Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Intuicja nigdy się nie myli

Witam serdecznie w rozdziale!
Przepraszam jeśli będą jakieś błędy, ale głową mnie boli i ciężko jest coś poprawić.
Mam nadzieję że będzie wam się podobać ten rozdział!
Życzę wszystkim miłego dzionka ❤️

Spokojnie wyszliśmy na polane i nadal tuliłem do siebie malutką Jessice. Przydałoby by się ją umyć i przebrać, ale z pewnością tym zajmie się babcia młodej. Jak na odsunięcie mnie od sprawy, to i tak ją rozwiązałem. Mimo tego, że nie za bardzo rozumiałem to jak znalazła się tak daleko od miejsca zamieszkania. To była naprawdę duża odległość, ale jeśli ktoś ją porwał i następnie porzucił to mogło być to realne. Jednak czułem, że coś mnie omija bądź coś ja pomijam.

-Jessica mogę mieć do ciebie kilka pytań? - spytałem się spokojnie, bo skoro i tak czekamy aż przylecą to chciałem wiedzieć co takiego się wydarzyło tamtej nocy.

-Yhym - mruknęła cicho kiwając głową na tak.

-Jak stało się to iż znalazłaś się w lesie? - spytałem chcąc dowiedzieć się prawdy od niej, bo jeśli ma coś to związanego z wilkami może zagrażać im.

-Było ciemno - powiedziała niepewnie - lodzice zaczęli się kkłócić jak co nnoc - jej głos zaczął drżeć niespokojnie.

-Czy oni cię krzywdzili? - wiem, że spytałem się jej wprost, ale była na tyle rozsądna iż powinna mi powiedzieć bądź w jakiś sposób pokazać. Nagle poczułem jak coś skapuje na moją koszulę i zdziwiony spojrzałem na nią gdyż zaczęła płakać - Ej no już już spokojnie - zacząłem ją głaskać po plecach i bujać na boki jak to się robi z dziećmi. To wystarczyło mi aby zrozumieć iż te śliniaki nie były przez upadki czy z przypadku, a zrobione celowo i stosowali na niej przemoc domową. Biedne dziecko ile musiało wycierpieć przez tych ludzi. - Jess co się stało wilkowi iż jest ranny?

-Jjakiś ppan - pociągnęła nosem - z czymś z dwoma dziulkami w lenkach i wydało głośny dźwięk - powiedziała schowana twarzą w moje ramię. Nie przestawałem głaskać ją po plecach aby uspokoić ją do końca.

-Rozumiem zajmę się nim - oznajmiłem - a jak znalazłaś się z wilkiem?

-Ja widziałam jjak wszedł do mnie do pokoju. Potem zeszliśmy w dół. Oni spali w kałuży czegoś.

-Nie walczyłaś?

-Nnie - mruknęła - chciałam zniknąć. Zzapomnieć. Nie klzywdzie kudłatka plose.

-Musimy więc ustalić inną wersję zdarzeń - rzekłem wzdychając cicho gdyż nie rozumiałem, dlaczego i jak wilk mógł to zrobić. Musiałem to rozgryźć.

-Jaką? - odchyliła się do tyłu wpatrując w moje oczy.

-Nie pamiętasz niczego oprócz tego iż obudziłaś się w lesie i zajęły się tobą wilki. Rozumiemy się?

-Tak! - uśmiechnęła się słabo, ale w jej oczach widziałem te iskierki szczęścia, które były delikatnie zduszone smutkiem. Słyszałem z oddali dźwięk helikoptera więc byli niedaleko czekała mnie zapewne reprymenda za to iż na zwolnieniu przymusowym robię to co chce. Niestety nie miałem wyboru bądź po prostu nie chciałem go mieć i poddałem się intuicji, która doprowadziła mnie do rozwiązania zaginięcia małej dziewczynki. Nie spodziewałem się jednak takiego obrotu spraw i wilka co chciał za zabrać dziewczynkę. Helikopter wyglądał nie daleko nas, a z niego wyszedł Hank oraz Czarek.

-Nie gadałeś od rzeczy - stwierdził brunet i nie dziwiłem się iż był zaskoczony widokiem, który zastał. Czułem jak mnie obserwują i dziecko.

-Mówiłem przecież - mruknąłem do ich i ruszyłem w stronę stojących mężczyzn.

-Rightwill będzie wkurwiony jak się dowie iż będąc na przymusowym wolnym zająłeś się sprawą - oznajmił Czarek.

-Tak wiem wiem, ale miałem świeży trop i ruszyłem za nim - rzekłem - zabierzcie młodą na komisariat.

-Nie tak prędko Grzesiek ty też masz być - powiedział nagle Over na co westchnąłem, ale kiwnąłem potwierdzająco głową.

-Samochód zostawiłem w lesie - wtrąciłem się - przyjadę na komisariat jak tylko mogę.

-Lecisz z nami - odparł Hank - polecenie z góry.

-Dobrze - skierowałem się na tył helikoptera i otworzyłem drzwi, wchodząc do środka. Zamknęli za mną przesuwne drzwi i widziałem iż nie będę miał za ciekawą sytuację w pracy.

-Odstawimy cię z powrotem - rzekł Czarek więc nie miałem wyboru. Jak nie dostanę zawieszenia w pełnieniu funkcji policjanta to będę mógł nawet skakać ze spadochronu z szczęścia iż nie będę musiał mieć wolnego miesiąca.

-Leciałaś kiedyś helikopterem? - spytałem młodej i założyłem jej słuchawki na uszy gdy ona pokiwała głową na nie - To teraz masz okazję! - powiedziałem głośniej gdyż zaczęliśmy startować i sam włożyłem słuchawki. Młoda z zafascynowaniem zerkała po wszystkim, a ja bacznie ją obserwowałem aby nie zrobiła czegoś głupiego. Lot strasznie mi się dłużył może przez to iż po prostu odczuwałem obawę. Praca była dla mnie ważna i każdy urlop przymusowy był katorgą dla mego serca. Nigdy nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca gdy musiałem od klepać zaległy urlop bądź dni wolne, które powinienem mieć. Gdy wylądowaliśmy, ściągnąłem od razu dziewczynce słuchawki jak i sobie. Drzwi otworzyły się, a ja już widziałem te białe włosy należące do Sonnyego Rightwilla.

-Dziadkowie powinni być za kilka minut - oznajmił i jego wzrok skupił się na mnie - a ty ze mną do biura Gregory!

-Tak szef - odpowiedziałem na rozkaz i ruszyłem za nim na schody zostawiając dziecko w dobrych rękach. Dość sprawnie przeszliśmy do biurka i bez słów usiadłem na krześle wpatrując się w dłonie.

-Gregory co ja mam z tobą zrobić? Powiedz mi to! Ciągle robisz po swojemu! - mówił więc nie przerywałem mu gdyż się obawiałem, że wybuchnie jak się odezwę. - Miałeś mieć jedną prostą rzecz. Zero pracy przez najbliższy tydzień, a ty co zrobiłeś? Nie cały dzień wolnego i rozwiązałeś sam zaginięcie dziecka!

-Przepraszam szef - wymamrotałem nie patrząc się na niego.

-Co robiłeś w lesie? - podniosłem głowę i spotkałem ten wzrok niebieskich tęczówek na sobie, który wypalał we mnie dziurę. Nie mogłem powiedzieć, że byłem z Kuiem ani nikim od niego. Nikt nie wie iż trzymam z nimi.

-Jeździłem Corvettą szef i poczułem nagle uczucie iż muszę wyjechać w las. Moja intuicja mówiła mi abym tam jechał. Tak jakoś wyszło iż znalazłem ślady stup należących do dziewczynki. Jako przykładny obywatel i policjant na wolnym... Nie mogłem tak tego zostawić szef.

-Więc kto jest winien tego?

-Śladów brak, świadków brak. Dziewczynka nic nie pamięta z nocy gdzie wszystko się stało - oznajmiłem spokojnym tonem głosu - zajmowały się nią okoliczne stado wilków.

-Znalazłeś ją z wilkami - potwierdziłem skinięciem głowy - jakim cudem ją stamtąd wyciągnąłeś?

-Wszedłem - odparłem, a mężczyzna patrzył się na mnie z wymalowanym szokiem.

-Czasem zastanawiam się czy jesteś głupi czy na tyle odważny aby wchodzić w takie coś! - usiadł na fotelu ciągle patrząc mi w oczy.

-Jestem to i to szef - odpowiedziałem.

-Muszę zawiesić cię na tydzień więc masz dwa tygodnie wolnego i nie ma, że nie chcesz! - chciałem coś powiedzieć, wtrącić się w jego słowa - Masz robić to co ci szef karze!

-Tak szef - westchnąłem ciężko, bo właśnie tego się obawiałem. No to teraz mam dwa tygodnie wolnego i co ja będę robić w tym czasie. Nie mam bladego pojęcia i to mnie najbardziej przeraża. Może Kui mnie przyjmie do siebie na kilka dni i nie będę się tak nudził. Może i zrobię kasetkę z chłopakaaa... Nie wróć tego nie będę robić. Nie zniżę się do takiego stanu aby robić nielegalne rzeczy. Potrzebowałem tylko jakiegoś zajęcia.

-Nie ma nic odnośnie porywacza tak? - kiwnąłem potwierdzająco głową - W takim razie zamykamy sprawę. Dziewczynka się znalazła. Zapewne już dziadkowie po nią są więc chodź. Bądź tym bohaterem, którym chciałeś być!

-Nie szef nie chciałem być bohaterem. Chciałem uratować ludzkie życie nie stać przed kamerami czy blaskiem fleszy, bo to nie jest mi potrzebne - oznajmiłem wstając z krzesła - ja nigdy nie byłem i nie będę bohaterem. Jest wiele innych ludzi, którzy zrobili znaczniej więcej ode mnie.

-Inni by wyszli z chęcią przed rodzinę szczycąc się jak to nie była trudna sprawa - zaczął mówić Rightwill, ale mu przerwałem.

-Ja wiem gdzie jest moje miejsce szef i jest to biurko bądź pilnowanie ludzi nie sława - odparłem spokojnie i ruszyłem do wyjścia z gabinetu.

-Odpocznij w końcu Gregory!

-Odpocznę szef - mruknąłem w odpowiedzi i wyszedłem z biura, zdziwiłem się gdy przed nim stał Hank. Jednak on uśmiechnął się w moją stronę więc odwzajemniłem jego uśmiech.

-Odstawić cię na miejsce gdzie jest twój samochód? - spytał mój przyjaciel i spojrzał w tył - Dobry szef.

-Odstaw go pod auto - rzekł Rightwill - dziadkowie są?

-Za pięć minut powinni być w lobby - oznajmił - małą zajęła się Lili oraz Mia. Są w łazience aby sprawdzić czy nie jest ranna.

-Dziękuję za informację - powiedział szef i ruszył do schodów w dół.

-Chodź polecimy na miejsce skąd cię wzięliśmy, ale wiesz gdzie masz samochód?

-Mam GPS co działa możemy polecieć tam - wyjaśniłem spokojnie kierując się do góry na helipad. Musieliśmy wrócić do lasu, bo obiecałem sprawdzić co u wilka. Dotrzymuję obietnic więc chciałem dowiedzieć się prawdy, którą skrywał ten wilk. Nie pasowało mi to skąd on się tam wziął.  Nic nie trzymało się kupy, bo powinien więcej śladów zostawić, a to zabójstwo było idealne i przede wszystkim nie zostawił śladów. Dziki wilk powinien być ze stadem, ale żadnych śladów nie było, a za płotem powinno być kilkanaście odcisków łap. Zaś w lesie były ludzkie ślady więc o co w tym chodzi. Co jeśli młoda kogoś kryła tak naprawdę. To wszystko nie grało ze sobą, ponieważ nie było broni palnej tam. Dopóki nie zaznam prawdy to nie odpuszczę tego.

-Ja nie pytam jak kto rozwiązałeś Grzesiek.

-Intuicja - odparłem i patrzyłem się w dół na las gdyż byliśmy niedaleko miejsca skąd mnie zabrano.

-Ta intuicja jednak cię ratuje - zaśmiał się - i to bardzo nie sądzisz? Zawsze rozwiązujesz jakieś sprawy dzięki niej  - rzekł, a ja pokręciłem głową na boki.

-To tylko intuicja - odparłem, a on zaczął lądować tyle ile mógł nad moim samochodem.

-Nie mam jak zejść - odpowiedział mi na co się zaśmiałem.

-Uprząż jest co nie? - spytałem, a on kiwnął głową na tak. - To ja się spuszczę w dół.

-Przecież to głupota! - krzyknął, a ja się zaśmiałem słysząc jego słowa.

-Nie jestem głupi, a szalony - odparłem z uśmiechem na ustach ubierając uprząż i przypinając linę do niej. Będąc przygotowany otworzyłem boczne drzwi. - Trzymaj się Hank do zobaczenia za dwa tygodnie - powiedziałem i nim usłyszałem jego odpowiedź zwrotną spuściłem się w dół.

Nie chciałem dostać reprymendy od niego, bo wolałbym iść do nory wilków niż z nim być teraz. Gdy opadłem na ziemię od razu się rozpiąłem, a cały mechanizm poleciał w górę. Hank coś chyba do mnie krzyczał, ale zagłuszał go dźwięk pracy łopat. Zaśmiałem się tylko, a on w końcu odleciał. Więc otworzyłem vecie, ale wyciągnąłem z niej tylko apteczkę. Chciałem opatrzeć ranę, którą miał wilk. Należało mu się to w zamian gdyż, to właśnie on zajął się dziewczynką. Jednak i on był winien zabójstwa ludzi, a gdyby ktoś się dowiedział o tym to od razu skazali by człowieko zabójcę na śmierć. Ludzie nie mają serca i wolą się czegoś  pozbyć niż to naprawić. Ruszyłem w stronę małej doliny mając nadzieję, że tam będzie ten wilk. Był ranny daleko też nie ucieknie tak sądziłem więc starałem się dojść do miejsca gdzie to wszystko się rozpoczęło. W głowie dalej miałem te złote tęczówki, bo to on tak naprawdę dał mi podpowiedź gdzie jest dziewczynka. Po chwili doszedłem do miejsca gdzie było zejście więc wszedłem na teren wilków. Nie mogłem okazać strachu więc usiadłem przy ścianie i po cichu obserwowałem te majestatyczne zwierzęta.

Kilka z nich zauważyło mnie, ale z związku z tym iż nie miałem przy sobie broni chyba nie wzięły mnie za zagrożenie. Od razu zauważyłem wilka po którego, w sumie dla którego tutaj przybyłem z powrotem. Mój wzrok spotkał się z tymi fascynującymi złotymi tęczówkami, których nie byłem w stanie wyrzucić z głowy. Chyba nie tylko ja miałem problem z oderwaniem wzroku. Zwierzę zaczęło iść w moim kierunku więc nie ruszyłem się choćby na krok. W dłoni ściskałem sprey antybakteryjny i czekałem aż podejdzie do mnie tak abym mógł zobaczyć ranę. Nie musiałem długo czekać iż podszedł do mnie i zaczął wąchać gdyż widziałem ten nosek co mu się poruszał. Zaczął mnie okrążać i mogłem zauważyć jego ranę, która nadal krwawiła. Wiem iż to co teraz zrobię zniechęci go bardzo mocno do mnie, ale miałem nadzieję, że dam sobie radę z tym. Niepewnie korzystając z okazji wstrząsnąłem w dłoni sprejem i szybko nim zauważył spryskałem mu ranę. Wilk pisnął przestraszony i odskoczył w bok, warcząc na mnie wściekle.

-Chciałem ci tylko pomóc. To ci pomoże w leczeniu tej rany! - zacząłem się tłumaczyć gdy zbliżył się do mnie, a widziałem te wystrzeżone kły w moją stronę. Poczułem jak oblewa mnie zimny pot i nie mogłem się ruszyć z miejsca. Może dlatego, że wiedziałem, że nie mam szans na ucieczkę. Warknął wściekle, a ja wziąłem głęboki wdech - Przepraszam jeśli cię to zabolało - powiedziałem to co intuicja zaczęła mi podpowiadać i miałem nadzieję, że uratuje mnie.

-Waf wrrr - szczeknął warcząc, a w jego oczach widziałem czystą furię.

-Przepraszam - wyszeptałem, a jeśli tak dane było mi umrzeć to trudno. Najważniejsze jest to iż starałem się nu pomóc jak tylko mogłem. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Czy byłem gotowy na śmierć? Nie wiem, ale wiem jedno. Wilk mi nie odpuści póki nie zrobi tego co chcę, bo stałem się dla niego zagrożeniem, które jak widać trzeba się pozbyć.

Co do tego wszystkiego ma wilk?
Czy Gregory ma rację, że to nie koniec sprawy?

2113 słów

Kolejny rozdział 12.04

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro