Nocna wyprawa
Witam serdecznie wszystkich!
Pomyśleć że tą historię ciągnę od grudnia :3
Jednak zbliżamy się powoli do końca historii z tego co widzę w swoim planie :c
Tak jak coś się zaczyna to i kończy
Życzę wszystkim miłego dzionka<3
Prowadziłem samochodzik bardzo długo po pustej uliczce z czego byłem zadowolony, a Carbonara pokazywał mi co mogę zrobić lepiej bądź co poprawić by nie uderzać ciągle o krawężnik. Bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało o wszystkim czy też niczym i ogon machał mi cały czas. Jednak w oknie ich domu widziałem sylwetkę niskiego mężczyzny, który nas obserwował. Nie czułem się z tym komfortowo, ale starłem się skupić na samochodziku. Nagle przestał działać, zmartwiony podszedłem do niego i podniosłem sprawdzając czy może po prostu się wyłączył, ale był sprawny.
-Co się stało? - spytał się mnie Carbo, ale jedynie wzruszyłem ramionami gdy podszedł do mnie chowając do kieszeni spodni telefon - Podaj - mruknął więc dałem mu swoje Lambo i patrzyłem na to jak wyciąga baterię, a następnie wkłada je z powrotem do środka - spróbuj ruszyć - powiedział więc dałem gazu, a zabawka niby chciała ruszyć, ale nie mogła.
-Cco jest z nim? - spytałem zmartwiony i machałem ogonem nerwowo, bo nie chciałem popsuć prezentu od Grzesia.
-Wydaje mi się, że baterie padły, ale możemy zobaczyć w domu czy jakieś są, a jeśli nie to pojadę kupić ci nowe do auta - uśmiechnąłem się do niego gdyż widziałem, że był dobrym człowiekiem od którego biła aura dobra lecz była zakryta mrokiem.
-Dobrze - odparłem kiwając głową i ruszyłem za nim do drzwi przez które tylko wychodziłem, a niby nie wchodziłem do środka. Ściągnąłem buty tak samo jak to zrobił białowłosy i trzymałem w dłoni pilot od autka.
-Labo my mamy jakieś baterie? - spojrzałem za białowłosym w stronę kuchni gdzie stał ten mężczyzna z maską na twarzy.
-Jakie potrzebujesz te baterie?
-Takie dwie duże do tego modelu - oznajmił, a ja za pleców mężczyzny przyglądałem się maskarzowi, który robił coś na blacie.
-Hmm chyba dużych nie posiadamy - odparł - będzie trzeba tak naprawdę kupić, bo normalne paluszki bądź te małe mamy, ale te duże nie sądzę.
-Dzięki Labuś!
-Do usług bracie - odparł - hej Erwin co tak się chowasz?
-Hhej? - mruknąłem niepewnie, bo ta maska jednak mnie przerażała, a jego postura ciała nic nie mówiła sobą.
-Widziałeś mnie już to dlaczego się chowasz? - chciałem jakość odpowiedzieć, ale głos mi utknął w gardle i jedynie schowałem się bardziej za mężczyzną, który był moją osłoną.
-Chyba Erwin się ciebie boi - oznajmił za mnie Carbo za co byłem mu wdzięczny, bo czułem lęk przed maskami. Kojarzyły mi się z myśliwymi i tymi ich psami w kagańcach. Raz widziałem jak z kagańca wydostał się pies i rozszarpał wilka na strzępy. Zatrząsłem się na to wspomnienie i zerknąłem na Carbonare.
-Nie ma się czego bać po prostu ta maska pozwala mi na oddychanie Erwin! - powiedział i zdziwiłem się gdy ściągnął maskę z głowy ukazując brązowe loki i uśmiech posyłając w moim kierunku. Zaskoczony aż podszedłem bliżej by mu się przyjrzeć, bo myślałem, że jest jak robót. Machnąłem ogonem niezadowolony gdy ubrał z powrotem maskę.
-Dlaczego? - spytałem znajdując odwagę w sobie na to aby się zapytać go.
-Miałem wypadek przy pracy wiesz każdemu się zdarza. Grzesiek na przykład ma blizny gdy ma wypadek w pracy ja natomiast mam jakby blizny wewnątrz siebie.
-To boli? - przechyliłem głowę ciekawskim wzrokiem śledząc jego ruchy.
-Nie z biegiem lat nie czuję się bólu, a ty dlaczego boisz się masek? - teraz to on spytał się mnie, ale miałem wrażenie, że jest jakiś mniej straszny.
-Ludzie zakrywający połowę twarzy coś w twoim stylu polują na wilki - powiedziałem cicho czując niepokój gdy to mówiłem.
-Ja nie poluję więc nie musisz się bać - odparł, ale nie do końca ufałem choć może chciałem zaufać.
-Jestem! Nie mamy u góry baterii ani do ładowania ich - popatrzyłem na białowłosego rozumiejąc, że zostawił mnie tu z nim sam na sam.
-To do sklepu będzie trzeba - oznajmił - lecz po kolacji właśnie ją robię!
-Tobie kazał wujek? - gdy oni sobie gadali ja zacząłem sobie chodzić po pomieszczeniu wąchając ciekawsko kwiaty w tym miejscu. Każdy trochę inaczej pachniał z tego co zauważyłem. Nudziło mi się po prostu gdy oni sobie rozmawiali, a nie chciałem im przerywać czy wchodzić w rozmowę, która mnie nie dotyczyła.
Oczywiście chodzenie zaczęło mnie nudzić, a gdy zauważyłem, że kroją coś od razu zacząłem sobie obserwować jak to robią - Chcesz spróbować? - zapytał się mnie Carbo.
-Grzesiek nie pozwala mi zbliżać się do ostrych rzeczy - odparłem ciekawsko patrząc na to co robi.
-Chodź nic se nie zrobisz - słysząc jego słowa od razu stanąłem obok niego i wziąłem nóż - pokaże ci co oraz jak - niepewnie złapał mnie za dłoń, a następnie wkroił się w pomidora. Zainteresowany wpatrywałem się jak to robi moją dłonią i spojrzałem na niego - teraz ty sam - oznajmił więc niepewnie złapałem mocniej na nóż i wbiłem w pomidora. Zacząłem machać radośnie ogonem widząc jak mi dobrze idzie.
-Tak?
-Dobrze ci idzie! - pochwalił mnie ten w masce i wypiąłem dumnie klatkę piersiową. To był dla mnie mały sukces w byciu chyba człowiekiem. Będę musiał pokazać Grzesiowi co mnie nauczyli jeśli da mi się zbliżyć do noża. Jak się okazało pomogłem im w zrobieniu kolacji więc miałem powód do dumy.
-Cco z autkiem? - spytałem niepewnie obserwując uważnie jak kładą talerze na stole.
-Po kolacji pojadę ci albo z rana.
-Chyba z rana, bo dziś wcześniej kończą pracę w sklepach - odezwał się Labo.
-Zapomniałem - westchnął, a ja przekrzywiłem głowę nie rozumiejąc - dziś jest jakby święto i ludzie szybciej wracają z pracy.
-Grzesiu też? - aż mi się uszy wyprostowały.
-Niestety to jedna z kilku prac i zawodów, które nie kończą wcześniej pracy jeśli idą na drugą zmianę - oznajmił gasząc we mnie nadzieję, że Monte będzie szybciej po mnie.
-Yhym - mruknąłem cicho i siadłem przy stole w wolnym miejscu zapewne należącym do Grzesia i jadłem kanapki z szynką, bo miałem ochotę na mięso. Czułem na sobie wzrok niskiego mężczyzny, ale starłem się go po prostu olać.
-Chodź Erwin jak zjadłeś - odezwał się Carbo i kątem oka widziałem jak chyba chińczyk chciał się odezwać, ale białowłosy mu to uniemożliwił.
-Dobrze - odparłem podnosząc się z krzesła i ruszyłem za nim w stronę schodów.
-Mam ci pomóc? - spytał, ale pokręciłem głową na boki, bo Monte miał rację. Powinienem radzić sobie z własnym strachem. Złapałem się za poręcz i powolnym krokiem ruszyłem do góry. Z tego co zauważyłem to białowłosy na wszelki wypadek mnie pilnował i chyba miał pomóc jakbym coś zrobił nie tak. Na szczęście udało mi się wejść do góry i czułem niepohamowaną radość, że mi się udało. Wszedłem do pokoju należącego tylko do niego i zastanawiało mnie dlaczego ma osobny pokój gdy wszyscy spali w dwójkę. Siedziałem na łóżku i po prostu się nudziłem gdy białowłosy siedział na telefonie, a ja nie miałem co robić. Patrzyłem się na ścianę zastanawiając się nad wszystkim i niczym. Jednak gdy przez szybę padło światło księżyca od razu poczułem ten dreszcz i spojrzałem w stronę okna. Czułem jak księżyc mnie wzywa bym wypełnił swoje zobowiązanie. Zerknąłem na mężczyznę na łóżku i zastanawiałem się czy mówić mu, że idę.
-Co się stało? - spytał wyprzedając mnie w tym aby poinformować go o wyprawie.
-Muszę wyjść i wypełnić swoje przeznaczenie - rzekłem, ale widząc jak mruży oczy zrozumiałem, że nie rozumie - muszę pozbawić życia osobę, która znęca się nad dzieckiem.
-Aaaaaa oł to no dobrze, a mam pisać to do Grzesia, że się wybierasz w miasto?
-Czy może to zostać między nami? - spytałem niepewnie, bo nie chciałem jednak martwić bruneta gdyż zdawałem sobie sprawę z tego, że wszystkie myśli byłby skupione na mnie.
-Dobrze niech ci będzie dasz radę wyjść z domu?
-Nnie wiem nie umiem w drzwi - mruknąłem, a on wstał z łóżka i się uśmiechnął do mnie.
-Otworzę ci, ale z ponownym otworzeniem będzie problem.
-Może zostawisz mi otwarte okno, ale przymknięte jakby ktoś chciał skorzystać z nadmiernej gościny?
-Dobra - wyszedł z pokoju więc ruszyłem za nim od razu zmieniając się w wilka gdyż mogłem na spokojnie w tej postaci się skradać. Machałem nerwowo ogonem i zerkałem na boki. Nie chciałem nikogo budzić z mojego powodu. Jednak księżyc mnie wzywał, a będąc w pełni wilkiem. Czułem jak mrowi mnie ciało i przechodzi po nim fala gorąca. Zobaczyłem na Carbo, który otworzył najpierw okno w kuchni pierwsze od strony drzwi - zapamiętaj - wyszeptał, a następnie otworzył mi drzwi.
-Waf! - szczeknąłem w jego stronę i czułem jak moje ciało pod wpływem księżyca robi się lekkie. Dzięki temu mogłem chodzić po mieście bądź okolicznych wioskach, bo moje ciało wydawało się, że było z nocy. Ruszyłem biegiem nie znając kierunku to księżyc mi go nakreślał i pokazywał. Po pół godzinie biegu stanąłem przed blokiem w którym zapewne dzieje się krzywda dziecku bądź ma stać. Przeszedłem przez główne drzwi byłem niematerialny, ale to wszystko i tak zależało od księżyca, bo ja nie panowałem nad tą mocą tylko on mi ją obdarowywał. Biegnąc przez klatkę schodową tam gdzie nie sięgał blask księżyca przybierałem materialną postać, ale na szczęście przy drzwiach gdzie działo się coś dziecku blask księżyca był najmocniejszy. Przedostałem się przez drzwi i spotkał mnie mrok panujący w mieszkaniu. Od razu usłyszałem dwa płacze więc problemem był tu mężczyzna.
-Pproszę nie! Zzostaw ją! - usłyszałem jak upada na ziemię zapewne kobieta.
-Jja nie chce mmmamo - dziecko wręcz płakało żałośnie wysunąłem się z mroku by zobaczyć co się dzieje. Zadrżałem widząc, że młoda dziewczynka jest naga, a jej ciuchy są rozdarte. Natomiast matka była obita. Mężczyzna był potworem, którego trzeba było się pozbyć.
-Zostaw mmoje dziecko!
-Zamknij pizde, bo i ciebie zaraz wyrucham! - mężczyzna musiał być pod wpływem alkoholu. Nie mogłem na to dłużej patrzeć gdy chłop zaczął ściągać pasek od spodni. Kobieta mnie zobaczyła, ale nic nie powiedziała nawet nie ruszyła się o krok czy nie ostrzegła męża. Mogąc na spokojnie się poruszać od razu skorzystałem i rzuciłem się do gardła mężczyzny. Nie oszczędziłem go, bo nie było powodu, ale nie zgniotłem mu tchawicy choć mogłem to mógłby mieć problemy. Rzucał się przerażony próbując uwolnić z mojego śmiertelnego uścisku i zaciągnąłem go do smugi księżyca. Nie sądziłem jednak, że kobieta się poniesie i odsłoni rolety co mi ułatwiło zadanie. W jej oczach widziałem niemą prośbę wręcz błaganie. Wtuliła w siebie dziewczynkę by schować ją przed tym co mam zamiar zrobić. Kiedy padł na mnie blask księżyca znów zrobiłem się niewidzialny lecz uścisk nie zelżał na szyi rzucającego się mężczyzny, który walczył o życie, które mu się nie należało. Zacząłem go dusić mogąc to zrobić bez śladów kłów na jego ciele. Wierzgał i próbował mnie zranić bądź odepchnąć, ale byłem niematerialny więc nie miał jak. Nie mógł wziąć oddechu widziałem jak się dusi i ta kobieta też to widziała. Gdy jego serce przestało bić puściłem jego szyję i wyglądał jakby się zakrztusił, ale prawda była znacznie inna.
-Ddziękuje - wyszeptała płacząc i tuliła do siebie płaczące dziecię. Machnąłem ogonem zbliżając się do nich w oczach kobiety nie widziałem przerażenia, że właśnie zabiłem jej wybranka, a jedynie nadzieję na lepsze życie. Dotknąłem noskem dziewczynki, która przesunęła głowę delikatnie w bok i od razu nasze oczy się spotkały.
-Jesteś teraz bezpieczna, księżyc stanął w twojej obronie i wysuchał twych próśb - powiedziałem cichym tonem głosu wiedząc, że mnie zrozumie. Wysunęła w moim kierunku dłoń więc od razu pyskiem dotknąłem ją by pozbyć się z niej tego bólu, a przede wszystkim zwrócić nadzieję, którą oddawała księżycowi. Dotknęła mej sierści, która była czarna jak noc i mieniła się gwiazdami. Zawsze zaskakiwało mnie to, że dzieci mogą mnie dotknąć pod tą postacią, a moje ciało wtedy wracało do naturalnego koloru sierści. Machnąłem ogonem i ominąłem je chcąc opuścić ich dom. Księżyc był zadowolony z mojej pracy.
Nie do końca pojmowałem dlaczego nie reaguje od razu gdy coś się dzieje tylko księżyc czeka do ostatniej chwili takiej jak ta dziś. Dziewczynka pewnie była dotykana przez niego złym dotykiem, a dziś pewnie miała zostać zabawką seksualną dla niego. Przeszedł przez drzwi i zacząłem iść na dół, ale słyszałem ten charakterystyczny dźwięk syreny policyjnej. Musiałem uważać aby nie natrafić na policję, która przyjechała. Ktoś ze sąsiadów musiał zgłosić to, że jest za głośno. Wziąłem głęboki wdech i wydech, a księży ofiarował mi znów tą niewidzialność, która nie była widoczna dla dorosłych chyba, że widział jak zmieniam się to inna sprawa. Zszedłem na sam dół przez otwarte drzwi i uśmiechnąłem się zadowolony, bo uratowałem dwa istnienia. Jednak wyczułem zapach Grzesia więc od razu go zauważyłem przy radiowozie i kusiło mnie to aby do niego podejść, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Nie chciałem mieć potem reprymendy choć zapewne sam się domyśli czuja to sprawa jest z tym zabójstwem. Ruszyłem biegiem w stronę domu pana Kuia, bo nie mogłem wrócić do Grzesia gdyż nie miałem kluczy do domu i poza tym Monte byłby zły.
Po dłuższej wędrówce dotarłem do dużego domu. Podszedłem do okna, które zostawił mi Carbo i zmieniłem postać. Poczułem, że nie posiadam mego ogona i uszów. Posmutniałem gdyż sądziłem, że będę mógł ich używać aby były ze mną, bo wyrażały moje uczucia lepiej niż ja sam. Spojrzałem w księży i westchnąłem cicho, ale nagle poczułem mrowienie na swoim ciele. Spojrzałem na swój tył widząc mój ogonek i uśmiechnąłem się radośnie.
-Dziękuje - wyszeptałem i popchnąłem delikatnie okno do środka, a następnie wdrapałem się na parapet. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą okno, a ogon machał mi na boki radośnie. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę schodów i wziąłem głęboki wdech. Dałem radę jako wilk wdrapać się i zejść bez problemu to jako człowiek też dam radę to zrobić. Ostrożnie kładłem nogę za nogą i trzymałem się barierki na wszelki wypadek jakby miał zlecieć. Jednak udało mi się wejść na samą górę i cieszyło mnie to niesamowicie. Po chwili byłem w pokoju Carbo, który spał więc przebrałem się w piżamę, która pachniała Grzesiem i zasnąłem oddychając spokojnie w świetle księżyca.
Czy Grześ domyśli się?
Czy ktoś zauważył brak Erwina?
2240 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro