Nadzieja?
Witam wszystkich serdecznie!!!
Czyżby to był nocny?
Właśnie tak! Dodatkowy rozdział dla was! Mam nadzieję, że będzie wam się podobać!
Trochę się dzieje choć może nie do końca?
Przekonacie się sami!
Życzę wszystkim dobrej nocy bądź dzionka! Zależy o której czytacie!
Leżałem jak to zwykle na swoim kamieniu i zastanawiałem się nad tym gdzie może teraz podziewać się ten brunet. Przez niego śniły mi się te jego czekoladowe oczy, które wręcz mnie prześladowały. Wygrzewałem się w promieniach słońca i machałem szczęśliwy ogonem na boki. Miałem tu wszystko co tylko pragnąłem, ale czułem jednak, że czegoś mi brakuje. Spojrzałem w lustrzane odbicie w wodzie i cieszyłem się z tego, że żadne dziecko nie jest bezpodstawnie ranione i dla ludzkiej uciechy. Przykro mi się robi jak ludzie mogą być tak okrutni, a pomyśleć, że sam miałem być takim człowiekiem lecz nie dane było mi. Może to lepiej, bo przecież życie jako wilk nie było takie nudne choć brakowało mi towarzystwa na moim poziomie. Wiki były cudowne, ale w większości czasu nie rozumiały o czym mówię, bo nie przeżyły tego. Unikają ludzkich kontaktów i to, że tu trafił człowiek było dla nich bardzo stresujące lecz dla mnie była to tylko nowość, a przede wszystkim interesujące spotkanie. Nie wiem nawet kiedy na niebie pojawiły się gwiazdy, a ja wpatrywałem się w siebie w ciemnej toni wody. Moje uszy podniosły się słysząc ciche szepty. Nie zawracałem jednak na to uwagi gdyż po prostu może to młode sobie szeptały między sobą. Zwykle w nocy starają się narobić jak najwięcej chaosu i zamętu przez to niektóre wilki nie są zadowolone z tego. Gdy usłyszałem jednak głos mężczyzny, który zaprząta mój umysł. Od razu zerkałem na niego zainteresowany co takiego ma iż młode tak strasznie się do niego przymilają i przede wszystkim co jedzą.
-Odsuńcie się od niego! - szczeknąłem do młodych rozkazując im i od razu nawiązałem kontakt wzrokowy z mężczyzną więc podniosłem się z kamienia i zszedłem z niego trochę mocząc swoje łapy. Młode wilki natychmiast uciekły w stronę matki i byłem praktycznie sam na sam z człowiekiem, który jakby się zatrząsł, a jego dłoń gdzieś zniknęła więc warknąłem na niego ostrzegawczo. Nagle w moją stronę zostało coś rzucone więc od razu podszedłem do tego wąchając o dziwo kawałek mięsa.
-Proszę to dla ciebie - jego głos był niepewny, ale nadal sprawdzałem mięso by zerknąć na człowieka to na kawałek jedzenia. Widziałem po nim jak się stresuje moimi ruchami, ale postanowiłem przyjąć podarunek i zjadłem go, oblizując pysk. Powiedział coś do mnie i choć wiedziałem co oznaczają te słowa chciałem zobaczyć jak zareaguje. Zawarczałem cicho i delikatnie się jeżąc ruszyłem w jego stronę węsząc jego zapach. Błyskawicznie zaczął się cofać, ale w jego oczach widziałem coś na wzór obawy, zauważyłem jak patrzy się gdzieś do tyłu więc spojrzałem w tym samym kierunku co on. Warknąłem niezadowolony z tego, że sprowadził tu kolejnego człowieka, który mierzył we mnie z czegoś. Zjeżyłem się bardziej gdyż był zagrożeniem dla mnie i stada. Wróciłem wzrokiem na mężczyznę przede mną, który nagle wywrócił się, co mnie zlękło. Wpatrzony w niego nie wiedziałem co nam zrobić gdyż wydawał się taki obolały. Mruknąłem cicho i powoli podszedłem do niego widząc, że chyba mu jest słabo.
-W porządku? - spytałem, ale zaskoczony podszedłem do niego i niepewnie dotknąłem jego policzka noskiem by sprawdzić co jest z nim. Językiem polizałem jego policzek machając ogonem gdyż nie stawiał oporu, a nawet odetchnął z ulgą rozluźniając się gdyż cały czas był spięty. Gdy otworzył oczy te brązowe tęczówki były tak cudowne z bliska.
-Dziekuję - powiedział na co prychnąłem gdyż tylko nic mu nie zrobiłem, a mogłem więc niech się cieszy, że nie pokazałem mu to jak bardzo jestem niezadowolony z tego, że sprowadził tu człowieka. Odsunąłem się od niego i na spokojnie ruszyłem w stronę groty gdyż byłem zbyt podekscytowany, że go polizałem. Bez pośpiechu ruszyłem w głąb jaskini w której rośliny świeciły różnymi kolorami, oświetlając skały. Były tu dwa zbiorniki wodne ten główny, który tworzył jezioro na zewnątrz i mniejszy do którego przybywały zwierzęta różnych gatunków by "napić się" tej wody. Może zabijaliśmy jelenie czy sarny, ale każdy wiedział, że może przybyć tu by zaczerpnąć wody z źródła, która powstawała i wypływała z skał. Zaskakujące iż ten zbiornik był wyżej od małego wodospadu z czystą wodą, która wypełniała naszą jaskinię. Czasem woda wypływała i łączyła się z przezroczystą lecz ta miała kolor turkusu, ale może przez to, że w wodzie rosły rośliny, które świeciły na niebiesko. Podszedłem do zbiornika w którym spojrzałem na swoje odbicie, ale było ono całkiem inne. Przypominało mi ono to co utraciłem czy zyskałem choć nie byłem już tego tak pewny. Moje serce biło szybciej widząc te brązowe tęczówki przez które nie potrafiłem się skupić na niczym innym. Chciałem już zaczerpnąć wody z źródła, które ciągnęło się do końca jaskini i śmiem powiedzieć, że nawet niedźwiedź byłby w stanie się zanurzyć w tej wodzie, bo im dalej tym bardziej była głębsza. Byłem strażnikiem tego miejsca tak jak wcześniej robiła to Luna.
Zasnąłem wtulony w pieska, nawet nie wiem kiedy. Po prostu ta sytuacja była tak stresująca przez to wyczerpałem swoją energię, bo za dużo się działo dziś. Było mi nawet ciepło oraz czułem się bezpiecznie obok psa, choć nawet padający deszcz nie przeszkadzał mi w odpoczynku. Obudziłem się cały zziębnięty i nie czułem się za dobrze, ale przynajmniej już nie padało więc to jeden plus. Wtulony byłem w bok pieska, ale czułem jak się trzęsę. Poczułem ciepły język na swoim policzku i wtuliłem się bardziej w szyję psiaka starając się ogrzać. Nie miałem siły by nawet wstać nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Było mi przeraźliwie zimno.
-Erwin!
-Erwin!
Słyszałem rozpaczliwe nawoływanie mamy i głos taty, który tylko krzyczał moje imię, ale szukali mnie chyba. Piesio lizał mnie po włosach co było urocze i chyba starał się mnie oczyścić. Chciałem powiedzieć, że to łaskocze, ale nawet ust nie byłem w stanie otworzyć. Wszystko było rozmazane i nie czułem się za dobrze.
Widziałem rozmazane dwie sylwetki biegnące w moim kierunku i zastanawiałem się czy to moi rodzice czy jednak obce osoby. Nie byłem w stanie rozróżnić.
-Wrrrrr - ciche powarkiwanie i ogon, który spoczął na moim brzuchu chyba miały mnie chronić przed dwójką ludzi.
-Boże Erwin dziecko drogie! - rozpoznałem ten głos wiedziałem do kogo należy.
-Mmamo - głos mi się załamał, a kobieta wzięła mnie od pieska. Widziałem jak on próbuję wstać, ale upada - ppomóżcie pieskowi - wymamrotałem nie wiedząc czy naprawdę wypowiedziałem te słowa czy jednak to tylko moja wyobraźnia. Przez kilka dni leżałem w łóżku mając sporą gorączkę przez którą nie byłem w stanie nic zrobić. Dopiero gdy leki zaczęły działać to wracałem do żywych. Leżałem w łóżku osłabiony, ale jednak już kontaktowałem. Nerwowo zaciskałem dłonie na kocyku i nie wiedziałem jak mam spytać się co stało się z pieskiem. Jednak gdy mama weszła do pokoju, by sprawdzić co ze mną nie chciałem odkładać tego.
-Mmamo - zacząłem niepewnie, a ona pocałowała mnie w czółko.
-O co chodzi?
-Cco z pieskiem? - mruknąłem cicho zaciskając bardziej palce iż stawały się białe.
-Chodzi ci o wilka?
-Wilk, a co to wilk?
-To jakby pies, ale dziki - wyjaśniła w najprostszy sposób więc skinąłem głową.
-Co z nim?
-Nią - poprawiła mnie, a ja spojrzałem w jej oczy - jest z nią dobrze prawie łapa jest wygojona. Jakby nie patrzeć uratowała ci życie.
-Mmożemy ją zatrzymać? - spuściłem głowę by nie pokazać po sobie jak bardzo się denerwuję rozmową z nią.
-Wilka? Erwin to dzikie zwierzę. Powinno być na wolności!
-Aale was nie ma ciągle. Chciałbym mieć przyjaciela - wymamrotałem.
-Porozmawiam z twoim ojcem na ten temat, a narazie zjedz kanapki i odpoczywaj.
-Dobrze - mruknąłem cicho, a po chwili ona wyszła z pokoju zostając mnie samego. Zacząłem więc jeść na spokojnie i zerkałem przez okno w stronę lasu. Miałem nadzieję, że zgodzą się i wilczyca zgodzi się na to by zostać z nami.
Nie wiem nawet kiedy minęły kolejne dni, a ja mogłem już chodzić normalnie i czułem się dobrze. Wilczycy podobno wyleczyła się rana i ojciec chciał ją wypuścić. Nie pozwolił na to aby w domu było zwierzę, bo sądził, że i tak dużo zrobili dla wilka. Szedłem za tatą, który chciał wypuścić ją w las. W miasteczku huczało od tego, że mamy wilka, ale tak zawsze było iż ktoś zobaczy to potem się rozprzestrzenia po całym miasteczku. Stanęliśmy na jakieś polanie, a tata położył klatkę w której była wilczyca i otworzył ją od razu wracając do domu. Stałem w miejscu, bo nie chciałem bez pożegnania tak odejść.
-Erwin idziemy! - władczy głos, a przede wszystkim zły, sprowadził mnie na ziemię. Niechętnie ruszyłem za nim oglądając się za wilczycą, która wyszła z klatki, ale ojciec złapał mnie za ramię i popchnął do przodu.
Nie napiłem się, bo jeśli ten człowiek wraca tu po to żeby sprawdzić mój bark, to chce go poznać bardziej bez względu na konsekwencje jakie mogą z nich wypłynąć. Tym bardziej moje zdrowotne. Gdy wyszedłem z jaskini nie było ani śladu po człowieku ani jego towarzyszu. Mam nadzieję, że wróci prędko. Nie wiem nawet kiedy nastał dzień, a potem zmieniło słońce się w księżyc, który wzniósł się wysoko nad horyzontem. Dając nam światło potrzebne do funkcjonowania. Na spokojnie leżałem na swoim ulubionym miejscu i czekałem na człowieka aż przybędzie. Nie byłem tak naprawdę pewny czy on przybędzie tu. Zostało mi tak naprawdę wierzyć w to, że przyjdzie bez względu na wszystko. Nie myliłem się gdy za skał wyłoniła się brązowa czupryna i aż zamachnąłem się ogonem widząc jak idzie powoli w moją stronę. Młode wilki od razu ruszyły do niego, zapewne chcąc dostać coś od niego, a ja byłem ciekawy co wymyślił tym razem. Od razu zauważyłem jak daje kawałki mięsa młodym, a do mnie podchodzi bardzo ostrożnie. Byłem sam z młodymi gdy reszta wilków stwierdziła, że muszą sprawdzić tereny.
Niektóre wilki chciały opuścić teren dolinki więc szukali wspólnie czegoś dobrego do zamieszkania. Nie zabroniłem im tego gdyż mają tak naprawdę wybór. Mniejsze wilczki spały w grocie, a starsze jak widać dopadły mężczyznę, który ich głaskał i dokarmiał. Nie dawały mu dojść do mnie, a ja od razu zauważyłem, że na półce skalnej siedzi ten mężczyzna co wczoraj. Widocznie był niezadowolony z tego gdzie się znajduje. Wróciłem wzrokiem na bruneta, który usiadł przy jeziorku i głaskał białego wilka, który położył się mu na nogach. Śmiał się z tego i przytulał gdy ja tylko bacznie obserwowałem każdy jego ruch i zachowanie wobec wilków, które w czwórkę podgryzały go.
-Ej tak to nie! Nie gryźcie! Nie mam więc wy głomodory małe! - widząc, że sobie widocznie nie radzi z młodymi chyba musiałem mu pomóc.
-Zostawcie go - powiedziałem do nich, a one spojrzały na mnie.
-Aale chcemy się z nim pobawić! - powiedział brązowy wilk marszcząc nosek.
-Dość zabawy - burknąłem cicho podnosząc się z skały, a młode od razu uciekły w stronę drzewa by pobawić się zapewne patykami, które spadły z niego.
-Heej spokojnie - jego głos był taki przejmny dla ucha, a mój ogon samoistnie zaczął poruszać się na boki. Uśmiechnął się do mnie niepewnie, ale jego uśmiech był taki cudowny na swój sposób. Zszedłem z skały i mocząc w wodzie łapy i powoli przeszedłem obok niego. Czułem jak jego palce delikatnie suną po mojej sierści więc zerknąłem na niego, a on jak poparzony odskoczył - nic nie robię!
-Czułem to - szczeknąłem do niego i widziałem jak się denerwuję. Bał się choć nie do końca, bo co poradzić, byłem w końcu większy od innych wilków. Stanąłem na przeciwko niego nie przejmując się tym, że będę mokry tylko wpatrywałem się w brązowe oczy mężczyzny. Były takie fascynujące i ciekawe choć może ludzie mieli takie oczy bardzo często, ale jego były inne. Jego dusza w nich była na wskroś podobna do mojej. Widziałem w nim cierpienie i niezrozumienie, a także samotność. Takie uczucia, które wręcz były we mnie. Niepewnie wysunął dłoń w moją stronę więc wysunąłem kły, bo nie ufałem mu za bardzo. Miło iż wydał się na dobrego bez złych intencji to nie ufałem mu choćbym chciał. Nie od razu potrafię ktoś zaufać na pewno nie w takim etapie nawet jeśli mnie fascynuje i interesuje.
-Dobrze nie będę dotykać - powiedział drapiąc się po karku na co prychnąłem i przeszedłem obok niego idąc do jaskini - dokąd uciekasz! Jesteś ranny! Widziałem ten bark.
-To dobrze, że widziałeś ja czekam aż tu wrócisz - mruknąłem mimo iż wiedziałem, że mnie nie rozumie, ale miałem nadzieję, że coś do niego dotrze. Chociaż to było głupie lecz miałem czasem wrażenie, że mnie rozumie. Widziałem jak wstaje i idzie w stronę ciasnego przejścia w skałach do góry. Wiedziałem, że minęły trzy godziny około gdy tylko siedział bawiąc się z wilkami i zerkał na mnie, ale każda minuta gdy tu był była całkiem inna. Taka zaskakująco poruszająca moje serce i umysł.
Czy spotka się w wspomnieniach z wilczycą?
Czy pozwoli zbliżyć się bardziej Grzesiowi?
2060 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro