Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sprawa do rozwiązania

Witam serdecznie wszystkich w kolejnym rozdziale!
Trochę trzeba było się naczekać!
Mamy nadzieję, że się spodoba wam taki bieg wydarzeń!
Bo zaczyna się akcja i to nie byle jaka!
Miłego dzionka życzę!

Komenda Mission Row to jedna z większych komend w okolicy jak i w mieście. Jedyna pełniąca życiem gdyż nie było wystarczająco dużo funkcjonariuszy aby zapełnić wszystkie miejsca pracy dla policji. Z cichym westchnięciem wjechałem na dolny parking aby zaparkować swój samochód na wolnym miejscu parkingowym. Dużo wozów stało na swoich miejscach inne były nie policyjne, bo niektórzy własnymi samochodami przyjeżdżali i zostawiali je zamiast ich policyjnych radiowozów. Każdy miał prawo decydować o swoim radiowozie tak jak ja zadecydowałem iż będę nim dojeżdżać do pracy i będzie używany do prostych ludzkich czynności. Tylko wtedy nie wolno używać kogutów ani wymuszać od lokalnych pierwszeństwa, bo jest się uprzywilejowanym wozem.

Wyłączyłem silnik veci i wyciągnąłem ze stacyjki klucze, a następnie wyszedłem ze środka zamykając delikatnie drzwi za sobą. Od razu skierowałem do drzwi z parkingu, które poradziły do piwnicy gdzie były cele, archiwum oraz kilka sal do przesłuchań "złych" ludzi. W swojej karierze wysłałem kilka osób na długie lata odsiadki więc też dużo miałem przez to wrogów, jednak nie bałem się ich. Zbyt dużo i tak zrobiłem w życiu aby żałować kilku błędów, które według prawa są poprawne, a według mafiozów są negatywne. Poprawiłem mundur i skierowałem się do schodów na parter gdzie było kilka podstawowych rzeczy każdego funkcjonariusza. Dużo z nas siedziało za biurkiem wyczekując zgłoszeń czy notując i składając raporty do szefa policji, który pilnował tego ambarasu. Skoro mowa o szefie policji był to sam Sonny Rightwill. Doświadczony i mający respekt wśród wszystkich tych złych jak i dobrych, białowłosy policjant. Był wzorem dla wszystkich i każdy miał szacunek dla mężczyzny, który wymagał od nas bardzo dużo, ale w sumie to dobrze, ponieważ przynajmniej jednostka była bardzo dobra i zawsze na miejscu gdy trzeba było. Tylko nie zawsze gdy potrzebuje ja pomocy. Dla ludzi chodzący terminator to da radę ze wszystkim. No tak to nie działa i to jest najgorsze iż w pewnym momencie szczęście nie będzie mi dopisywało, a naprawdę stanie mi się taka krzywda z której nie wyjdę tak szybko ze szpitala bądź w ogóle.

-105 status pierwszy - zgłosiłem na radiu idąc do zbrojowni po to co brakuje mi przy sobie. Trzeba przy okazji amunicję uzupełnić w pistolecie i wymienić teizer, bo ten nadaje się do kosza.

-01 do 105 - padł komunikat na radiu, a od razu było słychać iż woła mnie szef policji.

-105 zgłasza - odpowiedziałem wybierając kajdanki do wyposażenia i przypinając je do pasa.

-Do biura zapraszam.

-10-4 - odpowiedziałem i na szybko dobrałem amunicję oraz nowy teizer. Szef nie lubi gdy się człowiek spóźnia i to zrozumiałe iż systematyczność oraz punktualność jest dla niego najważniejsza. Zapukałem do drzwi biura, które mieściło się piętro wyżej wraz z ważniejszymi pomieszczeniami jak sala konferencyjna, kilka biur dla wysoko postawionych czy Aiadu. Wszystko było kontrolowane i z jednej strony dobrze z drugiej nie.

-Proszę! - padło słowo na które czekałem więc uchyliłem drzwi i wszedłem do środka.

-Tak szef? - spytałem zamykając za sobą drzwi.

-Usiądź - pokazał dłonią na krzesło na przeciwko jego biurka więc wykonałem polecenie wyższej rangi i spojrzałem na mężczyznę zastawiając się do czego to dąży - wiesz po co cię tutaj wezwałem?

-Nie za bardzo szefie - odparłem spokojnym głosem, a mężczyzna przesunął w moją stronę teczkę, którą wziąłem i podniosłem w dłoniach. Bez zwlekania przejrzałem na szybko akta i zdziwiłem się dosyć mocno - dlaczego szef mi to pokazuje?

-Ponieważ nikt z wydziału poszukiwań nie jest w stanie teraz zająć się tą sprawą.

-I mi szef to przypisuje jak ja zajmuję się kryminałem, a nie zagubionymi dziećmi - odparłem.

-Wiem, że zajmujesz się zabójstwami i skazywanie ludzi na wyrok sądu czy też ochronie świadków, ale to jest grubsza sprawa. Zapoznaj się z nią i weź ze sobą jednego bądź dwóch policjantów, którzy są według ciebie najbardziej odpowiedzialni do tej roboty.

-No dobrze - mruknąłem - zobaczę co da się szefie z tym zrobić no, ale to nie moja sprawa.

-Rodzice dziecka zostali rozszarpani jak przez dzikie zwierzę, a dziecko zaginęło. Wydział śledczy nic nie znalazł na miejscu zbrodni.

-Kiedy to się stało?

-Dziś w nocy - odpowiedział - nikt nic nie widział. Kamery nic nie uchwyciły. Nie wiadomo co stało się z dzieckiem, ale dziadkowie modlą się o to iż aby się znalazło, a w naszych...

-W naszych rękach jest ludzkie życie - dokończyłem motto i pokiwałem głową zgadzając się z nim. Jeśli nikt z wydziału poszukiwań nie jest w stanie nic zrobić to nie zostało mi nic innego jak pojechać na miejsce zdarzenia.

-Montanha wybrałem cię, ponieważ wiem, że masz niezbędne umiejętności do tego i patrzysz w inny sposób na niektóre rzeczy - musiałem się z nim zgodzić, ponieważ myślałem bardzo nieszablonowo gdyż nie powiem poznałem trochę mafijny świat. Nie lubiłem porachunków, które robił Kui, ale czasami rozumiałem, dlaczego je robi. Muszą trzymać pozycję, a jak osłabną to mogą być zagrożeni przez inne mafię. Tak wygląda świat. Najsilniejsi zwyciężają, a słabi muszą upaść. Chociaż nie do końca zgadzam się z tym, bo nawet słaby może stać się silny. Wystarczy, że odpowiednio się pokaże komuś jak żyć i co robić aby stać się z dnia na dzień silniejszym.

-Wiem szefie - wstałem z krzesła i wziąłem ze sobą akta.

-Nasz tam jeszcze powiązane sprawy i bardzo podobne, ale dzieci nie znikały - dopowiedział więc kiwnąłem głową i wyszedłem z biura bez słów. Musiałem siąść do biurka i na spokojnie przemyśleć kilka spraw odnośnie tej akcji jednak najlepiej miejsce zbrodni. Wszystko powinno być zabezpieczone przez śledczych.

-105 do 208 - powiedziałem na radiu.

-Zgłasza.

-Jakie twoje 10-20? - spytałem.

-Komenda Mission Row - odparł.

-Zapraszam na dolny parking - oznajmiłem gdyż chciałem aby to właśnie on był ze mną na tej interwencji.

-10-4.

Zszedłem na dolny parking, a tam już czekał na mnie Hank Over. Mój towarzysz i przyjaciel choć czasem zastanawiałem się czy na pewno jest moim przyjacielem tak naprawdę. Chociaż czasami na mnie się skarży to jednak ceniłem jego towarzystwo i humor. Nie każdy był idealny. Na przykład ja nie byłem, ponieważ współpracowałem po cichu z mafią. Nie miałem wyboru, ale z czasem po prostu się przywyknąłem do tego i, że często ratowałem im dupę w końcu każdy wie iż nie jestem jakoś najlepszym kierowcą, a jednak często na pościgach jestem aby doszlifować swoje umiejętności. Tak naprawdę to Carbo nauczył mnie wraz z Vasquezem lepiej jeździć moją vecią, ale nie pokazywałem w policji swoich nabytych umiejętności.

-Gdzie jedziemy?

-Na osiedla mieszkaniowe domków dla bogatych ludzi - oznajmiłem i wsiadłem do Corvetty, bo nie była zamknięta na pilota. Nie było po co nawet jej zamykać skoro nikt nie był zdolny włamać się na ten parking gdzie są kamery. Wszystko było przemyślane i w sumie wpadło mi do głowy, że dobrze będzie jak sprawdzę wszystko własnoręcznie na miejscu zbrodni. Z cichym westchnięciem wyjechaliśmy z komendy i skierowałem się na Bogate dzielnice aby wszystko spokojnie zobaczyć. Może wydział śledczy coś przeoczył albo tylko zobaczyli i pominęli coś istotnego. Ważnego w tej sprawie. Zajechaliśmy na miejsce w pół godziny. Niespieszno mi było na miejsce zdarzenia, ponieważ jeśli akta zostały sporządzone to śledczy pewnie już zrobili swoją robotę, ale czekają na miejscu aby przyjechał EMS żeby zabrać zwłoki ludzi, którzy umarli. Droga minęła nam w ciszy gdyż nie byłem za bardzo rozmowy. Nie lubiłem takich akcji. Wolałem pilnować ludzi czyli świadków zdarzeń bądź być ich ochroniarzami przez jakiś etap czasu aż nie złapiemy sprawcy. Oczywiście prowadzenie grubszych spraw też było przeze mnie bardzo lubiane i nigdy nie narzekałem na rozplanowanie. Jednak dziś miałem inną sprawę do roboty. Wysiedliśmy z radiowozu i od razu widziałem kto jest na miejscu.

-Po co tu jesteście? - spytał Lucas dowódca wydziału śledczego zajmującego się poszlakami i zbieraniem ich do akcji. Nawet zawodowca czasem może się pomylić w pewnych sytuacjach.

-Z rozkazu samego Sonnego Rightwilla przejmuje tą sprawę - oznajmiłem i bez zwlekania przeszedłem przez taśmę policyjną.

-Przecież wydział kryminalny innymi rzeczami się zajmuje!

-Od dziś jest inaczej - odparłem wchodząc do mieszkania - mów co jest.

-Więc sytuacja wygląda tak iż nie ma żadnych poszlak w domu ani żadnych śladów po zabójstwie. Po dziecku też nie ma śladów jakby znikło więc możliwe, że zostało porwane - wyjaśnił nic nie mówiąc mi tak naprawdę.

-Muszę rozglądnąć się po terenie - oznajmiłem mu i zauważyłem klapkę dla psów na wstępie gdy wchodziliśmy do domu. - Czy właściciele mieli psa?

-Tak.

-Co z nim? - spytałem i zerknąłem na policjanta, a za nami szedł Hank.

-Pies jest u dziadków - odparł i zmarszczył brwi - sądzisz iż pies otworzył drzwi?

-Nie sądzę - odpowiedziałem gdyż to byłaby głupota posądzać psa, ale drzwiczki w drzwiach wystarczyły aby dziecko mogło samo wyjść - ile lat ma zaginiona?

-Sześć lat - odpowiedział Hank.

-Mogła zmieścić się w drzwiczkach - powiedziałem cicho i doszliśmy do salonu gdzie wydarzyła się ta rzeź. Wszędzie była wyschnięta krew ofiar przez to westchnąłem cicho. Wyglądało to naprawdę jakby dzikie zwierzę to zrobiło, ale problem jest taki iż jak patrzyłem na rany rozszarpane to nie było charakterystycznego ugryzienia psa czy kotowatego zwierzęcia. Obejrzałem potocznie rany i rozejrzałem się po salonie. Wszędzie przepych i bogato. Rodzina mogła być bogata i mogła też mieć jakiś wrogów.
Przeszedłem do kuchni i obejrzałem wszystko swoim sprawnym wzrokiem. - Gdzie pokój dziecięcy?

-U góry - odpowiedział Lucas więc ruszyłem po schodach do góry szukając coś co dałoby mi jakąś poszlakę. Jednak pokój dziecięcy wyglądał normalnie trochę minimalistycznie biorąc pod uwagę cały dom i przepych, który panował w nim.

-Co wiemy o dziecku?

-Chodziła do przedszkola dobrze się uczyła, pani jednak zauważyła śliniaki na ciele dziewczynki jednak rodzice wytłumaczyli lekcją jazdy konnej oraz piłki siatkowej.

-Rozumiem - mruknąłem i zszedłem na dół omijać mężczyzn, którzy chodzili za mną - drzwi tarasowe były uchylone?

-Nie my je uchyliliśmy aby wywietrzyć smród - odparł na moje pytanie więc wyszedłem na zewnątrz przedwczoraj padało więc gdzieniegdzie powinna być jeszcze mokra ziemia aby sprawdzić czy są jakieś ślady inne niż te, które należą do rodziny. Moim oczom ukazał się strzępek sierści na gałęzi, a w grządce żywopłotu był ślad przypominający psi.

-Jakie rasy posiadają psa?

-Rasy Haski - oznajmił - po co pytasz?

-Jestem ciekawy - odparłem i podniosłem się. Bardzo nie ciekawa sprawa. Praktycznie brak dowód nikt nic nie widział i nie słyszał. Wszystko wygląda na pracę profesjonalisty tylko pytanie po co mu dziecko.

-I co masz coś?

-Zleć swoim aby sprawdzili kamery jeśli to jacyś włamywacze z psami to na pewno gdzieś coś musiało zostać uchwycone - stwierdziłem - ja zapytam jeszcze raz rodzinę poszkodowanych. Posprzątajcie wszystko tutaj. Lepiej aby nikt się nie kręcił w tej okolicy teraz.

-Dobra - kiwnął głową.

-Hank jedziemy.

-Jak myślisz kto to zrobił? - spytał się mnie, a ja spojrzałem na niego.

-Nie mam bladego pojęcia, ale dowiemy się w końcu tu każda minuta oraz godzina się liczy - mruknąłem martwiąc się. Plus jest jeden iż jest ciepło gdy zapada zmrok więc dziecko nie wyziębi się, ale mam dziwne wrażenie, że to nie człowiek zrobił. Muszę to przemyśleć i odpowiednio prześledzić własnymi sposobami skoro policja jest bezsilna. Do domu dziadków ofiar dojechaliśmy znowu w ciszy. Hank sprawdzał coś na tablecie gdy ja jechałem do domu starszych osób. Sytuacja nie wyglądała dobrze, ale musiałem jakoś pomóc w tym śledztwie. Każda informacja była na wagę złota i mogła doprowadzić nas do zaginionej osoby.

-To tutaj?

-Na to wychodzi - odparłem i wysiedliśmy z auta, które zamknąłem pilotem dla bezpieczeństwa przed zabraniem go spod domku. Podszedłem do furtki i zadzwoniłem domofonem.

-Halo?

-Z tej strony Gregory Montanha kapitan trzeciego stopnia. My odnośnie dzisiejszego nieszczęsnego wypadku. Mamy kilka pytań.

-Zapraszam - odparła kobieta, a furtka wydała z się cichy pisk sygnalizujący otwarcie.

-Chodź Hank - po nagaliłem go idąc w stronę drzwi wejściowych, które otworzyła starsza kobieta - dzień dobry pani.

-O cco chodzi pproszę pana?

-Jestem Gregory Montanha ze mną jest Hank Over mamy kilka pytań, ponieważ prowadzimy tą akcję i potrzebuje informacji aby znaleźć pańską wnuczkę.

-Prosze - mruknąła posępnie i pozwoliła nam wejść do środka prowadząc nas do salonu. - Chcą panowie kawy herbaty?

-Nie dziękujemy jesteśmy na służbie - odpowiedziałem - chciałbym zapytać czy coś się działo ostatnio w pańskiej rodzinie? Jakieś problemy finansowe? Nieciekawie towarzystwo?

-Wszystko w porządku proszę pana - odparła - Tina była bardzo odpowiedzialna jak i jej mąż. No niestety Jessica ciągle jakiś uraz łapała, ale wie pan jak to bywa z dziećmi. Nie patrzą co robią i potem takie, a nie inne problemy.

-Rozumiem i naprawdę nam przykro z utraty dziecka - rzekł Hank.

-Postaramy się jak najszybciej znaleźć pańską wnuczkę - sprostowałem słowa mojego patrol partnera - usłyszałem iż państwo zabrali psa ze sobą.

-Tak Henio jest przyjaznym pieskiem. Henio! - do salonu wpadł haski, ale jego sierść była biała nie srebrna jak na żywopłocie. Ta sytuacja się gryzła i to bardzo. Pies podszedł do mnie od razu więc pogłaskałem go po głowie i od razu mój wzrok skierował się na łapy psa. - Czy Heniek mógł coś zrobić źle?

-Na terenie posesji znaleziono srebrną sierść zapewne należącą do psa dużego rozmiaru. Jednakże nie jest to ta sama co pani pies ma.

-Myśli pan, że to mogło być dzikie zwierzę?

-Nie wiem, ale mam przypuszczenia iż ktoś mógł wykorzystać zwierzę do tego przestępstwa.

-Ale znajdziecie Jessice?

-Zrobimy co tylko możemy - rzekłem gdyż będzie trzeba to jakoś połączyć tylko problemem jest to iż nie wiemy jak i co. Dopóki nie mamy podglądu z kamer nie mamy jak ruszyć dalej. Wziąłem głęboki wdech i wydech. Zapowiadała się ciężka praca na dziś i kolejne dni.

Czy Gregory dobrze myśli?
Kto jest winny ataku i porwaniu dziecka?

2169 słów

Kolejny rozdział 04.01.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro