...stałem się kim jestem teraz
Przepraszam za opóźnienia ale załatwiałam kilka ważnych spraw!
Życzę wam wszystkim miłego dzionka i czytania!
Czekanie nie było moją mocną stroną. Nerwowo chodziłem po dolince nie mogąc znaleźć sobie zajęcia i to mnie denerwowało. Nie mogąc tego wytrzymać ruszyłem biegiem przez las aby cokolwiek zrobić. Bieganie odkąd mój bark się wyleczył było przyjemniejsze i nie czułem bólu. W głowie miałem tak wiele pytań i myśli, które powodowały, że głowa mi pękała. Nie wiedziałem dlaczego tak bardzo mnie ciągnie do niego i dlaczego też potrafiłem pójść w stronę ludzi jak typowo od nich uciekłem. Zdawało mi się chyba to, że on rozumie mnie i szanuję moje decyzje jakby one nie były w końcu kilka dni temu spytał się mnie czy to ja zabiłem i porwałem, oczywiście nie kłamałem go, bo miałem dziwne przeczucie, że on wie kiedy mówię prawdę, a kiedy coś mące i nie chcę powiedzieć jak było naprawdę. Wyciągał ze mnie informacje jak na tacy, mimo iż on tylko pytał takie rzeczy bym mógł na nie odpowiedzieć, a raczej byłbym w stanie to zrobić.
Niestety też robiłem tak jak chciał i oczekiwał pomimo, że nie czułem jakoś zagrożenia w tym, dlaczego o to pyta. Westchnąłem cicho biegnąc tak wśród drzew zastanawiając się co mam ze sobą zrobić. Wilki znalazły idealne miejsce do zamieszkania i przede wszystkim bezpieczne tylko miałem wrażenie, że coś tracę. Coś ważnego, ale prawie przez szesnaście lat żyłem jak jeden ze stada chociaż dla nich byłem niczym przywódca, ale jak widać wszystko się kiedyś kończy. Nie mogłem odejść od groty mimo tego, że jeden z wilków, który należał do stada był wcześniejszym obrońcą tego miejsca. Gdy ja wróciłem do miejsca gdzie rosła Luna od razu zostałem postawiony na czele stada i obrońca, ale jednak nie mogłem wszystkiego robić tak jak to robiła to Luna. Nie byłem nią i nadal nie rozumiałem tego jakim cudem porzuciła to wszystko wyłącznie dla mnie. Wiem, że straciła ważną część siebie i chyba znalazła ją we mnie, ale ja mam wrażenie, że nie do końca jestem świadomy kim tak naprawdę ja mam być.
W odbiciu wody z groty jak to ludzie zwą ją Ain Eingarp, bo jest cenna i to tak bardzo, że ludzie potrafią się o nią zabić. W końcu woda z groty miała właściwości lecznicze jak i magiczne. W jednym odbiciu w tafli wody można powiedzieć swą przeszłość czy przyszłość, ale ja widziałem w niej odbicie samego siebie choć nie do końca. Byłem poniekąd człowiekiem, ale i zwierzęciem. Jakbym sam nie był świadom tego co tak naprawdę oczekuje i pragnę od życia. Jednak taka była prawda, a jeziorko w grocie nie bez powodu nazywa się pragnieniem. Może pragnę być tym i tym, ale nigdy nie była to moja dobrowolna decyzja. Została mi odebrana pamiętnej nocy gdy na niebo wschodził księżyc, ale nie taki zwykły bowiem był to pamiętny krwawy księżyc gdy zabarwił się cały na czerwono. Niektórzy z ludzi wierzą, że w pełne zaćmienie, spełniają się marzenia gdy pośle się w stronę księżyca pragnienie bądź skryte marzenie i będzie wpatrywać w tarczę ziemskiej satelity. Dla niektórych to bujda, ale niektórzy modlą się co noc do księżyca, który rozświetla panujący mrok w sercu i wokół. Jako dziecko wierzyłem w to, bo Luna często wpatrywała się w biały punkt na ciemnym niebie. Może byłem tylko dzieckiem, ale prośby skierowane do księżyca nigdy się nie spełniały oprócz tej jednej. Nie była to wtedy nawet moja prośba i mimo, że byłem taki mały to pamiętałem wszystko. To było silniejsze ode mnie po prostu nie umiałem wyrzucić z siebie tych ciężkich przeżyć.
Spędzałem czas z Luną na zabawie piłką gdyż bardzo lubiła za nią ganiać co mnie cieszyło. Mama wraz z tatą mieli mieć wolny tydzień. Nie wiem nawet kiedy wakacje minęły tak szybko i zaczął się kolejny rok szkolny, ale tym razem był inny, bo Luni miała swoją miskę posłanie, a nawet mogłem wychodzić do lasu w jej obecności. Mama zaufała jej choć tata był sceptycznie nastawiony do wilka w domu. Nie tolerował jej i zdarzało się iż przez przypadek ją uderzył, co mi się nie podobało, ale Luna była bardzo spokojna i wyrozumiała. Wydawało mi się, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że ją krzywdzi w ten sposób. Lekcje z nauczycielką były dość ciekawe. Powoli uczyłem się pisać słowa oraz drobne zdania. Jednak czas spędzony przy Lunie był najciekawszy. Chodząc z nią do lasu uczyłem się sporo o nim i jak oraz co robić w kryzysowej sytuacji. Pokazywała wiele zastosowań i to jak polować na zwierzynę choć nie rozumiałem dlaczego mi to pokazuje, ale widząc jakie szczęście jej to daje nie potrafiłem odmówić. Robiło się coraz zimniej i na zewnątrz już chodziłem w bluzie oraz długich spodniach. W końcu niedługo spadnie śnieg choć zapewne będzie na chwilę niż aby był przez długi czas. Rzucałem wilczycy zabawkę, a ona przynosiła mi ją bym jej rzucił jeszcze raz. Bardzo dobrze się przy tym bawiłem jak i ona. Mama powinna być za niedługo, ponieważ miała dziś krótszą zmianę, a ja odrobiłem zadanie i zjadłem obiad. Mieliśmy jechać do miasta, bo coś potrzebowała kupić i miałem zamiar wziąć Luni z nami.
-Mamo! - uśmiechnięty pobiegłem w stronę podjazdu na którym stanął samochód należący do mamy, a z jego wnętrza wyszła kobieta.
-Co robisz na zewnątrz! Powinieneś być w środku domu! Luna dlaczego on nie w domu! - teraz zobaczyłem, że wilczyca stoi za mną, a słysząc słowa rodzicielki złapała mnie za bluzę i zaczęła ciągnąć do drzwi. Przez pierwsze sekundy nie wiedziałem co się dzieje, ale po chwili wybuchnąłem śmiechem dając się prowadzić do drzwi. Chyba pierwszy raz widziałem szczere rozbawienie szarookiej. Po chwili byliśmy w salonie, a mama podeszła do lodówki by zapewne zagrzać jedzenie.
-Luni może z nami jechać do miasta? - spytałem się rodzicielki i głaskałem moją wilczycę, która leżała pode mną machając radośnie ogonem.
-To nie jest dobry pomysł Erwin.
-Ale będzie siedzieć w aucie! - mruknąłem zawiedziony odmową, bo myślałem, że jednak dam radę ją namówić.
-Nie Erwin! To zwierzę nie zabawka! Ma siedzieć na zewnątrz jak my będziemy w mieście!
-Ddobrze - wyszeptałem wtulając się w futerko, które mnie uspakajało, a piesio polizał mnie po policzku.
-Ale jak pojedziemy po ojca to możesz ją wziąć - nie spodziewałem się takiej propozycji, ale uśmiech sam wkradł mi się na usta. Więc tak jak mama prosiła jak zjadła obiad, wypuściłem Lunę na zewnątrz. Ona nie chętnie ruszyła w stronę lasu, ale niestety mama wraz z tatą zabronili aby ona była w domu gdy nikogo nie było. Na zewnątrz miała prowizoryczną budę zrobioną jakby potrzebowała się schować. Mama w czasie zakupów była nerwowa. Kupowała jakieś dziwne rzeczy z apteki oraz od jakiegoś podejrzanego mężczyzny, ale może mi się wydało tylko tak. Nim się obejrzałem byliśmy w domu i miałem dla Luny kość taką dużą dla psów. Zrezygnowałem aby kupić sobie coś na rzecz mej przyjaciółki. Zawołałem ją i czekałem aż przybiegnie z lasu co się wydłużało. Zdenerwowany czekałem na tarasie i patrzyłem się w powity mrokiem las. Było w końcu późno, ale nie chyba aż tak aby Luna nie wróciła. Denerwowałem się i ponownie krzyknąłem za nią czując się źle, że nie przychodzi. Wiedziałem, że jest dzika i nie mogę nad nią zapanować całkowicie, ale miałem nadzieję, że nie będzie uciekać daleko. Z pochmurniałem zaciskając dłonie na kości aż nie usłyszałem szelestu w krzakach. Pełny nadziei rozglądałem się za Luną. Gdy ją zobaczyłem aż kamień z serca mi spadł.
-Nie wiesz jak się martwiłem - mruknąłem cicho od razu wtulając się w nią.
-Waaaf - szczeknąła i polizała mnie po policzku.
-Mam coś dla ciebie! - podałem jej pod pyszczek kostkę, a ona zaczęła ją wąchać by następnie ją wziąć machając ogonem radośnie. Tak jak mama obiecała pojechaliśmy po tatę. Luna wręcz się cieszyła z tego co się dzieje i widzi kawałek świata więcej.
Nim się obejrzałem był piątek powoli nadchodził wieczór i nie mogłem doczekać się nocy gdy z Luną zobaczymy wschodzący księżyc, a następnie jego zaćmienie. Byłem tym zjawiskiem tak zafascynowany, że nie zauważyłem iż Luna powinna być już z powrotem u mnie, bo tata stwierdził, że trzeba wziąć ją do weterynarza. Nie wiedziałem dlaczego, ale może coś zauważył nie tak z nią w końcu nie byłem lekarzem jak oni. Gdy księżyc powoli wschodził na niebo, a nadal nie było mojej przyjaciółki, powoli wszedłem do salonu z pola i rozglądnąłem się za nią, bo auto taty było wraz z autem mamy. Słyszałem jakieś stłumione piski z dołu i nie wiedziałem co się dzieje tak naprawdę. Bałem się schodzić tam na dół, ale miałem wrażenie, że słyszę Lunę. Niepewnie zacząłem schodzić po schodach po tym jak mentalnie w głębi siebie wygrałem bitwę z lękiem. Lecz trzymałem się ściany aby nie upaść. Po cichu zszedłem na dół i pierwszy raz byłem w piwnicy. Wokół było ciemno, ale z pomieszczenia na przeciw wydobywało się przez uchylone drzwi, światło. Zaskoczony tym podszedłem do metalowych drzwi i zerknąłem do środka. Moje serce nagle przestało bić a nawet wstrzymałem powietrze. Do stołu była przypięta Luna, która była cała w krwi. Niewiele myśląc przecisnąłem się przez drzwi, które wydały z siebie dźwięk i podbiegłem do wilczycy.
-Luna! - przestraszony spojrzałem na nią i złapałem ją za łapkę. Nie wiem nawet kiedy zacząłem płakać. Jej ciało było w szramach i ranach, a jej cudowne futerko nie było już tak miękkie.
-Waa - nie szczeknąła nawet całkowicie i przestraszyłem się, bo jej żółte oczy robiły się blade wydawała się być przerażona. Chciałem ją uwolnić by jej pomóc, bo nie rozumiałem tego co się tu dzieje aż nie poczułem jak ktoś mnie łapie od tyłu i przykłada coś pod usta. Rzucałem się płakałem i krzyczałem, ale świat zaczął wirować mi przed oczami, a nawet zaczął się rozmywać aż nie odleciałem.
Tej nocy stało się tak wiele rzeczy, których się nigdy nie spodziewałem. Miejsce, które zwałem domem i osoby, które były w jakiś sposób dla mnie ważne okazały się być zdradzieckie. Mimo dobrych intencji byłem tylko dla nich eksperymentem i może dlatego tak chorowałem wiecznie.
Otworzyłem oczy i przez chwilę nie dochodziło do mnie to co się dzieje. Leżałem na czymś twardym i słyszałem piski z któregoś boku. Nie potrafiłem określić wszystko było takie dziwnie rozmazane i nie wyraźne. Jednak piski Luny przebijały się przez tą otoczkę mgły w moim umyśle. Gdy poczułem dotyk na szyi, który nie był przyjemny skoncentrowałem się nad tym aby zobaczyć kto mnie złapał. Otworzyłem szerzej oczy widząc tatę, który ubrany miał biały kombinezon na sobie i coś kombinował. Przerażony rozejrzałem się wokół nie potrafiąc nic wydobyć z swych ust aż zauważyłem mamę.
-Gdybyś tylko nie zszedł tu, to by do tego nie doszło Erwin - nie znałem jej z tej strony... powiedziała to cicho, ale jej głos był zimny i obojętny. Przerażony zacząłem się rzucać aż ojciec nie stanął nade mną i brutalnie wbił mi coś w szyję. Zacząłem płakać przerażony, bo miałem nadzieję, że to tylko chory sen i nic więcej. Gdy poczułem ból w szyi miałem nadzieję, że to chwilowe przez tą igłę, ale gdy zaczęło mnie palić... Z mych małych ust wydobył się krzyk i płacz. Chciałem się podnieść, ale moje dłonie były związane mocno do stołu.
-Hmm jak widać za mocna dawka - nie rozumiałem co mówi jaka dawka jedyne co mogłem zauważyć, że matka bierze kolejną igłę, a ojciec bierze nóż. Słyszałem rozpaczliwe wycie i skowyt mej wilczycy, który przebijał się przez moje żałosne krzyki bólu. Mdlałem z tego wszystkiego, ale oni nie pozwalali mi na to. Ojciec ciął moje nogi żywcem gdy matka wlewła we mnie coraz to więcej kolorowych płynów. Nagle zacząłem się cały trząść, a nie mogłem zapanować nad sobą. Nie wiedziałem co się dzieje. Starali się mnie chyba uspokoić, choć nie wiedziałem po prostu bolało mnie mnie wszystko. Nagle pochłonęła mnie ciemność, a ja nie wiedziałem co tak naprawdę się dzieje. Ostatnie co widziałem to te żółte ślepia wpatrzone we mnie i czerwony blask, który nagle padł na mnie przez okienko w górze pomieszczenia. Nicość to wszystko co czułem i widziałem wokół. Nie wiedziałem gdzie jestem, ale przeraźliwe zimno było męczące.
Księżyca promienie padały na ciało małego Erwina, który dostał padaczki, a rodzice widząc, że żadne leki nie pomagają by unormować sytuację. Zrozumieli jaki błąd popełnili. Serce małego bardzo szybko przestało funkcjonować, a ciało pełne ran i dziwnych plam stało się blade zaś ten brązowe oczka stały się praktycznie białe. Zabili niewinne dziecko choć na początku mężczyzna udawał, że nic się nie stało, ale z każdą sekundą rozumiał, że już więcej nie będzie go. Rodzice spojrzeli na siebie przerażeni i nerwowo patrzyli w swoje oczy jakby rozmawiali ze sobą. Cichy skowyt wilka rozbrzmiewał wśród ciszy jaka zapanowała w pomieszczeniu. Nawet tak chaotycznych oddechów nie było słychać. Puścili wilka z klatki i wyszli z pokoju nie zdjąć sobie sprawy z tego co ma się stać. Bowiem, ktoś zadzwonił po policję słysząc przeraźliwe krzyki dziecka mimo iż były stłumione przez ściany budynku. Młoda para zrozumiała, że za okrucieństwo nad dzieckiem pójdą na dożywocie, a w więzieniu ich zabiją za to. Więc niewiele myśląc wsiedli w samochód odjeżdżając w stronę klifu.
Gdy oni starali się pozbyć wyrzutów sumienia, Luna zaczeła płakać nad ciałem swego podopiecznego. Płakała wyła błagając aby się obudził, bo już czuła ból przy stracie młodych lecz ten był silniejszy. Wiedziała, że już się nie obudzi lecz widząc iż księżyc jest już w pełni oraz cały czerwony, zaczęła się modlić do księżyca by uratował niewinne dziecko, które zostało zranione. Chciała oddać mu swoje ciało gdyż te jego było zniszczone aż za bardzo. Błagała swe bóstwa by zlitowały się nad nim, bo nie zasługiwał. Nagle przed nią pojawił się czerwony wilk, który rozjaśniał sobą mrok, który zapadł w pomieszczeniu.
-Jestem życiem i śmiercią Úlfur - jego głos był srogi, ale i przyjemny - Natomiast ty jesteś strażniczką groty życia i pragnień! Powinnaś bronić miejsca, które daje życie i śmierć! Zostałaś do tego wybrana przeze mnie!
-Błagam on nie może umrzeć! - powiedziała do wilczej zjawy.
-Każde życie ma swoją cenę!
-Wiem i wezmę na siebie każdą cenę.
-Stracisz więc życie, a twój podopieczny zajmie twoje miejsce jako strażnika groty! Jednak to nie wszystko! Bowiem księżyc życzy sobie coś więcej za cenę jego życia!
-Co takiego? - zapytała wiedząc, że ma mało czasu bowiem zaćmienie powoli zachodziło.
-Będzie chronić takich jak on! Wiele dzieci błaga księżyc o pomoc lecz ta pomoc nie nadchodzi.
-Ma być potworem?
-Będzie wzbudzał strach w ludziach będzie mordował, ale i ratował!
-Gdzie jest haczyk?!
-Miłość dla niego będzie zabójcza! Więc jaka jest twa decyzja? Czas ucieka.
-Zgadzam się tylko niech żyje!
Tej nocy narodził się wilk o srebrnej sierści i złotych oczach, które widzą to co dobre i co złe. Stał się sługą księżyca by chronić tych co sami się nie obronią tych najmniejszych, którzy nie mają jak powiedzieć, że dzieje im się krzywda. Mimo iż stał się postrachem wśród ludzi to jednak był też tym dobrym. Wypełniał swoje obowiązki jednak tak jak powiedział posłannik księżyca miłość może być dla niego zgubna, ale czy może być też wyzwoleniem?
Dlaczego miłość może być zgubna?
Dlaczego to pamięta Erwin?
2454 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro