Ponowne spotkanie?
Witam serdecznie wszystkich czytających!
Dziś trochę Erwinka :3
Będzie się troszkę działo!
Już w piątek pojawi się challenge więc zapowiada się bardzo ciekawie!
Zmieniam godzinę na 9, bo jest mi po prostu tak wygodniej, a o tej 12 ciągle zapominam
Życzę wszystkim miłego dzionka
Perspektywa Erwina
Czas uciekał mi tak szybko przez łapy i nie sądziłem, że mężczyzna od tak odpuścił sobie. Wydawał się być taki zdeterminowany by zdobyć moje zaufanie, a tu nie przychodził już tak długo. Nie wiedziałem, dlaczego na niego nadal czekam, może mam nadzieję, że jednak przyjdzie. Westchnąłem ciężko i wpatrywałem się w niebo, leżąc na plecach. Nie wiedziałem dlaczego ciągle myślę o nim, ale wiem, że widzę go w pewnych momentach gdzie się nie spodziewam totalnie. Nie wiem co to jest i dlaczego tak się dzieje, ale gdy mogłem go ujrzeć robiłem się od razu spokojniejszy. Tęskniłem za tymi brązowymi tęczówkami, które wpatrywały się we mnie z zainteresowaniem i czymś więcej czym nie umiałem tego rozgryźć. Czułem się pusty co mnie przerażało gdy tak leżałem na plecach i zastanawiałem się coraz bardziej nad tym co tak naprawdę robię ze sobą, a przede wszystkim jak mogło wyglądać moje życie teraz. Może byłbym lekarzem albo prawnikiem czy kimś ważnym w tym ludzkim świecie, ale z ponad szesnaście lat już jestem wilkiem. Długie lata smętnej samotności i wytaczania sprawiedliwości przeciw tym co są zdolni do skrzywdzenia niewinnych. Mimo, że były ze mną wilki to jednak nie potrafiłem w stu procentach być wilkiem. Od zawsze ciągnęło mnie w las, ale jak widać nie jestem jednak przekonany do tego czy aby na pewno tak ma wyglądać moje życie.
Nie nadawałem się do leżenia tylko w jednym miejscu. Czasami miałem takie coś, że nic mi się nie chce i mogę rozmyślać całe dnie. Jednak zwykle potrzebowałem zajęcia i ruchu, a nie oszukujmy się tu jest po prostu nudno. Wilcze życie nie ma czegoś w sobie takiego niesamowitego. Jedyne źródło adrenaliny to moje wyprawy do ludzi. Leżałem bez ruchu nie wiem ile czasu, ale młode zrobiły sobie drzemkę przy mnie i słońce wręcz prażyło swoim obliczem. Nie żebym narzekał, ale przy małych grzejnikach obok siebie było mi wręcz za ciepło. Nie mogłem nawet się ruszyć, bo bym obudził maluchy, a tego nie mogę zrobić. Powinny przespać tak z dwie godziny by potem nie byłby zbyt markotne. Oblizałem nerwowo pysk i usłyszałem jak łamie się gałązka od razu uszy stanęły mi na baczność i zacząłem się rozglądać za tym co się dzieje wokół. Zauważyłem sarnę z rannym młodym, które ledwo już szło.
Musiałem niestety wstać, bo obowiązki mnie wzywały.
-Mmój syn wpadł w wnyki łowieckie - powiedziała łania, widziałem w jej oczach strach w końcu weszła do nory wilków z najcenniejszym z jej skarbów.
-Wiesz, że to będzie miło konsekwencje? - spytałem, a ona skinęła głową więc wziąłem jej młode na swój grzbiet, które miało zakrwawione dwie przednie nogi. Widać było kości więc rany były naprawdę śmiertelne i nie dziwie się, dlaczego matka dziecka przyszła prosić o pomoc. Wszedłem z płaczącym jelonkiem do groty i podszedłem do wodnego oczka. Sarna chciała iść za mną do środka, ale wystarczył tylko jeden wzrok aby przekazać jej by została na zewnątrz. Wszedłem ostrożnie do oczka wodnego i położyłem w nim ranne zwierzę, które cicho płakało z bólu - Maluchu spójrz w odbicie lustrzane wody - rozkazałem mu, a on wahając się to zrobił.
-Cco to? - spytał cicho będąc delikatnie przerażony to co widzi w odbiciu.
-Ty tylko inny ty - odparłem spokojnie - to jest cena za twoje uleczenie!
-Ale bez rogów nie będę prawdziwym jeleniem! - powiedział smutnym tonem głosu.
-Inaczej umrzesz tu za kilka minut - oznajmiłem widząc, że jest słaby - jeśli się zdecydowałeś zanurz się w wodzie.
-Jja... - zająknął się i widziałem po nim zawahanie, ale jeśli zdecyduje się na śmierć to jego matka będzie do końca swego życia się obwiniać o to. Widziałem wiele emocji i strach o swoje życie, ale widziałem jak zanurza się w krystalicznej wodzie, która wręcz mieniła się na niebiesko przez ekosystem w niej. Woda rozbłysła jaśniejszą barwą i widziałem jak leczy rany. Po chwili wysunął głowę z wody i wziął głęboki wdech oraz wydech.
-Wstań - rozkazałem mu, a on ostrożnie uniósł się na racice i oglądał swoje nogi, które nie miały żadnych ran. Wyszedł z wody i uśmiechnął się do mnie słabo - bez rogów będziesz z pewnością wspaniałym jeleniem!
-Nie sądzę - mruknął cicho idąc w stronę wyjścia z groty, ale mógł wątpić w me słowa lecz ja wiem co widziałem czego on nie widział w wodzie.
-Synku! - łania wtuliła się w dziecko i polizała go po pyszczku, a następnie spojrzała na mnie.
-Cena została zapłacona - rzekłem spokojnie, ale widziałem w jej oczach lęk. Nie dziwiłem się, bo ceny bywają różne zależności od stopnia rany czy tego po co tu przychodzą. Skinęła więc głową na moje słowa i popchnęła swe młode w stronę wyjścia z doliny.
-Dlaczego nie zjedliśmy ich? - podszedły do mnie młode wilki, które nieszczególnie były wyspane po nagłej pobudce.
-Bo byli tu gośćmi - odparłem i ruszyłem w stronę swojego kamienia, a za mną szły wilczki - może się pobawcie, a nie chodźcie za mną?
-Pobaw się z nami! - brązowy wilczek otarł się o mnie i popatrzył proszącymi oczkami, które miały mnie przekonać do zabawy. Jednak nie działały one na mnie lecz widząc, że każdy z wilczków robi słodkie oczka, westchnąłem ciężko, bo właśnie mentalnie się zgodziłem. Młode chciały bawić się w berka, ale ten ranny bark ciągle utrudniał mi czasem gwałtowne poruszanie się co było potrzebne do polowań. Nie mogłem jednak odmówić im zabawy więc starałem się im dać fory. Byłem trochę zmęczony po chyba godzinie biegania za dzieciakami i zastanawiałem się, dlaczego właśnie to ja musiałem się nimi zająć gdy reszta wilków szukała lepszego terenu. Może dlatego, że nie mogłem opuścić tego terenu, bo trzymały mnie obowiązki. Wyczułem nagle jakiś zapach dziwnie znajomy więc spojrzałem na półkę i widziałem na niej mężczyznę, którego rozpoznawałem, ale obok niego wyżej siedział jakiś inny. Jednak spojrzałem w bok i gdy zobaczyłem tego bruneta nie mogłem się powstrzymać. Ogon zaczął mi machać na boki gdyż nie sądziłem, że go jeszcze zobaczę choć w głębi siebie miałem nadzieję, że tu wróci. Na głowie miał jakąś czapkę jeśli to tak się nazywa i nie zauważyłem nawet kiedy młode rzuciły się na niego. Ruszyłem w jego stronę by się przywitać.
-Wybacz, że mnie nie było trochę, ale byłem chory jeśli można to tak nazwać - jego głos był taki przyjemny i cudowny. Zaś ja nie mogąc się powstrzymać po prostu otarłem się o jego ciało. Zadrżał zadziwiony, ale ja sam nie rozumiałem siebie i dlaczego tak robię skoro miałem trzymać się od niego z daleka.
-Nie rób tego więcej! - burknąłem niezadowolony i wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Poczułem jak jego dłonie niepewnie wplątały się w moje futro, a on sunął nimi po moim ciele, powodując przyjemne drżenie przez ten cudowny dotyk.
-Jakiś ty miękki - wyszeptał i musnął mój nosek swoimi ustami. Poczułem jak robię się zawstydzony przez to co zrobił, ale mój ogon nadal radośnie merdał na boki będąc szczęśliwy. Nagle poczułem jak dotyka mojego rannego boku na co od razu warknąłem na niego, a on przestraszony wycofał dłonie.
-Wybacz - mruknąłem choć wiedziałem, że mnie nie rozumie. Tylko dzieci mogły mnie rozumieć gdy mówiłem do nich. Natomiast on wydawał się być zagubiony w tym co robi. Nie był w tym samotny, bo ja sam się już pogubiłem w tym wszystkim.
-Muszę sprawdzić twoją ranę - mruknął i poczułem jak dotyka mojego barku, a ja wystawiłem samoistnie kły. Jego palce delikatnie sunęły wokół mej rany co było dziwnie uspakajające - właśnie tak połóż się - jego głos był taki kojący więc posłuchałem się do i położyłem by miał lepszy dostęp do mego barku. W sumie sam nie wiedziałem jak bardzo jest źle z raną choć nie leciała z niej krew to jednak utrudniała mi poruszanie w pewnych momentach.
-I co z nią? - mruknąłem delikatnie zdenerwowany, bo odsłaniam brzuch a jak się odsłania to jest szybka śmierć w końcu to czułe miejsce.
-Kula utknęła to wyjaśnia, dlaczego nie było jej na miejscu zdarzenia - mówił do siebie cicho, ale nie dla mnie. Widziałem, że coś wyciąga z kieszeni i nie rozumiałem co to jest choć w mojej głowie gdzieś te ludzkie narzędzie było oraz znałem kiedyś jego nazwę - spokojnie to jest pęseta. Nie jestem lekarzem, ale znam się trochę na opatrywaniu. Musisz mi tu zaufać - wyszeptał cicho i pogłaskał mnie po pyszczku co było takie przyjemne. Nie miałem chyba wyboru jak mu zaufać, choć instynkt nie był przekonany do tego. Poczułem jak wsuwa metalowe kleszcze w moją ranę co zabolało, bo musiał popsuć to co było zagojone. Pisnąłem jak wysunął coś z mojego ciała i popatrzyłem na niego z pretensjami, że nie ostrzegł, że będzie boleć - wybacz malutki, ale musiałem to wyciągnąć.
-Niech ci będzie - prychnąłem niezadowolony, ale mój ogon słabo zaczął machać na boki. Nagle poczułem coś zimnego na ranie i zerknąłem na to co robi ze mną.
-Nauczyłem się tego, że pstrykaczy nie chcesz - posmarował mnie czymś bezwonnym i bezbarwnym, a ja poczułem po chwili ulgę. Spojrzałem na dwójkę mężczyzn, który patrzyli się na nas, a jeden coś mówił lecz nie wiem czy do tego drugiego czy tak po prostu. Jednak zauważyłem w uchu mego bruneta jakieś czarne coś, które wydawało dźwięk. Zaskoczony zrozumiałem, że ten niski mężczyzna kieruje policjantem co tak naprawdę ma robić.
-Nie słuchaj go - burknąłem i łapą dotknąłem jego buzi, a on zaśmiał się.
-O co chodzi?
-O to! - warknąłem trąkając jego ucho.
-Słuchawka cię denerwuje? - zaskoczony wyciągnął ją i wyłączył.
-CZY CIĘ DO RESZTY POJEBAŁO GREGORY? - zaskoczyłem się głośnym piskiem przypominający chyba krzyk. Podniosłem się na równe łapy i polizałem po policzku. Więc miał na imię Gregory jakby nie patrzeć jego imię oznacza czujny bądź czuwający. Nie sądziłem, że policjant ma tyle dobra w sobie. Emanował nim wręcz i mimo, że czułem iż zrobił kilka rzeczy złych to jaki człowiek nie popełnia błędów. Raczej chyba ten, który nie uczy się na nich. Otrzepałem się, a młode wręcz rzuciły się tylko gdy odsunąłem od mężczyzny.
-Pobaw się z nami!
-Gdzie smakołyki? - zachichotałem na ich słodkie słowa i nadzieję w oczkach. On wszystkie pogłaskał po głowie cicho się śmiejąc.
-Nie mam nic do jedzenia, ale następnym razem może przyniosę coś dla was małe urwiski - gdy to powiedział radośnie zaczęły biegać wokół niego, a ja machnąłem tylko ogonkiem zadowolony i ruszyłem na swój kamień. Spojrzałem za mężczyzną czy idzie za mną, ale chyba czekał na pozwolenie z mojej strony więc skinąłem mu głową, a on ruszył za mną. Położyłem się na swojej skale, a on siadł obok wody i zerkał na mnie zainteresowanym wzrokiem w sumie ja też go swoimi oczami dokładnie skanowałem od góry do dołu. Musiałem przyznać, że wyglądał bardzo dobrze, ale martwiło mnie to, że powiedział iż był chory. Miałem nadzieję, za jest już cały. Powiedział obok mnie z kilka minut, ale miałem kątem oka pole widzenia na tych dwóch mężczyzn, którym nie za bardzo ufałem. Dopiero starałem się zaufać Gregoremu choć moje ciało lgnęło do niego, a rozum mówił nie. Niestety zniknął wraz z mężczyznami, a ja siedziałem przy wejściu do dolinki z spuszczonymi uszami. Zostało mi znów tylko czekać na niego, ale teraz wiedziałem, że przyjdzie przecież mógł skoro był zdrowy.
Kolejny dzień nastał dość szybko. Gdy wyczułem go od razu czekałem przy zejściu na co widocznie się zdziwił, ale i cieszył. Pogłaskał mnie po głowie i czułem od niego mięso więc tak jak obiecał młodym, przyniósł im jedzenie. Dziś był sam z czego byłem zdziwiony, ale ocierałem się o jego nogi i tym razem położyłem się przy nim. Wpatrywałem się w niego nie mogąc oderwać wzroku i cieszyłem się każdym jego dotykiem. Opowiadał mi o swoim życiu twierdząc, że ma wrażenie iż go rozumiem. Nie mylił się w ogóle z tym, bo go rozumiałem jak najbardziej. Słyszałem od niego, że ma intuicję, której się słucha jak to nie jeden raz uratowała jego życie. Był fascynujący, ale im dłużej przebywałem z nim tym bardziej opuszczałem teren doliny. Nie rozumiałem siebie, ale po prostu byłem zapatrzony w mężczyznę, który był idealny mimo kilku wad oraz skaz na ciele. Przychodził z samego rana gdy słońce dopiero wschodziło na niebo, a odchodził gdy jeszcze nie było silnego słońca by nie narazić się bardziej. Wyjaśnił mi dlaczego był chory i na co. Mówił mi dosłownie o wszystkim co robi gdzie i po co. Zaczynało mnie interesować życie ludzkie, bo wydawało się być bardzo interesujące i fascynujące, ale przede wszystkim niebezpieczne.
Nie mogłem się powstrzymać by iść coraz dalej z nim, ale nadal nie mogłem opuszczać groty. Ktoś musiał strzec wejścia i tego jakie kary są nakładane. Choć nie wszystkich widziałem w odbiciu to jednak źródło uzdrowicielskiej wody nigdy nie myliło się w tym co robiło. Fascynowało mnie jak to działa, ale nie potrafiłem rozgryźć tego aż tak by wiedzieć jak działa dokładnie. Leżałem na skale i zamknąłem oczy. Było już bardzo późno i choć powinienem już spać to nie mogłem. Zastanawiałem się co będziemy robić jutro i starałem się zrozumieć, dlaczego aż tak bardzo mnie ciągnie do mężczyzny. Jednak czas spędzony z nim był naprawdę obiecujący i przyjemny, a przede wszystkim uważał na wszystkich wokół. Nie zagrażał też nikomu z obcych czy tych co znał tutaj z wilków.
Czy Grzesiek dowie się o grocie?
Czyżby Erwin się zakochał?
2142 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro