Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak to wszystko się zaczęło

Witam wszystkich serdecznie w nowej historii!
Będzie to krótka książka, która powstała przy pomocy Yashiro_xXxX
Którą piszę własnoręcznie przy małej pomocy mego diabełka <3
Mam nadzieję, że nie zawiodłam twej wyobraźni!

Mamy nadzieję, że spodoba wam się taka książka i dobrze będziecie się bawić na niej

Rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu w środy co dwa tygodnie!
Niestety taka terminówka, bo dużo innych rzeczy jest do roboty i pisania

Wesołych mikołajek wszystkim <3

Dzień jak co dzień można by rzec. Jednak nie dla mnie, ponieważ każdy dzień to walka o przeżycie i walka o życie, które ma się tylko jedno, ale kto by na to zwracał uwagę. Na pewno nie wracają na mnie, ponieważ nazywany jestem terminatorem przez ludzi, którzy mnie znają jak i nie. Ja rozumiem, że nie jest łatwo mnie pokonać, ale to wszystko przez to iż nie czuję bólu. Nie wiem kiedy mam go czuć i odczuwać, a nie kręci mnie to aby udawać, że coś czuję. Wiedziałem w sumie, że w życiu brakowało mi sporo uwagi rodziców jak i wsparcia z ich strony czy też uczuć, które nie są mi tak dobrze znane. Dla wszystkich, którzy mnie nie znają sądzą iż jestem po prostu typem co nie lubi okazywać uczuć, a prawda jest po prostu inna. Nie potrafię ich używać w odpowiedni sposób więc trzymam się tego co znam idealnie. Mam dwadzieścia pięć lat i jestem kapitanem trzeciego stopnia w Los Santos.

W mieście gdzie występek nigdy nie śpi. Pracuje w policji od siedmiu lat i w ciągu nich wywalczyłem sobie bardzo wysokie stanowisko, ale nie wszystkim to odpowiadało. W sumie zawsze znajdzie się ktoś dla kogo będziesz nic nie warty i zrobi wszystko aby Cię strącić z wysokiego stanowiska. Można powiedzieć, że miałem wszystko, ale było mi brak czegoś. Czegoś czego nie znałem i bałem się poznać. Dlatego też zajmowałem się pracą praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo nie miałem co innego robić w swoim życiu. Rodziny nie miałem, przyjaciele widzą mnie wtedy gdy czegoś potrzebują, a wrogowie dzień w dzień próbują wbić mi sztylet w plecy.

Wychowałem się w tym mieście i mimo złej przeszłości to wiedziałem iż nie wszystko zawsze idzie tak jak się chce. Od początku moje życie nie było za ciekawe, a szkoła i życie szkolne również nie dawało mi ulgowego biletu w moim marnym żywocie. Byłem dość wątły i słaby, ale z czasem mocno wziąłem się za formę swojego ciała z której teraz byłem zadowolony. Jedna dobra rzecz w moim życiu. Westchnąłem podnosząc się z łóżka. Byłem zmęczony i nie wyspany gdyż spałem z ledwo cztery godziny z hakiem. Może nie było to tak mało, ale po kilku zarwanych nocach to jednak jest mało wręcz za mało. Jednak sens życia dawało mi właśnie ryzykowanie swoim życiem. Lecz czasami zatracałem się w czymś co nie powinienem i jakoś wychodziło iż byłem porywany kilka razy jak nie więcej. Nie pamiętam w sumie dnia wolnego od prześladowania mnie. Byłem bardzo surowym policjantem, który o zgrozo miał sojuszników w jednej z mafii. Powolnym krokiem wszedłem do łazienki i wszedłem pod prysznic ściągając po drodze bokserki w których usnąłem.

Cudem było to iż zdołałem usnąć ówcześnie ściągając z siebie mundur policyjny, który powinien być gdzieś w pokoju. Włączyłem zimną wodę i od razu moje ciało przeszedł szok zamiany temperatur. Było lato w sumie dopiero zaczynało się, a dla mnie zaczynał się sezon na łapanie ludzi, którzy robią coś nielegalnego. Lubiłem gdy na zewnątrz było ciepło i można było chodzić w luźnych mundurach, ale z nadchodzącym latem też nadchodzą upały. Nie lubiłem ich i nienawidziłem całym sercem, bo człowiekowi po prostu nic się w taką pogodę nie chce. Nie spieszyłem się z myciem się pod lodowatą wodą. Nie było potrzeby i tak zdążę dostać się na komisariat uzupełnić amunicję i asortyment, który zniknął z paska policyjnego albo któryś z policjantów sobie zapożyczyła ode mnie. Radio miałem przy sobie, a moja Corvetta siedziała na parkingu przy ulicy. Cudem w sumie było to iż nikt jeszcze nie odważył się jej ukraść z tak oczywistego miejsca.

Zamknąłem oczy aby piana z mytych włosów nie dostała się do moich brązowych oczu. Po kilku minutach porządnego mycia opuściłem łazienkę przepasany w pasie tylko ręcznikiem, który zasłaniał moje narządy płciowe. Gdy znalazłem się w pokoju wyciągnąłem z szafki świeże bokserki i ubrałem na siebie tak samo jak całe umundurowanie policyjne. Na szczęście nie był mundur rozrzucony po całym pokoju, że musiałem go szukać. Przygotowany na służbę poprawiłem czerwony golf i kamizelkę na sobie z napisem LSPD z tyłu. Byłem dumnym policjantem i nie myślałem o tym aby przejść do szeryfów gdyż dobrze jest mi tu jak jest. Nie robiłem śniadania ani kawy, bo nie było na to czasu i w sumie nie chciałem marnować na to cennego czasu. Gdy będę chciał to pojadę na Burger shota aby kupić kawę i jakiś śniadaniowy zestawik. Miałem zniżkę u Kui Chaka w restauracji gdyż w sumie nawet nie wiem dlaczego, ale pewnego wieczoru za bardzo prze ceniłem swoje umiejętności i zawiodłem. Pamiętam ten dzień aż za dobrze.


Nieokreślony czas wcześniej

Służba mijała dosyć szybko. Oczywiście jak to ja jeździłem samotnie na patrolach po naszym kochanym mieście gdzie zło nigdy nie przestaje żyć. Nie dziwię się, ponieważ bez dobra nie ma zła i tak na odwrót. Tylko gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Wjechało we mnie duże terenowe auto, a z niego wyszli uzbrojeni ludzie. Zdziwiony nie chciałem się poddać i wyciągnąłem pistolet z kabury aby zawalczyć o swoje życie nim zrobią oni mi krzywdę.

-Poddaj się!

-Nie waż nawet celować!

-Odłuż pistolet na siedzeniu obok! - zaczęli mi rozkazywać, a ja nie mając wyboru po prostu podniosłem ręce w górę i czekałem na rozwój sytuacji. Ktoś podszedł do auta i wytargał mnie siłą ze środka wozu. Miałem ochotę po prostu przyłożyć zamaskowanemu mężczyźnie w twarz i odjechać z miejsca zdarzenia. Jednak nie było mi dane. Szybko zakuli moje nadgarstki moimi policyjnymi kajdankami, nie dając mi nawet choćby luzu w nich. Przez to bardzo mnie uwierały w nadgarstki. Pozbyli się ze mnie wszystkiego co mogło mnie namierzyć i wpakowali do wozu. Słyszałem na radiu ciszę i raczej nic więcej nie będę słyszeć. Zwykle gdy mnie porywają to jestem szukany przez kilka osób jeśli są na służbie, a reszta woli po prostu robić sobie patrole. Dziś nie było nikogo na służbie kto mógłby mi pomóc bądź mnie szukać. Chyba byłem na straconej pozycji. Więc w ten sposób będzie dane mi dziś pożegnać się ze światem żywych. Szkoda, bo nie chciałem umierać. Założyli mi worek na głowę abym nie widział gdzie jedziemy w sumie trochę bezsens biorąc pod uwagę iż wpakowali mnie do bagażnika. Leżałem w ciasnej przestrzeni i obijałem się o ściany bagażnika gdy auto skręcało bądź mocno hamowało. Byłem niczym piłeczka odbijająca się od ścian. Nie walczyłem, nie krzyczałem, bo i tak bez sensu. Moi współpracownicy chyba będą w końcu szczęśliwi z powodu, że stanowisko się zwalnia sierżanta.

-445, 10-76 na 10-90 - padł komunikat na co się zaśmiałem. Widziałem iż tak będzie, ale co poradzić. Nagle stanęliśmy w sumie to samochód się zatrzymał i nie wyglądało to na zatrzymanie się na sygnalizacji świetlnej. Bagażnik został otwarty, ponieważ poczułem bryzę świeżego morskiego powietrza. Siłą zostałem wyciągnięty co wiąże się z tym i spadłem na ziemię dosyć mocno uderzając głową o nią. Jęknąłem z bólu i starałem się nie zemdleć z siły jaką spotkałem się z twardym podłożem.

-Wstawaj! - ciekawie jak miałem wstać jak ręce zakute w kajdany od tyłu i nie byłem sam w stanie się podnieść. Nagle poczułem jak ktoś mnie kopię w brzuch przez to się skuliłem, bo odebrało mi to oddech. - Wstawaj!

-Daj spokój sam nie wstanie - ktoś powiedział i poczułem szarpnięcie za kajdany, a następnie podniesiono mnie do pionu. Stanąłem twardo na nogach mimo bólu brzucha. Zaciągnięty zostałem gdzieś i przykuty do rury wyżej ode mnie przez to musiałem stać na palcach u nóg aby nie zniszczyć sobie nadgarstków. Po chwili ściągnięto mi worek z głowy i mogłem zobaczyć iż jesteśmy na sortowni w jakimś magazynie.

-Dobra kolego bądź taki miły i zdradź nam wszystko co wiesz o szefie policji Sonnym Rightwillu!

-Nic ode mnie się nie dowiecie - oznajmiłem spokojnym tonem głosu.

-Jeśli nie Rightwill to możemy też o tobie porozmawiać i twoich krzywych akcjach z łapaniem naszych.

-Nie wiem o co chodzi - odpowiedziałem i patrzyłem za czymś co mogłoby mi pomóc w ucieczce.

-Udawaj, udawaj wszyscy dobrze wiemy o co chodzi - powiedział opanowanym głosem i tak miał rację. Wiedziałem o co chodzi i, że złapałem kilka osób z ich grupy, a oni zostali osądzeni przez sąd najwyższy na karę więzienia. Długą karę więzienia, którą muszą teraz odsiedzieć za swoje złe uczynki. - Skoro nie chcesz mówić to ci pomożemy - zasugerował i ktoś podał mu do ręki rozgrzany do czerwoności nóż. Wiedziałem, że zaboli i to bardzo, ale chyba nie byłem gotowy na taki stopień cierpienia oraz bólu. Zagryzłem zęby, a serce waliło mi niesłychanie szybko gdy nóż znalazł się blisko mojej szyi. To będzie paskudna rana, a z niej blizna jak zatopi we mnie nóż. Przyłożył gorące ostre narzędzie do mojej skóry i delikatnie wciskał je we mnie. Moje nogi zaczęły drgać niespokojnie jak i ręce, które chciały uwolnić się z kajdan, a oczy zaszkliły się jednak z ust nie wydobył się żaden głos ani też jęk bólu. Gdy odsunął nóż ode mnie po moich policzkach spływały łzy. To było coś okropnego jeszcze w ten sposób nie zdołałem poczuć nigdy bólu.

-Teraz będziesz gadać? - spytał inny, ale przez łzy w oczach nie potrafiłem już rozróżnić, który do mnie mówi.
Nagle padł strzał z broni palnej i nie wiem czy mi się to wydawało czy jednak na serio to jest. Nagle do środka magazynu weszła jakąś grupa, która przegoniła moich porywaczy.

-Co robimy z psem? - spytał ktoś gdyż nie rozróżniałem głosów. Nie znałem ich pierwszy raz słyszałem je. Szkoda umierać mając tylko 23 lata, bo to naprawdę młody wiek i miałem całe życie przed sobą, ale jak widać chyba będę martwy.

-Jest ranny może weźmy go do wujka? - zaproponował gdy ja oddychałem ciężko, bo ból w szyi był do nie zniesienia i naprawdę męczył mnie. Czułem jak krew spływa mi po szyi gdyż rana była dosyć głęboka, ale miałem nadzieję, że nie przeciął tętnicy w sumie od boku to raczej nie możliwe, ale może i realne.

-Pomóżmy mu raczej nikt go nie szuka - stwierdził, któryś i rozmazanym wzrokiem widziałem ciemnoskórego, czarnowłosego i chyba z kapeluszem w sumie trzech mężczyzn, którzy mnie uwolnili, a ja zemdlałem. Obudziłem się na kanapie w jakimś salonie. Nie wiedziałem gdzie jestem, ale dotknąłem szyi i czułem opatrunek.

-Nie dotykaj tego - usłyszałem piskliwy głos i spojrzałem na niskiego mężczyznę, który położył dwie herbaty na stole. Był chińczykiem i kilka razy widziałem go jako adwokata na celach.

-Gdzie ja jestem? - zapytałem nie rozumiejąc co tu robię.

-Moi chłopcy ci pomogli gdy zostałeś porwany - oznajmił spokojnie - opatrzyliśmy ci rany i przespałeś pół dnia. Oczywiście zgłosiliśmy policji twoje znalezienie się.

-Dziękuję? - mruknąłem niepewnie i przetarłem twarz dłonią. Nie wiedziałem co mam myśleć gdyż czułem tutaj podstęp.

-Nie masz za co Gregory - odparł - za tą pomoc odwdzięczysz się pomocą dla mnie - jego słowa były tajemnicze i piękne mroku.

Teraźniejszość

Wtedy nie wiedziałem do czego może być zdolny chińczyk, ale jak się okazało był liderem mafii gdzie pracowali dla niego moi rówieśnicy czy młodsi ode mnie. Tamte dni sądziłem, że wplątałem się w niezłe bagno, ale z czasem zaprzyjaźniłem się z całą ekipą Kuia. Można powiedzieć, że znalazłem element układanki, który zagubił się wśród wszystkich innych puzzli, które nie pasowały do obrazka. Lecz w sercu dalej czułem, że czegoś mi brakuje.

Co brakuje Grzesiowi?
Co musiał zrobić dla Kuia?

1846 słów

Kolejny rozdział 21.12.2022

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro