Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miasto

Witam wszystkich serdecznie!
Jak to u mnie bywa wystawiam zwykle rozdział w dniu mych urodzin. Taka mała tradycja aby robić zawsze to co kocham!
Życzę wszystkim miłego czytania!

Perspektywa Kuia

Gdy Dia pojawił się w moim gabinecie zaskoczyłem się tym, że tak wcześnie wrócili, bo jednak myślałem iż będą trochę później.

-Wuja jest sprawa i to ważna chodź na dół! - od razu mnie ponaglił nie dając nawet możliwości zapytania o co chodzi. Po prostu pociągnął mnie w stronę przejścia do podziemia więc ruszyłem za nim chcąc się dowiedzieć o co chodzi. Moi chłopcy siedzieli na kanapie gdy Gregory stał niedaleko więc na spokojnie zasiadłem na swoim fotelu chcąc wyjaśnień. Gdy zobaczyłem tego młodego chłopaka za policjantem zacząłem zastanawiać się nad tym skąd miałem wrażenie, że widziałem te oczy, ale mimo iż chciałem wierzyć w ich słowa to nie potrafiłem uwierzyć w nie.

-Widzieliście aby się zmieniał? - spytałem dla pewności gdyż w puste słowa nie potrafiłem uwierzyć. Zawsze musiałem mieć dowód na to czy aby informacja, która do mnie dociera jest z rzetelnego źródła.

-Nie, ale... - przerwałem Nicollo gdyż nie sądziłem aby dał mi prosty dowód na to.

-Więc nie ma dowodów na to, że to on - odparłem wpatrzony w Montanhe dość nieufnie, może mu ufałem w wielu przypadkach, ale tu nie potrafiłem uwierzyć. Nagle mężczyzna za nim odsunął się od niego i nerwowo bawił się palcami. Zastanawiało mnie to co ma zamiar zrobić gdy nagle przybrał inną postać, z zafascynowaniem wpatrywałem się w srebrnego wilka, którego widziałem wtedy w lesie. Więc nie kłamali mnie w tym aspekcie więc oparłem się wygodniej na fotelu i wpatrywałem w ich stronę - Więc czego oczekujecie ode mnie?

-Erwin nie no znów wilczkiem jesteś? - burknął Gregory, ale podniósł go i siadł na kanapie z wilkiem w dłoniach, który rozwalił się na jego klatce piersiowej. Nie sądziłem jednak, że on zmieni postać na ludzką i chyba każdy był zaskoczony. Odchrząknąłem aby zwrócić na siebie uwagę policjanta i wszystkich w pomieszczeniu.

-Trzeba jakoś zaadaptować go do życia w naszym świecie - powiedział San i wydawał się być poważny w tym co mówi.

-Wiem, że potrafisz załatwić papiery dla niego i dowód osobisty tak aby mógł żyć jako człowiek.

-To nie jest takie proste - odparłem od razu gdyż naprawdę nie było jakby się wydawało. Podrobić każdy głupi umie, ale zrobić tak aby wydawało się, że rzeczywiście jest realny to już wyższa szkoła.

-Potrzebny jest dla osoby, która rzeczywiście istnieje w naszej społeczności.

-To znaczy? - spytałem zainteresowany tym co mówi.

-Erwin Knuckles osoba zaginiona podejrzewano, że został zabity. Jak widać jest tu w moich ramionach.

-Knuckles? - zmrużyłem powieki i spojrzałem na mężczyznę w jego ramionach, który wyglądał na zmęczonego oraz wychudzonego. Widać było, że potrzebował by ktoś się nim zajął - Zobaczę co mogę zrobić, ale najpierw umyjcie go oraz nakarmcie, a ja przedzwonie do kilku osób czy da się załatwić dla niego dowód osobisty.

-Dzięki wuja! - moje pociechy powiedziały w tym samym czasie i nawet Gregory przez to uśmiech sam mi wszedł na usta. Nie sądziłem nigdy w życiu, że usłudze jeszcze te nazwisko, ale jak widać los bywa różny, a jego ścieżki niezbadane. Gdy zebrali się i ruszyli do góry od razu wyciągnąłem telefon z kieszeni, wybierając jedyny sensowny teraz numer do którego mogłem odezwać się z tą sprawą. Było to głupie i ryzykowne, ale nie miałem w sumie wyboru. Dzieciaki postawiły mnie w decyzji postawionej i musiałem znaleźć rozwiązanie.

-O co chodzi? Nie za bardzo mam teraz czas - jego głos brzmiał tak dobrze gdy udawał, że nie wie kim jestem i starał się grać. Jednak musiałem przyznać, że odgrywanie roli mu szło bardzo dobrze i przede wszystkim bez problemów.

-Tam gdzie zawsze za trzydzieści minut - oznajmiłem i rozłączyłem się wiedząc, że cokolwiek by nie miał wtedy to i tak przyjedzie do mnie. Wstałem z fotela kierując się od razu do schodów aby dostać się na górę po kluczyki samochodowe, by znaleźć się w swoim wozie i pojechać na miejsce docelowe. Oczywiście musiałem się pospieszyć, bo niestety miałem trochę dłużej niż trzydzieści minut.

-Dokąd jedziesz wuja? - zatrzymał mnie głos Speedo więc od razu uśmiechnąłem się do niego pogodnie.

-Załatwić kilka spraw - odparłem uśmiechając się do niego, ale jego wzrok nadal był podejrzliwy.

-Długo będziesz załatwiał je?

-Nie, tak z pół godziny może mnie nie być do godziny - odpowiedziałem na jego słowa i gdy się wtulił się we mnie od razu odwzajemniłem uścisk.

-Yhym - mruknął cicho i widziałem już, że coś go gryzie.

-Coś się stało?

-Nnie po prostu tak - wyszeptał odsuwając się ode mnie.

-Porozmawiamy gdy wrócę dobrze? - nie chciałem aby czuł się odrzucony, ale niestety musiałem pojechać na spotkanie.

-Dobrze - mruknął i widziałem jak idzie do góry lecz ten krok mówił mi, że naprawdę coś go gryzie. Jednak wyszedłem z domu i wsiadłem do swojego samochodu, który był przed garażem. Nie mając czasu ruszyłem szybko w stronę napisu Vinewood gdzie spotykaliśmy się za dnia gdyż zaułek w tą godzinę był ryzykownym miejscem do spotkań. Po złamaniu kilku paragrafów z kodeksu drogowego nareszcie dojechałem na miejsce. Oczywiście stał już tam samochód należący do Rightwilla więc podjechałem pod jego samochód i stanąłem. Poprawiłem koszule i wysiadłem na spokojnie idąc w stronę mężczyzny, który opierał się o samochód. Widziałem ten jego wzrok na sobie.

-Co było takiego ważnego, że chciałeś abyśmy się spotkali? Miałem ważne spotkanie.

-Wybacz, że ci przerwałem - delikatnie dłonią zacząłem sunąć po jego klatce piersiowej w górę. Od razu zauważyłem jak jego wzrok mięknie i wpatruje we mnie.

-Więc o co chodzi? - spytał cicho czując jego dłoń na swoim biodrze.

-Mam malutki problem - mruknąłem cicho nie widząc jak mam się za to zabrać.

-Cokolwiek by to nie było z pewnością znajdzie się rozwiązanie na to - odparł - jeśli chodzi o Montanhe mogę go uciszyć.

-Nie, nie chodzi tu o Gregorego. Nie chcę byś go uciszał... To dobry chłopak i bardzo mądry.

-Zdradza policyjne informacje misiu nie mogę przejść obojętnie obok tego.

-Nie zapominaj, że ty dla mnie też pracujesz - burknąłem tykając go w klatce piersiową, ale nagle obrócił mnie i przyparł do maski samochodu.

-O nie kochaniutki! Jesteśmy partnerami, a nie, że pracuje dla ciebie, bo ja pracuję dla samego siebie - wpatrywałem się w te cudowne niebieskie oczy, które mnie swoim wzrokiem dominowały.

-Wybacz misiaczku - wyszeptałem cicho i gdy złączył nasze usta od razu zacząłem zachłannie całować jego wargi, będąc stęskniony za jego bliskością. Niestety to co dobre szybko się kończy.

-Co ode mnie potrzebujesz?

-Potrzebuję abyś zrobił mi dokument tożsamości dla niejakiego Erwina Knucklesa, który o dziwo przeżył.

-Myślałem, że dzieciak umarł - mruknął zaszokowany.

-O dziwo nie i znalazł go Gregory.

-No tak gdziekolwiek byś nie wypuścił go to jest jak pies i wywęszy dosłownie wszystko - pokręcił głową na boki gdy ja zacząłem się cicho śmiać z jego porównania.

-Przynajmniej wiadomo, że jest skuteczny czyż nie? - pogłaskałem go delikatnie po kilkudniowym zaroście, który przyjemnie kuł mnie w opuszki palców.

-Taaak - musnął me usta - więc muszę ci załatwić dokument tożsamości... wiesz, że nie będzie to takie proste?

-Zdaję sobie z tego sprawę, ale no dzieciak jest u mnie i moje pociechy się nim aktualnie zajmują.

-Czyli kolejny członek rodziny?

-Wolałbym abyś to ty nim był - mruknąłem cicho, a on zarumienił się delikatnie.

-Wiesz, że to jest niebezpieczne abyśmy byli w związku na widoku. Zbyt wiele mamy wrogów by móc pozwolić sobie na okazywanie uczuć wśród ludzi.

-Wiem misiaczku - musnąłem jego wargi, które były delikatnie popękane - to załatwisz mi ten dokument?

-Jutro poproszę Gregorego by przyjechał po ten kawałek plastiku. Spróbuję ogarnąć, ale ty musisz mi wysłać zdjęcie jego.

-Ogarnie się na spokojnie mój drogi - odparłem i usłyszałem jak jakieś auto tu jedzie. Odsunąłem się od niego ekspresowo jak i on ode mnie. Widzieliśmy auto, które o zgrozo kojarzyłem.

-Zmywamy się misiu jak coś jesteśmy w kontakcie - oznajmił od razu pakując się do samochodu i ja w sumie zrobiłem to samo tylko do swojego wszedłem dosłownie sekundę później. Miałem nadzieję, że jednak nie zauważono nas wspólnie, bo będzie problem. Zaraz za nim pojechałem tylko na rozdrożu dróg wycofałem się w inną drogę by wrócić do domu. Po pół godzinie wróciłem na spokojnie, ale miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Niechętnie zaparkowałem samochód obok garażu i wysiadłem. Musiałem sprawdzić czy aby na pewno to ten wóz co myślałem, ale gdy otworzył się przede mną garaż na pierwszy rzut oka nie było samochodu Nicollo. Przeklnąłem cicho, bo jeśli to on to nie wiem co tam robił. Trochę zły na siebie wszedłem do domu i rozglądnąłem wokół. Zdziwiło mnie to, że wszyscy siedzieli przy stole i pokazywali coś nowemu.

-Dobrze, że jesteś wuja! - Dia podbieg do mnie - Chodź, chodź i patrz!

-Idę nie ciągnij mnie - westchnąłem i ruszyłem za nim nie wiedząc co się dzieje - co tu się dzieje?

-Erwin złamał kody do zaszyfrowanego telefonu! - powiedział David.

-Co? - spojrzałem na srebrnowłosego, który wyglądał jakby nie wiedział dokładnie to co robi, ale widać było po nim skoncentrowanie na telefonie - Mogę? - powiedziałem wyciągając rękę w stronę chłopaka, który posłusznie dał mi telefon.

-Jeszcze nie widziałem aby ktoś tak zhakował coś tak szybko!

-Hmm - mruknąłem pod nosem i Dia miał rację odnośnie tego. Telefon został odhakowany, a mulat starał się go włączyć i dostać się do wnętrza dużo razy. Złotooki mógł być cennym sojusznikiem do mojej grupy.

-Widzę ten wzrok i nie zgadzam się na to panie Kui! - zobaczyłem na Gregorego, który miał założone ramię na ramię i wpatrywał się we mnie. Niestety taki minus tego był, że potrafił czytać ze mnie niektóre rzeczy niczym z otwartej księgi. Musiałem mocno pilnować się przy nim z tym aby nie zdradzić za wiele swoimi ruchami ciała.

-Skoro załatwiam mu dokument to też chcę coś w zamian - odpowiedziałem wpatrzony w brązowe tęczówki mężczyzny, który nie ruszył się ani milimetr.

-A co mam zrobić? - spytał złotooki na co się uśmiechnąłem, a brązowooki burknął.

-Jak widać masz dar i to niepowtarzalny wręcz wyjątkowy! Potrzebuję cię w swojej grupie jako hakera idealnego! Nauczę wszystkiego co tylko pragniesz, a otrzymasz w zamian tylko co zechcesz! - powiedziałem wpatrując się w młodego mężczyznę, który patrzył się na mnie z zainteresowaniem.

-Chcę być blisko Grzesia - odparł co mnie totalnie zaskoczyło, mnie oraz Gregorego.

-Wiesz wilczku, że ja mam pracę i nie będę zawsze w domu?

-Nie? - mruknął smutny.

-Jednak gdy go nie będzie zawsze możesz być u nas! - krzyknął Dia i wtulił się w nowego. Uśmiech wrócił mi na usta, bo właśnie mój podopieczny załatwia mi nowego hakera.

-A mogę?

-Możesz wszystko co tylko pragniesz! - odparłem z dumnie podniosą wysoko głową spojrzałem na Gregorego.

-Nie ja decyduje o tym co chcesz Erwin - widziałem w jego mimice twarzy, że nie podoba mu się to co chce zrobić z wilkiem, ale wiedział, że każda rzecz ma swoją cenę. Musi zapłacić za nią by otrzymać nagrodę. Tą nagrodą był dokument tożsamości bez którego nic tak naprawdę nie zrobi.

-Yhym - mruknął cicho - mogę się zastanowić?

-Oczywiście tyle ile potrzebujesz czasu tyle dostaniesz! Potrzebuję jedynie zdjęcia twojej twarzy do dowodu osobistego! - oznajmiłem i nie sądziłem, że tak szybko to ogarniemy, bo jednak myślałem, że będą z tym problemy. Po tym jak Sonnemu wysłałem kilka zdjęć twarzy Erwina od razu skierowałem się do pokoju Vasqueza i Speedo. Młodszego z moich podopiecznych nie było na dole przez to zacząłem się martwić, że coś jest nie tak. Zgodnie z obietnicą wszedłem do góry po schodach i skierowałem się do szarych drzwi należących do ich pokoju. Bez pukania wszedłem do środka i zobaczyłem skulonego białowłosego na łóżku. Nie wiedziałem co się dzieje, bo nigdy tak się nie zachowywał.

-Albert? - odezwałem się spokojnym tonem głosu i usiadłem na skraju łóżka.

-Wwuja! - spiął się i zaczął wycierać oczy dłonią.

-Co się dzieje Albi? - spytałem zmartwiony gdy on wtulił się bardziej w poduszkę, którą przytulał.

-Nnic takiego - pociągnął nosem więc wstałem z łóżka i z szafki wyciągnąłem chusteczki podając mu aby wysiąkał nos.

-Widzę, że coś nie gra wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć!

-Yhym - mruknął cicho.

-Więc co się dzieje?

-Mmam wrażenie, że wszyscy są zapatrzeni w tego nowego - wyszeptał mocniej wtulając się w poduszkę.

-Jesteś zazdrosny o to, że prawdopodobnie będzie nowy członek rodziny? - spytałem zaskoczony tym, że tak to odebrał.

-Nnie wiem... mmoże chociaż może nie o to chodzi - westchnąłem widząc, że w ten sposób nie dojdę do rozwiązania problemu. Rozejrzałem się po pokoju i zauważyłem, że mają straszny nieporządek ze swoimi rzeczami głównie Vasquez miał swoje ciuchy w ciuchach młodszego. Zmrużyłem powieki i spojrzałem jeszcze raz na młodego. Zwykle to starszy chodził by pocieszać go, ale jak chyba widać nie było to takie zwykłe pocieszanie.

-Czy ciebie i twojego brata coś łączy? - od razu spytałem patrząc kątem oka na białowłosego, który spiął się i nerwowo zaczął kręcić głową na nie. Jednak to mi wszystko już powiedziało to co miało. Jak mogłem nie zauważyć tego, że najmłodszy ze wszystkich mych skarbów, które posiadam ma problemy sercowe - Na pewno?

-Yhym..

-Jakby jednak coś łączyło to wiedz, że tylko słownie jesteście rodzeństwem. Nie łączy was ani krew ani nazwisko - podniosłem się z łóżka - jakbyś chciał o tym porozmawiać bardziej to wiesz gdzie mnie znaleźć - uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco i ruszyłem do wyjścia z pokoju - posprzątajcie ten mały bałagan w swoich ciuchach jak Vasquez wróci do pokoju, a z pewnością wróci do ciebie.

Czyżby Speedo się zakochał?
Czy Kui z Sonnym wpadli?

2150 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro