagowali zaskakująco dobrze. Od razu polubili Kamila za jego niezwykłe poczucie humoru i już wiadomo było, że to "coś" dla Kamila musiało być po prostu w moich genach.

Kiedy Kamilowi stuknęło trzydzieści lat zaczęliśmy się zastanawiać nad dzieckiem. Oboje pragnęliśmy założyć rodzinę i postanowiliśmy poważnie się tym zająć, wypełniając odpowiednie wnioski, które potem złożyliśmy do kliniki. Rozmawialiśmy z wieloma surogatkami, ba, z co najmniej sześcioma próbowaliśmy na zupełnie poważnie, ale nie udało nam się ani razu.

Po prawie dwóch latach obaj byliśmy już tym wszystkim zmęczeni. Nie mieliśmy siły na odbieranie kolejnych telefonów z wiadomością, że się nam nie udało. Obaj byliśmy zawiedzeni, ale moje serce pękało za każdym razem kiedy obserwowałem skulonego na łóżku Kamila, który nie był w stanie dłużej wstrzymywać łez. Bał się, że to z nim jest coś nie tak, że nie może tak po prostu dać dziecku życia. Rzadko o tym rozmawialiśmy, ale po tylu latach po prostu to czułem.

Dlatego kiedy na świątecznym obiedzie, na który przyprowadził swoją nową dziewczynę, Domen powiedział, że ma coś do zakomunikowania moje serce niemal stanęło. Ukradkiem spojrzałem na Kamila, którego twarz stała się bielsza od płótna i tylko modliłem się w duchu, żeby to nie było to, czego się spodziewałem. Ale właśnie wtedy wybrzmiały te słowa.

—Jesteśmy w ciąży.

To jedno zdanie z ust mojego brata było niczym cios prosto w i tak cierpiące serce mojego ukochanego. Widziałem jak siłą woli hamuje łzy i z godnością wychodzi "do łazienki". Ale ja wiedziałem lepiej i dlatego od razu za nim pobiegłem. Przytuliłem go jeszcze zanim zdążył zamknąć za sobą drzwi i po chwili siedzieliśmy już razem, oparci o kafelkową ścianę, ja z Kamilem w ramionach.

—To takie niesprawiedliwe.—dotarł do moich uszu łamiący się głos

—Wiem kochanie.—starałem się ukoić jego rozczarowanie przelewając w niego całą moją miłość

—Oni pewnie nawet nie planowali tego dziecka.—przemawiało przez niego rozgoryczenie

—Wiem, że to niesprawiedliwe kotku. Wiem, że to ciężkie, mi też nie jest łatwo. Ale damy radę, obiecuję. Coś wymyślę.

—Kocham cię, Pero—powiedział wtulając mokry od łez policzek we wnętrze mojej dłoni

—Ja też cię kocham

________________________

Absolutnie zakochałam się w serii książek "Tigers and Devils" Sean Kennedy, serdecznie Wam polecam doczytać do końca nawet jeśli z początku wyda Wam się "wcale nie takie cute jak miało być" (moje słowa z poniedziałku XD) [swoją drogą coś podobnego mi się ostatnio śniło, pominęłam tylko epizod z wyskakującym z lasu lampartem, który nie mam zielonego pojęcia skąd wziął się na drodze Warszawa-Lublin XD]

Poza tym chciałam wszystkim życzyć wesołych świąt i do zobaczenia w Nowym Roku, w bliżej nieokreślonym terminie ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro