Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Markus & Halvor

Markus Eisenbichler zawsze był bardzo pewny siebie. Własną pomyłkę uznawał tylko wtedy, kiedy przedstawiono mu argumenty pochodzące z rzetelnych, naukowych źródeł, a w swoje możliwości nie wątpił nawet po poniesionej porażce. To właśnie ta cecha pozwalała mu zachować trzeźwy umysł kiedy po zajęciu 28 pozycji w Niżnym Tagile w jeden wieczór musiał się ogarnąć i choć wielu obstawiało miejsce w dziesiątce chyba tylko on sam wierzył, że czwarte miejsce, które ostatecznie zajął, było w zasięgu ręki. To właśnie tej cechy tak bardzo nie znosili jego rywale często śmiejąc się, że do pokonania go mentalnie nawet III wojna światowa, w której musiałby wziąć udział, by nie wystarczyła. I to właśnie ta determinacja oraz pewność siebie stanowiły mieszankę, która prawdopodobnie sprawiała, że Halvor tak bardzo pożądał swojego rywala.

Prawdopodobnie, bo nawet on przed samym sobą nie umiał wytłumaczyć dlaczego to właśnie Niemiec pociągał go jak nikt inny. Nie mógł przecież wykluczyć, że powodem jego zainteresowania Markusem był wygląd zewnętrzny, który niemal idealnie wpasowywał się w jego ideał piękna. W przeciwieństwie jednak do wielu swoich kolegów był człowiekiem czynu, który nie potrzebował roztrząsać całej sprawy na czynniki pierwsze - pragnął Eisenbichlera, więc podjął wszystkie działania aby zaspokoić powstałą nie tylko w głębi jego serca potrzebę.

Poza gromadzeniem w galerii niezliczonej ilości zdjęć Niemca, które przeglądał mając zły dzień zaczął coraz częściej, niby przypadkowo, wpadać na niego na stołówce czy skoczni. Kilka razy udało mu się nawet trafić na przebierającego się w szatni Markusa, przez co później miał problemy z kontrolą swoich młodzieńczych, buzujących hormonów przez długie godziny, co prawie doprowadziło do jego dyskwalifikacji z powodu nieodpowiednio dopasowanego kombinezonu. Te kroki, a nawet poniesione ryzyko, nie były jednak bezowocne, ponieważ coraz częściej zdarzało mu się prowadzić długie rozmowy z Markusem, który sprawiał wrażenie coraz bardziej rozluźnionego w towarzystwie Norwega, mimo dzielącej ich bariery językowej.

Obserwując poczynione postępy Halvor nie był jednak zadowolony. Potrzebował rezultatów już, w tej chwili, inaczej nie będzie w stanie skupić się na niczym innym. Przez kilka dni usilnie starał się wymyślić w jaki sposób dać Niemcowi do zrozumienia, że już od jakiegoś czasu jest niemal jedyną osobą, o której Granerud był w stanie myśleć, nawet kiedy wiązało się to z dyskomfortem zbyt ciasnych spodni. I choć mimo wysilania wszystkich swoich szarych komórek młodszy mężczyzna nie był w stanie na nic wpaść perfekcyjna sytuacja stworzyła się sama już podczas drugiego konkursu Turnieju Czterech Skoczni, określając wszystkie okoliczności precyzyjnie, podczas niezbyt hucznego świętowania Sylwestra.

Wszystko przez to, że Halvor niemiłosiernie się nudził siedząc któryś dzień z rzędu w jednym pokoju z mówiącym bez przerwy o swojej córeczce Robertem. Do powstrzymania napływającego natłoku słów nie wystarczały nawet wygodne słuchawki, więc zrezygnowany postanowił wypić symboliczne piwo przed północą i choć chwilę przejść się po hotelu, w którym zatrzymali się oni i Niemcy. Sprawiająca wrażenie przypadkowej trasa obrana przez Norwega prowadziła go wszystkimi korytarzami, co dawało mu możliwość zatoczenia niewielkiego koła, przy kilkukrotnym minięciu drzwi do pokoju Markusa, które przy drugim przejściu były otwarte.

Zaciekawiony zajrzał do środka i zauważył siłującego się z korkiem zamykającym butelkę szampana, całego czerwonego na twarzy Eisenbichlera. Na ten widok nie mógł powstrzymać się od śmiechu, co zwróciło uwagę zawodnika na obcego, przebywającego na jego terenie.

—Daj, pomogę ci.—uprzejmie zaoferował Granerud, wyciągając rękę po butelkę procentowego napoju

—Nie ma szans, żebyś z tymi rączkami jak patyczki go wyciągnął, nawet ja nie dałem rady.—z powątpiewającym uśmiechem Niemiec podał mężczyźnie przyczynę swojej frustracji i z szeroko otwartą buzią obserwował jak młodszy jednym sprawnym ruchem wyjął, do tej pory niewzruszony, korek—Nigdy bym nie pomyślał, że jesteś taki silny. Nie wyglądasz.—zaśmiał się

—Nie oszukujmy się, żaden z nas nie wygląda na siłacza.—odpowiedział Halvor, a przez jego podświadomość przemknął pomysł, jak mógłby wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść—Chociaż nie jestem pewien, czy w czystym pojedynku na siłę bym z tobą wygrał, pewnie to kwestia techniki.—postanowił nieco podpuścić zawodnika Norweg

—Chcesz się siłować na ręce? To może rozstrzygnąć nasz mały spór.—zaproponował Markus, nie zdając sobie sprawy, że dokładnie na to liczył jego towarzysz

—Czemu nie, ale trochę przejadło mi się zwykłe siłowanie, Marius ciągle mnie o nie męczy. Może jakiś malutki zakładzik dla podgrzania atmosfery?—wyszedł z inicjatywą

—A gramy do trzech zwycięstw, z przerwami między rundami?—upewnił się Eisenbichler, który choć pewny swoich umiejętności zawsze wolał być zabezpieczony—W takim razie zgoda.—przystał na propozycję kiedy Halvor energicznie pokiwał głową—Skoro z tym wyskoczyłeś zakładam, że masz jakiś pomysł, co może być przedmiotem naszej rywalizacji?

—Życzenie. Przegrany będzie musiał zrobić jedną rzecz, o którą poprosi go zwycięzca. Pasuje?—zapytał pochodzący ze Skandynawii mężczyzna mając nadzieję, że jego towarzysz nie uzna tego za dziwne i nie zaprotestuje

—Niech będzie, ale pod warunkiem, że będzie można spełnić to żądanie zaraz po jego usłyszeniu, tylko w tym pokoju.

—Mi pasuje.—stwierdził bez zastanowienia Granerud, szykując blat, na którym mogliby oprzeć łokcie i siadając z przygotowaną ręką—Na trzy. Raz... Dwa... I trzy.—zakomenderował, tym samym rozpoczynając zacięty pojedynek ze swoim głównym rywalem o złotą koszulkę lidera Pucharu Świata

Obaj mężczyźni w kilka chwil poczerwienieli na twarzy, chwilę stękali, aby ostatecznie przypieczętować zwycięstwo Markusa głośnym sapnięciem. Na twarzy Niemca automatycznie zagościł uśmiech, a on sam zbytnio się rozluźnił, w czego wyniku kolejne dwie partie padły łupem Halvora. Do czwartego starcia podchodzili ze skrajnie różnym nastawieniem - Norweg pewny swojego zwycięstwa, a Eisenbichler nieco zdenerwowany. Ten pojedynek był najtrudniejszy dla obu mężczyzn. Granerud z całej siły starał się utrzymać nerwy na wodzy i nie reagować na przyjemny dotyk Markusa, pamiętając, że jeśli wygra dostanie lepszą nagrodę, a Niemiec musiał wycisnąć z siebie 120%, aby mieć jakiekolwiek szanse z młodszym zawodnikiem. Niestety dla niego poza skocznią także przegrał z Norwegiem i z ciężkim westchnięciem przygotowywał się na wykonanie zakładu.

Halvor usiadł obok mężczyzny i zatopił się w myślach. Czy jeszcze kiedykolwiek będzie miał okazję znaleźć się w tak dogodnej sytuacji jak dziś? Może kiedy powie Markusowi, że jest obiektem jego westchnień ten przerazi się, ucieknie i zerwie wszelki kontakt? O nie, na taki rozwój wydarzeń Norweg nie mógł sobie pozwolić. Musiał się upewnić, że Niemiec już nigdy nie będzie w stanie przestać o nim myśleć.

—Zrób mi loda.—powiedział w końcu z tak poważną miną, na jaką tylko był w stanie się zdobyć, oczyma wyobraźni widząc już klęczącego przed nim Eisenbichlera

—Słucham?—oczy starszego otwarły się tak szeroko, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej, a on sam nie mógł uwierzyć własnym uszom—Żartujesz, tak?

—Jestem śmiertelnie poważny, chcę żebyś zrobił mi loda. Weź odpowiedzialność za swój kształty tyłek i seksowną fryzurę, przez które nie jestem w stanie myśleć o niczym innym niż o przeleceniu cię i ciesz się, że staram się trochę hamować.—wciąż utrzymując kamienny wyraz twarzy—Ja tam mam czas, ale ty chyba wolałbyś żeby Karl nie zastał cię podczas zaspokajania moich potrzeb, prawda? A może masz zamiar odmówić? Czy uważasz, że byłoby to honorowe z twojej strony?—podstępnie zapytał Halvor, co spotkało się jedynie z siarczystym przekleństwem Niemca

—To był cios poniżej pasa, Granerud.—warknął agresywnie, jednak zgodnie z oczekiwaniami uklęknął i zaczął rozpinać spodnie Norwega w szoku, jak podniecony jest jego tymczasowy partner

Tak dobrze Halvor nie czuł się jeszcze nigdy w swoim życiu. Powolne, doprowadzające go do szaleństwa ruchy były tysiąc razy lepsze  srebra na Mistrzostwach Świata w Lotach, a widok uległego Markusa dodatkowo potęgował odczucia młodszego. Kiedy w końcu osiągnął spełnienie Niemiec natychmiast poderwał się na równe nogi, wycierając spływającą po brodzie białą ciecz.

—Masz, po coś przylazł, a teraz wynoś się.—zakomenderował czerwony na twarzy, z zaszklonymi oczami Niemiec

—Jesteś pewien, że nie chcesz mojej pomocy?—sugestywnie spytał Granerud, na co Eisenbichler sięgnął po buta i przygotował się do rzutu—Jasne, jasne, zrozumiałem. Wychodzę. Wiesz, gdzie mnie szukać, kiedy będziesz chciał jeszcze.—szybko zamknął za sobą drzwi i odbiegł w kierunku swojego pokoju, nie troszcząc się o niedokładnie zapięty rozporek

Zdobył, czego chciał i na jakiś czas musiało mu wystarczyć.

____________________

To znowu ja! Mam nadzieję, że to mi wyszło, bo inaczej umrę z zażenowania...

Z dedykacją dla @Stella_Collins18 , która zażyczyła sobie naszych głównych bohaterów ;*

Na koniec pytanko - wczoraj próbowałam znaleźć, ale mi się nie udało - fanfik o Danielu i, jeśli się nie mylę, córce Stoeckla, która na koniec umiera, chyba na białaczkę - czy ktoś może zna tytuł / autora i chciałby się podzielić?

Jeśli nic nie wrzucę przed 01.01, to szczęśliwego Nowego Roku, dziękuję, że wciąż tu jesteście!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro