Wszystko się komplikuje
Witam serdecznie wszystkich w kolejnym rozdziale!
Jak tam czas oczekiwania wam minął?
Jak w ogóle oceniacie fabułkę?
Pierwszy raz coś takiego piszem więc no :3 tematy kryminalne chyba nie są moim konikiem do pisania
Życzę miłego czytania i miłego dzionka!
Wracaliśmy na komisariat policji bez niczego. W sumie nie tak bez niczego, ponieważ poszlakę miałem odnośnie tego co mogło zabić. Musiałem sprawdzić tą sierść i co najważniejsze, że jakieś są. Oby były już nagrania z kamer, bo będziemy stać w miejscu. Jeśli nie znajdziemy dziecka w szybkim tempie to może stać się coś złego. Wypuściłem z ust nagromadzone powietrze i zamknąłem na chwilę oczy. Wracaliśmy z przesłuchania starszej kobiety i jej zeznania nie za dużo w sumie nam coś dały. Informacji jest wiele, ale nic co potrzeba do prowadzonego śledztwa, które nam są teraz bardzo potrzebne. Każda informacja jest na cenę złota, ale co z nich mamy jak nic nie wprowadzają do sprawy. Hank prowadził Corvette, ponieważ mi potrzebna była chwila aby zebrać wszystkie myśli. Nie było śladów ani niczego co mogło mnie bardziej nakierować w tej sprawie. Zaczęło mnie zastawiać kto był zdolny do zrobienia czegoś takiego. Patrzyłem się przez szybę samochodu na niebo i przymknąłem powieki. Nic nie mówiło mi o tym aby ktoś posługiwał się zwierzętami do zabijania. Jeśli niczego nie będę mógł znaleźć i nie widzieć odpowiedzi w szczegółach. Będę musiał się posunąć do radykalniejszych metod działania. Z cichym westchnięciem patrzyłem jak po niebie przelatują chmury, a w mojej głowie był bałagan.
-Ciężka sytuacja - stwierdził Hank po dłuższym milczeniu.
-Bardzo - mruknąłem cicho, a w głowie miałem wiele pytań. Jednak gdy kamery nic nie powiedzą nam to będę musiał pofatygować się na inne źródło informacji, które nie szczególnie chciałbym używać. Jednak kwestią czasu jest ludzkie życie, a co najważniejsze to dziecka życie. Jeśli zostało porwane to mamy mało czasu aby złapać winowajców nim mogli by te dziecko sprzedzać albo co gorsza użyć na nielegalne rzeczy nie szczególnie przejmując się ludzkim życiem. Po kilku minutach jazdy dojechaliśmy do komendy aby zająć się sprawą. Musiałem przeczytać akta sprawy gdyż nie czytałem wszystkiego związanego z sprawą innych zaginięć czy zabójstw podobnych do tego dzisiejszego. Nie wiedziałem co mogłem myśleć o tej sprawie, ale musiałem dowiedzieć się wszystkiego odnośnie tej akcji. Czekając tylko na to aby dostać nagrania z kamer monitoringu ulicy. Przecież nie mogli się rozpłynąć tak nagle z dzieckiem. Wysiadłem z auta gdy zaparkował Hank na moim standardowym miejscu. Mimo tego, że miałem większościowo najważniejsze informacje w aktach to wolałem zobaczyć pełne wyniki w bazie danych. To co zwykle bywało pomijane zawsze miały najwięcej w sobie informacji tylko trzeba było umieć rozpoznać to co było prawdą, a co było kłamstwem. Nigdzie, poniekąd nie ma całej prawdy i trzeba było się domyślać wszystkiego. Ruszyłem na górne piętro do biura aby zasiąść za biurkiem i wziąć się za studiowanie informacji. Za mną podążał Hank w końcu wplątałem go w to więc też będzie musiał mi pomóc w tym. Po schodach nie spieszyło mi się aż wchodząc na odpowiednie piętro o zgrozo wpadliśmy na Rightwilla.
-Macie coś? - spytał na wstępie.
-Jedyne co wywnioskowałem to to iż na miejscu zbrodni był pies, który zostawił srebrne kłaki po sobie - odpowiedziałem - śladów innych brak i odcisków również. Lucas załatwi nam nagrania kamery z tego momentu gdy była ta katastrofa.
-Co teraz masz zamiar zrobić? - spytał patrząc się na mnie swoimi błękitnymi oczami.
-Prześledzić wszystkie akta szefie. Może coś znajdę aby połączyć tą sprawę z kimś bądź wcześniejszą sprawą - odparłem i ruszyłem w stronę swojego biura aby w nim wziąć się za pracę.
-Powodzenia - odparł, a ja kiwnąłem potwierdzająco głową gdyż bardzo przyda się nam to aby doprowadzić tą akcję do końca. Wszedłem do pomieszczenia składającego się z dwóch biurek, tablicy korkowej i kilku szafek. Na spokojnie usiadłem przy swoim stanowisku i odpaliłem komputer aby wpisać numer sprawy. Chciałem chociaż trochę już mieć z głowy, ale czułem iż gdzieś w tym wszystkim jest coś co spaja je wszystkie ze sobą. Jednak nie wiedziałem co. Zalogowałem się na wydział śledczy i zacząłem przeglądać sprawy, które mogą być połączone z dzisiejszym zdarzeniem. Jednak nic nie zgadzało się z tym co miałem przedstawione teraz. Większość sprawcy zostali złapani bądź dzieci znalazły się lub nie. Niektóre sprawy nadal nie były zamknięte i to też martwiło, ale dowody były oczywiste. Ktoś zostawił odcisk na czym, ktoś odcisk buta, inni DNA, a jeszcze inni przyznawali się od razu, bo sumienie nie dawało im żyć. Po dwóch godzinach czytania spraw, dotarłem do nie zamkniętej sprawy, która wydarzyła się szesnaście lat temu.
Jak już sprawdzam wszystko to czemu nie spróbować przedawnionej sprawy.
Imię: Erwin
Nazwisko: Knuckles
Płeć: Mężczyzna
Wzrost: Nieokreślony
Kolor oczu: Zapewne piwne
Lat: Szacowane 4
Ostatnie miejsce pobytu: Paleto
Interwencja: Do krzyków i przemocy wobec dziecka
Powód: Chłopak zaginął, rodzice popełnili samobójstwo aby nie iść do więzienia za postawione im zarzuty.
Dowody w sprawie: Krew w piwnicy podchodzącej na laboratorium, kilka kosmyków czarnych włosów oraz szara/srebrna sierść na zakrwawionym stole.
Sprawa: nie zamknięta, chłopaka nie znaleziono.
Przypuszczenia: Martwy
Sierść. To było to co mi potrzeba, ale chłopak nie został nigdy znaleziony i nie wiadomo czy jednak żyje. Lecz to było z pewnością jakoś powiązane z tym co się wydarzyło. Nigdzie indziej nie ma wspomnianego szczegółu jak sierść i to srebrna. Tylko czy to miało jakikolwiek sens. To było jeszcze dziecko i to mniejsze jeszcze bardziej od dziewczynki co teraz zaginęła. Miałem wrażenie iż coś mi umyka pod nosem bądź po prostu nie ma wszystkiego co chciałbym mieć w dowodach. Zerknąłem na rodziców tego Erwina i okazało się iż obydwaj byli oraz służyli w EMS. Dziwne iż nagle osoby, które powinny ratować życie je odbierają. Może gdzieś ktoś sporządził błąd w papierologi i tak już zostało. Nikt nie sprawdzał tego i tak jakoś wyszło, ale nie podobało mi się to w sumie. Dostałem poszlakę, a jednak jej nie użyję, ponieważ nie jest kompletna.
-Gregory!
-Hm? - mruknąłem cicho do Hanka nie rozumiejąc, dlaczego na mnie krzyczy.
-Odpłynąłeś w świat myśli i rozmyślań, a my mamy dostęp do kamer.
-Lucas załatwił?
-Tak, chodź idziemy do niego do biura aby to przeglądnąć!
-Rozumiem - kiwnąłem głową wstając od biurka. Jednak nie potrafiłem skupić się na niczym gdyż w myślach dalej miałem dziwne wrażenie, że coś istotnego mi przeszło koło głowy. - Siemasz Lucas - przywitałem się wchodząc do jego biura.
-Mam to co chcieliście - odpowiedział - Owen załatwił to najszybciej jak się tylko dało.
-No pokazuj to w końcu - ponagliłem go, ponieważ czas leciał, a ja musiałem znaleźć te dziecko.
-Spokojnie - odpowiedział i popatrzył się na mnie puszczając wideo z kamery, która musiała przecież coś nagrać. Westchnąłem gdy oglądaliśmy to na przyśpieszeniu, ponieważ nic podejrzanego się nie działo. Żadnych samochodów, ludzi czy podejrzanych ruchów aż do momentu gdy sąsiadka zgłosiła dziwne hałasy i przyjazd policji.
-Kurwa - warknąłem niezadowolony. Nic nie było i nie będzie o nich. Rodzice dziewczynki byli dobrymi ludźmi z czego wywnioskowałem z raportów, ale każdy ma w sobie gdzieś zło. Nie zostało mi nic innego chyba jak poprosić kogoś o pomoc. Bardzo nie chciałem, ale jeśli mam wiedzieć coś o rodzicach tej dziewczyny to nie miałem wyboru.
-Nic nie ma - westchnął Hank - co to może oznaczać?
-Ktoś wiedział iż jest kamera - stwierdził Lucas - może od tyłu coś było robione w końcu przez krzaki weszło te zwierzę.
-Co robimy Gregory?
-Muszę to na spokojnie przemyśleć - oznajmiłem wiedząc, że muszę wyrwać się stąd aby dostać może jakieś istotne informacje w tej sprawie.
-Co mamy zrobić? - spytał Hank.
-Dajcie tą sierść do badania - oznajmiłem dając im w foli kawałek sierści, którą zebrałem ze sobą - ja się muszę przejechać Corvettą i pomyśleć na spokojnie. Zobaczcie jeszcze po aktach. Może coś mi umknęło - wyjaśniłem im i skierowałem się do wyjścia z biura. Telefon i kluczyki zawsze miałem przy sobie więc to nie był problem aby zjeść na dół i wyjechać.
-Dobrze - odpowiedział Hank, ale nic więcej nie słyszałem do niego. Szybkim tempem zszedłem na sam dół komendy i wpadłem do auta. Nie mogłem tutaj zadzwonić i dobrze o tym wiedziałem, ponieważ komenda miała oczy i uszy dookoła siebie.
-105 status 5 - zgłosiłem na radiu i ruszyłem spod podziemnego parkingu na zewnątrz. Gdy upewniłem się, że mam wyłączonego bodycama wybrałem numer do jednej osoby, która wie wszystko i o wszystkim.
-Co chcesz Gregory? Chwilowo nie mam czasu - usłyszałem głos mąciciela, na który się uśmiechnąłem. Dawno się nie słyszeliśmy, ale niestety potrzebowałem pomocy.
-Potrzebuje informacji - odpowiedziałem prosto z mostu.
-Jakich?
-To jest grubsza sprawa - oznajmiłem - naprawdę potrzebuje pomocy w tym, bo sobie nie radzę.
-Nie oszukujmy się z tym Gregory! Ty nigdy nie potrzebujesz pomocy tylko twoi towarzysze nie potrafią wyciągać informacji i ich przekazać! Gdzie jesteś?
-Na mieście, sam - odparłem.
-Przyjedź na siedzibę.
-Nie na Burgershota? - spytałem mocno zdziwiony gdyż zwykle był w restauracji.
-Nie, bo dziś mnie tam nie ma - odpowiedział spokojnie - w ile dasz radę przyjechać?
-Do dziesięciu minut - stwierdziłem kierując się już na siedzibę mąciciela.
-Więc cię oczekuję - rozłączył się, a ja włączyłem sygnały dźwiękowe aby szybciej przejechać pół miasta w stronę doków i dzielnice pełną domów, a wśród nich tej jeden siedziba Kuia. Wyglądał tak jak każdy inny, ale w piwnicy była siedziba BS. Podjechałem pod garaż, a on otworzył się przede mną i mogłem wjechać w głąb siedziby. Zaparkowałem samochód przy którymś z chłopaków aut i wysiadłem z wnętrza veci, mając przy sobie papiery odnośnie dzisiejszego ambarasu.
-Witaj Gregory! - głos Kuia odbijał się od ścian ogromnego pomieszczenia.
-Dobry panie Kui - przywitałem się uśmiechając słabo.
-Mów o co chodzi to może ci pomogę z tym! - oznajmił i pokazał mi dłonią abym usiadł na kanapie. Zrobiłem to, ponieważ wcześniej zgłosiłem status drugi i wyłączyłem GPS więc bez lęku mogłem siedzieć w siedzibie. Przez pierwszy rok czułem się tu bardzo wyobcowany, ale z czasem przyzwyczaiłem się grać na dwa fronty. Wyciągnąłem za munduru akt zaginięcia i pokazałem go Kuiowi.
-Słyszałem coś o tym - stwierdził - Jessica Smith. Jej ojciec John Smith był bardzo dobrze ułożonym mężczyzną.
-To już wiem, a ja potrzebuję coś wiedzieć czego nie wiem - mruknąłem w odpowiedzi patrząc się wyczekująco na Kuia.
-Chłop lubił narkotyki - oznajmił - był nałogowym ćpunem, ale było go na to stać przez pracę.
-Jacyś wrogowie, ktoś kto chciałby jego śmierci?
-Niestety - odparł - jedyne co wiem to to iż nienawidził swojego dziecka skarżył się na niego cały czas.
-Hmmm - mruknąłem notując to w głowie - czyli jednak coś było na rzeczy z całą tą rodziną.
-Co masz na myśli? - spytał zdziwiony, ale też zainteresowany chińczyk. Wstałem z kanapy i zacząłem chodzić w kółko gdyż w ruchu najlepiej było mi myśleć.
-Córka podobno miała wiele zajęć przez to na jej ciele pojawiały się śliniaki. Co jeśli tak naprawdę dziewczynka była bita i stosowano na niej przemoc?
-Do czego zmierzasz?
-Do tego, że ktoś musiał wiedzieć o tym, ale dziadkowie nie wiedzieli, a rodzinny innej tu nie ma. Nachodzi pytanie więc kto jest bądź był zdolny do czegoś takiego! Sąsiedzi z pewnością nie, bo to bogata dzielnica. Nikt nikogo nie posądza o złe rzeczy! - mój mózg pracował na najwyższych obrotach szukając odpowiedzi i łącząc informacje ze sobą. - Kurwa nadal brakuje mi czegoś! - zacząłem szarpać swoje włosy zastanawiając się co zrobiłem nie tak w tym wszystkim.
-Uspokój się Gregory! - powiedział do mnie ciemnowłosy więc posłusznie usiadłem z powrotem na kanapie.
-Nie ruszyłem nawet z miejsca! Ciągle nie mam winnego ani podpowiedzi gdzie mogłobyć dziecko skoro mężczyzna nie miał problemu z dilerami. Nie było sensu... - przestałem mówić i spojrzałem na Kuia - czy ktoś ma psa? Srebrno włosa sierść! Jedynie to jest moja podpowiedź!
-Pies? - zamyślił się, a jego brwi zmarszczyły się w zastanowieniu.
-Tak duży pies, srebrna sierść! - to jedyna moja nadzieja na jakiekolwiek poszlaki.
-Przykro mi, ale nikogo kogo znam nie posiada takiego psa - odparł, a moja nadzieja zaprzepaściła się.
-Czyli zostaje opcja aby przeszukać tereny za dzieckiem, ale to bez sensu od dzielnic potem są same połacie lasów - schowałem twarz w dłoniach załamany. Jeszcze nigdy nie zawiodłem i nie chciałem zawieść, ale nie wiedziałem co mam zrobić.
-Czyli ciężko to widzisz - stwierdził, a ja kwinąłem potwierdzająco głową - od której siedzisz nad tą sprawą?
-Od samego rana jeżdżę po mieście pytam, rozkazuje i nie spodziewałem się czegoś takiego dziś! - wziąłem głęboki wdech i zamknąłem powieki na chwilę. - Nie nadaję się do tej akcji!
-Skoro Rightwill ci ją przypisał to może jednak się nadajesz? - powiedział z uśmiechem na ustach.
-Grzesiek! - do siedziby wpadł San, który widząc mnie rzucił się na mnie. Od razu odwzajemniłem przytulasa od niego w końcu byliśmy przyjaciółmi. Uwielbiałem tu wszystkich i to było dobra odskocznia od policyjnych znajomych.
-Cześć San! - uśmiechnąłem się do niego i może dlatego tak go lubiłem, bo przypominał trochę jego kuzyna, ale byli całkiem inni. Hank nie wie iż znam Sana i wolałbym aby tak też zostało.
-Wujek! Może Grzesiu by zabrał się z nami!
-Gdzie? - zapytałem nie rozumiejąc.
-W sumie przyda ci się odpocząć od tego całego przytułku zwanego potocznie policją! - rzekł Kui i po jego głosie zrozumiałem iż nie mam co zaprzeczać. Zdecydował za mnie więc zostało mi się tylko zgodzić, bo i tak by mnie wyciągnęli na to.
-Na biwak na jedną noc! Dziś będą spadające gwiazdy!
Czy dobrym wyjściem będzie jechanie z nimi?
Czy Gregory rozwiąże zagadkę?
2116 słów
Kolejny rozdział 18.01
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro