Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mały wypadek

Witam wszystkich serdecznie!
Dlaczego ostatni rozdział jest tak trudny do napisania dla mnie?
Nie lubię coś kończyć, ale jak widać trzeba
Nie ma to jak skupić się tak na czytaniu że zapomnieć o wystawieniu rozdziału!
Przepraszam!
Życzę wszystkim miłego dzionka

Czułem jak słońce pada na moją twarz co nie było przyjemne gdyż mnie paliło po dłuższym czasie i było zdecydowanie za gorąco. Zsunąłem się delikatnie w dół by uniknąć promieni słonecznych i poczułem na sobie ciężar, ale był on cięższy niż bym oczekiwał. Niechętnie uchyliłem powiekę widząc te srebrne włosy które były rozsypane na mojej klatce piersiowej. Uśmiechnąłem się delikatnie i wtuliłem w niego bardziej zasypiając na nowo. Nie interesowało mnie w sumie nic więcej oprócz tego, że jest tu obok, jest bezpieczny i przy mnie. Mogło w sumie wyglądać to bardzo źle z perspektywy osoby trzeciej, ale ja wiedziałem swoje wraz z Erwinem, który po prostu uwielbiał spać na mnie i tylko na mnie. Nie miałem już tak silnego snu jak wcześniej, ale czułem jak Erwinowi porusza się klatka piersiowa i słyszałem jak pomrukuje cicho co było takie uspakajające.

-Śpią nadal? - usłyszałem głos należący do Kuia i już wiedziałem, że coś planuje, co mi się nie podobało w ogóle.

-Jak widać i zostaw ich, a tym bardziej Erwina inaczej zdradzę wszystkim twoją małą tajemnice - nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę ze strony Carbo tyle nienawiści skierowanej do osoby, która dała mu dom i rodzinę.

-Nie możesz mnie szantażować tym!

-Jak widać mogę skoro ty potrafiłeś uczucia przeciwko mnie skierować!

-To jest policjant! - podniósł głos, a ja czułem jak Erwin porusza się niespokojnie na mojej klatce więc wtuliłem go w siebie dłońmi by sobie spał jeszcze.

-Wyjdź skoro masz krzyczeć... i ja nie startuję do szefa policji by mieć korzyści!

Zacząłem myśleć o kim jest mowa i w kim mógł się zadłużyć Carbo, ale jak tak myślałem to jedynie intuicja podpowiadała mi pewnego policjanta o dość depresyjnym zachowaniu, ale jakby nie patrzeć kilkanaście razy mieli ze sobą styczność. Zależy od sytuacji rozmawiali bądź się denerwowali i jak mogłem o tym zapomnieć iż Carbo wręcz zarywał do Dante. Schowałem Erwina bardziej w sobie i oddychałem spokojnie czując na sobie wzrok zapewne Carbonary. Jednak ten palący wzrok zniknął na co odetchnąłem z ulgą, bo zostaliśmy we dwójkę tylko w pokoju.
Obudziłem się ponownie czując jak Erwin ucieka mi z ramion więc uchyliłem powieki zerkając na niego.

-Nie chciałem cię budzić - wyszeptał cicho, ale podniosłem dłoń i delikatnie podrapałem go za uchem gdyż miał swoje wilcze dodatki. Cieszyłem się z tego, że jeszcze nie musi wracać, ale z pewnością to niebawem nastanie.

-Nie obudziłeś - odparłem choć to nie była do końca prawda.

-No dobrze - mruknął cicho i zaczął łasić do mnie.

-Możemy o czymś porozmawiać? - spytałem nie chcąc być natarczywym i mimo iż wiedziałem, że to musiał być to on, to jednak chciałem się upewnić.

-Tak? - poruszył noskiem i już widziałem, że jest zestresowany.

-To ty zabiłeś tego mężczyznę co nie? - powiedziałem bardziej niż spytałem, ale jednak nie dawało mi to spokoju. Kobieta mówiła, że zaatakował ich i był pod wpływem, ale nie wynikało to z tego, że dziewczynka była naga. Coś mi nie grało, bo medycy twierdzili, że ona też jest zraniona.

-Jja... tak - spuścił głowę w dół - jja wiem, że nie powinienem, ale to mój obowiązek.

-Nie kwestionuje tego Erwin, bo wiem, ale chciałbym wiedzieć jaka była prawdziwa przyczyna jego śmierci i co tam się wydarzyło - oznajmiłem spokojnym tonem głosu i przetarłem dłonią oczy by się rozbudzić.

-Udusiłem go trzymając za kark kobieta pomogła mi trochę bo potrzebowałem księżyca by nie zostawić śladów kłów - czułem jak delikatnie dłonią sunie po mojej klatce piersiowej by się uspokoić - zabiłem go na ich widoku, no na jej, ale dziecko pragnęło by pozbyć się tego mężczyzny. Wykonałem tylko swój obowiązek!

-Nie denerwuj się - pogłaskałem go po karku by się rozluźnił, bo nie obwiniałem go ani trochę choć wiedziałem, że to on jest winien tego zabójstwa.

-Hm? Nie jesteś zły, że opuściłem dom i poszedłem bez informowania ciebie?

-Może jestem, ale najważniejsze, że nie wpadłeś i wróciłeś tutaj cały oraz bezpieczny - odpowiedziałem na jego wątpliwość, ale poniekąd byłem zły, że Carbo go wypuścił od tak. Lecz czułem, że nie miał też wyboru.

-Ooo wstaliście! - do pokoju wszedł Dia czego się nie spodziewałem, ale skinąłem głową na tak - Cieszę się, bo za pół godziny będzie obiad i wujek kazał was obudzić.

-Dzięki Dia - mruknąłem delikatnie uśmiechając się do niego, a Erwin spojrzał na niego z ukosa leżąc na mojej klatce piersiowej.

-No tylko bez czegoś ten tego - poruszył brwiami, a ja zrobiłem wielkie oczy gdy to powiedział.

-Dia! - oburzyłem się, bo jak zaraz wyjdzie z pokoju to Erwin zapewne będzie pytał o co w tym chodzi.

-Dobra dobra idę kochasie! - zaśmiał się zamykają drzwi za sobą.

-Co to oznacza kochasie? - spojrzałem na Erwina wzdychając ciężko, bo nie byliśmy kochasiami.

-Dii coś się pomieszało w głowie wilczku - pogłaskałem go po głowie - wstajemy, bo muszę się przebrać.

-A to ten tego? Co to oznacza?

-Wiesz o co chodzi w okresie godowym?

-No tak basiory walczą o wadery by móc się z nimi złączyć do końca swego życia - odparł wstając ze mnie.

-No to jak kopulują to ten tego to właśnie kopulacja.

-To mężczyzna może z mężczyzną? - zagiął mnie tym pytaniem więc spojrzałem na niego, bo właśnie wyciągałem z szafki ubrania na przebranie.

-Em ttak? - powiedziałem niepewnie, ale widząc jak jego ogon zaczął machać na boki, a w oczach zobaczyłem ten blask, zrozumiałem, że będzie mnie pytać odnośnie tego.

-Jak to działa? U wilków ciężko coś takiego zrobić - powiedział wpatrując się we mnie, a ja czułem się zażenowany tematem, który zaczęliśmy przez Dię.

-Erwin nie chce o tym rozmawiać - oznajmiłem wpatrując się w jego złote oczy, bo interesowali mnie mężczyźni jak i kobiety, ale nie potrafiłem wyjaśnić mu tego. Był moim małym wilczkiem, ale nie patrzyłem na niego jak na potencjalnego partnera, bo był tak naprawdę nieświadom wszystkiego. Mimo iż ogarniał dużo miałem wrażenie, że te kilka dni nie wystarczą by zapełnić te szesnaście lat życia w lesie.

-Dlaczego? - spytał, a jego uszy opadły gdy ja ubierałem koszulę na siebie.

-Bo to nie jest raczej temat na teraz.

-Ale sam stwierdziłeś, że się da! Jak? Dlaczego w ogóle mężczyzna z mężczyzną?

-Erwin... - złapałem się za nasadę nosa - to uczucie między dwoma osobami powoduje, że ktoś jest z kimś.

-Skoro Dia powiedział, że my ten tego to nas też coś łączy?! - jego oczy błyszczały, a ja czułem jak robię się czerwony.

-Nie Erwin - mruknąłem patrząc się na niego choć nie chciałem tego mówić, bo widziałem jak jego ogon przestaje machać, a ten blask w oczach gaśnie.

-Rozumiem - mruknął cicho więc podszedłem do niego i podrapałem go za uszkiem.

-Nasza relacja jest troszeczkę inna Erwin.

-Czyli jaka? - wyszeptał patrząc się na mnie swoimi oczkami.

-Skomplikowana, bo ty jesteś wilczkiem i nie na zawsze zostajesz człowiekiem - pocałowałem go w czółko, a on zamruczał wtulając się we mnie.

-Przepraszam - wyszeptał co mnie zdziwiło.

-Za co? - spytałem głaszcząc go delikatnie.

-Za to, że nie jestem człowiekiem - wymamrotał wtulony w moją klatkę piersiową.

-Nie musisz być człowiekiem Erwin i tak się przywiązałem do ciebie bez tego - uśmiechałem się do niego widząc w jego oczach ten powracający błysk.

-Yhym - mruknął wtulony we mnie.

-Obiad!!! - z dołu można było usłyszeć krzyk Davida, który wolał na posiłek.
Odsunąłem niechętnie Erwina od siebie i wstałem z łóżka. Musiałem ubrać spodenki, bo byłem w samych bokserkach. Zauważyłem jak delikatnie robi się różowy i szybko ucieka w stronę drzwi. Zaśmiałem się cicho i ubrałem ekspresowo spodenki chcąc dogonić go oraz pomóc mu zejść ze schodów. Wziąłem talerz dla siebie i usiadłem na fotelu w salonie by Erwin mógł zjeść przy stole poza tym nie ufałem za bardzo Kuiowi. Stracił w moich oczach dużo choć starałem się zrozumieć go lecz nie da się wytłumaczyć bądź zdefiniować tego co zrobił. Po prostu zrobił paskudztwo dla Erwina i wiem, że gdyby nie to iż miał dług wobec niego to nie zgodziłby się na napad. Jednak nie miał wyboru, a ja miałem i nadal tu tkwiłem, bo Chak miał zbite dowody na to, że zdradzałem, a nie chciałem stracić pracy. Bez tego nie byłbym już sobą. Jadłem bez pośpiechu ziemniaki z mięsem oraz surówką czując na sobie wzrok dwóch osób. Jednak uparcie starałem się olać je.

-Dziś jedziemy na wyścigi - oznajmił Speedo z uśmiechem na ustach.

-Gdzie? - zapytał Kui nie będąc chyba zadowolony.

-To organizowane jest na torze wyścigowym taki luźny przejazd - dodał Vasquez.

-Czy na takim torze można pojeździć autkiem? - pytanie z ust Erwina mnie rozbroiło, bo chyba po prostu uwielbiał ten samochodzik.

-To jest na duże auta - rzekł Carbo - ale jak chcesz możesz jechać ze mną bądź Grzesiem.

-Monte?! - spojrzałem w stronę mego wilczka i uśmiechnąłem się delikatnie.

-Jeśli chcesz mogę z tobą pojeździć i nauczyć cię, ale nie moją vecią - odparłem gdyż nie chciałem skasować samochodu, który należy do mnie i do pracy, a jakby ktoś zobaczył ją na wyścigach nawet tych zorganizowanych legalnie to wolałem nie ryzykować.

-Dam ci moje elegy - oznajmił uśmiechając się Carbo i wiedziałem, że miał najróżniejsze samochody, którymi uwielbiał się chwalić oraz poruszać.

-Dobra - skinąłem głową.

-Ale kupimy baterie do autka? - spojrzałem ponownie na Erwina i nie spodziewałem się, że wyjeździ je w kilka dni.

-Kupie ci po drodze - oznajmiłem wstając z fotela i zaniosłem pusty talerz do zlewu.

-To zbieramy się! - powiedział entuzjastycznie Sindacco i mimo iż wolałbym aby trzymał się z dala od Erwina to wiedziałem, że specjalnie będzie robić mi na złość - Chodź Erwin może chcesz to ci pokażę kilka sztuczek - poruszył dwuznaczne brwiami aż mnie nerwica wzięła iż coś takiego odważył się zrobić.

-Nie dziękuję wolę Monte ciebie nie chce! - uniosłem zdziwiony brwi do góry, ale nie tylko ja. Podszedłem do Erwina i zagarnąłem go na ręce.

-No widzisz opierdol się - burknąłem z wysoko uniesioną głową będąc dumnym z wilczka iż postawił się mężczyźnie. Ruszyłem za Carbo w dół na podziemie aby dostać kluczyki do samochodu. Erwin zasiadł na miejscu pasażera, a następnie zgranym szykiem ruszyliśmy na wyścigi na torze wyścigowym. Najpierw jednak musiałem przystosować Erwina do tego co tam się będzie działo więc od razu zacząłem mu tłumaczyć co i jak wygląda oraz, że jest trochę hałasu.

-Dam radę! - odparł pewnym tonem głosu i miałem nadzieję, że tak będzie, bo byliśmy praktycznie na miejscu. Do wyścigu była jeszcze godzina, ale niektórzy trenowali na jeździe poglądowej więc stanąłem przy krawężniku.

-Chodź do mnie - poklepałem kolano, a on niepewnie przeszedł przez dźwignie biegów, a ja usadowiłem go między moimi nogami.

-Co teraz? - spytał gdy oddałem mu władze nad samochodem.

-Teraz trzymasz pedał sprzęgła oraz za gaz. Pierwszy puszczasz sprzęgło i wciskasz gaz by ruszył powoli - tak jak sądziłem szarpanęło wozem, a on spojrzał na mnie przestraszony.

-Spokojnie nic nie zrobiłeś zdarza się -  oznajmiłem spokojnie i pogłaskałem go po boku - może na początku to jak będę wciskać, a ty nogami będziesz wyczuwać jak to robię?

-Dobrze - wyszeptał i czułem jak jego nogi są na moich więc delikatnie ruszyłem samochodem. Wóz był już kilkanaście razy klepany więc nie zdziwiło by mnie to jakby po prostu był pod kaskaderkę robiony - tym mam kręcić?

-Tak delikatnie jak z samochodzikiem. Jak za mocno skręcisz to uderzymy w opony - wyjaśniłem dając mało gazu by przyzwyczaił się do jazdy i kierowania dużą zabawką. Choć dobrze mu szło to jednak czułem jak jest spięty - hej spokojnie - pogłaskałem go po ramieniu.

-Boję się, że popsuje - wymamrotał pod nosem.

-Carbo dał nam taki wóz, który mu nie szkoda więc nie przejmuj się tym czy popsujesz czy nie - oznajmiłem i jeździliśmy na parkingu, który mimo iż z jednej strony miał opony to z drugiej już nie miał. No niestety na torze niektóry ćwiczyli, a tak to byśmy tylko utrudniali dla nich ruch. Po pół godzinie gdzie Erwin w miarę ogarnął kierowanie i dodawanie gazu moim butem. Przeszkodził nam oczywiście Carbo, który wpakował się do jadącego auta. Może nie jechaliśmy szybko, ale jednak trzydzieści na godzinę się poruszaliśmy.

-Erwin może chcesz jako pasażer pojechać ze mną na tor? Muszę się rozgrzać.

-Mogę? - zerknął na mnie przez to nie skupił się na drodze, natychmiast zahamowałem by nie wjechać w barierkę i spojrzałem na niego.

-Od ciebie zależy to czy tylko chcesz - odparłem z uśmiechem.

-Pokaże ci jak to jechać ekstra szybko!

-No dobrze - mruknął więc podjechałem pod samochód Carbonary i wiedziałem, że wszyscy którzy zebrali się w tym miejscu wiedzą, że nie mają z nim szans na to aby wygrać jednak i tak chcą spróbować. Wysiedliśmy z auta i dopilnowałem aby Carbo go dobrze zapiął oraz założyłem mu kask na wszelki wypadek, bo jednak Nicollo jeździ agresywnie. Po chwili ruszyli z piskiem opon i zostało mi tylko czekać aż wrócą lecz widząc samego Vasqueza złapałem go za koszule i zagarnąłem na pobocze.

-Czego chcesz Montanha!

-Tego abyś odwalił się od Erwina! Jedziesz na dwa fronty czy co?!

-Jak na dwa fronty? - zmrużył powieki, ale nie oderwał od moich oczu wzroku.

-Widać to, że ciągnie do ciebie Speedo więc zostań przy jednym - ścisnąłem jego koszule mocniej.

-Rzucasz się na mnie jakbyś sam był w nim zakochany!

-Ja go chce chronić przed tobą Sindacco więc nie denerwuj mnie więcej, bo następnym razem wjebie ci!

-Dobra zluzuj gacie! - wyrwał się z mojego uścisku - Nie tknę wilka ani nie będę się zbliżać. Zachowujesz się jakby należał tylko do ciebie.

-Nie jest mój tylko znam cię za dobrze lubisz wykorzystywać czyjeś emocje i uczucia przeciwko osobie.

-Monteee! - słysząc krzyk Erwina od razu zacząłem go szukać wzrokiem. Jednak widząc jak idzie w moim kierunku jak pijany zaśmiałem się cicho gdyż Carbo nie żałował pewnie trików czy obrotów.

-Idę idę - zaśmiałem się cicho gdy wpadł w moje ręce, ale gdy nagle się z rzygał mi na koszulkę aż zadrżałem niespokojnie.

-Ups - mruknął Carbo, który przyszedł akurat na czyszczenie żołądka Erwina. Spojrzałem w jego stronę mrużąc powieki - hehehe plus jest taki, że przynajmniej jest ciepło?

-Zabiję - mruknąłem cicho i posadziłem Erwina na barierce z opon, a sam pozbyłem się z siebie koszulki.

-Pprzepraszam - czyknął co mnie rozczuliło, bo szczerze uroczo to zrobił z tym cichym wyszeptaniem słowa.

-Nic się nie stało wilczku - mruknąłem i pogłaskałem go po włosach. Musiałem wyrzucić tą koszulę, bo nie było sensu jej prać.

-Cco jutro robisz? - podałem mu wodę przy okazji jak byłem przy automacie aby wyrzucić koszulę to kupiłem mu aby się napił.

-Jutro mam ranną zmianę.

Co przyniesie ranna zmiana?
Czy rzeczywiście nic Grzesiu nie czuję do Erwina?

2326 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro