Poznanie z wilkiem
Witam wszystkich serdecznie!
Jak tam u was? Jak wakacje mijają? Już połowa wakacji za nami prawie!
Życzę wszystkim miłego dzionka!
Wybiegłem z komendy śmiejąc się cicho pod nosem, bo nie sądziłem, że informacja o tym, że szef jest skorumpowany tak bardzo mnie uratuje dziś. Ruszyłem na spokojnie w swoim ubraniu cywilnym w stronę corvetty i musiałem przyznać, że zaniedbałem swoje maleństwo, bo wyglądało jakby wracało z Sandy po burzowym dniu. Takie było uwalone błotem i w syfie, że dziwne iż jeszcze go Rangersi nie ukradli do kamuflażu gdzieś w lesie. Musiałem ją umyć i na pewno zmienić auto na jakąś terenówkę jak mam pojechać w las. Wiedziałem w sumie skąd mogę nabyć taki wóz więc na spokojnie ruszyłem w stronę myjni samochodowej aby w końcu zadbać o swoje auto. Trochę zaniedbywałem wszystko wokół dla wilka, ale będąc przy nim czułem się tak dziwnie dobrze. Jakby właśnie tego mi brakowało w życiu. Dziwnie to brzmiało i wyglądało, ale taka była prawda. Na spokojnie przemierzałem ulice Los Santos w kierunku dobrze sobie znanym. Podjechałem na myjnie automatyczą by umyli mi tak dokładnie brykę, a ja sam stałem niedaleko wybierając numer do Carbo by spytać się go o samochód.
-No co chcesz Grzesiek?
-A niby co ja mogę chcieć od ciebie Carbuś - zaśmiałem się gdyż mnie przejrzał na samym początku.
-No nie wiem Grzesiu ostatnio to nie odzywałeś się za dużo więc stawiam, że coś z wilkiem?
-Potrzebuję wozu terenowego - oznajmiłem opierając się wygodniej o ścianę i przymknąłem oczy, biorąc głęboki wdech.
-Niech zgadnę do wilka?
-Ta - odparłem - chcę zostać na noc u niego.
-To może zabiorę się z tobą i zrobimy biwak? - zaproponował co mnie zaskoczyło mile, ale uśmiechnąłem się na tą propozycję.
-Mi bardzo pasuje, może ktoś z chłopaków będzie chciał? - dodałem skoro chciał się zabrać ze mną to może urządzimy sobie jakiś wspólny wieczór pod gołym niebem.
-Spytam jeśli nic nie będzie w planach na noc to zgarnę tego kto będzie chciał - mruknął spokojnie do telefonu, ale słyszałem jak gdzieś schodzi więc zapewne szuka Kuia aby go poinformować o wycieczce.
-Na spokojnie i tak muszę podjechać do ciebie, a vecia mi się myje więc chwilę to zajmie - odparłem i spojrzałem w stronę myjni gdzie jeszcze była vecia.
-No jak ostatnio widziałem twoją furę to myślałem, że to jakieś nowe malowanie - zaśmiał się, a ja wraz z nim - nie sądziłem, że kiedykolwiek do takiego stanu auto doprowadzisz!
-Tak jakoś wyszło - rzekłem, a po drugiej stronie usłyszałem cichy głos pana Kuia więc zapewne się pyta o pozwolenie. Nie przeszkadzała mi cisza, która była gdyż przyzwyczaiłem się do niej przez wizyty w lesie. W miejscu gdzie ludzie nie mieli dostępu była tylko cisza oraz spokój. Chyba właśnie takiego wyciszenia mi potrzeba było aby na spokojnie ogarnąć wszystkie sprawy, które były w mojej głowie i plątały się bez sensu, przypominając różne sytuacje.
-Możemy więc przyjedź jak najszybciej to od razu weźmiemy wszystko na ognicho po drodze co ty na to?
-Z chęcią - odpowiedziałem widząc już, że vecia jest prawie na końcu tunelu, powoli ruszyłem w jej stronę.
-To do zobaczenia?
-Jasne do zaraz - rozłączył się więc od razu schowałam telefon do kieszeni chcąc wziąć kluczyki do mej fury i wsiąść na miejsce kierowcy.
-Wymyte oraz wyczyszczone! Cieszymy się, że mogliśmy umyć panu auto! - powiedział uśmiechnięty młodzik i widziałem w jego oczach błysk więc zapewne interesował się samochodami typu policyjnego. Odwzajemniłem jego uśmiech i wziąłem od niego swoje kluczyki do samochodu.
-Dziękuje również za tak ekspresowe czyszczenie - powiedziałem i ruszyłem do lśniącej w zachodzących promieniach słońca veci, której lakier aż odbijał ten głęboki odcień pomarańczy. Mogłem powiedzieć, że kochałem ten wóz całym sobą. W końcu przeżył tak wiele przy moim boku i nigdy nie zawiodłem się na veci. Wsiadłem do samochodu i wziąłem głęboki wdech czując przyjemny zapach odświeżacza powietrza w formie przywieszki, którą powiesili mi na lusterku. Miły upominek gdyż zapach był leśny więc idealnie trafił młodzieniec. Odpaliłem samochód i przygazowałem, a następnie ruszyłem z delikatnym piskiem opon w strone wyjazdu z terenu myjni. Bez pośpiechu skierowałem się w stronę domu grupy mafijnej BS'a. Wiedziałem, że i tak zdążymy przed zmrokiem dojść do dolinki, że nie obawiałem się o to. Ulice były praktycznie opustoszałe w końcu był już wieczór i ludzie są w pracy albo mają odpoczynek. Ja w sumie też miałem wolne, ale bardziej dostałem od szefa bym odpoczął.
Nie jechałem jakoś strasznie długo, bo po dwudziestu minutach byłem już na miejscu i właśnie wjeżdżałem do podziemnego parkingu czy też miejsca spotkań mafii. Zastanawiało mnie to jak nikt jeszcze nie doszedł do tego, ale w sumie Kui bardzo dba o wizerunek swój i chłopców. Przecież nikt by nie podejrzał starszego mężczyzny, który adoptuje dzieci aby dać im dobry dom i wykształcenie, o jakieś szemrane interesy. Jednak nie robi tego czego oni nie chcą, a że wprowadził ich w swój świat to tylko jego indywidualna decyzja. Zaparkowałem samochód na wolnym miejscu i wysiadłem rozciągając się powoli.
-Witaj Gregory - głos pana Chaka od razu spowodował iż spojrzałem w jego kierunku.
-Dzień dobry panie Kui - powiedziałem delikatnie się uśmiechając i zauważyłem jak odwzajemnia mój uśmiech - miło pana znów widzieć.
-Oczywiście, ale siądź tu przy mnie na chwilę - oznajmił, a jego ton głosu zmienił się na poważny. Nie wiedziałem o co chodzi więc niewiele myśląc podszedłem do kanapy i usiadłem na niej wpatrując się w niskiego mężczyznę, który trzymał w dłoni książkę. Nagle ją zamknął i położył na stoliku.
-Coś zrobiłem nie tak?
-Można poniekąd tak to powiedzieć - odparł i podrapał się pod bródką wpatrując się we mnie ciemnymi oczami powodując, że zacząłem myśleć gorączkowo co mogłem zrobić źle. Jednak nic nie wpadło mi do głowy.
-Co zrobiłem nie tak?
-Rightwill - te nazwisko już mi rozjaśniło pole widzenia i problem związany z nim.
-Nikomu nie powiem! - oznajmiłem od razu chcąc aby wiedział, że ta wiedza nie pójdzie dalej.
-Gregory ta informacja miała być nikomu nie znana! - rzekł wpatrując się we mnie aż czułem jak jego wzrok przeszywa mnie na wylot.
-Ja pprzepraszam nie chciałem wiedzieć o tym po prostu jakoś tak wyszło, że zacząłem łączyć kropki i wyszło mi rozwiązanie - spuściłem głowę w dół nerwowo bawiąc się palcami gdyż nie sądziłem, że to jest takie poważne.
-Podziwiam cię za to, że tak szybko wszystko łączysz ze sobą i rozwiązujesz w ten sposób zagadki, ale to sprawa prywatna co łączy mnie z szefem policji.
-Ale pan wydał mnie szefowi Rightwillowi, który dość mocno pokazał mi co myśli o tym, że współpracuje z panem. Chciałem po prostu bronić się przed wywaleniem z pracy - powiedziałem wpatrzony w swoje ręce i nie chciałem im komplikować tego związku czy uczuć, które w nich są, ale też nie chciałem tracić tego co dla mnie było cenne.
-Porozmawiam na ten temat z nim, ale masz to zachować dla siebie dobrze?
-Oczywiście nie pisnę ani słowa! - z ręką na sercu powiedziałem to by pokazać mu, że nie żartuje sobie z tego co mówię. Szanowałem jego decyzję o tym aby to zostało w tajemnicy. Przecież on był tym złym, a szef był kimś dobrym. Więc to nie za bardzo się łączyło ze sobą, ale może i dopełniało.
-Idź do góry, Carbo już na ciebie czeka wraz z Sanem i Dią. Mam nadzieję, że jednak nie zrobicie czegoś głupiego przy tym wilku.
-Nie masz o co się bać panie Kui, zwrócę ich w jednym kawałku! - wstałem z kanapy i ruszyłem do schodów aby wejść do góry. Po chwili wyszedłem z ukrytego przejścia na hol i ruszyłem do salonu - No cześć chłopaki!
-Grzesiek! - rzucił się na mnie Dia na co się zaśmiałem i wtuliłem w siebie.
-To co męski wypad w czwórkę! - powiedział San wstając z kanapy.
-No to się zbieramy - oznajmił Carbo, który poklepał mnie po ramieniu. Chłopacy wzięli śpiwory wraz z namiotem i nawet nie wiem kiedy spałem na czymś innym niż trawa. Oczywiście pomogłem zebrać wszystkie rzeczy i zeszliśmy na dół mijając Kuia, który wrócił do czytania książki. Spakowaliśmy się do terenówki i wsiadłem na tył wraz z Dią.
-Po kiełbaski! - krzyknął Garcone niczym dziecko.
-Wiemy Dia jedziemy do sklepu - zaśmiał się Carbo gdy wyjechaliśmy z podziemi. Zachichotałem na zachowanie niczym dziecko i czasem zastanawiałem się czy aby na pewno ma dwadzieścia lat. Wspólnie zajęliśmy się zakupami i musieliśmy gonić Die, który wręcz uciekał, a raczej jeździł w wózku sklepowym i odbijał się stylem od miotły. Chyba aż tak się nie ubawiłem nigdy jak w ten wieczór. Oczywiście wyrzucono Die ze sklepu, a my ledwo kupiliśmy to co potrzebowaliśmy do jedzenia.
-Dia jesteś nieodpowiedzialny! - powiedział San gdy tylko wyszliśmy ze sklepu.
-No co? Znalazłem sobie zajęcie - burknął idąc obrażony do auta.
-Bardzo ciekawe na twój wiek - mruknąłem, a on szturchnął mnie w bok.
-Ciiiichoo - wymarudził, ale i tak przez całą drogę w las śmialiśmy się z niego. Zdziwiło mnie to, że zauważyłem wilka przy wyjściu lasu skoro powinien być w dolince.
-Carbo stój! - mężczyzna natychmiastowo zatrzymał się, a ja otworzyłem drzwi od samochodu. Zagwizdałem, a przez otwarte drzwi wskoczył wilczek patrząc się ciekawsko - Jakbyś przeczuwał, że przyjadę tak? - pogłaskałem go po głowie i zamknąłem drzwi.
-Cco to jest? - spytał trochę przestraszony mulat.
-To jest wilczek - odparłem i głaskałem go pod brudką, a on zaczął machać ogonem gdyż widziałem jak patrzy nieufnie na Die.
-Ile razy już u niego byłeś, że reaguje na gwizdanie i wskakuje bez myślenia do auta? - padło pytanie ze strony Carbo i niezręcznie podrapałem się po karku.
-No troszkę spędziliśmy razem czasu co nie maluszku? - podrapałem go za uszkiem, a on zaczął się do mnie łasić swoim pyszczkiem i pomrukiwać.
-Czyli o to chodziło wujowi, że to nie odpowiedzialne i powinien was pozamykać w pokoju z łańcuchem?
-Taaaa - mruknąłem cicho i głaskałem maluszka choć taki mały nie był gdyż ledwo mieścił mi się między nogami, a fotelem. Po chwili drogi przez dziury oraz piach dojechaliśmy do miejsca gdzie ostatnio całą ekipą robiliśmy wspólny biwak pod gwiazdami.
-Zostajemy tu czy do dolinki? - spytał Carbo więc spojrzałem na srebrnowłosego wilka chcąc poznać jego opinię. Od razu w jego oczach widziałem zwątpienie więc lepiej nie ryzykować aż za bardzo.
-Tu, malutki nie za bardzo chce abyśmy szli w wilki - poinformowałem swoich więc wysiadłem, a ze mną mój wilczy kompan.
-Czyli wytresowałeś wilka? - spytał zaskoczony Dia, ale widziałem w jego oczach te zafascynowanie dzikim zwierzęciem.
-Nie powiedziałbym tak po prostu zaprzyjaźniłem się z nim - odparłem i rozejrzałem się wokół - to co na środku tak jak ostatnio?
-Jasne - poparł czarnowłosy San.
Po chwili przenieśliśmy wszystko na polankę, a wilk chodził przy mnie cały czas, jakby chcąc mnie chronić przed chłopakami. Więc przystanąłem przy nim aby mu wyjaśnić coś.
-Spójrz na mnie mordko - mruknąłem cicho i nakierowałem jego pyszczek na mnie, a gdy skupił się wyłącznie na mnie podrapałem go po karku - to jest jakby moja rodzina i przyjaciele. Nie musisz mnie przed nimi chronić, bo nic nie zrobią tobie ani mi.
-Awwaf - burknął na co zachichotałem cicho.
-Ufasz mi? - w jego oczach widziałem wiele emocji, ale wychwyciłem tą, którą szukałem, a gdy potwierdził szczeknięciem odetchnąłem z ulgą. Pocałowałem go w nosek na co jego ogonek zaczął tak uroczo radośnie machać. Musiałem przyznać, że przywiązałem się aż za bardzo do niego i szkoda, że nie może iść ze mną do domu. Rozłożyliśmy się dość szybko, a wilczek chodził miedzy wszystkimi teraz zainteresowany wąchając ich i obserwując.
-Nie sądziłem w życiu, że będę głaskać wilka - mruknął Dia, który wyglądał jakby miał zemdleć ze szczęścia - jakiś ty słodki taki!
-Waf - mruknął osuwając się od mulata, a następnie podszedł do mnie i położył się przy moim boku. Wsunąłem dłoń w jego futerko i delikatnie głaskałem go po pleckach.
-Masz dla niego imię? - spytał San, a ja spojrzałem na niego zaskoczony, bo nie myślałem o tym.
-Pimpek! - krzyknął Dia, a wilk warknął cicho.
-Chyba się mu nie podoba - zaśmiał się Carbo.
-Dla mnie nie ważne jakie ma imię, bo z pewnością posiada jakieś wśród wilków, ale dla mnie może być malutkim.
-Nie chcesz dać mu imienia? - powiedział zaskoczony Dia - Skoro już go wytresowałeś to raczej powinien jakieś mieć.
-Nie tresowałem go po prostu nauczyłem, a to co innego. To, że sam przychodzi to tylko jego własna wola i nie chcę narzucać mu imienia, bo tak ludzie robią ze zwierzętami! Jest dziki i niech taki pozostanie, a ja jestem tylko dodatkiem w jego życiu.
-Ooł - mruknął cicho San, ale ja się nie przejmowałem tym. Liczyło się tu i teraz. Nic więcej tak naprawdę. Nim się obejrzeliśmy Carbo rozpalił ognisko, a wilczek wpatrywał się zainteresowany w ogień, a nawet mogę powiedzieć, że wręcz zahipnotyzowany jak języki ognia pochłaniały drzewo tworząc ciepło i przyjemne pomarańczowe światło.
-To co robimy jedzenie i rozmawiamy na spokojnie? - zaproponował Dia, a ja musiałem przyznać, że byłem już głody więc zgodziłem się z nim, ale nie tylko ja. Więc po chwili otworzone zostały kiełbaski, a złotooki aż rzucił się na mięso zainteresowany aż musiałem go wziąć na ręce aby zostawił nasze jedzenie choć dostałem jedną laskę kiełbasy aby mu dać. Nie widziałem aby tak szybko cokolwiek jadł.
-A mogłem kiełbasą się na początku przekonać do siebie skoro tak bardzo się na nią rzucasz! - zaśmiałem się, ale i pogłaskałem go po głowie by na spokojnie sobie zjadł. Otrzymałem od Carbo nabitą na patyk kiełbasę i zaczęliśmy je sobie piec. Rozmawialiśmy chyba dosłownie o wszystkim, legalnym i nie legalnym. W końcu nie miałem jakiś granic między tym, a tym światem, choć pewnie niektórzy by mieliby problem z tym, że zadaje się z szemranym towarzystwem. Podzieliłem się swoją kiełbasą z wilkiem gdyż ładnie mnie prosił o więcej, a widząc te słodkie oczka nie potrafiłem im odmówić. Chłopcy zaczęli być senni o pierwszej w nocy więc poszli do spania gdy ja przygasiłem ognisko iż słabo się zażyło, a sam położyłem się opierając głowę o futerko wilka.
-Waf - mruknął cicho i poczułem jego mokry język na swoim uchu przez to się zaśmiałem cicho.
-Też się cieszę, że mogę z tobą spędzić czas - mruknąłem, a dłonią pogłaskałem go po puszystym policzku. Miałem spać w namiocie, ale sen przy wilku brzmiał lepiej. Wpatrywaliśmy się w księżyc, który oświetlał wszystko wokół swoim bladym blaskiem. Jednak dzięki niemu nie było tak ciemno - Szkoda, że nie możemy częściej spędzać czasu - wymamrotałem cicho będąc sennym i nie wiem nawet kiedy odpadłem od razu oddając się snu.
Czy coś się wydarzy?
Czy Grześ będzie miał kłopoty z Rightwillem?
2325 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro