Przypadkiem
Witam wszystkich serdecznie w kolejnym rozdziale!
Jak emocje po nocnym?
Życzę miłego czytania i dzionka!
Perspektywa Monte
Patrzyłem na to jak każdy interesuję się Erwinem i tłumaczy mu to co chce by wiedział. Może to dobrze, ale nie do końca podobało mi się to, że Kui chce wykorzystać go do swoich niecnych planów. Jednak nie mogłem się mu sprzeciwić, bo nie miałem na tyle siły aby to zrobić poza tym zrobienie z Chaka wroga to najgorsze co mógłbym zrobić. Musiałem pogodzić się z tym co ma się dziać, ale bardzo nie chciałem aby Erwin zaczął życie człowieka jako przestępca. Chciałem aby miał wybór, a mąciciel go właśnie zabrał.
-Wracam do siebie - oznajmiłem spokojnie i spojrzałem na Erwina czy jedzie ze mną, ale nie musiałem nic mówić po prostu podszedł do mnie.
-Nie zostaniecie? - spytał smutny Dia.
-Muszę ogarnąć rzeczy w mieszkaniu i pokazać Erwinowi gdzie mieszkam.
-Nie możecie tu zostać? - nie spodziewałem się tego pytania ze strony Vasqueza.
-Muszę pozałatwiać sprawy swoje więc nie za bardzo - odparłem, bo musiałem przemyśleć to wszystko na spokojnie. Nie oszukujmy się, ale nie czułem się pewnie teraz będąc pod okiem Kuia.
-Trzymajcie się! - pożegnali się z nami, a ja delikatnie popchnąłem Erwina do wyjścia z salonu do przedpokoju by zejść tajnym przejściem na dół do swojej veci. Oczywiście nie sprzeciwiał się i grzecznie robił to co kazałem więc nie sprawiał problemów.
-Gdzie idziemy? - spytał bardzo cicho.
-Do mojego samochodu i pojedziemy do mnie.
-Też masz taki duży dom?
-Bardziej mam malutkie mieszkanie, ale zmieścimy się bez trudu - odpowiedziałem szczerze i otworzyłem mu drzwi od strony pasażera by wsiadł.
-Ooo czyli mieszkacie w różnych wielkościach? Ja mieszkałem kiedyś w chyba domu? - wsiadł do samochodu i widać było, że zastanawia się nad tym czy dobrze to powiedział.
-Z akt wynika, że mieszkałeś w dwupiętrowym domu na Paleto wraz z dwójką rodziców - odparłem przekręcając w stacyjce kluczyki, a następnie wyjechałem z podziemnego garażu. Widziałem te zafascynowanie jego tym jak drzwi się otwierają i zamykają.
-Nigdy nie byłem tak w centrum miasta zwykle siedziałem w lesie - mruknął cicho.
-Erwin jak to się stało, że żyjesz?
-W sensie?
-Wilk to, że zabijasz ludzi? - nakierowałem go do tego co chciałem uzyskać i dowiedzieć się choć mogłem się domyślać.
-Chcesz bym ci opowiedział co działo się wtedy?
-Jeśli tylko chcesz, bo nie chcę zmuszać cię do czegoś czego nie chcesz - odparłem gdyż ta informacja może by dała trochę światła do tej sprawy i co się stało.
-Nie pamiętam za wiele - mruknął cicho, ale miałem wrażenie, że nie jest ze mną szczery do końca - wiem, że był wtedy krwawy księżyc, a potem się obudziłem jako wilk. Co z moimi rodzicami? - nie sądziłem, że tak zgrabnie ominie temat tego jak zmienił się w wilka.
-Z raportu, który znalazłem, twoi rodzice zabili się nawzajem aby nie ponieść konsekwencji za eksperymentowanie na zwierzętach i ludziach.
-Co?! Jak eksperymentowanie?
-Nie jesteś bądź nie byłeś jedynym, który był ich szczurem laboratoryjnym. W większości ich leczenie działało, ale w mniejszym odsetku po tym leczeniu siadały inne organy. Człowiek dał radę i przeżył albo ten kto nie walczył umierał w boleści - wyjaśniłem poniekąd, bo ich eksperymenty były bardzo niebezpieczne.
-Nie wiedziałem, że byli takimi potworami - spuścił głowę w dół więc położyłem dłoń na jego biodrze i delikatnie zacząłem je masować.
-Nie byli Erwin... Jakby nie patrzeć chcieli pomagać, ale to lekarstwo, które chcieli stworzyć... ich zniszczyło - powiedziałem cicho i stanąłem na światłach - nie znałem ich, ale na pewno w głębi duszy wiesz, że byli dobrzy i niech tak zostanie.
-Ddziękuje - zająknął się cicho, ale miałem wrażenie, że chyba nie do końca moje słowa podniosły go na duchu. Jednak miałem jeszcze kawałek drogi przed sobą aby dojechać do mieszkania. Na szczęście obyło się bez problemów i zaparkowałem radiowóz na krawężniku przed wejściem do klatki schodowej - To tu?
-Tak - skinąłem głową odpinając pasy i wychodząc z gaszonego samochodu. Widziałem jak Erwin sam wychodzi z samochodu z czego byłem zadowolony, bo szybko się uczył, ale gdy uderzył mocno drzwiami skarciłem go wzrokiem.
-Wybacz...
-Jest dobrze - odparłem i ruszyłem do budynku, a za mną on. Widziałem kątem oka jak ciekawsko rozgląda się wokół więc go przepuściłem jako pierwszego aby nie zgubił mi się gdzieś - jesteśmy prawie w centrum, a raczej na obrzeżach przez to jest tu w miarę możliwości spokojnie.
-To wyjaśnia dlaczego jest tak mało ludzi?
-Są w pracach albo w domach to w sumie zależy jak się na to patrzy - odparłem i szliśmy po klatce schodowej. Pilnowałem by był tuż jeden schodek przede mną. Gdy doszliśmy na odpowiednie piętro i otworzyłem kluczami drzwi do mieszkania. Nie zauważyłem jak on wszedł zainteresowany i zaczął się rozglądać po całym mieszkaniu. Chcąc czy nie usiadłem na kanapie i wziąłem głęboki wdech oraz wydech. Za dużo się wydarzyło w tym dniu, a jeszcze nawet się nie skończył. Patrzyłem za Erwinem, który wszystko dotykał i sprawdzał - Erwin nie dotykaj szafy.
-Dlaczego? Co w niej jest?
-Mój mundur i wyposażenie policyjne, które nie powinieneś ruszać. Jest tam zbyt wiele niebezpiecznych rzeczy.
-Nie mogę kuknąć nawet?
-Nie możesz jeszcze zaczniesz się bawić bronią, a to jest niebezpieczne - rzekłem z zamkniętymi oczami.
-Ja jestem niebezpieczny - na jego słowa wybuchnąłem śmiechem i pokręciłem głową na boki.
-Oj Erwin dla mnie jesteś niebezpieczny gdy patrzysz się na mnie tymi słodkimi oczkami, którymi mnie bajerujesz - powiedziałem ledwo czując na sobie ten jego wzrok i poczułem nagle jak coś na mnie wskakuje. Zdziwiłem się mocno gdy to on po prostu wtulił się we mnie, ale skoro tego potrzebował po prostu wtuliłem go bardziej w siebie.
-Cicho być - burknął, ale jego uścisk z mych boczków nie minął, a nawet chyba wtulił się mocniej.
-Już jestem cicho - wyszeptałem i uśmiechnąłem się - czy coś mam ci pokazać i wytłumaczyć?
-Co to to tam? - wskazał palcem w stronę ekspresu do kawy.
-To maszyna, która robi kawę zwie się potocznie ekspresem - z uśmiechem powiedziałem mu, a on wskazał na kolejną rzecz, której nie znał bądź nie pamiętał.
-Jakie sprawy chciałeś załatwić?
-Muszę zapłacić czynsz za mieszkanie i kupić dla nas jedzenie - oznajmiłem mu i niepewnie pogłaskałem go po plecach, nie spodziewałem się tego, że zamruczy przez mój ruch.
-Mogę iść z tobą? - mruknął cicho, a nasze oczy się spotkały ze sobą. Musiałem przyznać, że ten odcień złota w jego oczach był po prostu cudny i teraz mogłem bardziej wpatrywać się w te cudowne oczy.
-Nie widzę przeciwwskazań maluszku - odpowiedziałem delikatnie pogłaskałem go po policzku, który miał gładki.
-Jeej! - wstał ze mnie i zaczął skakać z radości co było urocze z jego strony.
-Spokojnie Erwin - zachichotałem pod nosem i podniosłem się z kanapy aby się przebrać w coś sensownego i przede wszystkim świeżego, ponieważ miałem ze wczoraj ciuchy, a nie powiem, ale trochę lepiły się do mnie. Zacząłem zastanawiać się nad szybkim prysznicem, ale może to zrobię na wieczór aby na spokojnie stanąć pod lodowatą wodą by oczyściła moje ciało.
-Jestem spokojny przecież! - burknął niezadowolony i zmarszczył nosek co było urocze.
-Oczywiście chcesz coś pić przed tym jak pojedziemy?
-A masz wodę?
-Tak mam - odparłem idąc do lodówki gdzie miałem zawsze jedną butelkę z wodą, bo lubiłem pić zimne picie. Wyciągnąłem z lodówki butelkę oraz wziąłem szklankę z blatu. Nalałem mu pełną szklankę i podałem do jego dłoni.
-Ddziękuje? - mruknął cicho przyjmując ode mnie picie i wziął łyka - Aaa dlaczego to takie zimne?!
-Bo z lodówki jest, pij powoli, a będzie dobrze - odparłem odkładając wodę do lodówki i zerknąłem na niego widząc jak muska wodę językiem. Zagryzłem wargę nie wiedząc czy mam go upomnieć o to czy pozwolić mu na swój sposób pić wodę. Jednak stwierdziłem, że jak się przyzwyczai to raczej wypije zwyczajnie. Zostawiłem go samego w kuchni i poszedłem do pokoju by się przebrać w coś sensownego. Wyciągnąłem czerwoną koszule oraz białe spodenki. Zacząłem się rozbierać cały z ciuchów i byłem trochę rozkojarzony tym wszystkim co się aktualnie dzieje wokół mnie. Gdy byłem nagi chciałem na spokojnie ubrać świeże bokserki, ale usłyszałem jak kubek spada na ziemię. Szybko spojrzałem w bok i zauważyłem Erwina, który zaczął się robić cały czerwony na twarzy.
-Jja nie chciałem! - krzyknął uciekając gdzieś w głąb mieszkania. Nie wiem dlaczego, ale sam poczułem jak moje policzki robią się różowe gdyż czułem te charakterystyczne ciepło na nich.
-Przypał - mruknąłem cicho pod nosem gdyż byłem przyzwyczajony do tego, że nie musiałem chodzić do łazienki aby się ubrać tylko robiłem to w pokoju. Teraz jak widać będę musiał się ubierać za zamknięciem. W czasie myślenia nad tym co tu się stało, ubrałem się w świeże ciuchy i popstrykałem perfumami. Wyszedłem z pokoju i rozglądnąłem się za Erwinem, ale nie widziałem go - Erwin? Malutki? - podszedłem do kanapy, bo nie było innej opcji aby się schował. Nie zdziwiłem się gdy leżał jako wilczek i chował pyszczek w poduszkach. Podszedłem do niego i klęknąłem na jedno kolanko - Hej Erwin no już spokojnie - mruknąłem głaszcząc go po kręgosłupie. Od razu jego ogonek, który był schowany pod łapami wysunął się i zaczął machać na boki.
-Waf? - spojrzał na mnie nieśmiałym wzrokiem.
-No nic się nie stało. Zdarza się, że ktoś wejdzie do pokoju gdy się ktoś przebiera. Mamy tak naprawdę to samo w gaciach - pogłaskałem go po pyszczku.
-Arrf - burknął chowając pyszczek pod łapkami. Westchnąłem cicho, bo nie widział z pewnością męskich genitaliów. W końcu to chłopcy go przebierali gdy ja byłem w innym pokoju.
-Nie rozumiem co mówisz, a mi czas ucieka. Jedziesz w ten sposób czy zmieniasz mi się w Erwinka? - spytałem cicho licząc na drugą opcję, ale to on decydował tak naprawdę. Ściągnął łapki z pyszczka i podniósł się na równe łapy, schodząc z kanapy. Dostałem w ten sposób od niego odpowiedź, że nie chce się zmieniać - Dobrze więc chodźmy skoro tak, ale musisz się mnie słuchać dobrze?
-Waf! - chyba mi potwierdził więc po chwili schodziliśmy po schodach w dół. No nie do końca tak jakbym chciał, bo Erwin wydał się bardzo niepewny w stawianiu kroków po schodach. Poczekałem chwilę na niego i zgarnąłem go w ramiona czego chyba totalnie się nie spodziewał, że zrobię. Nie chciałem jednak aby czuł się zmuszany do czegoś w czym nie czuję się komfortowo. Zszedłem na sam dół i odstawiłem go na ziemię. Zauważyłem ten jego wzrok na sobie, ale tylko pogłaskałem go po głowie i ruszyłem do wyjścia z holu. Nie musiałem patrzeć za sobą czy idzie za mną po prostu to czułem. Otworzyłem pilotem samochód i drzwi od pasażera aby wskoczył na spokojnie na fotel. Gdy tylko to zrobił zamknąłem za nim drzwi i sam wsiadłem do samochodu. Zapiąłem pasy i włożyłem kluczyki do stacyjki, odpalając swój samochód. Wiedziałem gdzie muszę jechać, ale mój towarzysz podróży nie wiedział.
-Będziemy jechać w centrum dużo ludzi więcej budowli więc też cię ostrzegam byś trzymał się blisko skoro masz zamiar być w tej postaci.
-Waf - szczeknął i mimo, że domyślałem się co może mi tym głosem chcieć powiedzieć. Przesunąłem dłonią po kierownicy i skręciłem pod najbliższy bankomat by wypłacić pieniądze na opłacenie czynszu - waf? - kolejny szczek z jego pyszczka więc zerknąłem na niego.
-Idę wypłaci pieniądze, a ty tu zostań i pilnuj samochodu, dobrze? - gdy potwierdził kolejnym szczeknięciem odetchnąłem i zostawiłem go z opuszczonymi szybami, bo jeszcze miałbym problemy przez to iż zwierzę, które nim nie jest do końca, jest samo w rozgrzanym samochodzie. Wypłaciłem pieniądze i dość szybko wróciłem do niego i chciałem od razu załatwić już wszystko aby mieć z głowy. Rozglądał się po wszystkim i widziałem jak jego nos cały czas się rusza. Pewnie nie był w mieście kope lat. Załatwiłem sprawę z czynszem, a Erwin trzymał się przy mojej nodze cały czas. Czułem te jego zdenerwowanie, które było widoczne w jego ogonku. Jednak szybko załatwiłem to co miałem i jechaliśmy do sklepu.
-Waaf?
-Jedziemy do sklepu, ale niestety musisz wrócić do ludzkiej postaci, bo psów...wilków nie wpuszczają - oznajmiłem, a on nerwowo zaczął machać ogonem, ale nie dziwiłem się dlaczego. Za dużo bodźców naraz i jeszcze ta sytuacja z wejściem do mojego pokoju. Spuścił uszy, ale po chwili na siedzeniu siedział złotooki, który miał różowe pysie.
-Yhym - mruknął cicho i zacisnął dłonie w pięści między swoimi nogami. Musiałem przyznać, że wyglądał słodko taki siedzący zawstydzony chłopak. Nie minęło długo jak stanąłem na parkingu do supermarketu i po prostu wysiadłem.
-Chodź idziemy - powiedziałem do niego chcąc aby wrócił myślami na ziemię. Po chwili czekania ruszyliśmy wspólnie do sklepu - to co cię będzie interesować to weźmiemy - oznajmiłem, bo chciałem aby spróbował różnych smakołyków i nie tylko, a ja za ten czas kupię rzeczy na kolację, jutrzejszy obiad i staniemy na zapiekankę w pobliskim barze aby zjeść coś dziś. Brałem to co jest najbardziej istotne, a Erwin wziął jakieś płatki, czekoladę oraz jakieś pianki. Jak na razie bierze same słodkie do jest poniekąd dziwne, ale może po prostu lubi słodkości. Wziąłem płyn do naczyń, bo z tego co pamiętam nie miałem już zapasu. Rozejrzałem się za Erwinem nie mogąc go znaleźć, ale ruszyłem dalej mając nadzieję, że się znajdzie po drodze. Szedłem tak wśród alejek i znalazłem go na dziale z zabawkami. Wpatrywał się w samochód.
-Jeśli chcesz go to go wezmę - oznajmiłem z delikatnym uśmiechem na ustach.
-Mogę? - spojrzał na mnie, a w jego oczach zauważyłem iskierki radości więc skinąłem głową na tak. Od razu wybrał sobie czerwony kolor, a ja zerknąłem czy coś potrzebuje ten samochodzik. Widząc, że potrzebuję baterii od razu ruszyłem po nie, a siwowłosy ruszył za mną. Po udanych zakupach i zaparkowaniu ich do samochodu, ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania, które będę teraz dzielić z Erwinem. Nie wiem ile chce być ze mną tu, ale przy nim czuję się trochę mniej samotny, a bardziej czuję się pełny wewnątrz siebie. Jakby mi tego właśnie brakowało, ale nie do końca rozumiałem to dlaczego przy nim tylko tak to się dzieje.
Na jak długo zostanie Erwin?
Kiedy Kui będzie chciał swoją zapłatę?
2245 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro