Koniec
Witam wszystkich serdecznie w ostatniej części tej historii!
Mam nadzieję, że spodoba się wam epilog<3 więc nie zajmuje czasu!
Miłego dzionka życzę wszystkim!
Perspektywa Erwina
Podniosłem się ostrożnie z łóżka, bo nadal przed oczami miałem to jak on bez jakiegokolwiek zlęknięcia pociąga za spust. Prześladował mnie ten moment w snach nawet jeśli pogodziłem się z tym lecz nadal to bolało. Przetarłem dłonią oczy i starałem się uspokoić serce od niepotrzebnego szybkiego bicia. Za oknem było ciemno, ale nie zmieniało to faktu iż była szósta rano. Wziąłem głęboki wdech i wydech by się uspokoić do końca, a przede wszystkim nie obudzić Nicollo, który spał obok.
-Cco się dzieje Erwin? - mruknął sennie mężczyzna i podniósł się do siadu, a następnie spojrzał na mnie.
-Nnic - od mruknąłem cicho i poczułem jak robi mi się zimno. Wtuliłem się bardziej w ciepły koc wzdychając ciężko, bo widziałem przez okno jak księżyc jeszcze oświetla słabo otoczenie. Czasami czułem jego zew, ale czułem jak zatracam tą dziką naturę w dobie mimo iż czasami potrafiłem przybrać pół formę wilka. Tylko to ofiarował mi księżyc jako klątwę za to co się wydarzyło jednak dla mnie było to bardziej jak wynagrodzenie tego wszystkiego. Mogłem cieszyć się częścią wilka, który został we mnie i przypominał mi o Lunie, której nie ma przy mnie, ale zawsze zostanie w moim sercu.
-Erwin widzę, że nie gra, bo masz ogon i uszy - zagryzłem wargę gdyż czasem te wilcze dodatki były utrapieniem w moich emocjach, których nie chciałem pokazywać.
-Mmiałem po prostu znów ten sen - wymamrotałem cicho i spojrzałem na niego, ale wtuliłem się w swoje nogi, a swoimi złotymi oczami wpatrywałem w Carbo. Widziałem jak wstaje z łóżka i podszedł do mojego na którym usiadł. Poczułem po chwili jak przyciąga mnie do siebie więc wtuliłem się w niego. Nie potrafiłem wyrzucić z głowy tych złych wspomnień. Były niczym przekleństwo, które mnie prześladowało mimo iż nie chciałem. Starałem się zapomnieć, ale wszystko tak naprawdę ciągle przypominało mi o nich. Minęło kilka miesięcy, a ja nadal nie byłem w stanie zapomnieć tego. Mimo iż byłem wtedy umierający to w świadomości wyrył mi się ten widok opadającego ciała do wody oraz jak barwiła się jego krwią. Strzelił centralnie w głowę przez to śmieć była natychmiastowa.
-Erwin dobrze wiesz, że nie miał wyboru - oznajmił cicho - zrobił to by cię ratować.
-Ja wiem, ale to jest takie bolące gdy to tak wraca ciągle do mnie gdy zasypiam. Chce normalnie spać - wyszeptałem czując jak delikatnie buja mnie na boki co działało na mnie uspokajająco. Wtuliłem się bardziej w jego klatkę piersiową starając się spokojnie oddychać lecz czułem jak moje uszka są nadal oklapnięte wraz z ogonem.
-Wiem Erwin, ale to ty musisz wyprzeć te wspomnienie z głowy - rzekł więc skinąłem głową, bo nie potrafiłem tego. Starałem się pogodzić z tym co widziałem i jak to na mnie oddziaływało, ale nie byłem w stanie pozbierać się po tym jak osoba, którą darzyłem uczuciem po prostu była w stanie od tak się zabić. Jednak jego uczucia były prawdziwe wobec mnie i cieszyło mnie to mocno, że jednak kochał mnie lecz nie potrafił tego powiedzieć bądź nie chciał. Wziąłem spokojny wdech i wtulony w Carbo czułem, że się bardziej uspokajam aż zasnąłem w jego ramionach. Obudził mnie głos otwieranych drzwi więc niechętnie wybudziłem się z otoczki snu, którego było mi trochę za mało i chciałem więcej lecz wiedziałem, że życie nie stanie w miejscu, bo ja czuję się trochę gorzej.
-Wybaczcie, że budzę, ale śniadanie zaraz jest - powiedział San, który uśmiechnął się do nas. Zainteresowany zerknąłem na Nicollo, który jak się okazało nie spał i pozwolił mi usnąć w jego ramionach. Chociaż był zajęty przez chyba Dante jeśli dobrze pamiętam jak nazywa się jego policjant.
-Dzięki brat zaraz zejdziemy - odpowiedział i spojrzał na mnie - wstajemy Erwin, zdrzemnąłeś się?
-Yhym, dziękuję - mruknąłem podnosząc się z niego oraz z łóżka. Chciałem jak najszybciej podejść do szafy i wyciągnąć jakieś ubrania, które będę mógł zarzucić na siebie. Podchodząc do szafy i otwierając je westchnąłem cicho gdy zobaczyłem iż Grzesia ciuchy nadal tu są. Wziąłem jego ciepłą bluzę, a całą resztę należącą do mnie. Ubrałem się przy Carbo, który sam się ubierał gdyż przyzwyczaiłem się do takiej normalności. Już chciałem wychodzić z pokoju, ale Nicollo mnie powstrzymał, bo musiał sobie poprawić mój kaptur od za dużej na mnie bluzy.
-Chodź już na te śniadanie - oznajmił z czym się zgodziłem, bo byłem głodny. Wczoraj na wieczór nie jedliśmy śniadania, bo szukaliśmy rzeczy na dzisiejszy bańczyk. Trochę się pozmieniało w moim życiu. Tracąc wilczą część siebie wróciłem do ludzkiego życia, a raczej byłem uczony już przez całą rodzinę Chaka jak żyć w ludzkim świecie. Początki były dość ciężkie i wiele rzeczy tak naprawdę mi nie mówili, ale nie dziwię się gdyż miałem być tylko na chwilę człowiekiem. Zacząłem bardziej rozumieć to co robią oni oraz inni ludzie, a tym bardziej zacząłem się przyzwyczajać do tej codzienności. Która z czasem stała się moją normalnością choć nie wszystko było tak jakbym tego chciał. Siadłem na wolnym miejscu, które zwykle zajmował Monte, ale teraz zajmowałem ja.
-Kiedy macie zamiar iść na ten bank? - padło pytanie ze strony Chaka, który spojrzał na każdego z nas, ale najdłużej zatrzymał się na Vasquezie oraz Speedo. Nie dziwiłem się, bo brunet trzymał dłoń na udzie mniejszego od siebie mężczyzny. Wszyscy wiedzieli, że są razem choć nie do wszystkich dotarło to w pozytywny sposób. W końcu byli rodziną od małolatów i niby krew ich nie łączyła oraz więzy, ale jednak co poradzić wyszło jak wyszło. Jadłem na spokojnie śniadanie i uśmiechałem się zadowolony.
-Po południu mamy w planach jechać - oznajmiłem zerkając na mężczyznę, który zmrużył powieki. Nabrałem własnej wartości i pewności w tym co robię. Trochę stałem się ego topem, ale rodzina stała się czymś dla mnie najważniejszym. Stali się dla mnie oparciem gdy najbardziej tego potrzebowałem i przy nich rozkwitłem choć Grzesiu by stwierdził, że zgorszyłem się przez to iż stałem się kimś złym. Jednak podobała mi się taka opcja w której aktualnie żyłem. Potrzebowałem adrenaliny, którą dostarczały mi wyprawy do miasta by zabić debili co krzywdzili dzieci. Jakby nie patrzeć od zawsze byłem tym złym i nadal podążam tą drogą z dość wysoko uniesioną głową, a wspiera mnie w tym mafia Burgershota.
-Rozumiem - skinął głową - mam nadzieję, że nie wpakujecie się w jakieś bagno - rzekł na co prychnął Carbo.
-Wuja z nim to nie da się nie wpakować w jakieś bagno! To jest mistrz akcji!
-Cicho bądź Nicollo - burknąłem do niego i pokazałem mu faka gdy on wystawił w moim kierunku język. To, że ostatnio wpadliśmy prawie, bo se wymyśliłem wyścigi, to nie moja wina. Moja jazda samochodem jeszcze nie jest perfekcyjna lecz z każdym dniem było coraz lepiej jednak nie jestem i nie będę mistrzem kierownicy. Najważniejsze, że zdołałem uciec policji, a nie zostaliśmy złapani gdyż wtedy było by to nie na rękę dla Kuia oraz mnie. Miałem czystą kartotekę, bo nie wpadłem jeszcze w sidła policji.
-Spokój tak jak mówiłem macie uważać, bo nie będę was wyciągać z aresztu rozumiemy się?
-Tak wuja - odpowiedzieliśmy wszyscy przy stole, a gdy zjedliśmy wstałem od stołu i ruszyłem biegiem po schodach do góry aby zabrać torbę na sprzęt oraz na łup. Mieliśmy rozejrzeć się wokół banku by sprawdzić czy aby to co mamy jest do niego. Niestety niektóre banki, które miały do zaoferowania coś więcej w sobie, miały inne potrzebne przedmioty do złamania zabezpieczeń. Jednak nie przejmowałem się tym, bo miałem wrażenie, że i tak poradzę sobie ze wszystkim w końcu byłem najlepszym hakerem w całym mieście jak nie na całym świecie. Spakowałem w podziemiu wszystko co trzeba i sprawdziłem na pewno czy wziąłem wszystko, bo czasem byłem zapomnialski oraz trochę za bardzo nadpobudliwy. Jednak ja byłem aktualnie naprawdę sobą, ściągnąłem z siebie tą otoczkę niepewności co mnie blokowała. Zbiegłem na sam dół gdyż tam miał już czekać Carbo, Dia i San. Mieliśmy w czwórkę zabawić się z policją. Westchnąłem cicho gdy myślałem o policji. Nienawidziłem tej całym swoim sercem, bo gdyby nie ona Grzesiu nie musiał strzelać sobie w głowę. Wsiadłem do wozu na przód obok Carbo i położyłem torbę pod nogi.
-Lecymy! - oznajmiłem, a Nicollo ruszył z podziemnego parkingu. Oparłem głowę o szybę i patrzyłem na miasto, które pogrążało się coraz bardziej w zimnie. Poprawiłem chustę na twarzy oraz bluzę, którą miałem na sobie.
-W porządku Erwin?
-Tak Dia - odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem pod chustą, ale nie widział tego.
-No skoro tak mówisz to nie wnikam w dzisiejsze co widziałem w waszym pokoju.
-Erwin znów miał ten sen - powiedział Carbo na co warknąłem niezadowolony, że mu tak po prostu powiedział to.
-Nie chce o tym rozmawiać! - od razu powiedziałem by nie dążyć tematu który po prostu nie był wygodny dla mnie - Skupcie się na tym co mamy robić!
-Dobrze - powiedzieli praktycznie jednocześnie na co uśmiechnąłem się zadowolony iż nie będą o tym rozmawiać. Przez pół godziny obserwowaliśmy bank oczywiście Dia poszedł do niego pod pretekstem wybrania pieniędzy, ale przy okazji rozejrzał się wokół. Po odczekaniu na odpowiednią porę od razu przystąpiliśmy do działania.
-Ręce w górę! - wykrzyczałem, a chłopaki zaczęli celować do ludzi w budynku, którzy przerażeni padli na kolana z wysoko uniesionymi dłońmi do góry - Zajmijcie się wszystkim - rozkazałem, a sam ruszyłem do pomieszczenia obok by dostać się do środka sejfu. Czułem jak adrenalina buzuje w moich żyłach co było takim cudownie uzależniającym uczuciem. Przystąpiłem do hakowania przez to rozbrzmiał alarm lecz nie przestraszyłem się go i nie był dla mnie problemem jak to było na początku mojej zabawy w hakera. Sprawnie wyłączyłem wkurzającą syrenę alarmową, a następnie zacząłem hakować wszystkie zabezpieczenia, które były wręcz banalne dla mnie. Po kilkunastu minutach wbiłem do środka sejfu, który miał skrytki jednak do mnie podszedł Dia co mnie zaskoczyło.
-Ja zajmę się skrytkami i pakowaniem ty może idź negocjować, bo policja dziś chyba nie jest w humorze - oznajmił co mnie zdziwiło trochę, bo zwykle to ja zajmowałem się całą robotą w sejfie, ale skoro tak mówi, że policja jest dziś zła to może wynegocjuje coś lepszego. Podałem mu torbę i poprawiłem chustę na ustach wracając do głównego pomieszczenia gdzie Carbo wraz z Sanem mierzyli z broni do zakładników. Podszedłem pewnym krokiem do drzwi i je otworzyłem czekając chcąc oznajmić policji iż czekam. Nagle zauważyłem iż ktoś macha do mnie przez to na moich ustach pojawił się uśmiech, a po chwili stanął przede mną brązowowłosy mężczyzna w całym osprzętowaniu policyjnym.
-Dobry kapitan trzeciego stopnia Gregory Montanha mój numer odznaki 105 - jak zwykle wylegitymował się wpatrując w moje oczy gdy ja nie potrafiłem oderwać się od jego oczu. Wydawać można było się, że Grzesiu umarł jednak nie zostało wiele dopowiedziane.
–––––––
Prześladował mnie widok tego jak Grzesiu umiera, bo jednak nikt nie chciałby zobaczyć tego jak ukochana osoba zabija się na oczach osoby dla której chce oddać swoje życie. Prześladowało mnie to tylko gdy nie czułem przy sobie tego cudownego ciała Gregorego. Jednak co się wydarzyło w grocie pamiętam trochę jak przez mgłę lecz pamiętam słowa mego towarzysza i decyzję Grzesia. Nie chciałem by umierał, błagałem księżyc aby nie pozwolił mu umrzeć lecz zemdlałem po tym jak jego ciało opadło w wodę. Nie wiedziałem nawet kiedy byłem człowiekiem i dlaczego nim jestem. Patrzyłem tępym wzrokiem w swoje ręce i dopiero po chwili zrozumiałem co się stało. Cena za me życie została zapłacona. Rzuciłem się od razu w miejsce gdzie był wcześniej Grzesiu i siłą wyciągnąłem go z dna wody. Wtuliłem go mocno do swojej klatki piersiowej czując jak po moich policzkach spływają łzy.
-Ggrzesiu... pproszę nnie - wyłkałem czując jak mam ochotę krzyczeć jednak tylko musnąłem jego usta swoimi wargami - proszę nie chce być ssamotny... Nnie zostawiaj mnie... kocham cię - wyszeptałem łamiącym się tonem głosu i wtulałem w jego głowę.
-Mmyślalem, że to ja pierwszy to ci powiem - słysząc ten cichy głos aż musiałem odsunąć się od jego głowy by móc spojrzeć na niego. Jednak łzy w moich oczach nie pozwalały mi na wyostrzenie wzroku.
-Ggrzesiu - mruknąłem, ale gdy poczułem jego dłoń na swoim policzku i jak ściera mi łzy zacząłem mocniej płakać, ale nie z bólu, a szczęścia. Teraz dopiero zauważyłem, że woda wyleczyła jego postrzeloną głowę. Spojrzałem w stronę Crifa, który stał przy jeziorku i patrzył się na nas - jak to się stało?
-Nie wiem alfo widocznie jezioro zadecydowało samo iż nie zasługujecie na śmierć oby dwoje i to pierwszy, bowiem przypadek by coś takiego się stało.
Czułem w głębi siebie, że zmiana w człowieka nie była przypadkowa, a ja na zawsze chyba straciłem swoją formę gdyż nie mogłem się przemienić. Spojrzałem w swoje odbicie gdyż jako strażnik tego miejsca widziałem znacznie więcej w odbiciu lustrzanym. Jednak widząc siebie w pełni jako człowieka w tafli zdziwiłem się mocno. Palcem dotknąłem siebie nie rozumiejąc, ale mogłem zauważyć, że moja wilcza strona wychodzi ze mnie w odbiciu wody i przemieszcza się w stronę Grzesia. Zrozumiałem iż moje wilcze wcielenie oddało życie by on mógł żyć.
-Erwin? - wyszeptał więc od razu spojrzałem w jego stronę.
-Tak?
-Jjak? Mmiałem umrzeć - powiedział wpatrując się we mnie, a ja jedynie wtuliłem się mocniej w jego dłoń swoim policzkiem, a swą dłoń położyłem na tego jego.
-Miłość nas uratowała - wyszeptałem biorąc spokojny wdech oraz wydech, bo tego potrzebowałem.
–––––––
-Witam panie Gregory - odpowiedziałem nie mogąc przestać się uśmiechać. Pragnąłem wtulić się w jego klatkę piersiową i aby nie wypuszczał mnie w ogóle. Przez te kilka miesięcy zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do siebie, a ja odnalazłem się u Chaka, który z otwartymi ramionami mnie przyjął do swojej mafii. Czasami spałem u nich gdy Grzesiu miał robotę bądź miał jakieś większe akcje, a nie chciał mnie zostawiać samego. Chyba zostało mu to po tym jak byłem wilczkiem i było to urocze jednak miałem prawko, a przede wszystkim żyłem jak człowiek. No pomijając to, że bawiłem się w gangstera i terrorystę, ale to mały nie ważny szczegół.
-Gdy będziesz miał czas wilczku to wieczorem chce cię gdzieś ukraść - powiedział cicho by nikt nie usłyszał oprócz mnie. Zostało mi to z wilka iż słyszałem lepiej od ludzi. Skinąłem głową by mu odpowiedzieć i zacząłem temat negocjacji o naszą wolność. Oczywiście poszedł mi na rękę, bo nie chciał by coś mi się stało jednak to i tak zależy od Carbo czy uciekniemy.
Nim się obejrzałem uciekaliśmy przed policją z czego byłem zadowolony gdyż chciałem aby już wieczór.
-Masz uciec Carbo! Z Grzesiem mam spotkanie wieczorem! Chce na nim być!
-Jasne braciak damy radę! - zaśmiał się, ale nie wytrąciło to go ze skupienia gdy jechał przez kręte uliczki. Patrzyłem na mijane ulice i miałem nadzieję, że Carbo nie zawiedzie, bo jednak kilka razy dał się złapał, ale każdy kiedyś wpada w kłopoty. Byłem tak skupiony w swoich myślach, że nie zauważyłem kiedy mnie Dia zaczął szturchać.
-No nareszcie! Uciekliśmy! - gdy usłyszałem co powiedział uśmiech poszerzył mi się na ustach i ściągnąłem chustę.
-Jak widać Carbonara jest niepokonany - oznajmiłem i czułem wewnętrzny spokój gdyż spotkam się z Monte jeszcze dziś. Poprawiłem sobie pas bezpieczeństwa i czekałem aż dojdziemy z powrotem do bazy z łupem. Miałem ochotę na posiedzenie w wannie gdyż czułem iż potrzebuję się wygrzać, a przy okazji odświeżyć się przed spotkaniem z pewnym brunetem.
-I jak? - padło pytanie ze strony starszego mężczyzny, który był z Laborantem w części wypoczynkowej, ale w ich dłoniach były jakieś białe pakunki.
-Mamy pięćdziesiąt tysięcy - odpowiedział Dnia, a ja podszedłem do stolika i wziąłem woreczek do dłoni zainteresowany chcąc powąchać co znajduje się w środku, ale Kui odebrał mi torebkę.
-Nie Erwin my towaru nie wąchamy tym bardziej, że to nowy narkotyk lepiej nie ryzykować - oznajmił na co prychnąłem, bo bardzo byłem ciekawy tego. Zawsze mi odmawiali powąchania tego i sam Grzesiu odradzał, ale byłem tak bardzo ciekawy tego wszystkiego iż zaczynało mnie denerwować te ciągłe nie. Prychnąłem na mężczyznę i ruszyłem do schodów chcąc iść do góry oraz zrobić to co chciałem wcześniej. Wszedłem do mojego i Carbo pokoju choć tak naprawdę to nadal jego pokój tylko ja w nim często przebywam. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem dżinsowe czarne spodnie oraz czerwoną koszule na którą zarzucę czarną kurtkę skórzaną.
Ruszyłem ze wszystkimi ubraniami do łazienki w której się zamknąłem, a następnie włączyłem ciepłą wodę lejąc ją do wanny. Ustawiłem sobie wszystko tak aby wymyć się porządnie, a następnie przygotować do spotkania mimo iż było dużo czasu do niego. Wsunąłem się do wanny w której były bombelki i wziąłem głęboki uspakajający oddech gdyż adrenalina mi opadła i czułem się trochę zmęczony.
Uwielbiałem uczucie adrenaliny, bo pobudzała lepiej niż jakiekolwiek inne energetyki oraz kofeina lecz gdy opadała to czułem się potem trochę zmęczony, ale moje ADHD nie pozwolało mi na długie takie zmęczenie. Wykąpałem się w ciepłej wodzie oraz swoim żelu o zapachu karmelu, który mi Grzesiu kupił. Teraz mogę kupować co chce gdyż pieniędzy miałem dużo przez te napady na banki i inne instytucje. Jednak uwielbiałem te prezenty otrzymywane od niego, bo zawsze trafiał w mój gust. Ubrałem się się dość szybko i poprawiłem się w lustrze by wszystko było wręcz idealne. Posprzątałem oczywiście za sobą, bo byłby krzyk iż znów zostawiłem syf, ale nieszczególnie lubiłem sprzątać wolałem bardziej bawić się w rozwalanie. Schodząc na dół usłyszałem gwizd.
-No Erwin, ale żeś się odstrzelił! Gdzie się wybierasz?
-A to słodka tajemnica braciszku - odpowiedziałem Davidowi, ale w odpowiedzi dostałem prychnięcie i nie dziwiłem się wcale, że tak zareagował. Nie lubił być olewany.
-Nie ma obiadu! Wuja jest wiadomo gdzie, a chłopaki po znikali gdzieś - oznajmił i nie podobało mi się to, że nie ma nic do jedzenia lecz podszedłem do lodówki by zobaczyć co jest w jej wnętrzu. Może będzie coś co nie spale od razu, bo jednak nie miałem zbyt dużych umiejętności kulinarnych, ale padło na to, że po prostu zrobiłem kanapki. Nie miałem innego wyboru, bo nie chciałem spalić kuchni. Nie spieszyłem się z jedzeniem, bo oglądałem w salonie z Davidem jego serial kryminalny. Poniekąd trochę ten serial przypinał prawdziwą policję, ale ta miała wiecej zwycięstw niż porażek. Nie wiem ile tak siedziałem oglądając i miałem wrażenie, że ten serial się nie kończy aż zrozumiałem, że on ogląda go na platformie gdzie ma całe sezony tego. Miałem nadzieję, że jednak znudzi mu się te oglądanie tego i samego praktycznie. Jednak moja nadzieja nie wystarczyła. Siedziałem z nim do wieczora aż dostałem wiadomość od Grzesia iż czeka na mnie pod domem.
-Znikam - oznajmiłem gdyż jakby nie patrzeć było na zewnątrz już ciemno i pewnie zimno więc ubrałem skórzaną kurtkę mając nadzieję, że będzie wystarczającym źródłem ciepła. Ubrałem czarne budy sportowe i wyszedłem z domu od razu widząc Corvette. Po chwili dotarło do mnie, że o samochód opiera się Grzesiu ubrany w spodnie oraz białą koszulę. Podszedłem do niego uśmiechając się gdyż w końcu mogłem się przytulić do jego ciepłego ciała, co oczywiście zrobiłem bez myślenia. Zamruczałem czując jaki jest gorący mimo iż na zewnątrz było dość chłodno.
-Też się cieszę, że cię widzę - mruknął cicho i opatulił mnie swoimi silnymi ramionami w których czułem się bezpiecznie - jedziemy czy jeszcze chcesz wilczku się po przytulać?
-Wiesz, że nie posiadam w sobie już wilka - upomniałem go gdy on zaśmiał się cicho.
-Ja nadal twierdzę, że dalej siedzi gdzieś tam głęboko w tobie - pogłaskał mnie po policzku, a ja wtuliłem się bardziej w jego ciepłą dłoń.
-Nie słodź mi tak bardzo już - odsunąłem się niechętnie od niego, bo chciał się spotkać więc gdzieś chciał jechać.
-Wiem, że lubisz - odpowiedział odsuwając się od auta i otworzył mi drzwi od samochodu bym mógł usiąść. Na spokojnie to zrobiłem i zapiąłem pasy choć nie przepadałem za nimi jednak wiedziałem, że Grzesiu czuję się pewniej gdy jestem zapięty. Ruszyliśmy gdzieś dokładnie nie wiedziałem, ale jechaliśmy przez miasto, które było poniekąd pogrążone w mroku, ale nie do końca gdyż latarnie oświetlały mrok lecz odbierały możliwość patrzenia na gwiazdy. Jechaliśmy dość długo, ale nie narzekałem na to gdyż podobała mi się jazda jego samochodem. Zauważyłem, że zjeżdżamy na jakiś parking więc spojrzałem zainteresowany na Grzesia, który uśmiechnął się do mnie jedynie.
-Gdzie jesteśmy?
-Zobaczysz - odpowiedział tajemniczym tonem głosu i spowodował, że zacząłem interesować się coraz bardziej tym gdzie mnie ciągnie. Wysiedliśmy z samochodu i podążałem za nim gdy on złapał mnie za dłoń, a następnie splótł nasze palce ze sobą. Poczułem jak serce zaczyna bić mi szybciej i rozprowadza się takie przyjemne ciepło wewnątrz mnie. Szliśmy po jakiś schodach do góry i było tu strasznie ciemno, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo gdyż księżyc oświetlał wszystkie ciemne zakamarki. Pierwszy raz od jakiegoś czasu niebo było praktycznie bezchmurne. Niestety zima nie była litościwa i było coraz zimniej. Nagle stanęliśmy przy jakieś drabinie więc spojrzałem niepewnym wzrokiem na Grzesia - spokojnie będę cię asekurować byś nie spadł - oznajmił przez co spadł mi kamień z serca iż nie będę iść sam. Ostrożnie zacząłem spinać się do góry i nie wiedziałem po co mnie prowadzi na jakiś wysoki budynek. Przeprowadził mnie przez ryzykowną krawędź, a jednak nie chciałem spaść lecz wpatrzony w jego oczy nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na dachu budynku który piął się jeszcze w górę.
-Gdzie jesteśmy? - wyszeptałem i spojrzałem w bok aż zaparło mi dech w piersiach. Panorama miasta rozciągała się przed nami co było takim niesamowitym widokiem. Gdyż nie widziałem jeszcze w nocy miasta z takiej perspektywy, ale miał swój urok.
-Te miejsce pokazał mi kiedyś Dia i tak pomyślałem sobie, że moglibyśmy tu się spotykać gdy będziemy w swoich pracach - popatrzyłem na niego zainteresowany - i moglibyśmy spędzić trochę czasu ze sobą w czasie naszych przerw. Wiesz to takie miejsce, które należy tylko do nas i tylko dla nas - uśmiechnąłem się gdyż nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu gdy księżyc oświetlał naszą dwójkę. Wyglądał tak przystojnie w świetle księżyca.
-Właśnie czegoś takiego mi było potrzeba aby spędzić trochę więcej czasu - wyszeptałem podchodząc do niego bliżej i oparłem dłonie na jego klatce piersiowej gdy ja poczułem jego dłonie na swoich biodrach.
-Kocham cię Erwin wiesz? - wyszeptał, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce gdyż czułem te charakterystyczne ciepło na nich, a widząc jak się schyla delikatnie w moim kierunku nie uciekłem. Chciałem znów zasmakować tych jego warg i tego ciepłego uczucia w środku brzucha gdy mnie całuje. Zamknąłem oczy gdy poczułem te rozgrzane usta na swoich wargach, które delikatnie wprowadzały mnie w pocałunek, który bez myślenia odwzajemniłem. Oddałem się tej cudownej chwili chcąc by już na zawsze tak zostało.
3653 słów
================================
Witam ponownie wszystkich co dotarli do końca!
Podziwiam was za cierpliwość do tej książki, do tej historii i mojego wystawiania. Ponieważ miał być tylko dodatek tak naprawdę między czasie gdy wystawiałam w moim mafijnym sercu
Pomysł oczywiście powstał w zamyśle wspaniałej osóbki Yashiro_xXxX która jest pomysłodawcą tej historii, a ja ją trochę podrasowałam.
Tak jak wspomniałam miał być to krótki oneshot, ale powstała dość długa historia, którą się dość bawiłam próbując rożnych rzeczy.
Z zamysłu 5-10 rozdziałów powstało aż 42 z czego jestem zadowolona, bo nie sądziłam, że będę w stanie tak poprowadzić długo, krótki zamysł na fabułę.
Dziękuję wam wszystkim za tyle gwizdek i wyświetleń oraz za to, że po prostu byliście czy też chcieliście czytać tą książkę <3
Dziękuję również tym co postanowili zostawić po sobie ślad w postaci komentarzy 😘
Mam nadzieję, że podobała się wam historia i muszę przyznać, że były trzy opcje na zakończenie tej historii lecz nie lubię takich otwartych, że do wyboru zakończenie więc koło fortuny wylosowało na szczęście happy end choć jak widzicie trochę namieszałam w nim :3
Dziękuję jeszcze raz wam wszystkim
<3
Ps. Pojawi się jeszcze dodatkowy rozdział, ale kiedy to kwestia czasu.
================================
Przy okazji dla tych co czytają wszystkie moje książki mam niestety jakby to powiedzieć przykrą wiadomość o której dowiecie się jako pierwsi.
Z związku iż od 2021 roku w sumie można powiedzieć 2022 wystawiałam co tydzień kilka rozdziałów i trzymałam się tej systematyczności. Niestety nie jestem w stanie tego utrzymać. Książka nad którą pracuję jakby od maja nie jest dopracowana i nie posiadam zapasu do niej. Dlatego też zapewne zniknę na miesiąc góra dwa aż uzbieram spory zapas historii, która jest dość skomplikowana dla mnie i z pewnością będzie trochę dla was.
Jednak nie zostawię was bez niczego z pewnością jakieś shoty się pojawią oraz nadchodzący challenge, który jest planowany, ale tak to no zniknę z wystawiania :c
Przepraszam i dziękuję za wszystko♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro