Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jesteś inny

Witam wszystkich serdecznie!
Miłego lipcowego morwina!
Miłego dzionka również!

Perspektywa Monte

Gdyby ktoś powiedział mi, że będzie mnie prześladować wilk w snach i będę widział go w różnych miejscach, to osobie, która by mi to powiedziała zamknął bym na dołku by wytrzeźwiała. Jednak problemem jest taki, że to nie była moja wyobraźnia ani niczyja inna. Ciągnęło mnie coś do tego wilka, a moja intuicja prowadziła również w las. Nie walczyłem z nią, bo wiedziałem, że to nie ma sensu w końcu tyle razy mi pomogła czy poprowadziła gdy było naprawdę źle, a ja traciłem nadzieję. W głowie dalej miałem słowa Kuia, że w poniedziałek pójdziemy do niego. Na moim ciele pojawiła się gęsią skórka wraz z dreszczem ekscytacji, a uśmiech nie potrafił zejść mi z ust. Jeszcze na dodatek mam mieć wolne i to ile chce. To też mnie interesowało wręcz fascynowało do kogo Kui mógł się zwrócić aby dostać zwolnienie dla mnie. Miałem w głowie wszystkich z High command, ale tylko niektóre osoby mogły potwierdzać takie coś jak zwolnienie. Był to szef Rightwill, Andrews oraz Lincoln. Tylko nachodził problem z tym, że żadna z tych osób nie jest skorumpowana tym bardziej, że są przykładnymi funkcjonariuszami policji.

Zmrużyłem powieki patrząc się na sufit i zastanawiałem się czy można jest możliwość, że Kui podał komuś kartkę z fałszowanym zwolnieniem lekarskim, ale pewnie by dzwonili do mnie, a mój telefon milczy. Nawet Hank nie dzwonił nie pisał, co było dziwne, ale może miał służbę cięższą albo pilnował światka. Wiele było możliwości czy czynności w których mógł uczestniczyć. Jednak ludzi, którzy byli powiązani z HC było wiele lecz czy mogłem już odrzucić kilku możliwych czy potencjalnych osobników powiązanych z wyższą rangą i mafią. Tego dokładnie nie mogłem określić jednakże nie podobało mi się, że ktoś mógł wiedzieć o tym iż mieszkam u pana Chaka. Tym bardziej, że to było ryzykowne, bo ja nie znałem tożsamości drugiego korumpa, ale ten znał mnie. Było to dość stresujące, a moja intuicja nic mi w tym wypadku nie podpowiadała, a wręcz milczała. Może miałem za mało informacji dlatego też nic nie mogłem znaleźć czy wydedukować. Nie zostało mi nic innego jak szukać odpowiedzi w chińczyku albo wśród policjantów, ale tu będzie trudniej. Zamknąłem oczy w końcu było już po dwudziestej trzeciej, a ja powinienem już dawno spać i odpocząć.

Nie wiedziałem nawet kiedy był poniedziałek, ale cieszyłem się z tego, że znów go ujrzę i może tym razem mu pomogę jeśli tylko da mi się dotknąć. Ubrany i gotowy jedliśmy śniadanie w jadalni. Rozmawiałem z Carbo, Vasquezem oraz Speedo o samochodach gdy reszta rozmawiała sobie o luźniejszych sprawach bądź bardziej mafijnych.

-Gregory - spojrzałem na pana Kuia, który się odezwał - chcę dla pewności abyś miał w uchu słuchawkę przez którą będę mógł do ciebie mówić - zdziwiłem się mocno taką propozycją choć bardziej można powiedzieć, że stwierdzeniem w końcu postawił mnie w decyzji postawionej.

-Rozumiem - odparłem zgadzając się na to w końcu chciałem by nie myślał, że oszalałem, ale czułem obowiązek wobec wilka by mu pomóc. Był tak wielką dla mnie zagadką, ale również czymś czego nie rozumiałem, bo ciągnęło mnie to niego. Choć brzmiało to głupio, ale taka była prawda.

-Gdzie się wybieracie? - spytał zainteresowany Speedo.

-Coś musimy zrobić wraz z Gregorym i Nicollo - odpowiedział omijająco na pytanie najmłodszego z dzieci.

-Dlaczego ja?!

-Bo jesteś winny tak samo jak i Gregory - odparł na słowa białowłosego, który nie wyglądał na zadowolonego, ale nie miał wyboru.

-Na którą będziecie? - spytał Michael, który pił przez słomkę sok. Mógł bez trudu oddychać w całym domu wraz z własnym pokojem gdyż jak się okazało są zamontowane oczyszczacze powietrza, które filtrowały je w każdym pomieszczeniu.

-Cóż to kwestia względna jak coś to napiszę ci - odpowiedział, a Labo skinął głową, że rozumie.

-Ja też chcę jechać!

-Zostajesz z Vasquezem i resztą - oznajmił Carbo - wuja cię nie weźmie, bo to nie jest dla ciebie akcja.

-To nie fer! Ciągle jestem odtrącony od czegoś ciekawego! - wstał od stołu i pobiegł w stronę schodów zapewne uciekł do swego pokoju, który dzieli z Vasquezem.

-Pójdę go uspokoić - oznajmił spokojnie brunet i wstał od stołu, idąc w ślady białowłosego.

-Idź - mruknął Kui, który widocznie się zmartwił nagłym wybuchem najmłodszego.

-No trochę go trzymamy w domu - przyznał David.

-Przydałoby się go wziąć na jakąś akcję aby poczuł się trochę bardziej wartościowy w rodzinie

-Popieram - dołączył się Dia po słowach Sana.

-Ciągle słyszy nie więc nie dziwię się jego nagłemu wybuchu - odezwałem się, bo szkoda mi się zrobiło młodego. W końcu był tylko o rok młodszy od Dii, a on normalnie mógł uczestniczyć we wszystkim, a nawet chyba jak miał dziewiętnaście też robił podstawowe rzeczy związane z mafią.

Nim się obejrzałem jechaliśmy do lasu, siedziałem na tylnim siedzeniu, a na głowie miałem czapkę, którą kazał mi ubrać Kui na wszelki wypadek. Nie był pewny tego czy ze mną jest dobrze, ale rozumiałem go, bo sam nie byłem tego tak pewny. Wyglądało, że jest dobrze, ale nie mogłem polegać na swoim ciele w tej kwestii, bo było zdradzieckie.

-Masz komunikować się ze mną jak będzie źle.

-Spokojnie panie Kui będziesz mieć dobry widok na mnie i wilki - odparłem spokojnie, bo byłem pewny, że nic mi nie zrobią - nic mi się nie stanie!

-Mam nadzieję, bo będę miał cię na sumieniu!

-Nie masz co się bać wuja - powiedział Carbo, a ja chowałem do kieszeni pęsetę oraz maść, którą kupiłem po drodze w aptece. Nie widziałem jak się trzyma więc wolałem na wszelki wypadek być ubezpieczony. Zaprowadziłem Kuia wraz z Carbo na odpowiednie miejsce, a następnie sam zszedłem do doliny. Zdziwiłem się mocno gdy srebrnowłosy wilk zaczął machać ogonem na mój widok, a gdy zaczął się łasić niepewnie wsunąłem dłonie w jego przejmie miękkie futerko.

-Uważaj i najlepiej nie rób gwałtownych ruchów - głos Kuia słyszałem bardzo dobrze przez słuchawkę więc to robiłem wszystko według instrukcji mężczyzny, który mi trochę pomógł. Zaskoczyłem się dość mocno gdy dawał mi się głaskać czy dotykać. Był taki uroczy na swój sposób, a moje serce szybciej biło w jego towarzystwie. Jego złote oczy były cudowne, a gdy zaczął dotykać mnie nosem po policzku i pokazał na ucho od razu zrozumiałem, że może słuchawka wydaje jakiś dźwięk, który go denerwuje. Nie sądziłem jednak, że Kui tak zareaguje na wyłączenie słuchawki z ucha. Lecz nie mogłem stracić teraz zaufania, które zyskuje u wilka, który się odsunął, a młode rzuciły się na mnie. Głaskałem dosłownie wszystkie wilczki, które kleiły się do mnie i bawiło mnie to iż szukały przy mnie jedzenia.

-Nie mam nic do jedzenia, ale następnym razem może przyniosę coś dla was małe urwiski - powiedziałem drapiąc za uchem białego wilczka i spojrzałem na swego, który delikatnie machał ogonem chyba będąc zadowolony albo mi się tylko tak wydawało. Starałem się czytać jego mimikę poprzez ruchy ciała, ale było to trochę trudne. Łatwiej było czytać z ludzi niż z niego mimo iż był zwierzęciem, a one są niby łatwe do odczytania. No właśnie nie za bardzo jednak się okazuje. Nagle zaczął się oddalać, ale spojrzał na mnie i jakby czekał aż ruszę, ale nie byłem pewny czy dobrze rozumiem go. Jednak gdy skinął głową od razu wstałem uważając na młode by nie nadepnąć na nie. Oczywiście powiedziałem tyle ile mogłem z nimi, ale też nie mogłem niewiadomo ile tu siedzieć. Jeszcze musiałem iść na badania kontrolne do Lubelli aby mi pozwolił wrócić do pracy. Szedłem w stronę wyjścia i zdziwiłem widząc jak wilk idzie za mną, ale staje przed przejściem.

-Waaf - szczeknął smutno.

-Wrócę tu do ciebie spokojnie maluchu - odpowiedziałem mu i pocałowałem go w nosek. Wiedziałem co mówię gdyż miałem zamiar tu wracać tak często jak tylko potrafiłem oraz mogłem to zrobić. Wychodząc z doliny widziałem te oklapnięte psie uszka i nie chciałem aby był smutny, ale nie mogłem tu zostać. Nie teraz gdy mogłem być podatny na słońce.

Jednak tak jak mu obiecałem wstałem z samego rana i ubrałem się jak najszybciej by móc pojechać do wilka, a po drodze oczywiście kupić coś dla młodych. Zszedłem do kuchni, a w dłoni miałem czapkę by nie narazić się bardziej na słońce.

-Dokąd się wybierasz? - głos Kuia mnie zaskoczył, ale uśmiechnąłem się do mężczyzny.

-Do wilka - odparłem na jego pytanie i uśmiechnąłem się tylko, bo nic więcej nie mogłem zrobić. Nie mógł mi raczej zabronić tego abym jechał choć mógł lecz mój szlaban i Carbo już minął.

-Nie jestem przekonany do tego abyś tam jeździł tym bardziej sam.

-Panie Kui będę siedział w cieniu przede wszystkim będę uważać, a poza tym będę ostrożny i najdłużej do jedenastej aby nie przegrzać organizmu - powiedziałem na spokojnie wyciągając jakiś serek z lodówki aby zjeść. Już przyzwyczaiłem się i czułem pewniej w domu mafii choć nie powinienem, ale jak widać nie jestem typem człowieka, któremu można dokońca zaufać, bo też miałem swoje tajemnice. Na spokojnie zjadłem przy Kuiu śniadanie choć widziałem ten jego wzrok mówiący, że to nie jest śniadanie, ale nie mogłem nic poradzić na to, że nie byłem po prostu głodny.

-Jedź skoro tak bardzo chcesz, ale nie rozumiem dlaczego nadal cię ciągnie do niego.

-Ja też nie, ale chcę zrozumieć - odpowiedziałem z uśmiechem na ustach i wstałem od stołu. Mężczyzna wydawał się zaskoczony tym co mówię albo po prostu mi się wydawało. Jednak zbierałem się szybko aby zdążyć by spędzić trochę czasu z wilczkami, bo naprawdę dobrze mi się spędziło czas w ich towarzystwie. Wziąłem kluczyki do auta, ale nie widziałem sprzeciwu od chińczyka od razu ruszyłem na dół wraz z telefonem przy boku. Nim się obejrzałem siedziałem w samochodzie terenowym należącym do Carbonary i miałem nadzieję, że się nie obrazi o to, że je zgarnąłem. Po drodze wystąpiłem po świeże mięsko dla wilczków i ruszyłem w stronę doliny. Przez najbliższe dni przyjeżdżałem praktycznie codziennie by poleżeć z wilkiem bądź pochodzić po lesie i po prostu porozmawiać. Chociaż bardziej prowadziłem monolog do wilka, ale on reagował na moje słowa jakby rozumiał je.

Leżałem oparty o jego futerko, a on leżał spokojnie gdy robił dla mnie jako poduszka. Moja dłoń była zatopiona w jego futerku, a ja patrzyłem w korony drzew, które nas osłaniały przed słońcem.

-Wiesz co malutki mam wrażenie jakbyśmy znali się długi czas, a to tylko kilka dni - mruknąłem i pogłaskałem go pod bródką co lubił.

-Waff - szczeknął cicho na moje słowa.

-Wiesz nigdy nie miałem zwierzaka ani nie mogłem mieć okazji go posiadać. Nie wiem w sumie jak się zachować z tobą, w sumie się uczę jak sam widzisz - zaśmiałem się nerwowo i westchnąłem ciężko - dziwne nie mieć tak zwierzaka. Kogo znam to za młodu miał jakiegoś, ale moi rodzice nie byli typowo chętni na coś takiego jak kolejny obowiązek. Wystarczająco, że ja byłem balastem dla nich.

-Waf? - dotknął mnie swoim mokrym noskiem w policzek.

-No co takie życie zwykle byłem sam wiesz zapracowani byli choć starali się trochę być rodzicami w pewnych momentach, ale nie we wszystkich. Miałem być ideałem, a stoczyłem się na psy, ale nie żałuję - westchnąłem, bo ciężko wspomniało mi się jakiekolwiek wspomnienie o rodzicach - może straciłem z nimi kontakt i musiałem sam sobie radzić z tym wszystkim, no i dorosnąć, ale gdybym miał żałować to byłby za dużo dla mojej psychiki. Jednak gdyby nie oni nie byłoby mnie tu choć brakuje mi trochę tego uczucia, którym darzy Kui resztę chłopaków. Może dlatego tak chętnie tam siedzę, bo czuję się doceniony czy kochany? Nie wiem w sumie dlaczego ci to mówię po prostu czuję, że mogę ci zaufać. Komuś pierwszemu tak bardziej. Może ufam chłopakom, ale czuję, że nie zrozumieli by mnie w końcu większość z nich trafiła do chińczyka z przypadku, a on dał im kochający dom. Wiem jednak, że nie wszystko można mieć jak to mówią.

-Waf waf - polizał mnie po policzku, a następnie wtulił w moją twarz co było takie urocze z jego strony. Miałem wrażenie, że tym gestem chce mnie podnieść na duchu i pokazać, że nie jestem z tym sam.

-Uwielbiam cię - mruknąłem cicho i pogłaskałem go pod bródką - będę wracał do pracy wiesz i nie wiem jak będę przyjeżdżać, ale postaram się jak najczęściej mogę.

-Waf? - przechylił głowę w bok.

-Wiesz jestem policjantem i mam służbę, którą muszę odbyć. Pomagam ludziom, strzeże okolicy i dbam o spokój - oznajmiłem by mu wyjaśnić co robię - też głównie zajmuje się sprawami kryminalnymi czy pilnowaniem świadków koronnych. To jest dość czasochłonne i zajmuje sporo czasu - jego uszy opadły więc pocałowałem go w nosek - wiem też się przywiązałem, ale za coś muszę żyć.

-Awwawaf - wyburczał na co się zaśmiałem cicho.

-Gdyby tylko dało się ciebie jakoś przemycić do miasta to byśmy więcej czasu spędzali czasu! Poznał byś bardziej Carbo i Chaka nawet resztę. Jednak ty masz tu dom, a ja nie chcę cię z niego wyciągać - mruknąłem smętnie, bo chciałabym mu pokazać świat taki jaki ja znam. Może nie był najlepszy, ale chwilę takie jak ta były najwspanialszymi jakie mogły mnie spotkać w tym okrutnym świecie. Świecie gdzie każdy żył by żyć nie po to by się rozwijać spełniać marzenia tylko żyć według schematu, który był narzucony już z góry. Było to przykre, ale z drugiej strony zrozumiałe, że bez zasad świat pogrążył się w chaosie, ale nawet w najciemniejszych miejscach można odnaleźć promyczek słońca. Przesiedziałem z nim do popołudnia w sumie trochę się zasiedziałem, a o 13 miałem mieć wizytę u lekarza więc musiałem się zjawić choć nie sądziłem aby było to tak bardzo potrzebne. Malutki odprowadził mnie do samochodu, a ja pożegnałem się z nim pocałunkiem w nosek.

Czy dowiemy się coś więcej o Grzesiu?
Czy rozwiąże on pytania na które szuka odpowiedzi?

2205 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro